fot. Mishka / Legionisci.com
REKLAMA

Relacja z trybun: Walcząca Warszawa

Hugollek, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

Po meczu z Podbeskidziem można powiedzieć - jaki rywal, taka frekwencja. Na spędzenie sobotniego wieczoru na stadionie przy Łazienkowskiej zdecydowało się niespełna dwanaście tysięcy osób. Przeciętnie jak na nasze możliwości, ale trzeba wziąć pod uwagę, że okres wakacyjny trwa w najlepsze i wielu fanów przebywa na urlopach, a kolejne spotkanie czeka nas już w środę.
Bohaterem meczu, wygranego przez legionistów aż 4-0, został jednak ptak, który przez znaczną część spotkania przebywał na boisku.

Z różnych przyczyn na całym stadionie widać było mnóstwo wolnych miejsc. Podobnie było na Żylecie, której daleko było do wypełnienia w całości. Jak zawsze, jeszcze przed pierwszym gwizdkiem "Staruch" zachęcał, żebyśmy dawali z siebie wszystko. Wyszło nieźle, ale nie tak dobrze jak podczas meczu z Widzewem.

Ciekawostką jest, że PZPN wznowił współpracę dotyczącą wymiany sędziów i spotkanie z Podbeskidziem poprowadziła trójka z Japonii.
Początek przebiegał standardowo - najpierw "Sen o Warszawie", a następnie nasz hymn "Mistrzem Polski jest Legia". Po nich uczciliśmy minutą ciszy wszystkich tych, którzy polegli w Powstaniu Warszawskim przed sześćdziesięcioma dziewięcioma laty, a następnie odśpiewaliśmy hymn narodowy, by po chwili głośno zakrzyczeć "Cześć i chwała Bohaterom!". Całości towarzyszył transparent na Żylecie - "Heroiczny bój, odwaga, niezłomna postawa to historia tego miasta – walcząca Warszawa".



Od początku spotkania przez dobrych kilka minut śpiewaliśmy "Legia, Legia Warszawa", później zatańczyliśmy naszego legijnego walczyka, by po chwili podnieść barwy w górę i wykonać "Lalalala, lalalala, aejao, hej Legia gol!". Nie zabrakło pytania o to, kto wygra mecz, a także pieśni, która ostatnimi czasy nie cieszyła się na naszym stadionie zbyt dużą popularnością, a którą "Staruch" postanowił przypomnieć - "Do boju Legio marsz". Szkoda, że nasz wodzirej musiał niektórym przypominać słowa i melodię naszych pieśni. Zapamiętajcie - w "Od kołyski, aż po grób" śpierwamy "wierni Legii kibice", a w "Niepokonane miasto" - "tysiące fanów (...) pragną".

Przez całą pierwszą połowę Legia dominowała na boisku, było kilka okazji do strzelenia bramki, ale ta sztuka udała się dopiero w 41. minucie, kiedy Marek Saganowski wpakował piłkę do siatki. Trzeba przyznać, że "Staruch" naprawdę się stara, żebyśmy się nie nudzili na trybunach i co i rusz przypomina nowe-stare pieśni. Były więc m.in. "Gwizdek sędziego rozpoczyna wielki mecz", "Czarna 'eLka' w kółeczku się mieni" oraz "Niepokonane miasto". Było nieźle, co podkreślił nasz gniazdowy mówiąc: "dobry doping poznaję po tym, gdy szybko mi mija 45 minut, a dziś tak było".

Podczas meczu z Podbeskidziem doszło do niecodziennej sytuacji. Przez niemal całe spotkanie po murawie chodził ptak, który nie miał siły, żeby odlecieć gdzieś dalej. W przerwie próbowali go złapać pracownicy klubu odpowiedzialni za murawę - bezskutecznie. Niestety w drugiej części spotkania ptak z uszkodzonymi skrzydłami został trafiony piłką i dopiero po tym wydarzeniu został wyniesiony przez jednego z ochroniarzy. Wydaje się, że sędzia nie powinien zezwolić na grę w takiej sytuacji i nakazać zabranie zwierzaka.

Drugą połowę rozpoczęliśmy od naszego hymnu, po czym przez dość długi czas śpiewaliśmy hit z Wiednia, który wychodził nam całkiem nieźle. Na trybunie pojawił się transparent z pozdrowieniami dla trzech kibiców BKS-u. Chwilę poświęciliśmy także przyjezdnym, których było... 32, z jedną malutką flagą. Ich doping ograniczył się do kilkukrotnego okrzyku "idzie, idzie Podbeskidzie". Przypomnieliśmy im, że w Bielsku-Białej się nie liczą. Pozdrowiliśmy także wszystkie nasze zgody, i tu drobna uwaga - krzyczymy "Stal, Stal, bialska Stal", a nie "bielska".

Wkrótce po raz trzeci mogliśmy się cieszyć z bramki – tę zdobył Henrik Ojamaa. "Trójka do zera, trafiła Legia frajera" – niosło się po całym stadionie. Nie upłynęło kilka minut, a Łukasz Broź został nieprzepisowo powstrzymany w polu karnym przez jednego z rywali i Japończyk podyktował "jedenastkę". Tę na gola zamienił Wladimer Dwaliszwili, który dosłownie wcześniej wszedł na boisko, a my przypomnieliśmy nielicznym przyjezdnym, ile goli zdobyła Legia.

Świetnie wyszło głośne "Ceeee...", które wykonaliśmy na dwie strony stadionu. Nie mogło zabraknąć wkręcania się w rytm bębnów, co pomału staje się nową tradycją.

Gdy japoński sędzia odgwizdał koniec spotkania, kolejny raz odśpiewaliśmy "Mistrzem Polski jest Legia", a oczekując na przybycie piłkarzy przed naszą trybunę, zaśpiewaliśmy jeszcze m.in. "Legia Warszawa to nasza duma i sława". Potem podziękowaliśmy zawodnikom za wysokie zwycięstwo, zaśpiewaliśmy wspólnie "Warszawę" i "Nasza Legia najlepsza w Polsce jest" oraz przypomnieliśmy im, że mają nadal walczyć i trenować, bo nasza stolica musi panować.

To trzecia ligowa wygrana Legii w trzech meczach. Bilans bramkowy 12-1 z pewnością cieszy, ale pamiętajmy o tym, że to dopiero początek sezonu i najtrudniejsze zmagania są jeszcze przed nami.
Kolejna okazja wspierania legionistów już w najbliższą środę. Rywalem Legii na ich drodze do Ligi Mistrzów będzie norweski klub Molde FK. W Norwegii padł remis 1-1, więc istnieje naprawdę duża szansa na to, by Legia awansowała do ostatniej, czwartej rundy kwalifikacyjnej. A jeśli się nie uda, będziemy mieli szansę wspierać ją w dwóch meczach 4. rundy eliminacyjnej Ligi Europy.

Frekwencja: 11926
Kibiców gości: 32
Flagi gości: 1

Doping Legii: 8
Doping Podbeskidzia: 0

Fotoreportaż z meczu - 63 zdjęcia Mishki

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.