REKLAMA

Archiwalne wywiady: Andrzej Szymański (2003)

Bodziach, źródło: Nasza Legia - Wiadomość archiwalna

W sezonie 2002/03 sekcja koszykówki Legii miała olbrzymie problemy finansowe, które skutkowały spadkiem naszej drużyny z ekstraklasy. Dwie firmy, które podpisały z Legią umowy sponsorskie na przeszło 2 miliony, nie zapłaciły nawet złotówki. Andrzej Szymański, prezes sekcji koszykówki, 12 lutego 2003 roku w rozmowie z Naszą Legią mówił m.in. o tym, jak udało się do klubu załatwić 400 tysięcy złotych z prywatnych środków.

"Już od dwóch lat borykamy się z finansowymi problemami. Wszystko zaczęło się wraz z nieoczekiwaną rezygnacją ze współpracy z naszą sekcją Browarów Warszawskich. Podejrzewam, że nastąpiło to z powodów gospodarczych. Firma została wykupiona przez Austriaków, a ci nie mieli chęci sponsorowania sportu. Tymczasem nie podejrzewając takiego scenariusza ówczesny prezes, Włodzimierz Nowak w imieniu klubu podpisał nowe umowy z zawodnikami. Umowy, nadmieńmy, bardzo wysokie. Przeciętny kontrakt opiewał wówczas na 5-6 tysięcy dolarów miesięcznie. Zakładając określone przychody, można było sobie na to pozwolić, problemy zaczęły się jednak, gdy nagle przychody te zostały odcięte. Browary przestały płacić, a z zawartych kontraktów trzeba było się dalej wywiązywać. I długi zaczęły narastać" - mówił NL Szymański.

Prezes wypowiedział się także na temat Wojciecha Kozaka, który bardzo krótko pełnił funkcję prezesa koszykarskiej Legii. "W listopadzie 2001 roku odbyły się wybory, w wyniku których do Zarządu sekcji weszli nowi ludzie - Wojciech Kozak, Włodek Całka, Leszek Całka, ja, a także nasz były zawodnik, Jacek Łączyński. Wszystkim dowodził pan Wojtek Kozak, który szybko jednak zrezygnował. (...) Można sobie jednak zadać pytanie, dlaczego nie chciał być z nami tłumacząc się polityczną niezręcznością, a kilka miesięcy później bez obaw podjął się prezesury w Polonii..." - czytamy.

Następnie funkcję prezesa przejął w Legii Włodzimierz Całka, ówczesny wiceprezydent Bemowa. "Liczyliśmy, że dzięki swojej pozycji w gminie uda się coś wywalczyć dla jedynego zespołu grającego w tym rejonie w ekstraklasie. Nie wywalczył, bo nie było chętnych firm, chcących wejść w sport" - mówił Szymański.

Krążyła wtedy także plotka, że Całka spłacił długi gminy w wysokości 250 tysięcy złotych, po nieudanym koncercie Budki Suflera. "Jeśli ktoś ma w tej sprawie jakieś dowody, to niech zawiadomi prokuraturę. Ja o żadnych wyprowadzonych w ten sposób z naszej sekcji pieniądzach nie wiem. (...) Wcześniej mówiło się przecież, że prezes Nowak wyprowadzał z sekcji pieniądze, al też nikt nikomu nie potrafił niczego udowodnić. A gdyby rzeczywiście było coś nie tak, to z udowodnieniem tego nie było najmniejszych problemów. Wystarczyłoby porównać, ile pieniędzy wyszło od sponsora i ile z nich trafiło na konto sekcji" - wyjaśniał prezes legijnego kosza.

Na jakiej podstawie Legia podpisywała wówczas kontrakty z zawodnikami na sezon 2002/03? "Prezydium klubu na początku uważało, że nie mamy odpowiedniego zaplecza finansowego, aby zgłaszać zespół do rozgrywek. Sytuacja zmieniła się w sierpniu, gdy pojawiły się dwie firmy - PBM Południe i Marciniak. Obydwie podpisały z klubem umowy prawne. Pierwsza na milion złotych, druga na 1,2 miliona. Taki budżet spokojnie pozwoliłby nam przetrwać cały sezon. Mając w ręku te dwie umowy, mogliśmy z czystym sumieniem zacząć podpisywać z zawodnikami nowe kontrakty. (...) Nie mieliśmy podstaw sądzić, że zostaniemy oszukani i nie zobaczymy obiecanych pieniędzy. Tymczasem do dnia dzisiejszego żadna ze wspomnianych firm nie przekazała nam nawet złotówki" - mówił prezes.

