fot. Mishka / Legionisci.com
REKLAMA

Plusy i minusy po meczu z Zagłębiem

Jeleń, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

Jeśli jest ktoś, kto nie uczy się na własnych błędach, to z pewnością Legia Warszawa. „Wojskowi” w Lubinie mogli zupełnie wyklarować ligową sytuację, a po czwartkowym blamażu pozostało nam wszystkim jeszcze mnóstwo nerwów. Jeśli macie w sobie coś z masochisty, zapraszamy na jeszcze większą dawkę zdenerwowania spowodowaną analizą ostatniego wyjazdu.

Adam Hlousek + - Jedyny, który w czwartek sprawiał wrażenie, że na czymkolwiek mu zależy. W defensywie radził sobie naprawdę przyzwoicie, bo tylko lewa strona boiska była tą, gdzie gospodarzom rzucane były kłody pod nogi. Czech to chyba także jedyna osoba, która brała udział w każdej akcji ofensywnej i harowała tam za dwóch. Nawet jeśli popełnił głupi błąd, to od razu go naprawiał. Zgłupiał trochę pod koniec meczu, kiedy w doliczonym czasie gry faulował po niewymuszonym błędzie, ale warto docenić całokształt.

Arkadiusz Malarz – Zaczął od dobrego wyjścia z bramki, które od razu przerodziło się w beznadziejne wybicie, jednak uderzenie po nim na szczęście zatrzymało się na poprzeczce. Przy straconych bramkach nie miał absolutnie nic do powiedzenia, za to zapobiegł przynajmniej jednej, kiedy świetnie wyszedł na przedpole i chwycił piłkę. Grę nogami może przemilczmy, ale po Hlousku to jeden z nielicznych, który dał coś od siebie.

Igor Lewczuk – Piątek wkręcił go w ziemię jak dziecko przy golu na 2-0, jednak warto pamiętać o tym, że i Lewczuk potrafił pokonać rywala w sytuacji jeden na jeden. Zaliczył kilka naprawdę dobrych interwencji, kiedy udało mu się efektownie przeciąć podanie lub po prostu posłać futbolówkę jak najdalej. Widząc nieporadność kolegów próbował trochę rozgrywać, lecz nie zakończyło się to jakimś obłędnym sukcesem. Wszystko rozbiło się jednak o akcję bramkową, w której nasz obrońca zawalił bezapelacyjnie.

Guilherme - - Jeśli przypadkiem udało mu się celnie podać, to po chwili kopał albo w rywala albo w bandy reklamowe. Kompletnie bezproduktywny, próbował szarpać grę do przodu, ale bardziej niż z przeciwnikiem szarpał się sam ze sobą, bo momentami wyglądał jakby cierpiał na apopleksję. Dwa razy wjechał w pole karne, gdzie padł na ziemię i domagał się „jedenastki”. Podobno przy pierwszej takiej próbie rzeczywiście był faulowany, ale jakby pozwolenie się sklepać rywalowi było jakimś osiągnięciem, to cała Francja chodziłaby obwieszona medalami za zasługi w II wojnie światowej.

Nemanja Nikolić - - Co prawda był jedyną osobą w ataku, która próbowała stworzyć cokolwiek, ale podobno dobrymi chęciami jest wybrukowana droga do piekła. „Niko” przez zdecydowaną część meczu w ogóle nie istniał (za co można obarczyć winą jego partnerów z drugiej linii), a kiedy już udało mu się zaistnieć gdy poszedł na przebój przez obrońców i stanął sam na sam z Polackiem, to uderzył najgorzej jak mógł (za co winę ponosi już wyłącznie on sam). Był wiecznie spóźniony i wiecznie za wolny.

Łukasz Broź - - Dostał od trenera szansę, którą momentalnie wyrzucił do kosza. Zaczął od zgubienia Tosika w polu karnym, który bez kłopotów z najbliższej odległości władował piłkę do bramki. Potem czasem było lepiej, kiedy udało mu się zatrzymać rozpędzonych rywali, ale za chwilę znów tracił piłkę, albo dawał się objeżdżać jak pachołek. Z większym entuzjazmem niż jego podłączanie się do akcji ofensywnych, pielęgniarki podłączają pacjentów w szpitalu do aparatury.

