Bogusław Leśnodorski i Michał Żewłakow wieszają szalik na Zygmuncie III - fot. Mishka / Legionisci.com
REKLAMA

Leśnodorski: Kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana

Małgorzata Chłopaś, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

O tym jak Ljuboja ustalał skład Legii, o relacjach z kibicami, o mistrzowskiej fecie, o transferach, o młodzieży, o celach klubu i życiowych decyzjach, które musi podjąć - o tym wszystkim rozmawialiśmy z prezesem Legii Warszawa Bogusławem Leśnodorskim. Serdecznie zapraszamy do lektury obszernego wywiadu, którego udzielił Legionisci.com.

Przyszedł pan do klubu zimą i od razu wyrósł na pierwszoplanową postać. Nie brakuje głosów, że prezes Legii to jej największa gwiazda.
Bogusław Leśnodorski: Nie czuję się żadną gwiazdą. Sądzę, że w Warszawie był głód tego, aby ludzie po prostu czuli się częścią Legii i tego, co na Legii się dzieje. Już sam fakt, że jako klub zaczęliśmy się normalnie z kibicami komunikować spowodował bardzo pozytywne reakcje.

No właśnie. Wykonał pan niewielkie gesty wobec kibiców i szybko doszedł do porozumienia. Poprzednie władze musiały być więc fanom bardzo niechętne.
- Nie mogę odpowiedzieć na to pytanie, bo ciężko mi mówić o czasach, kiedy mnie w klubie nie było. Niektóre problemy na pewno można było przeskoczyć szybciej, inne nie. To złożona materia. Ale to działa w dwie strony - wydaje mi się, że wszyscy bardziej chcieli.

Jak właściciele z ITI patrzą na te nowe zwyczaje i zgodę na trybunach?
- Nie wiem, nie rozmawiamy o tym.

A szkoda. Mnie na przykład wciąż zastanawia fakt, że jedna osoba mogła zmienić tak wiele.
- Naprawdę nie wiem co odpowiedzieć. Wydaje mi się, że to kwestia odpowiedzialności czy wiarygodności. Żeby sobie ufać trzeba mieć jakieś podstawy. Na pewno było tak, że i wśród kibiców musiało dojść do przewartościowania i zmiany, bo byli zapewne i tacy, którzy wcześniej celowo działali w kierunku zrobienia większego bałaganu. To są jednak tylko moje spekulacje, ponieważ takich osób obecnie nie spotykam. Przecież i przed moim przyjściem do Legii były rozmowy z kibicami.

Podpisywano nawet porozumienia, z których później nic nie wynikało. Teraz o takich pismach nie słychać. Umawia się pan z kibicami na słowo?
- Nikt nikomu nie musi dawać słowa. Wydaje mi się, że ludzie, dla których ten klub jest ważny widzą, że zarząd nie ustawia się nie kontrze i wierzą że może być lepiej. A ci, którzy kochają Legię chcą, aby było dobrze. Ludzie nie są źli, czasem tylko robią złe rzeczy. Przecież my nie zmienimy nagle mentalności kilkuset tysięcy ludzi, którzy mają karty kibica Legii. Chodzi jednak o to, by ci ludzie wiedzieli, że wartością nadrzędną jest klub i żeby pamiętali, że będąc w szaliku czy barwach Legii ten klub reprezentują.

Nie no, jakieś ustalenia muszą chyba po pana spotkaniach z kibicami zapadać?
- Ale myśmy naprawdę nigdy nie negocjowali w taki sposób, że ja proponuję to, a kibice tamto. Dużo rozmawialiśmy, jednak nie wychodziliśmy ze spotkania, kończąc je słowami "umawiamy się tak i tak". No dobrze, jeden jedyny raz się umówiliśmy. Chłopaki mieli pojawić się wokół naszego odkrytego autokaru podczas fety i przejazdu przez miasto. Tylko tak może to działać, bo jesteśmy dorosłymi ludźmi.

