Łysonżi Dżonson - fot. Mariusz Jegliński
REKLAMA

Łysonżi Dżonson: To musi być sezon koszykarskiej Legii!

Bodziach, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

Miłosz Krawczyk, w światku muzycznym lepiej znany jako Łysonżi Dżonson, bardzo interesuje się koszykówką i od lat wspiera koszykarzy Legii Warszawa. W rozmowie z LL! raper przekonuje, że nadchodzący sezon TBL będzie ostatnim bez naszego klubu, a atmosfera meczów na Bemowie, czy Torwarze bije na głowę tę, jakiej można doświadczyć w 20-tysięcznych halach NBA.

Kiedy po raz pierwszy pojawiłeś się na meczu koszykarskiej Legii? Dlaczego Legia i koszykówka?
Łysonżi Dżonson: Od podstawówki dużo grałem w koszykówkę i chciałem to zobaczyć na żywo. Na pierwszym meczu Legii byłem już dawno temu, pewnie jeszcze nie byłem pełnoletni. Najczęściej chodziłem na mecze wtedy, gdy Legia miała największe problemy - w 2002 i 2003 roku, gdy spadała z ekstraklasy. Dla mnie wtedy to było najważniejsze. W naszym klubie grała wówczas głównie młodzież, ale fajnie to wyglądało. Mieli okazję ogrywać się na najwyższym poziomie. Każde zwycięstwo było czymś więcej niż wygranym meczem.

Chodziłeś też na mecze Pruszkowa, który osiągał wówczas niesamowite sukcesy, nie tylko w Polsce, ale i w Europie. Był to w tamtym czasie jedyny "basket" na wysokim poziomie w niedalekiej odległości od Warszawy.
- Nie wszyscy pamiętają, ale tam grał wówczas Tyrice Walker, Jerrfey Massey, wcześniej przez jeden sezon Adam Wójcik, Marek Sobczyński, który zasłużył się dla wielu klubów, ale najbardziej dla jednego... W pewnym czasie był to najlepszy basket w okolicy, jaki można było oglądać. To były dobre czasy dla koszykówki, która jako dyscyplina sportu cieszyła się wtedy o wiele większym zainteresowaniem. Najwyższy czas, by drużyna ze stolicy, czyli Legia, nawiązała choćby do tamtych sukcesów Pruszkowa.

Jak oceniasz Legię z poprzedniego sezonu, która będąc beniaminkiem dotarła do półfinału play-off, ale chyba można się było pokusić nawet o awans.
- Mając w pamięci mecze ze Stalą, można było liczyć na wygraną w całej serii. Najważniejsze, że wszystko zmierza w dobrym kierunku. Awans jest kwestią czasu, w zeszłym sezonie się nie udało, to uda się w najbliższym. To musi być nasz sezon!

Stulecie Legii w przyszłym roku, więc osiągnięcie takiego sukcesu, z pewnością byłoby miłym akcentem na tę okrągłą rocznicę. W Warszawie na pewno brakuje koszykówki na najwyższym poziomie.
- Pokażcie mi jakąś cywilizowaną stolicę w Europie, gdzie nie ma koszykówki w najwyższej klasie rozgrywkowej. To, że mamy tylko dwie linie metra, to i tak jest upokarzające dla Warszawy. Mam nadzieję, że to był ostatni rok w TBL bez Legii.

Dlaczego w Twoim przypadku na pierwszym miejscu jest koszykówka, a nie np. piłka nożna, która jest najpopularniejszą dyscypliną w kraju? W ostatnich latach koszykówka w Polsce była, można nawet powiedzieć, dyscypliną niszową.
- W piłkę grałem jak każdy, zresztą oglądam do dziś. Odnośnie koszykówki to faktycznie w tej chwili to nisza. W połowie lat 90-tych koszykówka była trzecim najpopularniejszym sportem w Polsce. Jak mówiłem w stolicy nie było żadnego dobrego zespołu od wielu lat. Jeżeli w Warszawie nie ma zespołu w najwyższej klasie rozgrywek, nie będzie większego zainteresowani, a to w pewien sposób to wpływa na cały kraj. W stolicy są wielkie możliwości, kibice, dobry zespół, niedługo będą jeszcze lepsze wyniki i to powinno determinować atrakcyjniejsze możliwości finansowe. To cztery kluczowe czynniki, ale kibice i drużyna - to najważniejsze.

