REKLAMA

Grali w Legii: Mariusz Śrutwa

Fumen - Wiadomość archiwalna

W sobotnie popołudnie legionistów czeka ciężka przeprawa w Chorzowie. Obrońcy Legii powinni szczególnie uważać na duet Artur Sobiech – Łukasz Janoszka, który zdobył dla Ruchu w tym sezonie w lidze łącznie 18 bramek. Jednak przed młodymi graczami jeszcze długa droga, aby zbliżyć się do Mariusza Śrutwy. Legenda śląskiego klubu należy do klubu „100” wpisując się na listę strzelców 103 razy. 7 trafień „Super Mario” zaliczył w 1999 roku jako zawodnik Legii.
Dobra forma przepustką do Legii
Mariusz Śrutwa urodził się w Bytomiu, gdzie w miejscowej Polonii stawiał pierwsze kroki w dorosłym futbolu. Przygoda w klubie z rodzinnego miasta zakończyła się w 1991 roku. Jako 20-latek trafił do chorzowskiego Ruchu i w debiutanckim sezonie zdobył 5 bramek w 18 meczach. To był dopiero początek. Śrutwa rozkręcał się z biegiem czasu stając się ważnym ogniwem jedenastki „Niebieskich”. Przekładało się to na grę zespołu, z którą sięgnął po Puchar Polski w 1996 roku, a dwa lata później doszedł do finału Pucharu Intertoto. Będąc w wysokiej formie trafił do reprezentacji Polski, w której wystąpił pięciokrotnie. Na koniec sezonu 1997/1998 miał na koncie 14 bramek w 29 spotkaniach, co pozwoliło „Super Mario” sięgnąć po koronę króla strzelców. Nic dziwnego, że wkrótce napastnika Ruchu zapragnęła mieć u siebie warszawska Legia.

Bez fajerwerków
Mariusz Śrutwa trafił do Warszawy w 1999 roku mając za sobą udaną rundę jesienną (7 trafień w 15 meczach). Jednak w stolicy nie był już tak skuteczny. Na pierwszego gola dla Legii kibice musieli czekać przez cztery mecze, kiedy to otworzył wynik w zremisowanym 1-1 spotkaniu z Ruchem Radzionków. Do końca rundy wiosennej jeszcze trzykrotnie wpisywał się na listę strzelców. Jednak biorąc pod uwagę, że na plac gry wychodził jako podstawowy gracz, nie było to osiągnięcie na miarę oczekiwań działaczy, sztabu szkoleniowego i kibiców.

Kolejny sezon wcale nie był lepszy. Śrutwa rozkręcał się przez trzy miesiące nim po raz pierwszy dał radość fanom po zdobytej bramce. Statystyki nieznacznie poprawił w pojedynku przeciw swemu ukochanemu klubowi. Pod koniec października 1999 roku legioniści wygrali u siebie z Ruchem 3-1, a „Super Mario” dwukrotnie skarcił rywali. Jednak na tym wychowanek Polonii Bytom poprzestał. Do końca jesieni ani razu nie trafił już do siatki. Taka postawa napastnika nie mogła powalać nikogo na kolana. W efekcie Śrutwę pożegnano bez żalu. W historii Legii zapisał się jako gracz, który w 27 meczach ligowych oraz pucharowych zdobył łącznie 7 bramek. Być może dzisiaj taka skuteczność byłaby wystarczalna, aby mieć pewne miejsce składzie. Wówczas to było za mało.

Powrót do domu
Wiosną 2000 roku Mariusz Śrutwa ponownie mógł przywdziać niebieską koszulkę z magiczną dziesiątką na plecach. „Wiele razy powtarzałem, że nie żałuję mojego przejścia do Legii. Teraz jestem jednak zawodnikiem Ruchu i chcę grać w Chorzowie jak najdłużej. Zdobywać bramki, wygrywać kolejne mecze” – dzielił się odczuciami "Super Mario". Zadziorny, nieco kontrowersyjny, powoli zaczął odzyskiwać formę. Jednak nie dane mu było w pełni dokończyć sezon. Podczas Wielkich Derbów Górnego Śląska w maju 2000 roku arbiter Stanisław Żyjewski podyktował na korzyść Górnika Zabrze kontrowersyjnego karnego. Napastnik Ruchu do spółki z Marcinem Baszczyńskim dopadli do sędziego, którego poturbowali. PZPN nie puścił tego płazem. Obu graczy chorzowian zawieszono do końca sezonu.

Na dobre i na złe
„Super Mario” był z Ruchem na dobre i na złe. Strzelał gole, kiedy sięgał po Puchar Polski. Strzelał gole w II lidze, kiedy zespół bronił się przed spadkiem. Przez 14 lat wystąpił w ponad 400 meczach. ”Temu klubowi zawdzięczam wszystko, co osiągnąłem w piłce nożnej i jestem z nim mocno związany. Tak samo jak z regionem śląskim i miejscem, gdzie mieszkam. Już wielokrotnie mówiłem, że nie zamierzam stąd wyjeżdżać. Tutaj chcę mieszkać i grać w piłkę” – mówił na łamach prasy Śrutwa. Ostatnie spotkanie w niebieskim trykocie miało miejsce 10 czerwca 2006 roku przeciw Polonii Bytom. Być może przygoda w Chorzowie trwałaby dłużej, gdyby nie Marek Wleciałowski. Ówczesny szkoleniowiec uznał, iż Śrutwa jest za słaby, aby grać w śląskiej ekipie. Wywołało to falę protestów wśród kibiców, a sam zainteresowany zdecydował w wieku 35 lat zawiesić buty na kołku.

Rozbrat z futbolem nie trwał długo. Śrutwa zamienił zieloną murawę na halową nawierzchnię zdobywając bramki dla Clearexu Chorzów. Jednak ciągnęło wilka do lasu i legenda Ruchu ponownie posmakowała ligowego futbolu występując przez rundę wiosenną 2006/2007 w barwach III-ligowego Rozwoju Katowice, choć były spekulacje, że trafi do rodzinnej Polonii Bytom.

Od kominiarza do komentatora
Występy w Katowicach były ostatnimi w przygodzie z piłką. Sposobem na życie było prowadzenie własnej działalności gospodarczej, która zajmowała się usługami kominiarskimi. Z racji, że Mariusz Śrutwa zawsze miał wiele ciekawego do powiedzenia i regularnie udzielał wywiadów dla mediów, zgłosił się po niego Canal+. Można być niemal pewnym, iż przy okazji sobotniego starcia z Legią ponownie zobaczymy w akcji „Super Mario”, ale tym razem z mikrofonem telewizyjnej stacji.

Grali w Legii
Maciej Sawicki
Mariusz Zganiacz
Marcin Burkhardt
Łukasz Surma
Marcin Chmiest
Marcin Bojarski
Marcin Klatt
Zoran Mijanović
Dariusz Zjawiński

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.