Gala Ekstraklasy, Jan Urban trenerem sezonu - fot. Woytek / Legionisci.com
REKLAMA

Felieton: Ręce precz od Urbana!

Qbas, źródło: Legioniści.com - Wiadomość archiwalna

Jan Urban nie jest pupilem mediów i internautów. Od kiedy nie wygrywa już wszystkiego, a nawet, o zgrozo, zdarza mu się przegrywać, co rusz coś mu się zarzuca. A to brak stylu, niedociągnięcia taktyczne, a to brak bliżej nieokreślonego progresu w grze drużyny, świeżej krwi z drużyn juniorskich, czy domniemane zgrzyty w relacjach z niektórymi zawodnikami. Patrząc na chłodno, wszystko dlatego, bo Legia przegrywa jak leci w Lidze Europy, a w Ekstraklasie ograło ją ostatnie Podbeskidzie.

Pytanie o styl Legii powraca od bardzo dawna. Jeszcze za czasów Macieja Skorży nie sposób było dopatrzyć jakiegoś taktycznego wyrafinowania, zwłaszcza, gdy graliśmy trójką defensywnych pomocników. Bez wątpienia od dawna gra naszej drużyny opiera się o skrzydłowych. Wcześniej był to Manu i Rybus, potem w różnych konfiguracjach pojawiali się tam Radović, Kucharczyk, Żyro, czy Nacho Novo. Do tego na szpicy Ljuboja, za którym grali Radović, Wolski, Ohayon, a nawet Gol. Skrzydłowi oczywiście często schodzili do środka (zwłaszcza, gdy na boku grał „Rado”) i robili miejsce bocznym obrońcom, którzy, w postaci Jędrzejczyka i Wawrzyniaka, śmiało podłączali się do ataków.

Urban przyjął na początku podobną filozofię gry. Różnica polegała na tym, że wymyślił na szpicę Saganowskiego, a „Ljubo” występował za jego plecami. Na prawe skrzydło powędrował Radović, a na lewym trener odlazł miejsce dla Koseckiego. Obaj byli mocno nastawieni na zejścia do środka.

Gdy problemy zdrowotne wykluczyły „Sagana”, Miro wrócił do środka, Danijel na szpicę, a w składzie pojawiał się Kucharczyk albo Żyro i też to dobrze funkcjonowało. W końcu pojawił się też Dwaliszwili w ataku, a zgodę na grę otrzymał Saganowski i zrobiło się ciasno. „Rado” ponownie został przesunięty na prawą stronę. Na lewej suwerenem był Kosecki, najlepszy piłkarz minionego sezonu. Pojawiał się tam też nowy nabytek Brzyski, ale on miał głównie być alternatywą na lewej obronie dla Wawrzyniaka.

W tym sezonie z powodu kontuzji rotacja była ogromna. Na skrzydłach grali „Kosa”, „Rado”, „Kuchy”, „Żyrko”, „Brzytwa” i nowopozyskani: Ojamaa, a nawet prawy obrońca Broź. Jednak Kosecki był cieniem samego siebie, a do tego trapiły go urazy, kompletnie zawodzili Kucharczyk i Żyro (do tego również kontuzje), Radović znacznie lepiej czuł się w środku pola i tam w końcu wrócił, a Ojamaa nagrabił sobie w drużynie swą bezmyślnie egoistyczną grą, a Broź po prostu się nie nadaje na skrzydło. Beneficjentem problemów na bokach stał się w tej sytuacji „Brzytwa”, który na dobre zadomowił się w pierwszym składzie i zanotował już 9 asyst w lidze.

Krótko mówiąc – pomysłem Urbana na Legię było oparcie gry o skrzydłowych. W zamyśle – o Koseckiego i Radovicia, z tym, że „Kosa” miał łamać grę do strzału prawą nogą, a „Rado” szukać gry kombinacyjnej i asyst. Środkowi pomocnicy (Vrdroljak albo Łukasik i Furman albo Pinto) mieli rozgrywać krótko i szybko piłkę w środku pola i szukać skrzydłowych albo bocznych obrońców. Pomysł legł w gruzach z powodów kłopotów zdrowotnych wielu piłkarzy i powiązanych z nimi częściowo problemów z ustabilizowaniem formy.

