Znów bez zwycięstwa
Legia Warszawa tylko zremisowała 1-1 z Widzewem w meczu 14. kolejki Ekstraklasy. Na prowadzenie wyszli gospodarze w 66. minucie za sprawą Sebastiana Bergiera. Potem do remisu doprowadził rezerwowy Ermal Krasniqi. Spotkanie, będące jednocześnie czwartym ligowym niewygranym meczem Legii, niewiele różniło się od poprzednich w wykonaniu stołecznego klubu.
Pomimo zmiany na stanowisku pierwszego trenera, w składzie Legii nie uświadczyliśmy żadnej rewolucji. Od pierwszej minuty spotkania "Wojskowi" starali się zaskoczyć swoich przeciwników strzałami z dystansu. Dwukrotnie próbował tego Rafał Augustyniak, lecz pomocnik gości trafił jedynie najpierw w jednego z rywali, a potem w Miletę Rajovicia. Gospodarze byli bardziej aktywni i nieprzewidywalni. W 15. minucie lewą stroną urwał się Szymon Czyż, który chciał mocno wstrzelić piłkę w pole karne rywali. Szczęśliwie pomocnik był niedokładny, co uratowało legionistów. Łodzianie byli agresywni i atakowali Legię wysokim pressingiem. Sprawiało to graczom Inakiego Astiza niemałe problemy.
W 30. minucie znakomita szansa dla stołecznego klubu. Po koronkowej akcji w polu karnym Widzewa, przytomnie do Radovana Pankova futbolówkę zgrał Steve Kapuadi. Ten pierwszy oddał płaski strzał, ale ofiarna interwencja defensorów nie pozwoliła Serbowi cieszyć się z gola. Legia z biegiem czasu radziła sobie coraz lepiej i stopniowo zyskiwała przewagę. Wkrótce zabrakło im nieco szczęścia, kiedy po wrzutce ze skrzydła od Pawła Wszołka o krok od pokonania własnego bramkarza był Stélios Andréou.
Legia cały czas była częstszym gościem na połowie przeciwnika. Brakowało jednak tego co kluczowe, czyli celnych strzałów, Pięć minut przed końcem regulaminowego czasu gry Bartosz Kapustka huknął z dystansu ile sił w nodze. Pomocnik był jednak niedokładny i trafił dokładnie w to miejsce, gdzie ustawiony był Veljko Ilić. Kilka minut potem sędzia zakończył pierwszą połowę. W niej nieco lepiej prezentowali się gracze Legii, ale i tak trudno powiedzieć, że zrobili wystarczająco długo, aby wyjść na prowadzenie.

Druga połowa zaczęła się leniwie. Przez długi czas obydwie drużyny nie potrafiły poważnie zagrozić przeciwnikowi. W 55. minucie Widzew przeprowadził ładną akcję, którą bliski sfinalizowania był Fran Alvarez. Szczęśliwie znakomitym powrotem popisał się Kacper Urbański, który wrócił do obrony i zablokował przeciwnika. Za moment Alvarez dograł z kolei do Fornalczyka, który oddał mocny strzał z powietrza. Kacper Tobiasz udanie odbił jego próbę i utrzymał bezbramkowy wynik w Łodzi. Po godzinie gry kolejna akcja Widzewa, który zaczął dominować. Najpierw w znakomitej sytuacji złą decyzją podjął Czyż, tracąc w ten sposób piłkę. Za moment mocne uderzenie Juljana Shehu zostało zablokowane.
Łodzianie byli napędzeni i stale szukali okazji na gola. Po niespełna godzinie gry nierozważnie we własnym polu karnym zachował się Urbański, który pociągnął za koszulkę Angela Baenę. Po analizie VAR sędzia zdecydował się na podyktowanie jedenastki. Rzut karny na gola pewnym strzałem zamienił Sebastian Bergier. Od tego momentu było jasne, że o punkty na stadionie w Łodzi będzie bardzo ciężko. W 70. minucie legioniści przedostali się pod pole karne Widzewa, gdzie zrobił się prawdziwy kocioł. Wojciech Urbański czy Ermal Krasniqi mieli znakomite szanse, ale bramka Widzewa była jak zaczarowana.
W 79. minucie ładna akcja Widzewa, po której sam na sam z Tobiaszem znalazł się Shehu. Golkiper Legii wygrał ten pojedynek, dobrze skracając kąt. Pięć minut przed końcem regulaminowego czasu gry do remisu doprowadził Krasniqi, dla którego był to tym samym pierwszy strzelony gol w barwach stołecznego klubu. Pomocnik doszedł do dośrodkowania i mając sporo miejsca, najpierw oszukał interweniującego Samuela Akere, a potem precyzyjnym uderzeniem pokonał Ilicia. Końcówka meczu należała do Legii, która usilnie atakowała, aby wyszarpać trzy punkty. W doliczonym czasie gry na uderzenie ze sporej odległości zdecydował się Ruben Vinagre, ale piłka przeleciała obok słupka.






