REKLAMA

Archiwalne wywiady: Jacek Gembal (2002)

Bodziach, źródło: Nasza Legia - Wiadomość archiwalna

Sezon 2001/02 był dla Legii bardzo udany - nasz klub był wówczas bardzo bliski awansu do półfinałów mistrzostw Polski. Po sezonie ligowym, "Nasza Legia" przeprowadziła obszerną rozmowę z pierwszym trenerem Legii, Jackiem Gembalem.

"Sądzę, że to był udany sezon. Biorąc pod uwagę realia, w jakich przyszło nam działać, szczególnie nie najweselszą sytuację finansową klubu, to udało się nam skompletować całkiem przyzwoity zespół, który - co bardzo ważne - konsekwentnie czynił postępy. Przed sezonem założyliśmy sobie, że naszym celem minimum będzie utrzymanie w lidze, marzyliśmy jednocześnie o awansie do czołowej ósemki. To marzenie udało się zrealizować, w dodatku w play-offach nie sprawiliśmy zawodu, przegrywając po zaciętej walce z jakby nie patrzeć wicemistrzem kraju. (...) Można gdybać co by było, gdybyśmy mieli nieco więcej szczęścia w końcówkach tych dwóch nieznacznie przegranych spotkań, ale prawda jest taka, że na dzień dzisiejszy potencjał Prokomu, przynajmniej na papierze, jest zdecydowanie większy. Dla rozgrywek play-off charakterystyczne są jednak niespodzianki. Byliśmy bardzo bliscy sprawienia takiej właśnie niespodzianki, ale to nieco zaciemniłoby obraz całego sezonu" - mówił Gembal.

Trener Gembal przyznawał, że mecze o miejsca 5-8 były zupełnie bez sensu. "Uważam, że takie mecze w ogóle nie powinny się odbywać. I ze względów sportowych, i finansowych, i psychologicznych. Drużyny, które odpadają w ćwierćfinale, są przegrane i bardzo trudno zmobilizować je do gry o nic".

Odnośnie scysji z Andrzejem Sinielnikowem, Gembal mówił tak: "Znam Andrzeja nie od dziś. Pracowałem z nim już w Białymstoku. Jest to człowiek o bardzo skomplikowanej osobowości, nie jest łatwo do niego dotrzeć. Wydaje mi się, że metoda postępowania, którą wobec niego stosuję, jest jednak skuteczna, bo w końcówce sezonu pokazał, że jest naprawdę wartościowym zawodnikiem, o bardzo dużych umiejętnościach. Jest jednak tylko człowiekiem i czasami reaguje w sposób, który mi nie odpowiada. Wtedy muszę przywołać go do porządku. (...) Mówiło się o nim jako o zawodniku nierównym, krążyły też na jego temat różne niepochlebne opinie. Żeby coś w sporcie osiągnąć, to trzeba być jednak człowiekiem przebojowym takim - nazwijmy to w cudzysłowie - bandytą, czy nawet chamem. Ja lubię z takimi ludźmi pracować. Grzeczny, przytakujący każdemu gracz nigdy nie będzie w stanie wspiąć się na wyżyny, w decydującym momencie meczu zabraknie mu determinacji, by zmotywować się do największego wysiłku. Andrzej to potrafi".

Gembal mówił, że nie było w drużynie osób, które by go zawiodły. Nie ukrywał natomiast żalu, że stracił na długo - z powodu kontuzji, Roberta Żuka. "Miałem nadzieję wykorzystywać go zdecydowanie częściej, on tymczasem prawie cały sezon spędził na leczeniu rozmaitych kontuzji. Jak nie dokuczała mu kostka, to ścięgno Achillesa, jak nie ścięgno, to bark".

Trener tłumaczył także decyzję o wypożyczeniu do I-ligowego AZS-u Lublin Kamila Sulimy. "To była moja decyzja. W Legii mieliśmy dwóch lepszych zawodników na jego pozycję. Kamilowi pozostawałoby, o ile w ogóle łapałby się do meczowej '10', granie ogonów. A w jego wieku zdecydowanie lepiej jest grać po 30 minut w I lidze, niż po 3 minuty w ekstraklasie. W dalszym ciągu ma sporo braków w grze defensywnej. Do Lublina pojechał po naukę, rozegrał cały sezon i teraz zobaczymy, czego się nauczył".

Po sezonie cały czas klub nie był rozliczony z zawodnikami i trenerami ze wszystkich zobowiązań: "Wszystko miało być załatwione do końca maja, z powodu jakichś opóźnień ten termin został jednak przesunięty na drugą połowę czerwca. Daliśmy kierownictwu jeszcze jedną szansę. Na początku lipca każdy chciałby już jednak odpocząć spokojny o to, gdzie spędzi kolejny rok".

Przed kolejnym sezonem Gembal nie planował żadnej rewolucji, a jedynie sprowadzić do drużyny 2-3 zawodników. "Wstępnie dogadaliśmy się już w tej sprawie z działaczami. Nie chciałbym odchodzić, bo przez ostatni rok zbudowaliśmy tu fajny zespół, ale dzieła jeszcze nie skończyliśmy. A ja miałem na razie pecha, cały czas coś zaczynałem i zaczynałem, ale z różnych powodów nie miałem okazji nigdy tego dokończyć" - przekonywał.

Trener chciał, by w Legii zostali Marcus Williams i Le Shell Wilson: "Do Wilsona można było mieć wprawdzie na początku jakieś pretensje, ale on przyjechał po prostu zupełnie nieprzygotowany. Po kilku tygodniach odzyskał formę i nagle okazało się, że jest to świetny zawodnik. W dodatku jak na jego wymagania finansowe. Może i McNaull byłby od niego lepszy, ale nas nie stać na zaoferowanie mu kilka razy wyższego kontraktu, niże ma Wilson".

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.