Nadeszło to, co od paru tygodni było nieuniknione. Z funkcją trenera Legii Warszawa pożegnał się rumuński szkoleniowiec - Edward Iordanescu - pozostawiając drużynę w beznadziejnej sytuacji. Zapraszamy na podsumowanie zaledwie 142 dni byłego selekcjonera reprezentacji Rumunii w warszawskim klubie.
Edward Iordanescu został szkoleniowcem Legii 12 czerwca bieżącego roku. Po długich poszukiwaniach, na niecały tydzień przed startem przygotowań do nowego sezonu, włodarze warszawskiego klubu zdecydowali się postawić właśnie na rumuńskiego trenera, a pod koniec negocjacji - według informacji medialnych - włączył się do nich sam właściciel i prezes, Dariusz Mioduski. Lista obaw na samym początku była jednak bardzo długa - w końcu w prawie żadnym ze swoich poprzednich klubów nie pozostał dłużej niż przez jeden sezon, w swojej karierze trenerskiej zdobył trzy trofea, ale przede wszystkim miał minimalne doświadczenie z łączeniem ligi z europejskimi pucharami, a ten aspekt miał być najważniejszym elementem wyboru nowego prowadzącego zespołu.
Dodatkowo Iordanescu nie prowadził drużyny klubowej od 2021 roku, dostając szansę jako selekcjoner reprezentacji Rumunii. - Sukces trzeba zbudować, trener nie sprawi, że on spadnie z nieba. Przed nami bardzo dużo wyzwań, jesteśmy gotowi, żeby razem walczyć o sukces. Wiedzcie, że nigdy nie ma większego krytyka mnie niż ja sam, zawsze oceniam swoją pracę, analizuję, patrzę z różnych perspektyw. Chcę, żeby drużyna była solidna, miała plan. Styl gry narzuca tradycja klubu, żeby zdobywać mistrzostwa, wygrywać, strzelać bramki, kreować sytuacje. Zawsze szukam balansu w grze, wolę wygrać 1-0 niż 4-2. Wolę mieć organizację, dobre morale i rozwój. Będę budować na tym, co już jest. Nie chcę niczego burzyć. Moja wiedza i styl będą powoli implementowane w drużynę. 99% zaangażowania nic dla mnie nie znaczy, dajesz 100% albo nic - witał się na konferencji prasowej szkoleniowiec, dając nadzieję, że jest odpowiednim człowiekiem na miejsce, w którym się znalazł.
Czytaj również:
Oficjalnie: Iordanescu odchodzi z Legii!
142 dni pracy Iodranescu. Jak wypadł na tle poprzedników?
Rumuńskie media: Iordanescu nie został jeszcze zwolniony

Choć przygotowania do sezonu nie zapowiadały dobrego startu, a Rumun głośno komunikował swoje wątpliwości i obawy, nie sprawdziły się one. Legia świetnie weszła w nowe rozgrywki pod wodzą Iordanescu, pewnie pokonując w spotkaniu o Superpuchar Polski Lecha Poznań na jego stadionie 2-1. Rozpoczęcie od zdobycia trofeum, po które zresztą Legia nie potrafiła sięgnąć od lat, było wyśmienite dla nowego trenera, a styl w jakim drużyna zagrała w tym spotkaniu mógł napawać optymizmem. Zespół jednak szybko wrócił do obiecywanego pragmatyzmu, a spotkania stały się niezwykle nudne, choć początkowo przynosiły efekty - Legia w eliminacjach do europejskich pucharów przeszła FK Aktobe i Banik Ostrawa, a w lidze w pierwszych trzech spotkaniach zdobyła 7 punktów.
Pierwsza poważna wpadka przyszła w Larnace. Legioniści pod wodzą Iordanescu przegrali na Cyprze z AEK aż 1-4, praktycznie pogrążając swoje szanse na awans do fazy ligowej Ligi Europy. To właśnie od tego momentu praktycznie wszystko zaczęło się psuć. Legia w Ekstraklasie zaczęła punktować w kratkę, a w eliminacjach europejskich pucharów prawie zaliczyła spektakularną wpadkę w najważniejszym dwumeczu z Hibernian FC, co jednak udało się uratować i osiągnąć kolejny cel, jakim był awans do Europy. Trener Iordanescu mógł więc być względnie zadowolony, bo przecież jego plan i założenia klubu spełniały się w stu procentach. A jednak, niezadowolenie co do pracy rumuńskiego szkoleniowca wzrastały z dnia na dzień.