Aleksandar Prijović - - „Dobrze widzi się tylko sercem, najważniejsze jest niewidoczne dla oczu” - pisał Antonine Exupery w „Małym księciu”. Wytężam serce ile sił, ale wciąż nie potrafię dostrzec Prijovicia w czwartkowym spotkaniu. Szwajcara po prostu nie było – zero współpracy z Nikoliciem, zero tworzenia akcji ofensywnych, zero strzałów na bramkę. Chyba bawiąc się w dzieciństwie w chowanego, nie znalazł tak idealnej kryjówki jak boisko stadionu w Lubinie.

Artur Jędrzejczyk - - Kilka interwencji miał, tego mu odmówić nie można. Tylko co z tego, skoro potem rywale kręcili nim jak karuzelą. Jeśli mówiliśmy o „Małym księciu”, to teraz trzeba napisać o „Wilku i siedmiu kózkach”, bo obrońca Legii grał tak, jakby naprawdę ktoś rozpruł mu brzuch i wrzucił do środka kupę kamieni. Tak wolnego Jędrzejczyka nie widziałem już dawno – wyścig z nim wygrałby nawet chłopiec do podawania piłek, nie mówiąc już o piłkarzach Zagłębia, którzy kręcili nim jak karuzelą.

Ariel Borysiuk - - Ja też kiedyś na boisku szkolnym strzeliłem bramkę rogalem, którego nie powstydziłby się Kazimierz Deyna, ale dobrze wiedziałem, że był to kompletny przypadek i nie uznałem się za króla podkręcania piłki. Niech ktoś, proszę, wytłumaczy Borysiukowi, że ten powinien postąpić podobnie, bo jeden gol z dystansu pięć lat temu nie upoważnia go do nieustannie ponawianych prób, jakie lądują w okolicach trzeciego piętra. Jego aktywność na środku boiska przeanalizujmy kiedy indziej jak już będzie co analizować, bo tam Ariel chyba bał się w ogóle wystartować do piłki.

Michał Kucharczyk - - Biegał po tym skrzydle jak poparzony. Nie potrafił zagrać jednego kreatywnego podania, miotał się przy linii bocznej, a rywale ogrywali go jak dziecko. Kwintesencją jego występu jest moment, w którym wyciągnął nogę po piłkę i rzeczywiście udało mu się ją wyłuskać. Na twarzy „Kuchego” malowało się wówczas szczere zdziwienie, a pomocnik nie wiedząc co zrobić z przejętą futbolówką, po chwili... stracił ją.

Ondrej Duda - - Jak przypomnicie sobie słynną okładkę „Faktu” po mistrzostwach w Korei, to właśnie tymi wyrazami można by opisać czwartkowy występ Ondreja. Może mu zależało, może nie, ale efekt wizualny i sygnały z niego płynące, były jasne dla wszystkich. Za każde bezsensownie wykręcone kółeczko (swoją drogą sensownych u niego jeszcze nie widziałem) powinien kółeczko pobiegać wokół boiska – może wtedy zrozumiałby, że nie jest Kazimierzem Deyną.

Zmiennicy:

Michaił Aleksandrow - - Siedział na ławce, wszedł na boisko, był niewidoczny cały mecz i pokazał się tylko po to, żeby zepsuć stuprocentową sytuację. Pidżama Porno śpiewała kiedyś piosenkę o pewnym bułgarskim centrum. Polecam zapoznać się z twórczością Grabaża, bo doskonale opisał poczynania naszego skrzydłowego.

Kasper Hamalainen - - Zmienił bezproduktywnego Prijovicia i sam był jeszcze bardziej bezproduktywny. Nie miał żadnego pomysłu na grę, więc postanowił wtopić się w tłum – wyszło mu znakomicie, bo gdybym nie wiedział, że wszedł, to nigdy w życiu bym go nie zauważył.

Michał Pazdan – Grał zbyt krótko by móc go ocenić.

+
-

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.