Jacek Magiera w drodze po złoty medal za mistrzostwo Polski - fot. Piotr Galas / Legionisci.com
REKLAMA

Jacek Magiera podsumował udany sezon

Woytek i Qbas, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

- Nie ma dróg na skróty do miejsc, do których warto dojść - to było nasze motto na ligę. Chcąc grać w Europie trzeba wygrać ligę - podsumowuje sezon trener Legii Jacek Magiera. Szkoleniowiec Legii opowiedział o tym, co działo się tuż po zakończeniu meczu z Lechią, o odprawie, najtrudniejszych momentach, transferach, zawodnikach, szacunku i byciu sobą. Zapraszamy do lektury!

Szalony rok

- Cały sezon był szalony - na pewno nikt by takiego scenariusza nie wymyślił. Dodatkowo cały rok dla Legii był szalony, trzeba sobie otwarcie powiedzieć, że początek sezonu i wszystkie sprawy związane z konfliktem właścicielskim miały wpływ na to co się działo. Cieszę się, że w tej sytuacji drużyna cały czas była skoncentrowana na jednym: by ani nie komentować i nie żyć tym za bardzo. Byliśmy skoncentrowani na pracy. Chwała zawodnikom, że to wytrzymali. Sami wiemy, że były mnóstwo trudnych momentów. To co ten zespół zrobił od 25 września do dzisiaj, to dla mnie jest mistrzostwo świata. Patrząc tylko na tabelę meczów, które rozegraliśmy od tamtego momentu do końca, to jest przepaść. losy mistrzostwa ważyły się do ostatniej chwili. Patrząc na to, że trzy razy wygraliśmy z Lechem, a mieliśmy nad nimi tylko dwa punkty przewagi świadczy o tym, jaka ta liga była. Dwa razy wygraliśmy z Lechią a raz zremisowaliśmy, a mamy tylko 2 pkt przewagi. Z Jagiellonią 1 wygrana i 2 remisy i też 2 punkty przewagi. Było to najtrudniej wywalczone mistrzostwo Polski ze wszystkich do tej pory, które Legia zdobyła. Tym bardziej to smakuje. Rzeczy niemożliwe nie istnieją. Zapracowaliśmy na to bardzo mocno.

Jak Legia zdobywała mistrzostwo

- W pierwszej połowie wiedzieliśmy, że jest 2-0 dla Lecha, ale druga połowa była szalona. Mieliśmy świadomość, że nam remis daje mistrzostwo Polski, natomiast na boisku było za dużo chaosu. Pięciu zawodników wiedziało, że jest remis i mamy mistrzostwo. Czterech graczy, że atakujemy, bo trzeba strzelić bramkę, bo byli wyłączeni całkowicie z tego. Jeden z młodych zawodników za bramką mówił Arkowi Malarzowi, że jest 2-0 - to było trudne w komunikacji. Chcieliśmy strzelić bramkę, ale było tak, że komunikacja była utrudniona. Dodatkowo kibice też śpiewali "10 minut do mistrzostwa"... Nie do końca było wiadomo jak dużo czasu do końca zostało w Białymstoku. Jak u nas była 90 minuta, to spodziewałem się, że tam jest +3 lub +4 minuty... a tu okazało się 10. Poszedłem do swojego pokoju i tam sam oglądałem końcówkę. Potem przyszedł Vuko, a ja poszedłem do klubu zawodnika. Tam byli nasi kucharze, kelnerzy naszych kucharzy... i jeszcze na dodatek dwie minuty przed końcem z powodu burzy zaciął się obraz, w momencie gdzie była kontrowersja - będzie czy nie będzie czerwona kartka dla zawodnika Jagiellonii. Później przyszedł mi na telefonie komunikat, że koniec - 2-2. Wówczas wiedziałem, że mamy mistrzostwo Polski. Trudne to były chwile, bo emocje były do końca.