fot. Mishka / Legionisci.com

Wspomniał pan o mistrzowskiej fecie. Tym razem wszystko się udało. Było pięknie, bez awantur i media nie miały z tego pożywki.
- Nie wiem jak było wcześniej, ale jestem zbudowany tym, jak duża jest świadomość w takiej policji. Oni tam nie liczą na cuda. Wiedzą, że my możemy zrobić ze swojej strony dużo, prosić i wpływać na to aby było dobrze, by nie potęgować agresji, ale nie możemy wziąć odpowiedzialności za to, co kto w mieście zrobi. I oni zdają sobie z tego sprawę. Nikt tam nie oczekuje, że na przykład Piotrek Staruchowicz pojawi się na Starówce, przemówi i w jednej chwili 40 tysięcy ludzi rozejdzie się do domów z herbatą w dłoniach. Wydaje mi się jednak, że na świętujących zawsze w jakiś sposób wpływa presja grupy. Jak ludzie widzą, że wszyscy się bawimy, jest fajnie, to bez sensu jest robić krzywdę klubowi i sobie samym. Trzeba docenić to, że policja potrafiła podczas fety nie ingerować, i nadal pokazywać, że jesteśmy godni tego zaufania. Myślę, że wszyscy możemy być zadowoleni z tego, jak przebiegła feta. Czy nie ryzykowaliśmy? Kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana (śmiech).

Wcześniej policja eksponowała swoją siłę. Czy współpraca układa się lepiej, od kiedy zmienił się komendant stołeczny?
- Wydaje mi się, że udało się doprowadzić do tego, że po bardzo trudnych latach szeroko pojęty aparat administracji - w tym również policja - dały nam kredyt zaufania, a my pokazaliśmy, że jesteśmy odpowiedzialni. Wcześniej nikt nie wierzył, że w tym wszystkim jest jakikolwiek element odpowiedzialności. Ten dialog rzeczywiście jest więc dużo lepszy, ale komendanta Działo nie chcę porównywać z poprzednim, bo nie miałem z nim do czynienia.

Jak pan przekonał urzędników, że warto dać Legii ten kredyt zaufania?
- Kosztowało mnie to wiele stresu i zdrowia, bo nie są to proste sprawy. Wszyscy razem, osoby związane z klubem i kibice pokazaliśmy, że wiemy co robimy i radzimy sobie z problemami. Mam takie wrażenie, że większość kibiców, ale także tych mniej zaangażowanych a sympatyzujących z Legią i to ze wszystkich środowisk ma większe poczucie odpowiedzialności za klub. Na fecie widać było, że ci ludzie nie chcieli zrobić Legii wstydu. To jest megafajne. Jeśli dalej będzie tak, że my jako klub i ludzie związani z nim emocjonalnie będziemy wiedzieć, że to właśnie klub jest najważniejszy, to damy sobie radę. W stanie permanentnego kryzysu funkcjonuje się bowiem bardzo ciężko, to jest słabe. Wiele jeszcze przed nami, ale mnie bardzo cieszy to, że jako Legia jesteśmy postrzegani dużo bardziej pozytywnie. Nie ma już co wracać do przeszłości. Coraz częściej jesteśmy stawiani w mediach jako przykład pozytywny.

A o kibicach coraz rzadziej pisze się brednie, że to dilerzy i narkomani.
- Bardzo łatwo kogoś zaszufladkować i nie wiem, jak do tego doszło. Kibice w pewnym sensie dali się w to wpędzić i doszło do sytuacji, w której byliśmy postrzegani jako synonim zła. Totalna masakra. Trzeba mieć na uwadze, że zmiany w świadomości przeciętnych osób będą trwały długo. Teraz jest dobrze, wiele osób nam uwierzyło, ale za nami dopiero pół roku pracy i musi minąć wiele czasu, aby staruszka na ulicy nie była przestraszona na widok kibica w szaliku.

A nie oszukujmy się - nie wszyscy w szalikach Legii są święci.
- I chodzi o to, aby ci ludzie zrozumieli, że idąc w szaliku reprezentują nie siebie, a klub Legia Warszawa. Ok, świata nie zbawimy, ale jeśli ktoś chce robić coś złego, to niech nie robi tego w szaliku Legii.

Klub ma pomysł, jak dotrzeć do trudniejszej młodzieży, jak ją edukować?
- Tak. Pracujemy już nad bardzo fajnym projektem, aby na przykład z dzieciaków z takich ciężkich środowisk zrobić drużynę piłkarską. Kibice pracują z taką młodzieżą już od dawna. Świetna jest akcja "1916 uśmiechów" dla dzieci z domów dziecka.

