Legioniści w Mostarze - fot. Hagi / Legionisci.com
REKLAMA

Relacja z trybun: Bałkany na początek podboju Europy

Bodziach, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

Na początek tegorocznej walki o Ligę Mistrzów przyszło nam zmierzyć się z chorwackim klubem z Bośni i Hercegowiny, HSK Zrinjskim Mostar. Całkiem ciekawą ekipę oraz rejon Europy wybrał nam następca łysego z UEFA. Niestety nie wszystkim podróżującym legionistom, udało się dotrzeć do celu, ale nasza liczba była mimo wszystko przyzwoita - wykorzystaliśmy komplet biletów. Miejmy, nadzieję, że w kolejnej rundzie przyjdzie nam rywalizować w równie ciekawym kierunku.

Przed losowaniem II rundy eliminacyjnej do Ligi Mistrzów najwięcej obaw wzbudzał ewentualny... drugi wyjazd do Lipawy. Na szczęście trafiliśmy o wiele lepiej - leżącego na południu Bośni i Hercegowiny, Mostaru. Może nie aż tak ciekawie, jak jeszcze niedawno Lech, który miał okazję zmierzyć się z Horde Zla, ale jednak - nam przyszło rywalizować z ekipą nr 4 pod względem kibicowskim w kraju.

Podróż
Możliwości podróży do Mostaru są dość ograniczone - na bezpośrednie loty nie ma co liczyć, tak więc w przypadku podróży samolotem konieczne były kombinowane rozwiązania - np. przez Zagrzeb, Split, czy Dubrownik, skąd do Mostaru dojechać można lokalnymi busami, kursującymi na tych trasach. Ekipy jadące transportem kołowym miały zaś do wyboru dwie opcje - krótszą, ale i bardziej uciążliwą (gorsze drogi) - przez Słowację, Węgry, kawałek Chorwacji i niemal całą Bośnię oraz dłuższą, ale niemal cały czas wiodącą autostradami - przez Czechy, Austrię, Słowenię, Chorwację i zaledwie krótki odcinek Bośni.

Problemy na przejściach granicznych
Zdecydowana większość warszawiaków wybrała wariant numer dwa, tym bardziej, że w takim, a nie innym terminie, gwarantował on możliwość choćby krótkiego wypoczynku na jednej z pięknych plaż nad Adriatykiem. We wtorek wszyscy jednak mieliśmy plan, by stawić się w Medziugorie, skąd mieliśmy wspólnie udać się pod stadion Zrinjskiego. Niestety nie wszystkim dane było dotrzeć do celu. Pierwsze problemy zaczęli stwarzać na granicy chorwaccy celnicy. 18-osobowa ekipa z jednego busa po problemach stwarzanych przez Chorwatów, została cofnięta przez stronę bośniacką, jakoby ciążył na nich roczny zakaz wjazdu do Bośni.



Potworny upał
Na miejsce zbiórki, bez wścibskich wąsów, udało się dotrzeć jedynie tym, którzy granicę przekraczali poprzedniego dnia, spędzając m.in. czas nad wodospadami Kravica. Mało kto miał okazję zobaczyć sam Mostar, w tym słynny most nad rzeką Neretwą. W dniu meczu upał dawał się we znaki - na termometrach było przynajmniej 37 stopni w cieniu. Na samym stadionie trudno było go uświadczyć, więc ci, którzy przybyli pod stadion jako pierwsi, mogli poważnie zmęczyć się jeszcze przed rozpoczęciem meczu.

Przeniesiony młyn gospodarzy
Obiekt Zrinjskiego jest mocno przestarzały, przynajmniej jak na nasze obecne realia. W Bośni taki relikt przeszłości nie robi na nikim wrażenia, a UEFA nie miała sprzeciwów, by rozegrać na nim mecz eliminacyjny do Champions League. Nie licząc drobnych zastrzeżeń, jak np. konieczność postawienia tymczasowej, elektronicznej tablicy świetlnej, jak i wyłączenia z użytku części trybun, na których znajdują się jedynie miejsca stojące. Z tego właśnie powodu cały młyn miejscowych, czyli "navijači", musiał przenieść się z dotychczasowej trybuny stojącej na skraj drugiej trybuny. Sektor gości znajdował się na drugim poziomie tej właśnie trybuny, do tego po ukosie, więc obie ekipy nie miały nie tylko kontaktu "wokalnego", ale i wzrokowego.



