fot. Kamil Marciniak / Legionisci.com
REKLAMA

Plusy i minusy po meczu z Lechem

Jeleń, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

Choć piątkowa wygrana nie smakowała równie dobrze jak ta sprzed miesiąca, to mimo wszystko wypada ją docenić. Co prawda gdyby spotkanie skończyło się wynikiem 5-0 nikt z gości nie mógłby mieć specjalnych pretensji, ale trzy punkty zawsze pozostaną trzema punktami. Lepiej brzydko wygrywać niż pięknie przegrywać, a zwyciężać z Lechem i odskakiwać w tabeli Piastowi jest już w ogóle fajnie. Zapraszamy zatem na analizę tego cennego zwycięstwa.

Michał Pazdan + - Choć w pierwszej połowie irytował czasem swoją nieporadnością w ofensywie, to grą obronną naprawił wszelkie swoje przewinienia. Był wszędzie tam gdzie musiał być i tłumaczył zawodnikom Lecha, że akurat oni znajdować się tam nie powinni. Skończył groźną akcję gości już na początku meczu, a potem tylko się rozkręcał. Gol Prijovicia padł wyłącznie dzięki genialnemu odbiorowi Michała w środku pola. Podobno Tetteh do teraz rozrysowuje sobie tamtą sytuację by zrozumieć jak stracił piłkę.

Arkadiusz Malarz + - Dla bramkarza najtrudniejsze nie są te mecze, w których broni strzały co 3 minuty, ale takie, gdzie napastnicy sprawdzają jego refleks dwa, trzy razy. Gracze „Kolejorza” uderzeń na bramkę Malarza mieli tylko kilka, ale za każdym razem stawał on na wysokości zadania. Największe brawa należą mu się za odbicie niezwykle groźnego strzału Nielsena w 52. minucie. Warto podkreślić jeszcze pewność, z jaką wychodził do dośrodkowań, piąstkując lub chwytając piłkę. Po jego ostatnim wyjściu z bramki podczas najważniejszego rzutu rożnego w meczu, mogliśmy świętować 3 punkty.

Artur Jędrzejczyk + - Zagrał tak, jak powinien grać nowoczesny boczny obrońca. „Jędza” wypełniał swoje zadania defensywne co do joty – czytał rywali jak otwartą książkę, co chwila blokując ich ataki. Potrafił błysnąć odbiorem, kiedy trzeba było nie bał się ryzykownych zagrań wślizgiem i przede wszystkim emanował pewnością siebie. Po wyczyszczeniu własnej połowy z niebieskich koszulek brał się za wyprowadzenie ataków, czym narobił sporo roboty swojemu vis a vis. Nawet żółtą kartkę zarobił z klasą, bo kto wie, jak zakończyłaby się ostatnia kontra Lecha, gdyby nie jego faul taktyczny?

Igor Lewczuk + - Przy nie najlepszej dyspozycji Rzeźniczaka był liderem środka obrony. Znów nie miał sobie równych w pojedynkach główkowych, bardzo dobrze ustawiał się na boisku, znajdując się zawsze tam, gdzie szarżujący napastnicy z Poznania. Kiedy za bardzo gotowało się pod naszym polem karnym, to właśnie Lewczuk był tym, który ostatecznie oddalał niebezpieczeństwo. Kilka razy bardzo udanie asekurował prawą stronę boiska, jeśli Jędrzejczyk akurat nie zdążył z powrotem. Swoimi odbiorami z pewnością zwiększył jeszcze niechęć do Legii pewnego poznańskiego grajka.

Adam Hlousek + - Jeśli zdarzyło się Wam obejrzeć „Blok Ekipę”, to zgodzicie się ze mną, że Hlousek od Spejsona wyciągnął niejedno opakowanie czeskiej mety. Facet przez 90 minut latał po boisku na takiej świeżości, jakby właśnie przechadzał się po Ogrodzie Saskim. Choć podłączał się do ataków rzadziej niż zwykle, to o nie sposób przyczepić się do jego gry obronnej. Świetnie zamknął lewą stronę boiska, nie dając za wiele pograć tam rywalowi. Sprawiał problemy praktycznie każdemu, kto postanowił podejść pod bramkę Legii, a z Tomaszem Kędziorą pograł nawet w ping-ponga – on był rakietką, Kędziora zaś piłeczką.