Podobają się panu meczowe oprawy prezentowane wiosną?
- Super był witraż, oprawa na meczu ze Śląskiem czy prezentacja w Krakowie. Tylko te achtungi to szczyt kretynizmu i z tego co wiem kibice również nie są specjalnie nimi zachwyceni. Mam nadzieję, że takie rzeczy jak rzucenie rac na boisko czy we własnych zawodników na Legii się nie będą działy (prezes nawiązał do zachowania kibiców Śląska w Warszawie - przyp. LL!). To debilizm, nie widzę żadnego uzasadnienia dla takiego działania, a ja naprawdę jestem za dobrą zabawą. Jak już robisz głupoty, to niech ich efektem będzie coś fajnego. Głupota dla głupoty to tragedia.

Wybierze się pan z kibicami na wyjazd pociągiem specjalnym?
- Kiedyś pojadę. Ja lubię różne atrakcje, a to będzie na pewno przygoda.

fot. Woytek / Legionisci.com

Po świętowaniu mistrzostwa czas na kolejny krok. Cel to awans do Ligi Europy? I kiedy ta Liga Mistrzów?
- Założenia są takie aby systematycznie, sezon po sezonie, podnosić poziom sportowy i może uda się, że w pewnym momencie będzie tak, że będziemy regularnie w tych europejskich pucharach grać. Jeśli będziemy się systematycznie poprawiać to do tego dojdziemy. Dziś startujemy w el. LM, musimy zrobić wszystko, by to wykorzystać, ale pewnych rzeczy nie da się przewidzieć. Chciałaby pani żebym pani powiedział, że za dwa lata zagramy w Lidze Mistrzów?

Nie miałabym nic przeciwko.
- Chciałbym żeby to się stało jak najszybciej. Jestem przekonany, że klub z takim potencjałem jak Legia na wszystkich frontach jest w stanie grać co sezon w europejskich pucharach - czy to LM czy LE. Jesteśmy w stanie być takim zespołem stosunkowo szybko. Chciałbym, żeby nie ten najbliższy, ale kolejny sezon był tym, w którym nasz budżet się zbilansuje. Musimy mądrzej zarabiać pieniądze i zarabiać ich więcej. Wynik sportowy trzeba traktować jako wisienkę na torcie, dzięki której możemy się rozwijać. Awans pozwoliłby nam zrobić duży krok do przodu, chociażby wybudować akademię piłkarską. Pieniędzmi trzeba dobrze gospodarować na wszystkich poziomach - sprzedawać reklamy, prawa telewizyjne, nie kupować zawodników, którzy nie grają w piłkę, nie płacić pięć razy tyle, co płaci rynek. Masa jest tych rzeczy.

Legia może zdominować polskie rozgrywki?
- Powinniśmy regularnie tę ligę wygrywać. Nie wiem czy co sezon. Dziś mamy taką sytuację, że jeśli uda się nam awansować do fazy grupowej LE, i biorąc dodatkowo pod uwagę Puchar Polski, jesień będzie dla nas bardzo trudna. Polskie zespoły nie są przygotowane do tego, by grać mecze co trzy dni przez wiele miesięcy. W innych klubach tego nie ma, ale w Legii połowa składu wyjeżdża dodatkowo na zgrupowania reprezentacji. Wielu z nich będzie musiało zagrać 70 meczów w roku, nigdy w życiu tyle nie grali. Należy się spodziewać tego, że składem trzeba będzie rotować. Jeśli ktoś jest nastawiony tylko na ligę, np. taka Wisła Kraków, to mając do dyspozycji 14 zawodników mogą być kilka punktów przed nami, a my będziemy grali 28 zawodnikami. Nawet teraz chłopaki nie mieli czasu świętować, bo pojechali na kadrę i zamiast mieć dwa tygodnie odpoczynku bujali się po Mołdawii. To oczywiście nie pomaga. W polskiej lidze gra się trudno. Obejrzałem ostatnio wiele meczów w zagranicznych ligach i w porównaniu z nimi polska liga jest na maksa fizyczna. Wiosną biegasz po błocie, 70 fauli w meczu, lekko nie jest. Taki Kuba Kosecki czy Dominik Furman po meczach są permanentnie zmasakrowani. Po Wiśle "Kosa" dochodził do siebie 3 tygodnie.

Do gabinetu prezesa wchodzi Henrik Ojamaa, wita się i rzuca: niech pan powie coś o mnie.