Według Ciebie polska liga koszykówki może być w ogóle interesująca?
- Dla mnie zawsze była interesująca, ale brakuje w niej Legii. Wtedy liga byłaby zdecydowanie bardziej ciekawa i mam nadzieję, że tak będzie w najbliższym czasie. Wtedy zupełnie inaczej śledzi się takie rozgrywki.



W wywiadzie u Artura Rawicza na CGM, mówiłeś że mecz NBA to dla Ciebie wielkie wydarzenie. Co jest tak fantastycznego w tej lidze i meczach?
- Jak oglądałem "Hej, hej tu NBA" w latach 90-tych, nie wyobrażałem sobie, że uda mi się zobaczyć taki mecz na żywo. Jak już byłem w USA, to nie wyobrażałem sobie, żeby go nie obejrzeć. To wielkie wydarzenie dla Amerykanów. Nie chodzi oczywiście o kibiców, bo nie ma takiej atmosfery jak w Polsce. Tam kibic Golden State Warriors siedzi obok kibica Clippers i jedzą popcorn. To trochę dziwne, czasem patrząc na trybuny, nie wiadomo kto komu kibicuje, no chyba, że ma koszulkę swojego klubu na sobie. Dla mnie wydarzeniem było zobaczyć najlepszą koszykówkę na świecie na żywo. Tylko piwo drogie - 10 dolców.

Czarek Trybański niedawno porównywał atmosferę na meczach NBA i na przykład z meczów Legii na Torwarze - tam to wielkie święto, ale dopingu, jaki robią legioniści nikt w NBA nie przebije.
- Tam przyjechałaby policja i wszystkich potraktowała paralizatorami (śmiech). Tam kibice krzyczą "defense" pod koniec czwartej kwarty i ewentualnie "MVP" jak jest jakiś dobry zawodnik. NBA pod względem sportowym jest nieporównywalnie lepsze, ale pod względem dopingu to na Bemowie, nawet jak Legia miała bardzo trudne czasy, było wielokrotnie lepiej niż w Staples Center, gdzie było 20 tysięcy ludzi. Kwestia kibiców i ich zaangażowania, to zupełnie inny poziom, tego nawet nie da się porównywać. Na mecze Lakersów przychodzi Jack Nickolson, w NBA to jest biznes i show. Fajnie byłoby znaleźć taki wspólny mianownik między głośnym dopingiem kibiców i dobrym poziomem sportowym.

Czy sprowadzenie do Legii takiego zawodnika jak Czarek Trybański, który jest kojarzony jako pierwszy Polak w NBA, to według Ciebie wielkie wydarzenie?
- Na pewno tak, chociaż nie ma co oczekiwać od niego cudów. Czarek zapisał się w historii polskiej koszykówki. Ma już swoje lata i nie jest już tym samym zawodnikiem, jak wówczas, gdy podpisał kontrakt w Memphis. Bez dwóch zdań jest to jednak wielkie wydarzenie, bo wraca do miejsca, z którego się wybił. To jest piękne i Warszawa czeka na takie chwile.

Sportowo Czarek spełnił Twoje oczekiwania? Było wiele głosów, jeszcze zanim tu trafił, że to nie jest zawodnik, który w pojedynkę może wygrać mecz.
- Musi mieć większe wsparcie w zespole. Jego organizm jest coraz starszy, chociaż daje z siebie wszystko. Wydaje mi się, że Trybański nie powiedział jeszcze ostatniego słowa, ale też nie ma co oczekiwać po nim nadzwyczajnych statystyk. Jego wzrost, doświadczenie jest i będzie wielkim atutem. Życzę mu jak najlepiej.

Twój ulubiony zespół NBA?
- Orlando Magic z 1994 roku.

Kto jest najlepszym zawodnikiem NBA, powiedziałeś już w jednym kawałku - "Prawda jest jedna, jak Michael Jordan".
- Mam wielu ulubionych zawodników, ale Jordan jest/był/będzie tylko jeden. Ludzie, którzy widzieli tylko Kobe Bryanta, mogą mówić swoje. Jeżeli oglądają tylko najlepsze zagrania Jordana, to mogą tak myśleć. Jeśli jednak oglądało się tego zawodnika przez ponad 10 lat, wydaje mi się, że jego wpływ na zespół był największy. Jako rzucający obrońca robił wszystko i robił to najlepiej. Jego sukcesy zresztą mówią same za siebie. Nie muszę przypominać, że LeBron James, niesamowity gracz, miał okazję wystąpić wielokrotnie w finałach, a jego współczynnik zwycięstw w nich pozostawia wiele do życzenia. W finale można grać zawsze, ale jeśli nie wygrywasz, to jakie to ma znaczenie?

