2020-05-06 | w piłkarskim raju, screen - fot. TVP
REKLAMA

W piłkarskim raju. Odcinek 5.

Qbas, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

W tym roku mija 25. rocznica pierwszego awansu Legii do Ligi Mistrzów. Od tamtej pory jeszcze tylko dwukrotnie polskie kluby grały w najsłynniejszych klubowych rozgrywkach świata – Widzew w sezonie 1996/97 i ponownie „Wojskowi” w 2016/2017. Zapraszamy na cykl tekstów przypominających wydarzenia sprzed ćwierćwiecza. Dziś o tym jak Legia po raz pierwszy i wciąż jedyny w Polsce zdobyła potrójną koronę.

Czytaj:
W piłkarskim raju. Odcinek 1.
W piłkarskim raju. Odcinek 2.
W piłkarskim raju. Odcinek 3.
W piłkarskim raju. Odcinek 4.

Przed rundą rewanżową trener Janas racjonalnie oceniał sytuację - chciał awansować do pucharów. Okazało się, że po raz pierwszy i wciąż jedyny w historii zdobył potrójną koronę - mistrzostwo, puchar i superpuchar Polski. Jak do tego doszło?

Na pewno szkoleniowiec zyskał sobie szacunek zawodników. Leszek Pisz wspominał: "Był byłym zawodnikiem, grał w piłkę wiele lat, również we Francji. Wiedział jak się zachowywać w stosunku do piłkarzy. Na wiele pozwalał, tolerował, ale jednocześnie wiedzieliśmy jakie są granice. To pozwoliło nam wspólnie osiągnąć historyczne wyniki". Maciej Szczęsny zaś komentował popularne wówczas stwierdzenie, że taki zespół, jak miała wówczas Legia, mogła poprowadzić nawet teściowa trenera: "Może i teściowa, ale po takim burdelu, jaki zostawił po sobie Wójcik było bardzo ciężko posprzątać. Janasowi się udało. Przede wszystkim zastosował skuteczną taktykę – uznał, że wygrać może tylko ten, który pierwszy kopnie. Janas kopnął pierwszy i to w sposób zupełnie niespodziewany. Owszem, zaczął od rozmowy z zawodnikami, ale potem umówił się z naszymi żonami. Rozrysował im na tablicy ile ich mężczyźni mogą zarobić za mistrzostwo, ile za puchar, a ile za awans do Ligi Mistrzów. Kobiety wszystko sobie zsumowały i potem bardzo skutecznie pomagały trenerowi w utrzymaniu dyscypliny w drużynie. To było mistrzowskie posunięcie. Do tego potrafił nas dobrze zmobilizować, a sportowo wystarczyło, że nie przeszkadzał. Wiedział też kiedy wkroczyć, a kiedy odpuścić, czy wręcz udać, że czegoś nie widzi". Jacek Bednarz: " (...) był asystentem trenera, którego metody nie przypadły mu do gustu, bo nie wierzę, by Paweł mógł akceptować takie zachowania względem zawodników, na jakie pozwalał sobie Wójcik. Przejął Legię wójcikową i szybko przemienił ją w janasową. Ja go kochałem, bo właśnie zawsze był sprawiedliwy. Nigdy mnie nie skrzywdził. Kochałem go też za to, że nie komplikował rzeczy prostych. Był zdroworozsądkowy, a przy tym miał obok siebie wspaniałego fachowca, jakim był Lucjan Brychczy. Ale wszystkie decyzje podejmował samodzielnie. Miarą jego sukcesu jest to, że potrafił zrobić z nas drużynę i to taką, która dawała sobie radę w meczach, gdy nawet była słabsza potencjałem. Gdyby nie on, to pewnie byśmy się po prostu pozabijali".