- Henrik to świetny koleżka, skrzyżowanie Dominika Furmana i Kuby Koseckiego. Z jednej strony jest na maksa przebojowy, ale jednocześnie superprzemyślany. Ojamaa uczy się języków, jest totalnie nastawiony na sukces. Żadnych imprez czy dziewczyn, tylko piłka. Praca, praca i jeszcze raz praca. Chcieliśmy go tu sprowadzić, bo to absolutnie gracz o takim profilu mentalnym, jaki chcemy mieć w Legii.

Czym go skusiliście, po jeśli chodzi o kwestie finansowe, to zarówno w Legii jak i w Lechu oferowano mu ponoć podobne pieniądze?
- Spędził tu dwa dni, spotkał się z dyrektorem sportowym, z trenerem a nawet z kibicami, którzy pokazali mu Warszawę. Myślący ludzie patrzą na takie rzeczy wieloaspektowo i dokonują przemyślanych wyborów.

Kibice pomogli zatrudnić Ojamęę, ale pojawiają się głosy, że zablokowali transfer Piotra Celebana.
- My nie prowadzimy jakichś wielkich konsultacji społecznych jeśli chodzi o transfery, ale rozmawiamy z wieloma osobami i słuchamy ich zdania. Nie ukrywam, że po tym co zrobili czy to Celeban czy Mila, głupio byłoby ich zatrudniać. Takie rzeczy trzeba brać pod uwagę. W pewnym sensie to nawet śmieszne, że jedzie się na obcy stadion, gdzie gdy przyjeżdża Legia pada rekord frekwencji, ale tamtejsi kibice zamiast dopingować swoich, to jadą na Legię. Jakbym był prezesem takiego Ruchu Chorzów, gdzie kibice 3/4 czasu ubliżają Legii, to bym się po prostu głupio czuł. Śląsk wygrywa mistrza Polski, dla 3/4 zawodników z Wrocławia to zapewne sukces życia, a zamiast się cieszyć, śpiewają o naszym klubie. Niesamowite, co? W moim przekonaniu wpływ na ich zachowanie miała presja ze strony kibiców. Nie chce mi się wierzyć, że Mila czy Celeban rzeczywiście mają jakiś kłopot z Legią.

W Legii takich problemów raczej nie ma. Zawodnicy świętowali mistrza z klasą.
- Młodzi chłopcy są wychowywani w naszej akademii, myślę że uczymy ich pewnej świadomości, a nie przypadkowości. Do tej pory w Polsce rzadko zwracało się uwagę na aspekt mentalny, budując drużynę i, szerzej, wartość klubu. Pół roku w klubie sprawiło, że jestem pewien, iż to kluczowy czynnik, zwłaszcza w Polsce, gdzie nie każdy będzie Messim czy C.Ronaldo. Większość chłopaków z akademii nauczy się grać w piłkę na solidnym ligowym poziomie jeśli tylko ma poukładane w głowie.

Czyli praca u podstaw, ale takie rzeczy to tylko - jak mówi Mariusz Rumak - w Lechu. Legia według niego to taki Bayern, bierze największe gwiazdy, a w Poznaniu mozolnie i powoli pracują ku chwale "Kolejorza" (śmiech).
- Niemożliwy jest, co? Szczerze mówiąc jeśli ktoś porównuje Legię do najlepszego klubu w Europie, to nie widzę powodu do smutku. Uważam jednak, że Lech i kilka solidnych polskich klubów powinny przestać budować swoją tożsamość na antagonizmie do Legii, bo jest to słabe. OK, nas to może śmieszyć, kibice się cieszą, ale ich to na pewno nie wzmacnia. Między innymi dlatego część chłopaków od nich odchodzi, bo mają świadomość, że to wszystko nie na tym polega. Rumak mówi, że budują klub na wartościach takich, jak ciężka praca. To ja powiem tak - ciężka praca to obecnie żadna wartość, tylko standard w każdym poważnym klubie.

fot. Woytek / Legionisci.com

Kibice Lecha za panem nie przepadają, ale z działaczami chyba dobrze się pan dogaduje, co pokazują przykłady transferów na linii Poznań - Warszawa.
- Lech to bardzo dobrze prowadzony klub, z tymi gośćmi można naprawdę sensownie rozmawiać. Dobrze by było, żeby w polskiej lidze znalazło się 6-8 solidnie zarządzanych klubów. Dla Legii i całej ligi lepiej by było grać z drużynami widowiskowymi, na poziomie.

