fot. Mishka / Legionisci.com
REKLAMA

Plusy i minusy po meczu z Lechem

Jeleń, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

Można było się spodziewać, że „Wojskowi” przegrają mecz o Superpuchar, ale chyba nikt nie podejrzewał nawet takich rozmiarów porażki. Piłkarze Legii zagrali tragicznie, zbierając najwyższe baty u siebie od wielu lat. Zapraszamy więc na analizę tego historycznego blamażu.

Guilherme – Najlepszy w zespole Legii, choć akurat w tym meczu nie było to jakimś wybitnym osiągnięciem. Brazylijczyk był jedyną osobą, która potrafiła zdziałać cokolwiek w grze ofensywnej. Dobrze wyglądał do jakiejś 60 minuty, potem było już tylko nieźle, a w ostatnich minutach poziom gry dostosował do swoich kolegów, kiedy stratą w środku pola przyczynił się do gola na 1-3. Mimo wszystko wypada podziękować mu za bramkę wyrównującą, bo jego wykończenie z pewnością mogło się podobać. „Gui” był bez wątpienia pierwszym promyczkiem na czwartkowym padole łez, nędzy i rozpaczy.

Adam Hlousek – Drugi, choć zdecydowanie mniejszy promyczek. Czech zagrał pewnie nie najgorzej, jednak daleko mu było do ideału. Zadania obronne wykonywał sumiennie, więc lechici raczej nie kwapili się do ataków lewą stroną. Z przodu Adam próbował być tą iskrą, która zapaliłaby chęć ataków w reszcie zespołu, ale koledzy do gry palili się tak mocno, że wystarczyło dmuchnąć i było po wszystkim.

Łukasz Broź - - Kiedy po raz kolejny uderzyłem się otwartą dłonią w czoło, widząc poziom umiejętności naszego obrońcy, to zaraz pomyślałem sobie o tym, że na szczęście niedługo wróci „Jędza”. No i zonk, bo „Jędza” już nie wróci, a na usługi Łukasza będziemy skazani przynajmniej pół sezonu. Niby zaliczył jakieś odbiory i parę razy kopnął prosto piłkę, ale w ofensywie był równie przydatny jak lotnisko w Radomiu. Wrzutki wykonywał z taką dokładnością, że niektórzy lekarze mogliby zdiagnozować u niego wczesne stadium choroby Parkinsona.

Rafał Makowski - - Początek miał naprawdę dobry, bo potrafił błysnąć dobrym podaniem albo skutecznym odbiorem, ale z każdą minutą zamiast zyskiwać pewność siebie, to wyraźnie ją tracił. Młody pomocnik momentami zupełnie nie radził sobie w środku pola, co skutecznie wykorzystywali piłkarze gości. Mam nadzieję, że nie zawsze Makowski tak dobrze zaczyna, a tak słabo kończy.

Michał Masłowski - - Naprawdę nie pamiętam, czy kiedykolwiek wystawiłem mu plusa za mecz. Kibicom dał się zauważyć wyłącznie wtedy, gdy został zniesiony z boiska na noszach, a że chciał się pokazać jeszcze bardziej, to wrócił i zszedł z niego jeszcze raz. Tak, czytałem jego wywiad dla „Polska The Times”, tak współczuję mu. Ale Legia Warszawa jest najlepszym klubem piłkarskim w Polsce, nie sanatorium, więc chyba najwyższy czas pożegnać się na dobre.

Igor Lewczuk - - Jakoś pod koniec meczu pomyślałem sobie „dobra, przegrana to przegrana, ale przynajmniej Lewczuk znów zagrał solidnie”. I w tym momencie nasz obrońca na spółkę z Kubą Rzeźniczakiem zaserwowali nam wszystkim dwie potężne niespodzianki, bo zachowali się niezwykle gościnnie i z otwartymi ramionami powitali strzelającego na warszawską bramkę Dariusza Formellę. Więc co z tego, że przez 90 minut było naprawdę dobrze, skoro w 120 sekund warszawski stoper doprowadził do samogwałtu całego planu – ten bowiem spektakularnie poszedł się j...