"PBM Południe miała zapłacić pierwszą ratę - 250 tysięcy złotych do 20 listopada. Kolejne transze w tej wysokości wpływać miały na nasze konto do 20 grudnia, 20 stycznia i 20 lutego. Marciniak pierwszą ratę w wysokości 300 tysięcy wpłacić miał dopiero niedawno, bo do 20 stycznia. Kolejne raty wpływać miały co miesiąc, do końca sezonu" - dodawał.

Właściwie od samego początku rozgrywek w klubie brakowało pieniędzy, bo firmy nie przekazywały żadnych środków, do jakich wcześniej zobowiązały się. "Pierwsze niepokojące sygnały pojawiały się już w październiku. W rozmowie telefonicznej, chcąc uzyskać potwierdzenie przelewów, usłyszałem, że... nic nie jest przesądzone i że jeszcze się nad współpracą z nami zastanowią. Przeczuwając najgorsze, natychmiast zacząłem szukać nowych potencjalnych sponsorów. (...) My tymczasem nie mieliśmy z czego regulować wypłat dla zawodników. Już we wrześniu trener Jacek Gembal zdecydował się wziąć w banku kredyt, by wypłacić zawodnikom chociaż po 2 tysiące złotych. To nie był typowy sponsoring, podpisaliśmy z nim umowę, że te pieniądze będziemy mu w miarę możliwości zwracać. Sam nie będąc przecież finansowym potentatem, też uruchomiłem około 100 tysięcy złotych z prywatnych środków. W listopadzie przekazałem sekcji 20 tysięcy, żeby zaliczkowo wypłacić zawodnikom chociaż po kilka złotych. W grudniu namówiłem do uruchomienia klubowi środków pieniężnych przyjaciela, dzięki czemu na konto sekcji wpłynęło kolejne 150 tysięcy. Kilka dni temu przekazał kolejne 48 tysięcy dla zawodników, a w międzyczasie trzeba było jeszcze opłacać mecze" - szczegółowo opisywał Szymański.

W końcu z Legii odeszła zdecydowana większość zawodników. O tym jak wyglądały ich rozmowy z klubem, Szymański mówił: "W grudniu rozmawialiśmy indywidualnie z zawodnikami. Zapytałem każdego, ile chce pieniędzy, żeby zostać w Legii. Każdy wyraził swoje żądania, w sumie wyniosło to 150 tys. złotych. Tyle pieniędzy załatwiłem i 20 grudnia zostały one wypłacone. Koszykarze dostali ode mnie też jakieś symboliczne, ale jednak paczuszki świąteczne. Ten skromny walkman miał być wyrazem jakiegoś ich uhonorowania. Tymczasem na początku stycznia widzieliśmy ich reakcję. Grali słabo, bo grać nie chcieli. (...) We wtorek przywiozłem do klubu kolejne 48 tysięcy. Ci, którzy jeszcze tu zostali, te pieniądze otrzymali. Żałuję, że w ostatniej chwili z występów u nas zrezygnował Tomek Cielebąk. Jeszcze w poniedziałek, mówił, że chce zostać, ale już we wtorek, gdy oferowaliśmy mu 4 tysiące złotych, on zażyczył sobie 20 tysięcy".

Szymański przekonywał, że w klubie pracował społecznie, a pochłonięty szukaniem sponsorów, nie miał nawet możliwości na zajęcie się pracą zarobkową. Prezes za wszelką cenę chciał tamten sezon dograć młodzieżą, by w kolejnym Legia wystartowała w I lidze, nie zaś w III, jak byłoby w przypadku wycofania się z rozgrywek. Rozważano także wariant zastępczy. "W Warce istnieje Szkoła Mistrzostwa Sportowego, która skupia reprezentantów przygotowującej się do Mistrzostw Europy kadry młodzieżowej. Ci chłopcy muszą gdzieś grać, a o znalezienie wymagających sparingpartnerów jest w trakcie rozgrywek niezwykle ciężko. Wpadliśmy na pomysł, by dać im szansę ogrywania się w barwach Legii. (...) Trener Gembal potrzebowałby się z nimi spotykać raz w tygodniu, by omówić taktykę. Przed meczem wysyłalibyśmy po nich autokar. Na takim układzie wszyscy by tylko zyskali. Na razie rozmawiamy w tej sprawie ze związkiem. Sprawę trzeba byłoby sfinalizować do piątku, bo wtedy kończy się czas na zgłaszanie nowych zawodników" - czytamy w wywiadzie dla NL.

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.