Trener zaczął więc z konieczności kombinować. Przesunął wspomnianego Brzyskiego na lewą pomoc, Jodłowca zrobił środkowym pomocnikiem. Po kontuzji „Sagana” w ataku ostał mu się zaś tylko Dwaliszwili, bo Mikita miewał problemy zdrowotne i spore wahania formy, a na Efira wciąż nie można liczyć (zresztą on jeszcze nigdy nie pokazał w Ekstraklasie, że może być napastnikiem nr 1). „Brzytwa” i „Jodła” nie mają atutów, które pozwalałyby grać zespołowi według pierwotnego pomysłu trenera. Swoją rzetelnością dają jednak stabilność, która na ligę wystarczy. Ojamaa gra niemal wyłącznie pod siebie, a osamotniony w ataku „Lado” jest całkowicie wyczerpany sezonem, a do tego sfrustrowany brakiem dobrych podań. Rzeczywiście trudno się teraz dopatrzeć stylu w grze Legii, ale bez fundamentalnych piłkarzy to niemożliwe. Urban więc wyciska to, co może ze składu, który mu pozostał. Czy może zrobić więcej? Nie dziennikarzom i kibicom to oceniać, bo my się po prostu nie znamy.

Niezmiennie śmieszne są też zarzuty względem tzw. braków wyszkolenia taktycznego Urbana. Mówi się, że to nie jest taktyk, nie dostosowuje gry drużyny do rywala (głównie w pucharach) a jego sukcesy to głównie wynik zdolności motywacyjnych, charyzmy i dobrych relacji z piłkarzami. Prawda jest taka, że nasz trener chce jednak tę drużynę nauczyć grać w piłkę, nawet kosztem pucharowych rozczarowań. Mamy grać po swojemu również z lepszymi, bo to ma przynieść rezultaty w przyszłości. Oczywiście nie wiadomo, czy przyniesie. Taki jest jednak zamysł, taki plan szkoleniowca na rozwój drużyny, który jest, przynajmniej w założeniach, akceptowany przez prezesa. To Urban jest szefem zespołu, odpowiada za wyniki i progres.

Na razie rezultaty ma świetne: zdobył dublet, a po 19. kolejkach ma tyle samo punktów, co w analogicznym okresie w zeszłym sezonie, jesteśmy liderem (10 punktów przewagi nad Lechem!) i to mimo poważnego osłabienia drużyny latem (przede wszystkim od nowa montowany środek obrony!) oraz plagi kontuzji. Osiągnął też więcej z zespołem w pucharach niż przed rokiem. Zrealizował plan, którym był awans do fazy grupowej Ligi Europy, czyli osiągnął wynik na miarę możliwości zespołu. Jakby więc nie patrzeć zanotował postęp. Najważniejsze przecież to zdominować ligę, zacząć ją regularnie wygrywać, oswajać się z tymi sukcesami i ogrywać się przy tym w Europie.


A tak swoją drogą – czy naprawdę można sądzić, że, już pomijając Urbana, tacy fanatycy piłki, jak Kibu, czy Jacek Magiera nie znają się na taktyce? Pewnie można, gdy jest się daleko do drużyny i klika się w klawiaturę w zaciszu redakcji, czy mieszkania…

Urbanowi ma się za złe, że nie wprowadza kolejnych juniorów do I zespołu. A właśnie, że wprowadza! Są Mikita, Cichocki, Kopczyński, byłby Efir. To aż czterech młodych, którzy dostali (lub dostaliby, gdyby nie kłopoty zdrowotne) szansę w I drużynie. Ilu więcej można wyciągnąć? W zeszłym sezonie pan Jan do drużyny na dobre wprowadził Łukasika, Furmana i postawił na Koseckiego. W tym doszli wspomniani zawodnicy, którzy do tej pory nie mieli nic wspólnego z Ekstraklasą, a zanotowali po kilka meczów, nawet w pełnym wymiarze. Zaliczyliby zresztą jeszcze więcej, gdyby nie te cholerne kontuzje… Ponadto, młodzi regularnie zabierani są na zgrupowania, trener bacznie się im przygląda i każdy, kto się nadaje może liczyć na swoją szansę. Nie ma więc co więcej debatować. Fakty mówią same za siebie.