Janas bez wątpienia więc poprawił atmosferę, wprowadził swoje zasady, względem których jednak nie był całkowicie pryncypialny, ale nie pozwalał sobie też wchodzić na głowę, o czym świadczy wspomniana w poprzednim odcinku historia z Dziekanowskim. Drużyna jakby mu zaufała i szybko przyszły efekty. Legia wygrała pierwsze wiosenne mecze! 2-1 w Lubinie, 5-0 u siebie z Hutnikiem, 4-1 na wyjeździe z Siarką i wreszcie 2-0 z Lechem. Górnik w tym czasie zwyciężył tylko raz, ale remisował i jeden mecz miał zaległy. Tym ostatnim było przerwane spotkanie w Katowicach, gdy przy prowadzeniu zabrzan 1-0 zgasło światło. Mecz został... powtórzony od stanu 0-0, do czego mocno przyczynił się wiceprezes PZPN Marian Dziurowicz, jednocześnie prezes... GKS i zakończył się remisem 1-1. Można więc powiedzieć, że "Magnat", jak go tytułowano, największą przysługę wyświadczył w efekcie "Wojskowym".

Legioniści jednak złapali lekką zadyszkę. Najpierw zremisowali 1-1 na Widzewie, potem wprawdzie ograli Stal Mielec 3-0, ale w następnej kolejce znów podzielili się punktami, tym razem z Pogonią (0-0). I znów zwycięstwo (2-0 z Ruchem), a następnie remisy z GKS Katowice (0-0) i Wisłą Kraków (1-1). Wprawdzie Górnik też grał nierówno, ale pozostałe zespoły czołówki nie próżnowały i po stracie punktów w Krakowie drużynę Janasa wyprzedziły znów włączający się do gry o tytuł ŁKS i tradycyjnie wówczas mocny GKS Katowice.



Legia odpaliła jednak w ostatnim momencie. Wygrała sześć kolejnych meczów, w tym wyjazdowy z ŁKS. Dwukrotnie jednak było blisko straty punktów, które mogły kosztować tytuł. Najpierw w rywalizacji z Wartą Poznań, w trakcie której "Wojskowi" dali sobie wydrzeć prowadzenie 2-0, hattrickiem popisał się Jerzy Podbrożny, a zwycięska bramka padła już w 90 minucie gry. Następnie w przedostatniej kolejce męczyli się w derbach przy Konwiktorskiej ze zdegradowaną już Polonią, gdzie do przerwy przegrywali 0-1 po golu Piotra Rockiego. W drugiej połowie gole Podbrożnego i Michalskiego dały dwa punkty. A w ostatnim meczu sezonu do Warszawy przyjeżdżał Górnik.

Świetnie spisywał się duet napastników Podbrożny - Kowalczyk, który razem strzelił 22 gole w lidze i pucharze Polski. Błyszczał Leszek Pisz, znakomitą rundę notował Juliusz Kruszankin, podobnie jak Adam Fedoruk i Radosław Michalski. Legioniści tym razem nie oszczędzali rywali i potrafili wygrywać wysoko (5-0 z Hutnikiem, 4-1 z Siarką, 3-0 ze Stalą Mielec, 5-1 ze Stalą Stalowa Wola, 6-0 z Zawiszą, 5-0 z Miliarderem Pniewy). Dla "Wojskowych" szczególne znaczenie miało zwłaszcza zwycięstwo w Bydgoszczy - wygrali na wyjeździe 6-0, czyli dokładnie tyle, co rok wcześniej z Wisłą, gdy odebrano im tytuł.





