Plusy i minusy po meczu z Club Brugge
Po takich spotkaniach ciężko jest zebrać się do ich oceny. Wszyscy mówią, że szansa na awans przepadła, ale ja pogodziłem się z tym już po meczu w Warszawie. Mogliśmy po prostu spróbować godnie zacząć żegnać się z Ligą Europy, ale zamiast tego dostaliśmy to, co w pewnych rejonach warszawskiej Pragi po godzinie 22:00 jest nieuniknione.
Dusan Kuciak - Za straconego gola może podziękować kolegom z defensywy. Oprócz tego nie popełniał błędów, mało tego – fantastycznie naprawił kompromitujące zagranie Lewczuka, które legionistów powinno kosztować utratę bramki. Kilka razy popisał się refleksem i bronił uderzenia rywali. Miał też sporo szczęścia, gdy w 52. minucie piłka odbiła się od słupka. Szczęście, umiejętności, wola walki – to wszystko sprawiło, że Kuciak został największym plusem meczu.
Igor Lewczuk – Pewnie przecinał akcje rywali, notował dobre powroty i bardzo udanie grał ciałem. Popisywał się dobrymi wślizgami i odbiorami. Gdyby nie koszmarny błąd w 50. minucie można by wystawić mu plusa. Nie można, bo oprócz utraty gola mógł on kosztować Legię utratę bramkarza, a wszyscy pamiętamy na co narażony jest nasz zespół, gdy bramki nie strzeże słowacki golkiper.
Ondrej Duda - Zagrał w Gdańsku dobry mecz i najwyraźniej stwierdził, że norma na najbliższe tygodnie została wyrobiona. Duda wdawał się w bezsensowne pojedynki, które przegrywał, nie potrafił dograć piłki do kolegów, był wolny i nieporadny. Interowi już się chyba Słowaka odechciało, teraz na celowniku włoskiego giganta znalazł się Guilherme [hahaha red.].
Bartosz Bereszyński - Miał niby te swoje podłączenia w akcje ofensywne, miał niezłe momenty w obronie, ale i tak zagrał zdecydowanie za słabo. Często brakowało mu ostatniego dokładnego podania, albo wykończenia.
Michał Pazdan - Pierwszy, któremu Kuciak może podziękować za utratę bramki. Pazdan na boisku był jak dziecko we mgle – niepewny, niedokładny i pozbawiony koncentracji. Przy utracie gola odwrócił się tyłem do napastnika, co zakrawa na prowokację. Tak to sobie można poczynać od IV ligi w dół.
Tomasz Jodłowiec - Gdyby nie przedstawione składy przed meczem, to Tomka w czwartkowy wieczór na boisku nawet bym nie zauważył. Przeszedł obok meczu, prezentując grę typu gender – bezpłciową.
Ivan Trickovski - Jeśli na tym poziomie trafienie do pustej bramki stanowi dla zawodnika przeszkodę nie do pokonania, to bardzo przepraszam za krytykę. Jeżeli nie, to Macedończyk w czwartek zagrał bardzo słabo. Niby kilka razy szarpnął w ofensywie, ale szarpanie nie oznacza tu stwarzania sytuacji, a raczej kopanie się z samym sobą. A, no i strzał gdzieś ponad dachem w 93. minucie – mój młodszy brat znalazł ostatnio piłkę, przypadek?
Stojan Vranjes - Czasem zastanawia mnie polityka transferowa naszego klubu, a kolejnym bodźcem do tych rozmyślań był czwartkowy występ Bośniaka. Ok, może w Lechii radził sobie nieźle, Legia to chyba za wysoka półka. Vranjes jest kolejnym typem piłkarza, do którego można odnieść cytat z rozmowy majora Walendy z kapitanem Stopczykiem w „Psach”: „Wy wyżej wała nie podskoczycie.”
Tomasz Brzyski - W Gdańsku powiedział, że nie boi się mówić o tym, że jego stałe fragmenty były fatalne. Pewnie nie boi się nadal, tylko co to zmienia. Dośrodkowania albo przestrzelone o pięć metrów, albo zagrane na wysokości kolan. Pamiętacie ostatnią asystę Brzyskiego? Ja też nie.
Marek Saganowski - Z całym szacunkiem dla „Sagana”, którego od zawsze lubię i cenię, ale jego czas w Legii jako zawodnika powinien chyba dobiec końca. Marek wszedł na boisko i to by było na tyle. Młodość przemija, a forma wraz z nią. Jak śpiewał „Perfect”: „Trzeba wiedzieć kiedy ze sceny zejść niepokonanym.”
Jakub Rzeźniczak - Ech... Co tu dużo pisać – katastrofa. Z Kubą musi dziać się coś naprawdę niedobrego, bo który to już mecz w tym sezonie zostaje on winowajcą straty bramki? Im bardziej mu nie idzie, tym bardziej chce, a im bardziej chce, tym bardziej mu nie idzie i tak już od pierwszych kolejek. Ja wiem, ze kapitan ostatni opuszcza tonący okręt, ale w tym przypadku ławka rezerwowych może tylko pomóc.
Zmiennicy:
Guilherme – Wszedł za niewidocznego Jodłowca i przynajmniej dało się go zauważyć. Brazylijczyk starał się ciągnąć grę drużyny, ale w większości przypadków na staraniach się kończyło. Nie pierwszy raz notował podania, których adresata widział tylko on.
Michał Kucharczyk - Kilka minut po wejściu mógł odmienić losy spotkania (bo awansu i tak już niekoniecznie), ale zmarnował sytuację sam na sam z Bruzzese (to co przy dobitce zaprezentował Trickovski to inna sprawa). Trochę podogrywał ze skrzydeł i powalczył, ale z równie dobrym rezultatem co wynik na tablicy.
Aleksandar Prijović - Miał jedną okazję (co jak na trzydzieści kilka minut gry już jest żartem), ale koncertowo ją zmarnował. W lecie jeden z mocniejszych punktów zespołu, obecnie kotwica wlekąca się za statkiem, który i tak już ledwo płynie.