fot. Mishka / Legionisci.com
REKLAMA

Plusy i minusy po meczu z Zagłębiem

Jeleń, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

Wracając z Lubina można było odczuć dysonans poznawczy – z jednej strony cała liga zagrała pod nas co nareszcie wykorzystaliśmy, z drugiej zaś styl w jakim legioniści zdobyli komplet oczek, był zdecydowanie daleki od ideału. Lepiej jednak brzydko wygrywać niż pięknie godzić się z porażką – zapraszamy więc do analizy tego mało urodziwego zwycięstwa.

Michał Kucharczyk + – W spotkaniu z Jagiellonią było zupełnie nieźle, ale przeciw Zagłębiu Kucharczyk zagrał świetnie. Prawe skrzydło umarło śmiercią naturalną z powodu bardzo słabej gry Guilherme, więc „Kuchy” wziął na siebie ciężar szarpania akcji do przodu. Wracał do defensywy, gdzie notował dobre odbiory, by zaraz zabrać się z piłką i spróbować stworzyć kolegom sytuację. Prijović wyprowadził Legię na prowadzenie po bardzo przytomnym zagraniu piłki głową przez Michała, a wkrótce pomocnik „Wojskowych” sam wpisał się na listę strzelców, zapewniając drużynie komfort psychiczny. Kilka miesięcy temu było bardzo źle, teraz z każdym meczem skrzydłowy skrupulatnie zbiera kolejne argumenty na to, by „Kuchy King” z powrotem założył koronę.

Aleksandar Prijović + – „Prijo” wiosnę zaczął znakomicie i chyba nie zamierza zwalniać tempa. Mimo, że już w pierwszej minucie zmarnował doskonałą okazję po dograniu Nikolicia, to w drugiej nie dał Polackowi większych szans i wyprowadził Legię na prowadzenie. Sprytnie się zastawiał, bardzo dobrze grał ciałem i wziął na siebie zadania zupełnie odciętego od podań Nikolicia. „Zlatan” nie gra pierwszych skrzypiec w zespole Legii, ale za każdym razem jest cichym bohaterem boiska. Wypada nam docenić go głośno.

Nemanja Nikolić + – Gola w Lubinie nie zdobył, ale też przez większość spotkania obrońcy Zagłębia mocno zaciskali mu rurkę z dopływem tlenu, jakim dla naszego snajpera są podania. Skoro sam nie mógł przebić się do ataku, to postanowił wyrobić do niego drogę kolegom. Zaliczył asystę przy trafieniu Kucharczyka, a gdyby Prijović wykorzystał znakomitą okazję z pierwszej minuty, Węgier jeszcze bardziej powiększyłby swój bogaty dorobek w klasyfikacji kanadyjskiej. Dwukrotnie mógł wpisać się na listę strzelców, ale za każdym razem kapitalnie jego uderzenia wyciągał Polacek. „Niko” w tym sezonie ani razu nie zszedł poniżej średniej jednego gola na mecz. Obecnie ma 23/23 więc możemy być pewni, że w niedzielę walnie przyczyni się do potwierdzenia słów popularnej przyśpiewki na temat tego, co Legia robi z Ruchem najlepiej.

Arkadiusz Malarz + – Arcadio znowu udowodnił, że istnieje życie po odejściu Kuciaka. Co więcej, jest to życie na zupełnie przyzwoitym poziomie. Golkiper Legii nie miał zbyt wiele pracy, jednak kiedy gracze „Miedziowych” czasami postanawiali trafiać w bramkę, wówczas pewne interwencje naszego bramkarza sprowadzały ich na ziemię. Czystego konta co prawda nie udało mu się zachować, ale akurat on jest chyba ostatnią osobą, do której można mieć pretensję za straconego gola.

Tomasz Jodłowiec – Nie zagrał źle, jednak zdecydowanie spuścił z tonu w stosunku do poprzedniej kolejki. Ustrzegł się większych błędów w środku pola, bardzo pewnie pozbawiał rywali piłki, kilka razy błysnął sprytnym zagrać do kolegów z przodu (czego owocem była akcja, po której Kucharczyk podwyższył prowadzenie), ale na jego niekorzyść przemawia zbytnia ospałość w rozprowadzaniu futbolówki i podłączaniu się do akcji ofensywnych.

Artur Jędrzejczyk – Tak bardzo chciał dobrze się przywitać z kibicami przy Łazienkowskiej, że zapomniał zostawić sobie sił na następne spotkanie. Nie można mu zarzucić złej gry, ale „Jędza” przyzwyczaił nas do zdecydowanie wyższego poziomu. Zdecydowanie zbyt często spóźniał się z interwencjami (co w 14 minucie przy strzale Woźniaka mogło skończyć się dramatem), w akcjach ofensywnych również nie brylował – zbyt często bowiem zatrzymywał się na swoim vis a vis. Błysnął raz, ale z bardzo dobrego dośrodkowania w szesnastkę nie skorzystał Nikolić.

