Dejan Kelhar - fot. Mishka
REKLAMA

Kelhar: Kibice są niesamowici

źródło: weszlo.com - Wiadomość archiwalna

"Legia jest trochę jak reprezentacja Słowenii. Tu nie ma wielkich gwiazd. Siłą zespołu jest kolektyw. Jeśli już muszę kogoś wyróżnić, to z perspektywy środkowego obrońcy mogę powiedzieć, że bardzo dobrze mi się gra z Kubą Rzeźniczakiem" - mówi w rozmowie z portalem weszlo.com Dejan Kelhar. Zaraz po popisaniu kontraktu Słoweniec mówił, że jest pod wrażeniem kibiców już po samych filmikach zamieszczanych w internecie.

"Po tych kilku meczach, po tym wszystkim co widziałem i słyszałem na żywo, jestem pod jeszcze większym wrażeniem. Są niesamowici. Zaczynają doping jakieś 40 minut przed meczem i nie milkną aż do samego końca. To kompletnie inna bajka w porównaniu z tym, co zobaczyłem w Belgii" - mówi Kelhar.

Tuż przed podpisaniem umowy z Legią Kelhar otrzymał oferty z innych klubów. "Przyznam, że był to bardzo stresujący moment. Szalony dzień. Dostałem kilka ofert "last minute" i musiałem dać szybką, konkretną odpowiedź: tak albo nie. Z Niemiec zgłosiły się dwa kluby – Arminia Bielefeld i Karlsruhe. Napięcie było tym większe, że Legia wcale nie musiała się spieszyć z podpisaniem kontraktu, bo okno transferowe w Polsce zamykało się dopiero miesiąc później. Postanowiłem jednak zaryzykować. Nie chciałem w ciemno przechodzić do klubu z drugiej ligi niemieckiej" - opowiada zawodnik.

Kelhar szybko znalazł mieszkanie w Warszawie. "Całkiem fajny apartament w Wilanowie. W zasadzie jedynym problemem jest mój sąsiad. Spod dwunastki. To trener Skorża (śmiech)" - mówi.

Póki co Słoweniec nie zdecydował się na zwiedzanie miasta, wybrał galerie handlowe. "Akurat miałem wolne. To był chyba mój drugi dzień w Warszawie, siedziałem w hotelu, więc stwierdziłem, że trzeba wyjść do ludzi. Siedzenie samemu w czterech ścianach jest frustrujące. Zamówiłem więc taksówkę i pojechałem do Arkadii. Dwie godziny później byłem już w Złotych Tarasach. Miałem jeszcze jechać do Galerii Mokotów, ale byłem tak zmęczony, że odpuściłem. Wczoraj moja narzeczona chciała tam pojechać, ale chyba źle jej wytłumaczyłem drogę, bo nie trafiła. Zamiast tego utknęła w korku i była na mnie wściekła. Nawet jak mieszkałem w Brugii, to moi znajomi zasypywali mnie pytaniami: czy widziałem to lub tamto. No to im odpowiadałem, że nie, bo nie przyjechałem tu jako turysta. Nie kręci mnie to. Nawet wyjście do centrum handlowego to dla mnie udręka. Naprawdę. Mogę tam skoczyć na kawę, ale po kilkunastu minutach już mnie boli głowa od tego hałasu. A starówkę w Warszawie i w Brugii na pewno jeszcze odwiedzę. Bardzo dokładnie. Ale na emeryturze. Wezmę wtedy aparat i pozwiedzam. Na imprezy też nie chodzę, bo jestem rodzinnym facetem. Wolę spędzić wieczór w towarzystwie narzeczonej i synków" - opowiada Kelhar.

Dejan Kelhar nie jest do końca zadowolony ze swoich występów: "Potrzebuję jeszcze kilku spotkań, by wskoczyć na swój normalny poziom. Wiesz, z obrońcą jest trochę jak z bramkarzem. Możesz przez cały mecz grać świetnie, ale popełnisz jeden błąd, przeciwnik strzeli gola i już po tobie. Choć z drugiej strony, kiedy grałem w Cercle, to pewnego razu przegraliśmy z Lokeren aż 3-5. Po spotkaniu wróciłem do domu i do rana oglądałem zapis z tego meczu. Widziałem, że przy żadnej z bramek nie popełniłem błędu. Autentycznie. Oczywiście następnego dnia ówczesny trener – Glen de Boeck, powiedział mi, że zagrałem fatalnie. No więc zapytałem go, czy analizował już ten mecz na video. Odpowiedział, że jeszcze nie. Powiedziałem mu żeby najpierw na chłodno obejrzał spotkanie, a dopiero potem mnie krytykował."

Cały wywiad znajdziecie tutaj


przeczytaj więcej o:
REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.