Wywiad
Claude Goncalves: Chciałem przestać grać w piłkę
Podczas zgrupowania w Leogangu porozmawialiśmy z Claudem Goncalvesem, który trafił do Legii latem ubiegłego roku. W poprzednim sezonie wystąpił w sumie w 39 meczach, zdobył 2 bramki i zanotował 3 asysty. Początek w Warszawie był dla niego tak trudny, że po kilku miesiącach chciał skończyć z graniem w piłkę! Zapraszamy do lektury.
To jak to jest? Jesteś Francuzem czy Portugalczykiem?
- Urodziłem się we Francji, ale moi rodzice są Portugalczykami. Cała moja rodzina to Francuzi. 40 lat temu wielu Portugalczyków opuściło kraj w poszukiwaniu pracy, wyjechali do Francji, ściągnęli tam rodziny, uzyskali paszporty.
Rok temu podczas obozu w Austrii byłeś w świetnej formie i wyglądało na to, że będziesz gwiazdą ligi. Ale jesień okazała się trudna. Dlaczego?
- Z wielu powodów. Ciążyła na mnie duża presja, Legia potrzebowała pomocnika, po tym jak odeszli Bartosz Slisz i Ernest Muci. Wiedziałem o tym, bo uprzedził mnie Kuba Piotrowski. Przed podpisaniem kontraktu zadawałem mu wiele pytań.
Szybko doszło do takiej sytuacji, że choć dawałem z siebie wszystko, to nie przynosiło dobrych rezultatów. Ciążyła na mnie duża presja, jeździłem do LTC, dawałem z siebie wszystko co mogłem, a potem wracałem do domu i… nie rozmawiałem z żoną i dziećmi, bo tak bardzo chciałem dać wszystko klubowi. Nie jadłem, nie spałem, a to nie była dobra droga. Czułem się bardzo źle, czułem, że chcę przestać grać w piłkę. Dużo rozmawiałem z żoną o tym, także z moim agentem. Po tych 3 miesiącach w Legii czułem jakby coś mnie niszczyło, nie spałem, prawie nie widziałem swojej rodziny, nie mogłem dawać swojej córce nic od siebie, a to dla mnie rzecz najważniejsza.
Zdałeś sobie sprawę, że piłka to nie wszystko? Że niezbędny jest balans pomiędzy pracą i rodziną?
- Tak. Traktuję piłkę nożną jak swoją pracę. Kiedy byłem młodszy, często pracowałem ze swoim ojcem, który jest elektrykiem, budowlańcem. Lubię to. W czasie pandemii z żoną zbudowałem grilla ogrodowego, zajmowałem się też elektryką. W tamtym czasie wolałem to, niż grać w piłkę. To nie jest normalne. Planowaliśmy wrócić do Portugalii, zakończyć grę w piłkę, spędzać czas wspólnie z rodziną. To był bardzo zły moment.
W Legii z każdym miesiącem grałeś coraz mniej. Czy byłeś zły na trenera?
- Byłem zły sam na siebie. Nie byłem gotowy na sytuację, jaka mnie tu spotkała, na presję ze strony klubu, dziennikarzy, na krytykę w mediach, komentarze, które czasem przeradzały się w coś więcej. Kiedy ktoś już cię hejtuje, twoja rodzina, dzieci też to widzą i też to odczuwają. Nie spodziewałem się, ze to będzie w takiej skali. Nie byłem na to gotowy. W Łudogorcu czegoś takiego nie było, ale Legia to Legia, to wielki klub. Zasięgnąłem pomocy psychologa i krok po kroku nad tym pracowałem.
fot. Woytek / Legionisci.com
Wiosną dostałeś szansę, grałeś dobrze. Co się zmieniło?
- Zmieniłem moje myślenie. W listopadzie przeczytałem informację, że kilku zawodników może odejść zimą [Celhaka, Burch, Nsame, Goncalves – przyp red.] i byłem mocno zaskoczony, bo nikt nie rozmawiał o tym ze mną. Potem żona pokazała mi wideo, jak moje dzieci są szczęśliwe na stadionie Legii. Pomyślałem, że muszę zrobić dla nich wszystko, żeby byli szczęśliwi i że dam z siebie wszystko. Pojechałem na zimowe zgrupowanie, ciężko pracowałem, rozmawiałem z trenerem. Powiedział mi, że mamy Kapustkę, Elitima, że zacznę na ławce, ale mam dawać z siebie wszystko dla drużyny. Nawet za boiskiem udzielać wsparcia kolegom, którzy grają. Chcę najlepiej dla zespołu. Gram 10 minut? Daję z siebie wszystko przez te 10 minut. Nigdy nie zobaczycie mnie, żebym się nie starał. Czasem coś mi nie wychodzi, ale staram się robić to najlepiej jak potrafię. Nie jestem osobą, która mówi: „nie obchodzi mnie to, nie chcę”. To nie ja. Zawsze daję z siebie wszystko. Kiedy Kapustka nabawił się kontuzji, pojawiła się szansa i ją wykorzystałem.