NBA śledzisz cały czas? Masz na to czas w takich porach, w jakich rozgrywane są mecze?
- Pewnie, oglądam nielegalnie (śmiech). Widziałem sporo meczów Wizards, w zeszłym sezonie. Obejrzałem około 50 meczów na żywo. Dobrze, że chociaż w weekendy mecze są wcześniej, więc pora nie przeszkadza.

We wspomnianym wywiadzie z Rawiczem, na pytanie, gdzie zabrałbyś w Warszawie swojego brata mieszkającego w Stanach, Artur zasugerował, że może na Żyletę.
- Na pewno zabiorę brata na mecz koszykarzy Legii - już z nim o tym rozmawiałem. Dawno nie widział kosza w Polsce i jestem przekonany, że nie przeżył takiej atmosfery, jaka ma miejsce na Bemowie, czy Torwarze. Miałem okazję być na Torwarze na kilku meczach i to robi wrażenie. Wszystko zależy od terminu jego przylotu, bo przeważnie bywa w kraju bardzo krótko, gdy nie ma sezonu i sportowo nic się nie dzieje. Ostatnio zabierałem go tylko na lotnisko, bo zgubili jego bagaż. Chętnie zabrałbym go na Łazienkowską...



Rap i koszykówka bardzo się łączą. Świetnie widać to w USA, ale chyba również w Polsce jest podobnie.
- To się łączy i uzupełnia. Hip-hop i koszykówka - w obu rzeczach chodzi o to, żeby być dobrym i być sobą. Wielu raperów interesuje się koszykówką, koszykarze interesują się rapem.

Znasz warszawskich raperów, którzy chodzą na Legię na kosza?
- Pewnie... W przyszłym sezonie na Legii zobaczysz wielu raperów wśród kibiców - zaufaj mi... Nie będą to przypadkowi raperzy.

Obecnie większym zainteresowaniem cieszy się w Polsce siatkówka...
- O gustach się nie dyskutuje. Od strony kibica siatkówka jest trochę jak NBA - można pooglądać, ale ogólnie jest piknik. Jak chcesz "urwać ryja" i fajnie podopingować, to raczej nie pójdziesz na siatkówkę.

Problemem Warszawy jest także brak hali - mamy właściwie tylko Torwar, który spełnia wymogi ekstraklasy. Patrząc na inne miasta w Polsce, nie mówiąc już o europejskich klubach, grających w Eurolidze - tu wyraźnie odstajemy.
- Jest w Polsce kilka hal, ale przecież Legia nie będzie grała w Spodku! Mamy Torwar, który na pewno nie jest zbyt tani, do tego obłożony imprezami typu disco-polo, wystawami psów, kotów itd. Możliwości w tym mieście nie ma zbyt wiele. Wilanów jest bardzo kameralny, ale nie o to chodzi - to nie jest hala na miarę Legii. Trzeba iść do przodu, jestem przekonany, że na meczach Legii będzie coraz więcej kibiców i mniejsze hale nie wystarczą by pomieścić wszystkich zainteresowanych. Może to zmusi władze miasta do działania. Chyba na razie nie wiedzą o takiej dyscyplinie jak koszykówka i wolą więcej wykładać na ping-ponga.

Do hali w Wilanowie na pewno miałeś bliżej niż na Bemowo, ale atmosfera na Obrońców Tobruku z pewnością była lepsza.
- Zdecydowanie bardziej podobało mi się na Bemowie, szczególnie klimat ze starych czasów. W Wilanowie jest specyficznie, ale nie jest źle. Obiekt nie jest tak ważny pod kątem atmosfery, ważni są kibice. Jak będzie przychodziło więcej fanów, będą większe obiekty. Jeżeli władze miasta nie pomagają koszykarskiej Legii, to nie będzie dobrze. Nawet jeśli ich pomoc jest obecnie większa niż w drugiej-trzeciej lidze, to i tak jest za mała, albo żadna.