O Urbanie mówi się, że ma dobre relacje z zawodnikami. Trudno to jednoznacznie ocenić, bo to specyficzny trener. On po prostu lubi dobrych piłkarzy, a za kiepskimi nie przepada i tyle. Żadna filozofia. Wkurza go, gdy jego podopieczni nie potrafią wykonać zagrań, które mu przychodziły z łatwością, nie rozumie tego, ale wszystko zostawia w szatni. Mówi się, że Urban na wiele pozwala piłkarzom, a to nieprawda. Na początku swej kadencji bardzo szybko znalazł wspólny język z Ljuboją, bo doceniał jego kunszt, a „Ljubo”, gdy dowiedział się, że ma do czynienia z byłym świetnym piłkarzem, mającym na koncie wiele bramek w Primera Division, odwzajemnił się szacunkiem. I symbioza trwała do czasu, gdy Serb próbował powrócić do czasów Skorży, gdy robił co chciał. Urban postawił mocne veto, za trenerem stanęła drużyna i skończyło się odejściem Danijela.

Obecnie sytuacja wygląda tak, że zawodnicy na pewno są niezadowoleni z wyników, jakie osiągają w Europie. Rodzi się frustracja po obu stronach, bo wszyscy chcą wygrywać. Trener wymaga więcej sportowej klasy od podopiecznych, a ci zastanawiają się, czy on na pewno dobrze ich prowadzi. Czy jednak winą Urbana jest, że np. Skabę piłka parzy, Wawrzyniak zanotował niewytłumaczalny zjazd formy, Vrdoljak gra, jak sabotażysta, Łukasikowi nie chce się trenować, Żyro zamiast grać, to ze strachem spoglądał w stronę ławki, czy aby trener na niego nie nakrzyczy, Kucharczyk kopał się po czole, Radović złamał rękę, a Dwaliszwili strzelał focha za fochem (i strzelał z ucha)? To są dorośli faceci z przynajmniej paroletnim doświadczeniem w zawodowej piłce. Nie potrafią zadbać o swoją formę? Stresują się? Trener ich nie dopieszcza? No bez jaj. To ludzie, którzy zarabiają potężne pieniądze kopiąc w piłkę. Należy od nich wymagać profesjonalizmu.

Oczywiście oni są też tylko ludźmi, mają prawo do słabszej dyspozycji, nerwów, gorszego dnia itd. Ale to tak powiedzmy w 2 meczach na 10, a nie w 8 na 10! Urban powinien pewnie ich traktować bardziej surowo, sypać karami itd. Historia pokazuje jednak, że na dłuższą metę to niewiele daje, oprócz tego, że potem piłkarze zwalniają trenera. Tym bardziej powinni więc doceniać, że mają takiego, który owszem, potrafi na nich nawrzeszczeć, ale gdy przyjdzie co do czego, to jednak staje po ich stronie.

Krok po kroku Legia idzie sportowo do przodu. I choć wszyscy chcielibyśmy, by odbywało się to znacznie szybciej, to musimy pamiętać o realiach i naszym miejscu w europejskiej piłce. Na szczęście decyzje w sprawie przyszłości Jana Urbana zapadają nie w redakcjach, które dla zwiększenia sprzedaży tracą czas czytelników na giełdę nazwisk potencjalnego szkoleniowca mistrzów Polski, a w gabinecie prezesa Leśnodorskiego. Prezes to inteligentny facet, ma chłodną głowę i świetnych doradców, jak choćby Michała Żewłakowa. Oni znają realną wartość tej drużyny, widzą czego jej potrzeba, by zaspakajała nasze ambicje pucharowe. I wiedzą od czego zacząć, by te potrzeby zrealizować. Na pewno nie od zmiany szkoleniowca.

P.S. A na koniec taka refleksja. Gdy Legia grała w Lidze Mistrzów to zdarzały się takie mecze reprezentacji Polski o punkty, na które byli powoływani Szczęsny, Zieliński, Jóźwiak, Ratajczyk, Michalski, Pisz, Lewandowski, Wieszczycki, Bednarz, Podbrożny. Teraz bywa, że od wielkiego dzwonu i nigdy w komplecie powoływani są Rzeźniczak, Jodłowiec, Brzyski i Kosecki…


przeczytaj więcej o:
REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.