Jak pan skomentuje pogłoski, według których Legia nie szanuje swoich wychowanków i chce się ich bez klasy pozbyć? Na przykład Kuba Szumski.
- To jakiś absurd. Ci piłkarze powinni przede wszystkim grać w piłkę. Bycie trzecim bramkarzem w Legii może jest superfajne, poza taką rzeczą, że nie rozgrywasz meczów, a to jest priorytet. Trzeba wymyślić taką formułę, żeby ci piłkarze mieli gdzie grać, ale abyśmy mieli z tego korzyść. Nawet jeśli Szumski zostanie przez nas sprzedany, to z opcją odkupu przez nas. Takich chłopaków będzie zresztą kilkunastu. Mizgała, Kurowski, Jagiełło, Mazek, Misiak, Żurek, Bajdur, Zbozień, Arak, Mikita, Cichocki muszą być coraz lepsi, więc powinni jak najwięcej grać. Chcielibyśmy zmaksymalizować sytuację, w której wychowankowie Legii grają w Legii kiedy osiągną odpowiedni piłkarski poziom.

Nie da się jednak grać samymi wychowankami...
- Dobrze by było, aby Henrik u nas "zaskoczył", byłby to impuls dla młodych dobrych chłopaków z zagranicy. Chcielibyśmy odwrócić panujący trend, zgodnie z którym do polskiej ligi ściągani byli goście typu Ljuboja, którzy gdzieś tam coś zagrali, byli średniakami, wiadomo było, że w Legii będą grać solidnie, ale nie mają już szansy na żaden skok sportowy.

Zamknijmy ostatecznie sprawę Ljuboji, która do samego końca dzieliła kibiców. Pan go po prostu nie lubił?
- Nie, dlaczego? Nie znam go dobrze, ale wydaje się, że to sympatyczny człowiek.

Niemniej kiedy trafił pan do Legii zimą, od początku miał do niego zastrzeżenia i jako pierwszy zaczął podważać tę postać "piłkarskiego idola".
- Jako pierwszy? Jak jeździł na bańce samochodem to też o tym pisali i zabrali mu prawo jazdy. Ja się z Ljuboją z premedytacją nie zderzałem i nie było to nic personalnego czy osobistego. Głos w sprawie Danijela zabrałem po tym, jak Marek Jóźwiak na łamach jednej z gazet wypowiedział się o zapisach w umowie Ljuboji. Wszyscy zaczęli nagle pytać o premie jakie dostawał za strzelone bramki i trzeba było zająć w tej sprawie jakieś stanowisko. A moje stanowisko jest takie, i nie chodzi tu o osobę Danijela, że indywidualne premie za bramki to zły pomysł. Taki sposób wynagradzania wpływa na drużynę, w której każdy powinien być zainteresowany sukcesem całego zespołu. Druga sprawa jaką skomentowałem i uważam, że nie ma co ściemniać, bo zamiatanie spraw pod dywan robi temu klubowi krzywdę, to sposób w jaki Ljuboja funkcjonował w drużynie. Przecież powszechnie wiadomo, że on sobie trenował kiedy chciał. Dla mnie to był szok. Mamy budować profesjonalny klub. A jak może być poważnie w klubie, skoro jest w nim zawodnik, który sam decyduje, kiedy wyjdzie na trening?

Kibice to akceptowali. Często słychać było głosy, że Ljuboja prosto z Enklawy byłby lepszy niż reszta...
- Ależ wszyscy to miesiącami akceptowali, tylko co mnie to obchodzi? Ja nie jestem od tego, by mnie oklaskiwano za to, że trzymam w drużynie gwiazdę, ja tu jestem po to, aby nasz klub był lepszy, żeby lepsza była drużyna, żebyśmy wspólnie budowali wartość Legii. Musimy wyrwać się z tego zaklętego kręgu. Skoro przez 17 lat nie zdobyliśmy dubletu, a przez 7 lat nie wygraliśmy ligi, mając ku temu świetne warunki, to znaczy, że coś tu było robione słabo. Czyli co? Niech Danijel nadal sobie trenuje kiedy chce, niech Rado ma nadal 6 kilo nadwagi, niech balują do rana jak mają trening o 9? I kupmy za bańkę euro Ivicę Vrdoljaka, bo lud chce igrzysk, i liczmy na to, że Janka Gola w 93. minucie meczu znów trafi piłka w głowę. Nie tędy droga, pójście dalej tym schematem byłoby złym wyborem. Ludzie mówią, że Ljuboja nawet jak nie trenuje jest lepszy od reszty, więc może tak robić? On mówił dokładnie to samo. To ja cieszę się, że ludzie, którzy tak myślą, nie mają w tym klubie nic do powiedzenia. Pierwszym, który głośno powiedział, że Danijel nie wypełnia założonej taktyki, był Janek Urban. To był standard od kilku miesięcy. Rozmawiali z nim raz, drugi, trzeci, ale jeśli gość nadal ma to gdzieś, to co? Niech rządzi?