Jakub Rzeźniczak - - Właściwie można by napisać przy nim dokładnie to samo wyżej. Przez prawie cały mecz bardzo dobrze radził sobie w defensywie, ale w końcówce stawiał równie dobry opór lechitom, jak Francja Niemcom w 1940 roku.

Michaił Aleksandrow - - Zagrał na poziomie jaki prezentował dotychczas w znakomitej większości spotkań – bardzo mizernym. Bułgar na skrzydle najpierw walczył sam ze sobą, a jeśli przypadkiem udało mu się taką walkę wygrać, to dopiero potem skupiał się na pojedynku z rywalem. Należy oczywiście powiedzieć, że zanotował asystę przy jedynej tego popołudnia bramce dla Legii, ale przy jej zdobyciu miał zdecydowanie więcej szczęścia niż rozumu.

Aleksandar Prijović - - Można oczywiście usprawiedliwiać go kontuzją, ale złamana ręka nie powoduje zazwyczaj paraliżu dolnych części ciała. „Prijo” był kompletnie niewidoczny, a raz na jakiś czas wychodził mu tylko pressing. Szwajcar ani nie strzelał na bramkę, ani też żadnym podaniem nie sprawił, by ktoś inny mógł na nią uderzyć. Bez wątpienia był to jeden z najsłabszych występów Prijovicia z „elką” na piersi.

Michał Kucharczyk - - Zawsze podkreślam, że szanuję go za jego oddanie dla klubowych barw, ale noszenie „elki” na piersi to trochę za mało, żeby móc reprezentować klub. „Kuchy” nie po raz pierwszy (i co gorsza zapewne nie po raz ostatni) zagrał tragicznie – w meczu nie wychodziło mu absolutnie nic. O ile można mu jeszcze wybaczyć wszystkie niecelne podania, o tyle zmarnowanie dwóch stuprocentowych sytuacji, zdecydowanie jest grzechem ciężkim. Zawsze oczywiście można się wyspowiadać, ale warunkiem sakramentu pokuty jest mocne postanowienie poprawy. Na tę chwilę u Michała takowego nie widać.

Arkadiusz Malarz - - Było naprawdę bardzo ciężko zagrać jeszcze gorzej niż Kucharczyk, ale Arkowi w czwartek ta sztuka się udała. Malarz rozegrał zdecydowanie swój najgorszy mecz w barwach Legii, bo zawalił praktycznie przy każdej bramce. Czasem był to błąd, czasem wielbłąd i piłka aż 4 razy trzepotała w warszawskiej bramce. Myślę jednak, że po takim blamażu może być już tylko lepiej – nasz golkiper wybronił nam w minionym sezonie niejeden mecz, więc spotkanie z „Kolejorzem” można chyba potraktować jako – poważny bo poważny – ale wypadek przy pracy.

Zmiennicy:

Tomasz Brzyski - - Wykonał zmianę, która nie przyniosła praktycznie żadnego pożytku. Najlepszym jego momentem na placu gry był celny strzał z rzutu wolnego, który i tak bez problemu obronił Burić.

Bartosz Bereszyński - - Zmienił słabego Brozia, do którego poziomu postanowił się dostosować. Nie miał ani jednego zagrania, jakie mogłoby się podobać.

Sebastian Szymański - - Początkowo zdziwiły mnie słowa trenera Czerczesowa o „piłkarskim przedszkolu”, ale teraz widzę, że Rosjanin miał rację. Młody legionista swojego debiutu na pewno nie będzie wspominał z nostalgią. Tracił piłkę, przegrywał pojedynki jeden na jeden, a jedynym momentem, z którego zapamięta go większość kibiców, było przewrócenie się o piłkę.

Stojan Vranjes - - Jeśli akurat był przy piłce, to psuł praktycznie wszystko. Zmarnowane kontry, niecelne podania, wieczna ospałość w grze – tak wyglądał praktycznie cały występ Bośniaka.

Jakub Kosecki - grał zbyt krótko.

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.