Równolegle Legia świetnie sobie radziła w pucharze Polski. Po wygranych w Namysłowie i na Widzewie, w ćwierćfinale spotkała się z drugoligowym Hetmanem Zamość. Na wyjeździe było 0-0, a w Warszawie ekipa Janasa pewnie wygrała 3-0. W półfinale czekał liderujący w lidze Górnik. Pierwszy mecz odbył się na Łazienkowskiej i po pięknej grze legioniści rozbili gości 5-2. Rewanż wydawał się formalnością, ale górnicy nie zamierzali tanio sprzedać skóry. Leszek Pisz dobrze pamięta tamten dwumecz: "Wygraliśmy 5-2 w Warszawie, ale w rewanżu Górnik prowadził już 2-0 i było bardzo ciężko. Ale musiało być. Pamiętam, który sędzia z Opola prowadził to spotkanie. I pamiętam, że puścił gola ze spalonego na 1-0. I pamiętam, że podyktował rzut karny po rzekomym faulu Krzyśka Ratajczyka, który wślizgiem o dobry metr minął rywala. I pamiętam, że kosili nas mocno, na czele z „Mielcarem”, a arbiter przymykał oczy. No ciekawy, ciekawy był ten rewanż. Skończyło się jednak 2-2. Strzeliłem ładną bramkę lobem na 1-2, a wyrównał w końcówce „Kowal”. Legia awansowała do finału, gdzie miała się zmierzyć z ŁKS. Warto tu podkreślić, że Górnik zagra bardzo ostro, w szczególności Grzegorz Mielcarski i Tomasz Hajto. Krzysztof Ratajczyk po brutalnym wejściu tego pierwszego musiał opuścić boisko.



Legioniści objęli prowadzenie w tabeli po 29. kolejce. Gdyby nie ujemne punkty, mistrzem zostaliby po 32. Musieli jednak walczyć do końca. Mecz o tytuł odbył się 15 czerwca 1994 r. z Górnikiem. Przed spotkaniem podopieczni Janasa mieli dwa punkty przewagi. Zadowalał ich więc nawet remis. Goście musieli wygrać. Spotkanie sędziował Sławomir Redziński z Zielonej Góry, którego oba kluby chciały na rozjemcę i który jednocześnie kończył karierę piłkarskiego arbitra. Zabrzanie ruszyli ostro od początku i już po pięciu minutach Mielcarski i Jacek Grembocki obejrzeli żółte kartki. Obecny komentator Canal+ powinien zresztą zostać wyrzucony z boiska już po kwadransie, gdy znów brutalnie zaatakował legionistę, tym razem Jacka Zielińskiego i ten musiał opuścić boisko. Górnik grał więc z pianą na ustach, a miał o co walczyć, gdyż prezes Kozubal podniósł premię za złoty medal z czterech do sześciu miliardów złotych (600 tys. PLN).

Legię zaś... sparaliżowało. Wojciech Kowalczyk wspominał potem, że jedyny raz w życiu widział, jak nagle jedenastu piłkarzy zapomniało jak grać w piłkę. "Wojskowi" grali nerwowo, a przez to niedokładnie. Nie mieli żadnego pomysłu na rozmontowanie zabrzańskiej defensywy. Goście zaś dalej kosili, a sędzia nie szczędził im kartek. W 43 minucie za dwie żółte czerwoną kartkę obejrzał Henryk Bałuszyński, ale jeszcze przed przerwą Górnik strzelił gola. Kontratak zapoczątkował Jerzy Brzęczek, który wygarnął piłkę spod linii bocznej, podał do Marka Szemońskiego, a ten minął Zbigniewa Robakiewicza i z ostrego kąta trafił od słupka do siatki.

Po przerwie obraz gry nie uległ zmianie - Legia bezradnie kopała piłkę, a Górnik legionistów. Po drugiej żółtej kartce z boiska usunięty został Grzegorz Dziuk już w 53 minucie, ale nawet dziewięciu rywalom legioniści nie umieli zagrozić. Wreszcie nadeszła 70 minuta. Pisz dośrodkował z rzutu rożnego, Podbrożny zagrał piłkę głową w kierunku bramki, a Fedoruk, również głową, posłał futbolówkę w samo okienko bramki Marka Bębna. Warszawa wybuchła radością. Remis dawał tytuł, Górnik grał w dziewięciu, a parę minut potem nawet w ośmiu, bo znów kartkę obejrzał zdenerwowany Grembocki. Wreszcie w doliczonym czasie gry sędzia gwizdnął spalonego Kowalczyka, ale dla kibiców przeskakujących już ogrodzenie to był sygnał do wtargnięcia na boisko. Arbiter więc zakończył mecz. Legia została mistrzem Polski.