fot. Woytek / Legionisci.com

Decydująca odprawa

Po meczu z Lechią piłkarze Legii zwracali uwagę na to, że takiej odprawy przed meczem jeszcze nigdy nie mieli. Mówili, że ścisnęła za serce.
- Miała ścisnąć. Często szukaliśmy inspiracji, jak to ma wyglądać. Trzeba szukać rozwiązań i innej motywacji. Ja wiedziałem, że taktyka na dwie godziny przed meczem z Lechią nic nam nie da. Mówienie o założeniach mijało się z celem, bo wiedzieliśmy jak Lechia gra i jakie ma atuty. Ten ostatni moment przed wyjazdem z hotelu potraktowaliśmy bardzo emocjonalnie. Nawiązywaliśmy do tego, co było przez te ostatnie miesiące: mecze, które graliśmy, z kim graliśmy i na jakich stadionach, jakie wsparcie było ze strony najbliższych itd. Nie chcę w to wnikać, bo są pewne rzeczy, które muszą zostać w szatni. Nie będziemy tego upubliczniać, ale cieszę się, bo przyniosło skutek jakiego oczekiwaliśmy. Kolejną rzeczą, która mnie zbudowała, to fakt, że ta odprawa jeszcze bardziej scaliła zespół, który był drużyną. To było widać. Nawet ci zawodnicy, którzy nie grali, czy byli poza kadrą - oni są lepszymi ludźmi, lepszymi piłkarzami. Każdy z nich jest lepszym piłkarzem, niż był w tamtym roku. Za każdego z nich trzymam kciuki, bo obserwowałem ich jak zachowywali się na początku , a jak w dniu meczu z Lechią. Np. Vako mało grał, a jest dobrym zawodnikiem i był z nami do końca i jest pełnoprawnym mistrzem Polski. Będę o nim mówił dobrze, mimo że mało grał. Kibicuję mu.

Najtrudniejsze momenty

- Nie zastanawiałem się nad tym, bo trzeba było się mierzyć z wieloma sytuacjami i wyzwaniami. Kiedyś powiedziałem, że nic mnie nie zaskoczy, a w tej rundzie kilka razy byliśmy postawieni przed drużyny próbami, ale wyszliśmy z nich obronną ręką. Na pewno duże znaczenie miało wsparcie sztabu, który zapracował na to bardzo - każdy wiedział za co odpowiada. Ja byłem nawet w pewnych momentach zwolniony z pewnych zajęć, bo współpracownicy zrobili to za mnie. Wiedzieli jakie mają zadania, a ja już nie musiałem kontrolować, bo wiedziałem, że ta praca będzie zrobiona dobrze. Dzięki temu mogłem koncentrować się na innych aspektach - na rozmowach z zawodnikami, na rozmowach z prezesami, a to mocno absorbowało. To jest sukces nas wszystkich: Vukovicia, Łuczywka, Dowhania, Kowalewskiego, Krzepoty, Zaręby, analityków, kierownika, fizjoterapeutów, osób odpowiedzialnych za sprzęt - każdy na to zapracował. To jest dla mnie największe zwycięstwo, że zbudowaliśmy coś, co jest trwałe. Wiemy, że to już jest historia i patrzymy przed siebie. Teraz najważniejsze jest to, co będzie dzisiaj, jutro i pojutrze.

- Po jesieni byliśmy jedynym klubem, który walczył o mistrzostwo Polski i się osłabił. Straciliśmy dwóch napastników oraz odszedł Bartek Bereszyński. Pozostałe drużyny utrzymały kadrę. Jagiellonia zrobiła kapitalny wynik - świetną pracę wykonał tam Michał Probierz, bo zrobił zespół walczaków. Żałuję, że cztery drużyny nie mogą grać w europucharach, bo Lechia też na to zasługuje. My natomiast mieliśmy zakodowaną mentalność zwycięzców - to lubią kibice. Legia wydarła zwycięstwa w Poznaniu i Gdańsku. Gdzie było najtrudniej? Mecz w Białymstoku był taki, że wszystko dookoła było inne niż zazwyczaj. Nie chcę wchodzić w polemikę i dyskusje na temat tego, co tam się działo. To jest dla mnie kolejne doświadczenie i z wyciągnę wnioski z wydarzeń w okolicach hotelu, na stadionie, podczas meczu i po jego zakończeniu.