Po zakończeniu walki o Europę wydawało się, że Legia zaczyna jednak wracać na dobre tory. We wrześniu legioniści nie przegrali ani jednego meczu i choć m.in. tylko remisowali z Rakowem Częstochowa i Jagiellonią Białystok, gra drużyny sprawiała wrażenie, jakby miała się rozkręcać i iść w odpowiednim kierunku. Gdy jednak podopieczni trenera Iordanescu powrócili do gry co trzy dni zostało to szybko zweryfikowane, a rumuński szkoleniowiec nie pomógł sobie w obronie posady. Szczególnie mowa tu o wielkich rotacjach składem, które spowodowały porażki w Lidze Konferencji z Samsunsporem czy 1/16 finału Pucharu Polski z Pogonią Szczecin, a nie przyczyniły się na trzymanie w ryzach rozgrywek ligowych.
Poza meczem z Szachtarem Donieck, w którym zwycięstwo zapewniły fenomenalne strzały Rafała Augustyniaka, zespół w październiku nie potrafił wygrać ani jednego meczu. Trener Iordanescu doprowadził zespół praktycznie do stanu agonii, nie tylko pod względem piłkarskim - bo Legia jest w średnim położeniu w europejskich pucharach, fatalnym w lidze z już 10-punktową stratą do lidera i straciła szansę na obronę Pucharu Polski już w pierwszej bitwie - ale przede wszystkim pod względem mentalnym. Sytuację drużyny idealnie podsumował obrońca Legii, Radovan Pankov, który po meczu z Lechem Poznań nie gryzł się w język i stwierdził, że nie widzi obecnie nadziei na lepsze dni. Przegrane po dogrywce czwartkowe spotkanie pucharowe z Pogonią Szczecin przelało czarę goryczy i doprowadziło do nieuniknionego, czyli zwolnienia Edwarda Iordanescu.
Ciężko jest znaleźć pozytywy po kadencji rumuńskiego szkoleniowca w Legii poza zwycięstwem w Superpucharze Polski i awansem do europejskich pucharów. Jest natomiast wiele rzeczy, które pozostawią w Warszawie ogromny niesmak po trenerze Iordanescu. Przede wszystkim zaczynając od stylu gry drużyny i prowadzenia zawodników. Legia pod jego wodzą grała nudną, archaiczną piłkę, która miała być oparta na skutecznej i pewnej defensywie. Tej skuteczności jednak kompletnie zabrakło, przez kilka miesięcy pracy rumuńskiemu szkoleniowcowi nie udało się wprowadzić swojej myśli szkoleniowej w zespół, a dodatkowo doprowadził wielu zawodników do najgorszej możliwej formy. Zamiast rozwijać ich, wznosić na wyżyny, większość piłkarzy z miesiąca na miesiąc notowała regres. Mimo ewidentnych problemów trener Iordanescu nie szukał rozwiązań, kurczowo trzymał się swoich założeń, a te po prostu nie działały i nie miały perspektyw, by zacząć działać. To wszystko spowodowało, że zespół w lidze punktował na najgorszym poziomie od wielu lat i jest w miejscu, w którym jest, a szanse na zdobycie mistrzostwa są praktycznie zerowe.
Drugim aspektem były jego kontakty z rumuńskimi mediami, ciągłe niezadowolenie i marudzenie. Rzadko można było zobaczyć Iordanescu, który byłby w Legii zadowolony. Od początku coś nie pasowało - jak nie timing transferów, to zbyt duża liczba meczów, przez co rumuński szkoleniowiec nie mógł się wyspać... Frustracja byłego selekcjonera reprezentacji Rumunii notorycznie wypływała na wierzch, szczególnie ze strony jego rodzimych mediów, co tylko powodowało coraz większy niepokój i negatywne emocje wokół klubu i samego trenera. I na końcu, to co najważniejsze - Edward Iordanescu kompletnie nie poradził sobie z panującą w Legii presją. Trener, który obiecywał, że rozumie miejsce w którym się znajduje, jest gotowy do walki o najwyższe cele i już nie raz był w takiej sytuacji, pokazał, że kompletnie nie był przygotowany na to, co czeka go w Warszawie. Czym presja i oczekiwania były większe, tym rumuński szkoleniowiec podejmował coraz mniej racjonalne decyzje i tracił wiarę. Ostatecznie, Iordanescu całkowicie przestał wierzyć w drużynę, w powodzenie misji i przede wszystkim w samego siebie. Rumun po prostu poddał się, udowadniając, że nie był trenerem na miarę warszawskiego klubu.
Trener Edward Iordanescu w Legii
Mecze - 24
Zwycięstwa - 11
Remisy - 6
Porażki - 7
Bilans bramkowy - 33-29
Średnia punktowa w lidze - 1,33
Średnia punktowa w europejskich pucharach - 2,00
Osiągnięcia - Superpuchar Polski 2025/26, awans do fazy ligowej Ligi Konferencji