Nemanja Nikolić + - No dobra, zmarnował sytuację, której nie miał prawa nie strzelić, bo biegnąc sam na sam przez pół boiska, zdecydowanie miał czas pomyśleć nad finiszem swojej akcji. Należy jednak pamiętać o tym, że to właśnie on był głównym reżyserem gry w ataku. Po jego podaniach Prijović powinien zmieścić piłkę do siatki przynajmniej dwa razy (zwłaszcza w 43. minucie, kiedy „Niko” popisał się przerzuceniem futbolówki nad obrońcami a'la Iniesta), na szczęście udało mu się to w tym jednym najważniejszym momencie. Gola znów nie było, była natomiast ważna asysta. W Chorzowie poprosimy jednak o zrobienie z Ruchem tego, co Legia robi najlepiej.

Aleksandar Prijović – Choć w 62. minucie był iskierką, dzięki której wybuchła bomba emocji na Łazienkowskiej, to choćbym nie wiem jak chciał, nie mógłbym przyznać mu plusa. „Prijo” po meczu powiedział, że mógł strzelić 5 bramek i miał absolutną rację, bo uczeni całego świata nie śpią po nocach by zrozumieć, jak udało mu się spartaczyć 4 wyśmienite sytuacje. Paradoksalnie do siatki trafił w najtrudniejszej ze wszystkich okazji, jakie stworzył podczas piątkowego spotkania. Ważne jednak, że trafił, a Legia znalazła się o krok bliżej upragnionego mistrzostwa.

Jakub Rzeźniczak – Przez większość meczu grał naprawdę bardzo solidnie. Wiedział jak się ustawiać, wygrywał pojedynki z rywalami, a kilka razy błysnął doskonałym wejściem. Najładniejszą interwencją popisał się w 29. minucie, kiedy nie dość, że wybił piłkę podczas bardzo groźnej akcji, to jeszcze przy okazji ściągnął na ziemię Nickiego Bille. I byłoby wszystko super, ale Duńczyk zrewanżował mu się w drugiej połowie, kiedy ograł go jak małe dziecko i tylko Opatrzność albo – co zresztą bardziej prawdopodobne – drewniane nogi Nielsena sprawiły, że futbolówka odbiła się od słupka. Skończyło się na strachu i pełnych majtkach, ale w tym akurat żadna zasługa naszego kapitana.

Ariel Borysiuk – Grał takimi falami, że śmiało można by zaprosić pasjonatów surfowania. Kilka razy bardzo ładnie odebrał piłkę, by po chwili zupełnie niepotrzebnie ją stracić. Nie powstrzymał się od uderzania na bramkę z dystansu, co o mały włos nie naraziło Legii na groźną kontrę. Największa bura należy mu się za spowodowanie kontry gości w 39. minucie, kiedy zamiast od razu ruszyć do podania, to czekał aż piłkę wezmą sobie rywale.

Ondrej Duda - – Rodzice na drugie powinni dać mu „Kółeczko”, bo Słowak już chyba setki razy takim zagraniem spowalniał wyprowadzenie piłki. Przez większą część meczu był niewidoczny, co przyczyniło się do bardzo szybkiej jak na system trenera Czerczesowa zmiany. Znów można usprawiedliwiać go przymusowym cofnięciem o jedną linię, ale jakoś sam w takie próby rozgrzeszenia za bardzo nie wierzę.

Michaił Aleksandrow - - Miał może jedno niezłe zagranie, które przyniosło korzyść w ofensywie, bo poza tym występ miał udany równie mocno jak Janusz Panasewicz na koncercie w Tarnobrzegu. Jego zagrania w większości przypadków lądowały albo na stopach obrońców, albo w rękawicach Buricia. Nie zagrał nawet godziny i z taką formą chyba nie ma co liczyć na więcej.

Zmiennicy:

Guilherme – Wszedł na boisko, trochę poszarpał, ale i tak wniósł do gry więcej od Aleksandrowa. Kilkakrotnie potrafił błysnąć niezłym podaniem do przodu, lecz to zdecydowanie za mało na pozytywną ocenę.

Michał Kucharczyk – Złapał głupią żółtą kartkę już na początku swojego pobytu na boisku, potem starał się rozkręcić nieco poczynania swoich kolegów wyprowadzaniem akcji, jednak na staraniach zazwyczaj się kończyło. Zepsuł też świetny kontratak w doliczonym czasie gry.

Kasper Hamalainen – Martwi trochę (nie)dyspozycja Fina, bo zdecydowanie częściej niż na boisku, przebywa w gabinecie lekarskim. Po kolejnej przerwie nie jest już tak dynamiczny – w piątek parę razy dał o sobie znać mądrym przytrzymaniem piłki, ale to za mało jak na najlepiej opłacanego piłkarza w zespole.

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.