Karuzela transferowa

- Chcielibyśmy aby zostali Vadis i Guilherme. Nie wiem jak wygląda sprawa Pazdana - mówi się, że ma klauzulę odstępnego. Na pewno odejdzie Vako Kazaiszwili i Tomas Necid, bo kończą się im wypożyczenia i nie będziemy ich wykupywać. Kliku zawodników wyjeżdża na reprezentację: Pazdan, Jędrzejczyk, Majecki, Szymański... jeżeli chcemy mieć ich na całą rundę w dobrej dyspozycji, to muszą odpocząć. Nie ma szans żeby byli z nami od początku obozu przygotowawczego. Tak samo jest z Hamalainenem i Nagyem. Jarek Niezgoda wraca, ale też bierze udział w mistrzostwach Europy U-21. W kadrze będziemy mieli 14 piłkarzy - mało. Kilku młodych zawodników może wrócić z wypożyczenia. Być może dwóch zawodników z rezerw pojedzie z nami na zgrupowanie.

- Liczymy na to, że któryś z nowych będzie do naszej dyspozycji, ale na dzisiaj ich nie ma. Trudno zakładać, że zaczniemy zgrupowanie z nowymi. Chcielibyśmy, bo każda minuta nowego zawodnika w drużynie jest bardzo ważna. Czasami trzeba czasu na wkomponowanie się, a czasu będzie mniej niż w zimę. Wiadomo jakie mamy cele i trzeba pracować. Szwoch, Langil, Masłowski? Żadnego z nich nie skreślam, nawet Langila. Nie uwziąłem się na niego. To jest zawodnik, który potrafi grać i jest mądrzejszy o pół roku. Przedyskutujemy jego temat.

- Jakich zawodników z polskiej ligi bym chciał? Mam na oku 3-4 piłkarzy, którzy chętnie byliby u nas widziani, ale nie powiem nazwisk, bo cena wzrośnie o 50%. Są prowadzone obserwacje i może dwóch lub trzech trafi do nas. Kwestia ceny i priorytetów na dane pozycje.

Niezastąpiony Radović

- Jesienią Miroslav Radović miał życiową rundę. Ja takiego "Rado" nie pamiętam. Grał dla drużyny, strzelał bramki, błyszczał. W tej rundzie grał poniżej swoich możliwości i potwierdzam, że borykał się cały czas z kontuzją. Teraz musi się wyleczyć, bo dużo daje drużynie. Pozostawianie go na boisku - mimo że w głowie nie raz były myśli by dać mu odpocząć - powodowało, że przeciwnik zupełnie inaczej reagował. Jeśli ktoś przeanalizuje dokładnie mecze, to za "Rado" obecnym na boisku często biegało dwóch zawodników. On jednym swoim zejściem w boczny sektor zabierał dwóch piłkarzy, by zrobić miejsce innym. Stąd na przykład bramki strzelał Nagy. To takie detale, których często kibice nie widzą. Fani obserwują mecz przez pryzmat statystyk i tego, że na przykład "Rado" stracił piłkę, ale nie widzą pozostałych rzeczy. Trzymałem "Rado" na boisku, bo ma tak wysokie umiejętności indywidualne, że jednym zagraniem może przesądzić o losach meczu. Często wyniki naszych meczów były na styku i stąd te możliwości zmian były ograniczone. Muszę jednak podkreślić, że gdyby Radović nie wygrywał rywalizacji na treningach, to by nie grał i on o tym wie. W tym momencie był piłkarzem, który zasługiwał na grę, bo wygrywał rywalizację ze swoimi partnerami.

Zrobić postęp

- Postęp zrobi się tylko wtedy, gdy utrzyma się najlepszych i dołoży takich, którzy gwarantują bardzo wysoki poziom. My tego chcemy, bo nie ma innej opcji. Chcąc grać Lidze Mistrzów, Lidze Europy i o mistrzostwo w taki sposób należy do tego podejść. Musimy być tego świadomi. Innej drogi według mnie nie ma. 3 stycznia powiedziałem sobie, że niezależnie od tego jak potoczy się sprawa z "Prijo", to skoncentrujemy się na pracy. W drużynie zabrakło stabilizacji. Szukaliśmy miejsca dla Necida i Chukuwu. Wiemy jak wyglądał mecz z Ajaxem pod względem pozycji nr 9, więc usiedliśmy w sztabie i ustaliliśmy: "trzeba się zachować tak samo, jak pierwszy raz weszliśmy do tej szatni październiku. Postawiliśmy na tych zawodników, których najbardziej znaliśmy. Nowi muszą wywalczyć miejsce i wkomponować się w zespół.

