Michał Świderski - fot. Bodziach
REKLAMA

Świderski: Nie ma możliwości, żebym przeżywał to samo, co przed rokiem

Hugollek, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

"Cały czas mam w pamięci ubiegłoroczną przegraną z Jaworznem. Bolało to strasznie i długo nie mogłem dojść do siebie. Nie ma w ogóle opcji, żebym przeżywał w tym roku to samo" - mówi w rozmowie z LL! Michał Świderski. Cała pomeczowa rozmowa z naszym obrońcą:

Mecz decydujący o awansie do finału play-offów potoczył się po Waszej myśli. Odnoszę wrażenie, że poradziliście sobie z rywalami dużo łatwiej niż się spodziewaliście.
Michał Świderski: Wiedzieliśmy, że jest to spotkanie o wszystko – albo wygrywamy i gramy dalej lub przegrywamy i nas nie ma. Każdy z nas zdawał sobie sprawę z wagi tego meczu i podszedł do niego bardzo skoncentrowany.
Tak naprawdę dobrze zaczęło się już dziać w sobotę, kiedy przegraliśmy w Kaliszu, bo widać było naszą złość. Byliśmy źli na siebie, że nie udało nam się postawić kropki nad i.
Dziś [rozmawialiśmy bezpośrednio po meczu z MKS Kalisz – przyp. LL!] w ataku zagraliśmy dokładnie w taki sam sposób jak miało to miejsce w Kaliszu, z kolei w obronie zaprezentowaliśmy się już znacznie lepiej – twardo – i sądzę, że to głównie wpłynęło na fakt, iż nie pozwoliliśmy się otworzyć przeciwnikom, przez co nie mogli zdobywać punktów.
Arka [Kobusa – przyp. LL!] „dotknęła” Bozia w pierwszej połowie [śmiech]. Tak jak to mówi trener Bakun: jak Bozia „dotknie”, to ma się pozycję, rzuca się i trafia. W drugiej połowie reszta zespołu „dokończyła” i tak właśnie trzeba grać. Jak dobrze się broni, to wówczas łatwiej idzie też w ataku.

Można powiedzieć, że awans macie za pasem, ale przed Wami pozostała jeszcze chyba ta najtrudniejsza przeszkoda do pokonania, czyli Noteć. Pamiętam mecz sprzed prawie dwóch miesięcy w Inowrocławiu i wtedy optymistycznie to nie wyglądało...
- To prawda, ale wówczas mieliśmy do czynienia ze specyficzną sytuacją. Wielu zawodników nie trenowało, bo byli chorzy lub kontuzjowani. Skład skompletowaliśmy praktycznie niemal w ostatniej chwili, a trenowaliśmy bodajże w ósemkę. Wybiło nas to wtedy z rytmu.
Obecnie jesteśmy na innym etapie rozgrywek – to są play-offy i mimo że zmęczenie daje o sobie znać, to nikt z nas o tym nie myśli, bo każdy skupia się na tym, by dać z siebie wszystko na boisku i wywalczyć promocję do pierwszej ligi.

Mam zatem nadzieję, że za nieco ponad tydzień wszyscy będziemy świętować.
- Innej możliwości po prostu nie ma. Cały czas mam w pamięci ubiegłoroczną przegraną z Jaworznem. Bolało to strasznie i długo nie mogłem dojść do siebie. Nie ma w ogóle opcji, żebym przeżywał w tym roku to samo.
To jest już finał, więc mam nadzieję, że wszystko będzie wyglądało następująco: wychodzimy na parkiet, bijemy się, wkładamy w walkę całe serce, dobrze prezentujemy się w obronie, w ataku rzucamy i wygrywamy. Wszyscy wiemy, o jaką stawkę gramy. Dziś pokazaliśmy na boisku, że się nie załamaliśmy, tylko że bardzo się zdenerwowaliśmy sobotnią porażką, że dobrze ją przyjęliśmy i że wyszliśmy na parkiet maksymalnie zmobilizowani – gotowi zostawić na nim serducho. Jeśli tak właśnie będziemy grać w finale, to nie ma możliwości, żebyśmy przegrali.


przeczytaj więcej o:
REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.