Krany z wodą zamiast cateringu
Wejście na sektor gości przebiegało w miarę sprawnie. Kontrola osobista była w miarę drobiazgowa, choć np. o skromniejsza niż w Krakowie, z tym, że do "depozytu" zabierano wszystkie zapalniczki, a także napoje, których na samym stadionie (przynajmniej w naszym sektorze), nie można było kupić. Za depozyt robił jeden plastikowy "baniak", który po meczu leżał wywrócony. Gospodarze w trakcie meczu mogli kupić zimne piwko, my tymczasem byliśmy skazani na... dwa kraniki, z których bynajmniej nie leciał browar, ani Johnnie Walker, a woda. Nie brakowało żartów, że jeszcze przed meczem przy kranikach przymocowana była kartka z napisem "niezdatna do spożycia", ale "jakiś obuz zdjął". Właśnie wspomniane kraniki zarówno przed meczem, jak i w jego trakcie, pozwalały choć trochę schłodzić się i ugasić pragnienie.



Co ciekawe bilety dla przyjezdnych były dwukrotnie droższe (20KM, czyli ok. 45 zł), niż wejściówki na sektory gospodarzy (10KM). Dodajmy, że na co dzień na mecze ligi bośniackiej miejscowi płacą zdecydowanie mniej - 2 marki na młyn i 5 marek za miejscówkę na jedynej otwartej na meczu z Legią trybunie.

Legia grać, k... mać!
Godzina rozpoczęcia meczu dobrana została przez miejscowych celowo - o 18:30. Gdy piłkarze wybiegali na murawę, upał był niemiłosierny. Bośniacy, przyzwyczajeni do takich warunków, postanowili zapewnić sobie przewagę. W sektorze gości wywieszonych zostało 5 flag, w tym płótna "Barra Bravas" Zagłębia oraz "HKS" bielańskiego Hutnika. Doping prowadziliśmy od samego początku spotkania w akompaniamencie bębna.

Od samego początku staraliśmy się dawać z siebie jak najwięcej, chociaż przyznać trzeba, że w takich warunkach pogodowych nie należało to do rzeczy najłatwiejszych. Zdecydowanie najlepiej wychodziło nam głośne "Ceeee", którego echo odbijało się od okolicznych budynków. W drugiej połowie mieliśmy okazję cieszyć się ze zdobycia bramki, mimo że sytuacja na boisku wcale nie wskazywała na przewagę naszych zawodników. Niestety z prowadzenia nie cieszyliśmy się zbyt długo, a styl gry, a właściwie jego brak, został podsumowany kilkoma głośnymi okrzykami "Legia grać, k... mać!".

Nie poddawaj się...
Mieliśmy kilka głośniejszych momentów w drugiej połowie, głównie przy pieśni "Hej Legia gol", czy "Moja jedyna miłość". Widząc sytuację na boisku, przez ostatnich kilka minut śpiewaliśmy nieprzerwanie "Nie poddawaj się, ukochana ma...". Na sam koniec odśpiewaliśmy hymn narodowy, a chwilę później sędzia zakończył pierwszy w obecnym sezonie mecz naszego klubu w europejskich pucharach. Miejmy nadzieję, że ta przygoda nie skończy się zbyt szybko i dane nam będzie wspierać Legię także podczas kolejnych eskapad po Europie.

Rekordowy młyn Zrinjskiego
Fani Zrinjskiego wystawili bardzo liczny jak na swoje możliwości, ok. 700 osobowy młyn, wywiesili 7 flag i machali kilkoma flagami na kiju. W trakcie meczu kilka razy odpalali pojedyncze race, jedną z nich rzucając na bieżnię. Co warte podkreślenia, piro odpalali bez żadnego maskowania - bośniacki system monitoringu jest na tyle przestarzały, że identyfikacja osób byłaby niemożliwa, zaś bośniacka policja nie traci czasu na głupoty i nie stara się utrudniać życia fanatykom. Jeśli zaś chodzi o doping - z naszej perspektywy śpiew miejscowych był słyszalny tylko, gdy w naszym repertuarze następowała zmiana pieśni. Wiemy jednak, że fani z Mostaru dopingowali przez cały mecz.

Oklaski od fanów HSK
Po meczu fani Zrinjskiego udali się do znajdujących się przy stadionie pubów, a opuszczający stadion autokarami piłkarze i kibice Legii, zupełnie niespodziewanie mogli liczyć na owację w postaci oklasków ze strony miejscowych. Rewanż zaplanowano na kolejny wtorek przy Łazienkowskiej. Możemy spodziewać się kilkudziesięcioosobowej grupy kibiców gości, którzy do tej pory w europucharach nie opuszczali wyjazdów nawet tak dalekich jak do Armenii. Wcześniej jednak, bo już w najbliższą sobotę, czeka nas mecz ligowy z Jagiellonią. Białostoczanie do stolicy przyjadą pociągiem specjalnym.

Frekwencja: 4500
Kibiców gości: 290
Flagi gości: 5

Autor: Bodziach

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.