- Mocno sytuację skomplikowała nam kontuzja "Kuchego", bo brakowało szybkości w ataku. Było to widać W Kielcach, gdzie dodatkowo doszła kontuzja "Jodły" na rozgrzewce. Kolejne doświadczenie na przyszłość.

Co dalej z Rzeźniczakiem i Broziem?

- W Benidormie rozpoczęliśmy rywalizację od nowa. Kuba złamał rękę i wypadł ze składu. Trzeba było podjąć decyzję, czy postawić na Czerwińskiego czy Dąbrowskiego. Postawiliśmy na Maćka i utrzymał tą pozycję. Nie dawał żadnych podstaw, by patrzeć na niego z myślą, że trzeba dać mu odpocząć. Nie dość, że dobrze bronił, to strzelił dwie bardzo ważne bramki. On może grać jeszcze lepiej, ma ogromne rezerwy w wyprowadzaniu piłki, grze defensywnej i szybkości gry. Jest jednym z wygranych tego okresu. Żal mi Czerwińskiego, że w ogóle nie pograł, bo pracował jak mało kto. To prawdziwy zawodowiec. Zawsze u niego "paliło się" na treningu. Zawodników z takim podejściem bardzo lubię. Kiedy tylko była możliwość, stawiałem go za wzór w szatni, jak należy reagować na to, kiedy się gra lub nie gra. Co do Kuby Rzeźniczaka, to jest zapytanie o odnośnie transferu. Rozmawiałem z nim na ten temat. Wiemy, że jest utytułowanym zawodnikiem, więc podejmiemy najlepszą decyzję dla klubu i dla zawodnika. Nie jest powiedziane, że na siłę go tutaj zatrzymamy.

- To, że Łukasz Broź dobrze zagrał w Kielcach pokazuje tylko to, że dobrze pracowaliśmy z zawodnikami, którzy nie grali. Cały czas byli gotowi, bo byli inaczej traktowani niż ci, którzy grali. Wiedzieliśmy, że przyjdzie moment, że ktoś wypadnie za kartki i ta osoba, która wejdzie ma dać tyle samo drużynie lub więcej. W aspekcie motorycznym było widać, że cały czas dobrze pracował. Gol w Kielcach zaczął się od dobrego zagrania Brozia.

fot. Woytek / Legionisci.com

Szacunek przede wszystkim

- Nie wprowadzałem nakazów dla samych nakazów, by pokazać swoją wyższość. Piłkarze sami siebie pilnowali. Jak czuli szacunek jeden przed drugim, to jest dobrze. Najgorzej jak się oszukują sami przed sobą, jak przymykają oczy na spóźnienia i takie inne pierdoły, które są bardzo istotne. Od takich błachostek wszystko zaczyna się psuć. Powiedziałem im: "Najpierw nauczcie się robić dobrze małe rzeczy, to będziecie dobrze robili duże rzeczy."

- Ja najpierw u siebie szukałem tego, co mogłem zrobić lepiej, a dopiero później patrzyłem na zawodników. Na ten sezon było to słuszne i udane. Wiem jednak, że czasami trzeba bodziec zmieniać. Nie można cały czas tak samo prowadzić drużyny i w taki sam sposób do nich mówić, bo to się znudzi i przestanie przynosić skutek. Nie można całe życie mówić spokojnie, bo człowiek się uśpi. Czasami trzeba krzyknąć do gościa by się obudził - na tym to polega.

- Czego potrzebowała szatnia? Naturalności. Nie będę robił z siebie pajaca i krzyczał nie wiadomo jak, bo nie potrafię tego robić. Jak byłem zdenerwowany to piłkarze wiedzieli, że byłem zdenerwowany. Jak miałem komuś coś powiedzieć, to mówiłem z serca, a nie po to by tylko się doczepić. Szczerość i mówienie prosto w oczy piłkarzom to co mam im do powiedzenia - to się liczy. Jak ktoś zasłużył na zje..., to ją dostał, a jak ktoś zasłużył na pochwałę, to dostał pochwałę.

fot. Woytek / Legionisci.com

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.