Po spotkaniu zabrzanie głośno kontestowali pracę sędziego. Maciej Szczęsny, wówczas rezerwowy: "Nie mam cienia wątpliwości, że był uczulony na piłkarzy Górnika, ale też i oni ciężko zapracowali na wszystkie trzy czerwone kartki. Mało tego, arbiter puścił ich akcję bramkową, mimo, że Szemoński wyjechał z piłką poza linię autową o dobry metr. Wszyscy stanęli, bo byli pewni, że gra zostanie przerwana, a on poleciał na bramkę i dał im prowadzenie. Myślę, że kluczowa była tutaj odwaga sędziego. To był jego ostatni mecz w karierze. Niczym nie ryzykował. Górnicy nie mają prawa na niego narzekać".

To jednak nie był jeszcze koniec. Trzy dni później, również na Łazienkowskiej, miał odbyć się finał pucharu Polski. Paweł Janas wiedział, że najważniejsze, to nie pozwolić zawodnikom nadmiernie świętować mistrzostwa. Wywiózł więc drużynę do Konstancina, gdzie odcięta od Warszawy miała się przygotować do meczu. Nie udało się. Juliusz Kruszankin: "Zrobiliśmy imprezę totalną, po czym pijana Legia pokonała ŁKS, który przygotowywał się do tego meczu niesamowicie" ("Odebranie mistrzostwa Polski było zamachem na Janusza Wójcika", onet.pl). Kowalczyk w swej książce "Kowal. Prawdziwa historia" wspominał, że wraz z Ratajczykiem uciekali z hotelu po drzewie. Legia jednak podeszła do tego meczu już na luzie. Przez całe spotkanie była zespołem lepszym, ale nie mogła znaleźć sposobu na pokonanie Andrzeja Woźniaka. W końcu na 14 minut przed końcem gola strzelił Kowalczyk, a wynik spotkania w 87 minucie ustalił Podbrożny po podaniu "Kowala". Trener Janas podsumował: "Jutro jadę na polowanie, odreagować wszystkie stresy. To wspaniały okres. W pierwszym roku samodzielnej pracy trenerskiej od razu mistrzostwo i puchar. Tyle nie wywalczyłem przez długie lata jako piłkarz" ("Przegląd Sportowy, cytat za Księgą stulecia Legii).




"Legia na tronie, Legia w podwójnej koronie!" - śpiewali kibice. Ale już na starcie nowego sezonu "Wojskowi" wznieśli jeszcze jeden puchar, tym razem Superpuchar, który w Płocku wygrali po wakacyjnym meczu z ŁKS (6-4). Trzy gole strzelił Podbrożny, a debiutanckie trafienie zaliczył wchodzący do zespołu Marcin Mięciel. Paweł Janas: "Nie można tego spotkania traktować zbyt poważnie. Oczywiście, był to mecz i Superpuchar, ale w sumie tylko dla pięknej idei Gloria Victis, bez większej stawki. Oba zespoły zagrały bez stuprocentowego zaangażowania" ("Przegląd Sportowy", cytat za Księgą stulecia Legii).

Z biznesowego punktu widzenia najważniejsze było jednak samo mistrzostwo. To dawało Legii możliwość walki o Ligę Mistrzów. I tym razem PZPN nie zamierzał klubowi tej szansy odebrać. Zapowiadało się ciekawe lato, z którym piłkarze, trenerzy i działacze wiązali wielkie nadzieje.

CDN.

Autor: Jakub Majewski


Czytaj:
W piłkarskim raju. Odcinek 1.
W piłkarskim raju. Odcinek 2.
W piłkarskim raju. Odcinek 3.
W piłkarskim raju. Odcinek 4.


przeczytaj więcej o:
REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.