Według Ciebie, brakuje koszykówki w dużych ośrodkach? Ekstraklasa jest na przykład w Kutnie, Tarnobrzegu, czy Dąbrowie Górniczej. Nie ma jej w Warszawie, Poznaniu, Szczecinie, czy Łodzi.
- Małym miastom i miejscowościom na pewno jest łatwiej. Dla nich to świetna forma promocji, nie mają tak szerokich alternatyw inwestycyjnych, co w większych miastach. Odnośnie sekcji koszykówki Legia ma wielkie tradycje, nie można o tym zapomnieć. Ostatnie mistrzostwo Legii w 1969 roku... Potrzeba jeszcze wiele pracy, ale chyba władze miasta podchodzą do sekcji koszykówki jak do sekcji zwłok...

Powiedz może o swojej przygodzie z koszykówką na parkiecie. Grałeś przed kilkunastu laty z Grześkiem Malewskim.
- Zanim Grzesiek zaczął grać w ekstraklasie, grałem z nim amatorsko. Bardzo dobry ziomek, dobry koszykarz, zawsze go wspierałem i wierzę, że jest na dobrej drodze, by wrócił z Legią do ekstraklasy.

Mało kto wierzył, że "Maleszczak" będzie w minionym sezonie zawodnikiem pierwszej piątki. A tak było do czasu odniesienia przez niego kontuzji.
- Nie wątpiłem w to ani przez moment, bo znam go od kilkunastu lat. Jak z nim rozmawiałem, był pełen optymizmu i myślę, że wierzył w siebie, że tak właśnie będzie. Najważniejsze, że wrócił do zdrowia i teraz znów może walczyć. Życzę mu, aby zagrał jeszcze w Ekstraklasie.

Aby przyciągnąć więcej osób na trybuny, pewnie przydałoby się sprowadzić jakąś koszykarską gwiazdę, na miarę Ljuboji w piłkarskiej Legii.
- To tylko kwestia pieniędzy. Miejmy nadzieję, że jak będzie większy budżet, będą większe możliwości i takie rozwiązanie będzie możliwe. Na razie podoba mi się jak Legia sprowadza zawodników do drużyny koszykówki - zazwyczaj są to sprawdzeni ludzie, z perspektywami. Spektakularnych ruchów kadrowych nie ma co się spodziewać, dopóki nie będzie ekstraklasy.

Łukasz Wilczek został sprowadzony do Legii w trakcie minionego sezonu z ekstraklasy, okazał się strzałem w dziesiątkę - był jednym z najlepszych rozgrywających w I lidze.
- To był dobry strzał. Widać, że ten człowiek, wie o co chodzi w koszykówce. Naprawdę wiele wniósł do gry Legii.

Sam grałeś na "jedynce". Właśnie rozgrywający powinien być kapitanem drużyny?
- Kapitanem powinien być największy autorytet w zespole, którego inni będą słuchać. Jeżeli w danym zespole jest to rozgrywający, to tym lepiej, bo od rozgrywającego wiele zależy, to on uruchamia grę. Z drugiej strony nie ma takiej reguły. Dobrze jak w zespole jest kilka charyzmatycznych osób, które motywują mniej doświadczonych kolegów. To kwestia doświadczenia i rozumienia gry.

Będziesz chodził na mecze koszykarzy Legii w nadchodzącym sezonie?
- Oczywiście, tak jak w poprzednich latach. Postaram się być obecny jak najczęściej i będę do tego namawiał również wielu moich znajomych. Wszyscy na Legię!

Za jakiś doczekamy się takie utworu o koszykarskiej Legii, jak choćby ten o Pogoni Prudnik? Jest szansa na taki projekt?
- Nie wykluczam, może w dłuższej perspektywie tak właśnie będzie. Na razie czekamy na ekstraklasę!

Na koniec powiedz o swoich planach wydawniczych, bo od wydania Twojej ostatniej płyty minął już prawie rok.
- Płyta "Browka Szpinak" ukazała się w październiku 2014. Nigdzie mi się nie spieszy. Na razie mam wiele zaległych gościnnych zwrotek i wiele bitów, które zamierzam wykorzystać.

Szybki Szmal wypuści coś jeszcze?
- "Też chciałbym to wiedzieć ziom"...

Rozmawiał Bodziach

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.