Żyleta na meczu z ŁKS-em - fot. Mishka / Legionisci.com
REKLAMA

Relacja z trybun: W Warszawie mamy lidera

Bodziach - Wiadomość archiwalna

Jeśli mecz z ŁKS-em traktować jako rozgrzewkę przed pseudo derbami, to ta wypadła słabo. Po raz kolejny wiele osób nie ma pojęcia po co przychodzi na stadion i lanserka bierze górę nad zdzieraniem gardła, co jest obowiązkiem każdego fanatyka z Żylety. Relacja z trybun

ŁKS pierwszy na stadionie
Sobotnie spotkanie rozpoczynało się o dość nietypowej porze. Jakoś leniwie wszyscy wchodzili na stadion - nie było takich tłumów jak zazwyczaj. Przy wejściu po raz kolejny część fanów narzekała na depozyt, do którego trafiają rzeczy osobiste kibiców, często bardzo wartościowe. Na stadionie jako pierwsi pojawili się kibice gości. ŁKS do Warszawy przyjechał parę godzin przed meczem. Po drodze zaliczyli małe spięcie z policją na Powiślu i około 3 godziny przed spotkaniem zapełniali już sektor gości.

Pierwsze zakazy za śnieżki
Najszybciej tradycyjnie wypełniła się Żyleta. Niestety spora część osób, która wybrała tę właśnie trybunę, zapomniała po co przychodzi się na stadion. Niektórzy odbili się od bram wejściowych - jak się okazuje, już zaczęto wydawać zakazy za śnieżki po Sportingu. Przed meczem spiker apelował, by skupić się na dopingu dla swojej drużyny. Tradycyjnie osiągnęło to dokładnie odwrotny skutek - niemal z miejsca zaczął się "festiwal chamstwa" pod adresem łodzian.

Żyleta to nie wybieg mody
W pierwszej połowie, po "Mistrzem Polski jest Legia", cały stadion zatańczył walczyka labada. Szkoda, że później pozostałe trybuny dość rzadko włączały się do dopingu. W pierwszej połowie, mimo radości po bramce Wolskiego, czegoś wyraźnie brakowało. Nasz potencjał nie był wykorzystywany jak należy. Może zamiast wypinać się do aparatów fotograficznych, cykania słitaśnych fotek na fejsa, lepiej skupić się na naszej robocie...

W przerwie ponownie odbył się konkurs rzutów karnych i ten sobotni był chyba jednym z najdłuższych. Rywalizacja trwała na tyle długo, i wciąż była nierozstrzygnięta, że w końcu zdecydowano się na nagrodzenie dwóch zawodników.

Hej Legia gol
Po przerwie na szczęście było lepiej. Szczególnie "Hej Legia gol" rozbujało trybuny. Przez dobrych kilkanaście minut było naprawdę konkretnie. Nieźle wychodziło ściszanie pieśni, kiedy kibice siadali na krzesełkach i po chwili wybuchali ze zdwojoną siłą. Nie brakowało także innych "choreografii" - machania szalikami, podskakiwania itp. Tradycyjnie spora część Żylety pozbyła się koszulek. Po transferze do Kaiserslautern Borysiuka, nowa wersja "W tramwaju jest tłok...", zaśpiewana po raz pierwszy właśnie na meczu z ŁKS-em, to "... dwie bramki Radović i dwie Rafał Wolski, i Legia ma mistrza Polski".

Kibice gości dopingowali przez całe spotkanie, ale po straconej drugiej bramce wyraźnie osłabli. Większość z nich ubrana była w białe koszulki. W sektorze gości zawisło 12 płócien. Wydaje się, że łodzianie nie wykorzystali wszystkich biletów, co wobec niewielkiej odległości i dogodnego terminu, musi dziwić. Chyba że aż tylu osób nie wpuszczono na stadion.

"To miasto jest nasze, zawsze niepodzielnie"
Po wygranej piłkarzy tym razem wyjątkowo nie zaśpiewaliśmy "Warszawy". Kibice odśpiewali wspólnie z zawodnikami "Ole ole, ole ola...", po czym po stadionie niosło się głośne "W Warszawie mamy lidera".

Za dwa tygodnie pseudo derby. Na tym meczu nie może być tak jak dziś. Każdy daje z siebie wszystko!

Frekwencja: 20424
Kibiców gości: 1200
Flagi gości: 12

Doping Legii: 6,5
Doping ŁKS-u: 6


przeczytaj więcej o:
REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.