Michał Pazdan – Może nie ma co przesadzać i bić na alarm, ale „Pazdek” zdecydowanie obniżył loty. Brakuje jego odważnych wejść, do bólu celnych wślizgów i czytania z rywali jak z otwartej książki. Zdarzają mu się genialne momenty (jak choćby imponujące zablokowanie własnym ciałem uderzenia Woźniaka), ale przeplata je chwilami dekoncentracji, co kosztowało Legię utratę gola, kiedy Pazdan połapał się we wszystkim zdecydowanie za wolno. Pozostaje mieć nadzieję, że nowy kapitan „Wojskowych” wróci na właściwą ścieżkę, bo fajnie by było, gdyby oprócz głowy błyszczała jeszcze jego forma.

Igor Lewczuk – Przyzwyczaił wszystkich do świetnej gry głową i raczej nie chciałbym się od niej odzwyczajać. Igorowi zdecydowanie zbyt dużo problemów sprawiali ofensywni gracze Zagłębia, co najbardziej niepokoi w elemencie pojedynków powietrznych. Zbyt często dawał się ograć „Miedziowym” pozwalając, by Arkowi Malarzowi podniosło się ciśnienie krwi. Dużo lepiej radził sobie już w drugiej części spotkania, jednak podczas jej trwania również nie ustrzegł się pomyłek w wyprowadzaniu piłki.

Adam Hlousek – Czech wyszedł chyba z założenia, że do drużyny będzie wprowadzał się powoli, bo póki co dobrze opanował połowę swoich zadań – grę w defensywie. Do poczynań Hlouska w obronie raczej nie można się zbytnio przyczepić, ale atak to już zdecydowanie inna bajka. Niemrawy, mało aktywny i jeszcze mniej wnoszący do akcji zespołu. Kucharczyk na lewej flance był praktycznie osamotniony (przez co należą mu się jeszcze większe brawa za bardzo dobry występ), bo podłączenia się obrońcy do akcji można policzyć na palcach jednej ręki.

Guilherme - – Koniec karnawału, koniec samby. „Gui” w Lubinie był cieniem samego siebie. Początek miał całkiem niezły, ale potem jego dyspozycja przypominała równię pochyłą. Straty, niedokładne zagrania i chaotyczne poruszanie się po boisku – to wszystko sprawiło, że wyjazdu na Dolny Śląsk Brazylijczyk raczej nie zaliczy do udanych. Wisienką na niechlubnym torcie była bezsensownie złapana żółta kartka, która wyklucza go z meczu przeciw Ruchowi. A że kartonik otrzymał również „Kuchy”, to w niedzielę na skrzydłach za daleko możemy nie dolecieć.

Stojan Vranjes - – Z dyspozycją Bośniaka było już nieźle, jednak w tym co zaprezentował z Zagłębiem, nie było niczego niezłego. W środku pola poruszał się jak dziecko we mgle, nie potrafił ani skutecznie popracować w defensywie, ani też uruchomić partnerów z przodu żadnym kreatywnym podaniem. Zszedł z boiska w 33 minucie z powodu urazu, choć jestem zdania, że nawet gdyby nie drobna kontuzja, to Stojan po boisku i tak za długo by nie pobiegał.

Zmiennicy:

Kasper Hamalainen + – Nie dostał od trenera wiele czasu, ale sprężył się i należycie wykorzystał dany mu kwadrans. Jest zupełnie innym typem napastnika niż dobrze grający ciałem Nikolić i Prijović, więc raczej nie można oczekiwać od niego rajdów na „ura!” przez trzech obrońców. Fin prezentuje świetną technikę, co dało się zauważyć w penetrujących defensywę Zagłębia podaniach. Śmiało mógł zaliczyć dwie asysty, ciężko winić go za nieskuteczność Jędrzejczyka i Dudy.

Ariel Borysiuk – Zaprezentował się lepiej niż Vranjes, którego zmienił, jednak nie zaczarował nikogo zbyt wielką ilością polotu i finezji. Dobrze pracował w środku pola, nieźle radził sobie w obronie, ale zupełnie nie potrafił zagrać dobrego podania w stronę napastników, a przez to między innymi zupełnie odcięty był Nikolić.

Ondrej Duda - – Być może oceniam go za nisko, bo nie zagrał przecież zupełnie źle, ale ciężko mi już patrzeć na to, co stało się z Ondrejem przez rok. Dawniej zabierał się z piłką, robił drybling i ładował na bramkę ile sił. Obecnie przechodzi obok meczu i daje z siebie absolutne minimum. Kiedy na 2 minuty przed końcem Hamalainen obsłużył go doskonałym podaniem, ten zamiast strzelać, bezskutecznie szukał rzutu karnego. Parafrazując słynny cytat z „Kilera”: Jeśli to Mediolan, to chyba prąd wyłączyli.

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.