Na łamach jednej z gazet śmiał się pan, że Ljuboja ustalał Maciejowi Skorży meczowy skład.
- I wcale sobie tego nie wymyśliłem, tylko sam mi to powiedział, słowo daję! Oznajmił, że klub powinien być mu wdzięczny, bo gdyby on nie ustalał składu, to taki Rybus, Borysiuk czy Wolski nigdy by nie zagrali. On natomiast kazał Skorży ich wystawić i dzięki niemu klub zarobił pieniądze na ich transferach. No słowo daję! Za tę jego szczerość w sumie go cenię, bo przy okazji takich wymian zdań szybko okazało się, że zupełnie nie jest nam po drodze, my myślimy inaczej, on myśli inaczej. Uważam wręcz, że jako klub zrobiliśmy mu w pewnym sensie krzywdę, bo skoro przez długi czas robił co chciał, to miał prawo być zdziwiony, że oto przyszedł jakiś facet i stwierdził, że tak być nie powinno.

Kibice będą tęsknić za tak barwną postacią. Wielu z nich kochało Ljuboję.
- Moje prywatne zdanie jest takie, że kochali go ludzie, którzy nie znają się na piłce. Uważam zresztą, że były już takie frustracje kibiców związane z Legią - jej słabą grą, brakiem tytułu, permanentną awanturą wokół klubu i syfem na trybunach - że jak przynajmniej ten Ljuboja strzelił bramkę piętką, to było się z czego cieszyć.

fot. Fumen / Legionisci.com

Rozmowę przerywa telefon do prezesa.

- Przepraszam, zamykaliśmy właśnie temat transferu młodego napastnika. Udało się, ale nazwiska nie zdradzę. Chcielibyśmy, poza tym że mamy swoją akademię, aby jeszcze kilku młodych i zdolnych zawodników z Polski do nas trafiło. Interesuje nas przedział wiekowy 16-20 lat. Niektórzy z nich już są gotowi do gry jeśli chodzi o przygotowanie fizyczne, inni jeszcze nie. O tych młodych chłopaków miesiącami bijemy się z Borussią, Lazio, Blackburn. Mamy kilka atutów, bo jako klub przedstawiamy już wartość na rynku, rodzice tych chłopaków patrzą natomiast na takie aspekty, jak trenerzy, środowisko, nauka, kibice, funkcjonowanie klubu, szansa rozwoju. Mimo wszystko te transfery nie będą proste. Kluby Ekstraklasy, poza Legią i Lechem, nie mają warunków, aby przyciągnąć do siebie uzdolnioną młodzież. Wiemy, że znaleźli na to rozwiązanie - oferują tym chłopakom miejsce w pierwszej drużynie i podobne pieniądze jak na początek Legia. My gry im zagwarantować nie możemy.

Zwłaszcza, że w obliczu likwidacji Młodej Ekstraklasy może się zdarzyć, że młodzi będą musieli grać w słabej III lidze.
- Dla tych chłopaków byłby to regres. Osobiście jestem przeciwny temu, by pakować się do III ligi. Jeśli nie można grać w drugiej, to jestem za tym, żeby nie grać w ogóle. To już lepiej żeby nasi wychowankowie poszli do Piasta Gliwice, Zagłębia Sosnowiec, do Ząbek i w inne miejsca, gdzie będą się mogli rozwijać. Wystawianie w III lidze juniorów również uważam za głupotę.