Jaki wpływ na twój rozwój miał trener Goncalo Feio?
- Kiedy przychodziłem do Legii, byłem ustawiany na szóstce. Na tej pozycji nie trzeba się ruszać zbyt wiele, trzeba zachować balans. Ale to nie jest piłka, jaką ja gram. Lubię się ruszać po boisku. Dla mnie piłka nożna to jest ruch. Gra na pozycji nr 8, bieganie od bramki do bramki, jest dla mnie lepsza. Nie miałem kontuzji, grałem, moja sytuacja znacznie się poprawiła.
Mecz z Chelsea był dobry, ale mecz z GKS-em Katowice był idealny w twoim wykonaniu. Czy to było twoje najlepsze spotkanie w Legii?
- Tak. Wszyscy mówią tylko o Chelsea, ale to w spotkaniu z GKS-em zagrałem tak, jak chcę grać. Dużo biegałem, pressowałem, strzeliłem bramkę, dobrze reagowaliśmy na sytuacje boiskowe, odbieraliśmy piłkę po stratach. Chelsea to Chelsea, ale dla mnie lepszy był mecz z GKS-em, choć też mi się podobało, jak grałem z Chelsea.
fot. Woytek / Legionisci.com
Świetnie spisywaliście się w Lidze Konferencji, ale mieliście problemy w Ekstraklasie. Dlaczego?
- Rozmawialiśmy o tym. Bardzo ciężko jest w Polsce zostać mistrzem kraju, gdy grasz w europejskich pucharach. W lidze każda drużyna daje z siebie wszystko i różnice pomiędzy nimi nie są aż tak duże. Szczególnie jeśli chodzi o fizyczność. Nam jest trudniej, bo gramy jeszcze w europejskich pucharach. Nie chodzi o zmęczenie, bo mamy wszystko, mamy fizjoterapię, odpowiednią regenerację. Kiedy grasz w lidze, czasem potrzeba coś więcej niż wszystko.
Jak mógłbyć ocenić polską ligę w porównaniu do ligi bułgarskiej?
- Są inne. W Polsce są lepsze stadiony, kibice - tego nie da się porównać. Jeśli chodzi o jakość, biorąc pod uwagę Łudogoroca - oni grają inaczej, jest wiele podań, dużo jakości technicznej, gra wielu Brazylijczyków. Tak gra się łatwiej.
Jak zapamiętałeś Jakuba Piotrowskiego?
- On jest moim przyjacielem, spotkaliśmy się podczas sparingu z Łudogorcem. Kiedy przyszedł do zespołu, wiele mu pomogłem, taki jestem. Lubię pomagać innym osobom. Zawiązała się między nami przyjaźń, odwiedzał mój dom, rodzinę. Kiedy grasz ze swoim przyjacielem, jest inaczej. Dla mnie to też jest bardzo ważne, by być przyjaciółmi także poza boiskiem.
Jakie są twoje pierwsze wrażenia po treningach z nowym trenerem? Jakie różnice zauważasz?
- Zawodnicy są zadowoleni z tego, jak są prowadzone treningi, ale jeśli nie będzie wyników, to nie ma znaczenia. Za nami dopiero tydzień, możecie zapytać mnie za 2 miesiące.
fot. Woytek / Legionisci.com
Co musi się zmienić w Legii, żeby została mistrzem Polski?
- Trudne pytanie. Lech Poznań jest mistrzem, a moim zdaniem nie ma wiele więcej jakości od nas. Żeby być mistrzem, nie decydują tylko umiejętności. Najważniejsza jest grupa – musimy być jak rodzina. Przykładem może być PSG w tym roku, nie zawsze są potrzebne wielkie gwiazdy. Jeśli nie jesteś razem, nic nie osiągniesz. Trzeba się wspierać nawzajem, być pozytywnie nastawionym. To bardzo ważne. Cały klub musi mieć takie nastawienie, nie tylko piłkarze czy sztab. Musi być dobry trener - to logiczne. Bez dobrego trenera, nie da się zdobyć mistrzostwa. Muszą być także liderzy w zespole. Drużyna musi być też odpowiednio przygotowana. Musimy kochać to co robimy. Takie zgrupowanie jak teraz służy temu, żeby się na to przygotować.
W Austrii rozmawiał Woytek