Jakich zawodników najciężej jest pozyskać?
- Najgorzej wygląda sytuacja z boiskowymi "dziewiątkami" i "dziesiątkami". Duże zachodnie kluby stać na to, by kupić sobie pięciu takich obiecujących zawodników i czekać, aby jeden z nich wypalił. Nie ma fizycznej możliwości, by polski klub kupił kogoś, kto zagrał na "dziewiątce" dwa dobre sezony, bo ich cena oscyluje wokół kilku milionów euro. Jedyna szansa to sobie takich piłkarzy wychować lub szukać ich w takich ligach jak szkocka, skandynawska, białoruska. Trzeba szukać piłkarzy, którzy potraktują Legię jako krok w karierze i nie mają mentalności Arkadiusza Milika czy Mariusza Stępińskiego, że za kasę pójdą siedzieć na ławce. Będą za to chcieli tu grać, wybić się i pójść do jeszcze lepszej drużyny. Czasem te duże kluby, które kupują po pięciu młodych zawodników, godzą się na ich wypożyczenie chłopaka, który jest nagrzany na grę, siedzi na ławce i szlag go trafia. Takie rozmowy również prowadzimy.

Oferty wyjazdu za granicę dostali Dusan Kuciak i Bartosz Bereszyński. Zostaną w Legii?
- Dusan chce zostać i my chcemy żeby został. Powiedzmy sobie szczerze - nie ma się co grzać, bo właściwie każdy z meczowej 18-stki ma oferty. Najpierw to jednak zawodnik musi zgłosić chęć wyjazdu, to nie jest tak, że my tu zaraz wszystkich sprzedamy, nie wyobrażam sobie wypychania wartościowego gracza z klubu na siłę. Każdy z piłkarzy musi sobie też odpowiedzieć na pytanie w jakim momencie kariery zagraniczny wyjazd będzie dla niego korzystny. Trzeba założyć, że większość dobrych zawodników kiedyś stąd wyjedzie, bo taka jest kolej rzeczy. Chodzi o to, aby nie wyjeżdżali jak Milik czy Stępiński po siedmiu meczach w polskiej lidze, tylko zrobili tu coś z nami, żebyśmy razem coś wywalczyli. Oczywiście chciałbym żeby "Bereś" z nami został, ale pojawiają się zainteresowane transferem kluby i będziemy musieli się z tym mierzyć. Im lepiej będziemy grali, tym więcej będzie tych klubów.

Są sprawy, których w ciągu tych pół roku nie dało się załatwić? Coś sobie pan założył, a nie wyszło?
- Jest jeszcze wiele do roboty. Najważniejsze jest jednak, że mam poczucie, iż wszyscy w klubie rzeczywiście staraliśmy się ze wszystkich sił działać tak, aby było dobrze. Jeśli nawet coś nie wyszło, to nie można nam zarzucić, że się nie staraliśmy. Na oceny jest jednak za wcześnie. Może za dwa lata.

Taki czas daje pan sobie w Legii?
- Nie myślę o konkretnych terminach, chociaż nie ukrywam, że obecnie jestem w takiej sytuacji, że muszę podjąć życiowe decyzje. Do tej pory wydawało mi się, że nawet jeśli robisz coś na sto procent, to możesz równolegle funkcjonować i robić coś poza tym, ale już po pół roku w Legii widzę, że jest to niemożliwe. Nie mówię już nawet o życiu prywatnym, tylko zawodowym, o angażowaniu się w inne sprawy. Dla mnie jest to moment nieprosty. Trenerowi jest o tyle łatwiej, że stawia sobie cele sportowe: może wygrać mistrzostwo, wejść do pucharów, być trenerem kadry czy Barcelony. A ja? Ja nie jestem działaczem piłkarskim i nie będę pracował w żadnym innym miejscu w tej branży. Tymczasem kiedy rezygnujesz ze wszystkiego co robiłeś wcześniej w życiu zawodowym, to nie ma już do tego powrotu. Jak jesteś lekarzem i zrobisz sobie dwu czy pięcioletnią przerwę, to nie ma szans żebyś wrócił. Zresztą funkcjonowanie w Legii nie może być zwykłą pracą, to się nie broni pod względem logicznym, bo to nie tylko praca a styl życia i ciągłe poczucie odpowiedzialności. No, ale nikt nie mówił, że będzie prosto.

Ale chyba nie zostawi pan Legii?
- No chyba nie.

Rozmawiała Małgorzata Chłopaś

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.