fot. Mishka / Legionisci.com
REKLAMA

Punkty po sezonie 2016/17

Qbas, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

Legia obroniła mistrzostwo Polski i to z pewnością najważniejszy punkt minionego sezonu, bo zrealizowany został cel. Ale nie jedyny. Po drodze wydarzyło się przecież mnóstwo rzeczy. Zapraszam na podsumowanie sezonu w punktach. 13 punktach z okazji 13 tytułu mistrzowskiego.

1. Historyczny sukces. 13 tytuł w historii stał się faktem. Jest to bezprecedensowy wyczyn. We wrześniu 2016 r. Legia miała bowiem 12 punktów straty do liderującej Lechii. Piłkarze byli sfrustrowani i rozbici kolejnymi porażkami. Wprawdzie awansowaliśmy do fazy grupowej Ligi Mistrzów, ale tam zaczęło się od kompromitacji i perspektywa kolejnych 5 blamażów nie pomagała. Podobnie jak liczba meczów, które legioniści mieli za i przed sobą. A wiadomo, że godzenie gry w Ekstraklasie z występami w europejskich pucharach nie jest specjalnością polskich klubów. Przyszłość rysowała się więc w bardzo ciemnych kolorach. Wtedy w klubie pojawił się trener Jacek Magiera i niemal momentalnie nastąpił zwrot akcji. Zespół zaczął wygrywać w lidze, a w Champions League, mimo że przegrał w trzech spotkaniach, to w najważniejszych momentach punktował w Warszawie – zremisował z Realem Madryt i wygrał ze Sportingiem Lizbona. Wydawało się, że wszystko wróciło na właściwe tory i przed nami bajkowa przyszłość pod batutą „Magica”. Futbol to jednak prawdziwe życie. Zimą okazało się więc, że rozsypał się nam atak – odeszli najlepsi napastnicy, a wiosną, że ich następcy nie nadają się do gry. Po paru wpadkach wielu już postawiło na Legii kreskę, ale ona się nie poddawała. Mozolnie parła do przodu i wyszarpała tytuł. I to w stylu, którzy każdy docenia – walecznością i wybieganiem. Wybaczcie, że się powtórzę, ale to mistrzostwo Polski, to prawdziwe mistrzostwo świata.

2. Zmiany. Nieco ponad rok temu trenerem był Stanisław Czerczesow, którego zastąpił Besnik Hasi, który zaś ustąpił miejsca Magierze. W tym czasie podstawowy skład Legii wyglądał mniej więcej tak: Malarz – Jędrzejczyk, Lewczuk, Pazdan, Hlousek – Borysiuk, Jodłowiec, Kucharczyk, Guilherme – Nikolić, Prijović. Natomiast w debiucie w Lidze Mistrzów Legia zagrała w składzie: Malarz - Bereszyński, Czerwiński, Dąbrowski, Guilherme - Jodłowiec, Moulin, Odjidja-Ofoe, Langil, Kazaiszwili, Prijović. Sezon zaś kończyła w składzie: Malarz – Jędrzejczyk, Dąbrowski, Pazdan, Hlousek – Kopczyński, Moulin, Odjidja-Ofoe, Guilherme, NagyRadović. Przeciw Borussii wystąpiło więc aż 7 graczy, którzy nie grali w ostatnim meczu sezonu 2015/16, a przeciw Lechii aż 6. Gruntownie przebudowane zostały więc wszystkie formacje. Zespół ma zupełnie nowy kręgosłup, zmienił się też całkowicie sposób gry. By dopełnić obrazu nie można zapomnieć o zmianach organizacyjnych w klubie. Wystarczy wspomnieć, że nie ma już prezesa Leśnodorskiego i wiceprezesa Szumielewicza. Jest za to prezes Mioduski i wiceprezes Jankowski. A wszystko to w 12 miesięcy. Uff.

3. Wszystko się może zdarzyć. „Wieeeeelkie odkrycie! Jasne k…, że wszystko się może zdarzyć!”, ale fakty są takie, że w Ekstraklasie niemożliwe nie istnieje. Jak bowiem wiecznie przebudowywany zespół, fatalnie punktujący przez 1/3 sezonu zasadniczego, w dodatku grający wiosną bez napastników może obronić tytuł? A jednak stało się. Pękli wszyscy papierowi faworyci: niepotrafiące pogodzić ligi z pucharami Zagłębie, przereklamowana Lechia, przegrywający kluczowe mecze Lech i rewelacja rozgrywek Jagiellonia. Legia dopiero w 34. kolejce została liderem rozgrywek i już nie dała się nikomu dogonić. Świadczy to tyleż o sile „Wojskowych”, co o słabości Ekstraklasy.

4. Inna dyscyplina. Poza Legią nikt w Polsce nie potrafi pogodzić gry w europejskich pucharach z rywalizacją w lidze. Przykłady? Zeszłoroczni pucharowicze Cracovia, Piast i Zagłębie skończyli miniony sezon w grupie spadkowej. Podobnie było z zespołami Śląska, Jagiellonii i Lecha, które grały w Europie 2 lata temu. Poznaniacy zakończyli sezon 2015/16 na 7. miejscu, a dwa pozostałe zespoły w grupie spadkowej. Co ciekawe, wszyscy, poza Lechem, swe europejskie podboje kończyli jeszcze latem. Legia od lat potrafi połączyć jedne rozgrywki z drugimi. Wystarczy wspomnieć, że spośród 5 ostatnich sezonów tylko raz nie grała w fazie grupowej europejskich rozgrywek (sezon 2012/13), a w tym czasie zdobyła 4 mistrzostwa i jedno wicemistrzostwo. Częstotliwość spotkań, poziom gier w Europie, tygodniowy cykl zgrupowanie – mecz – trening – zgrupowanie – mecz i wieczna presja w Warszawie sprawiają, że Legia gra w nieco innej dyscyplinie sportowej niż reszta polskich klubów z Ekstraklasy. By ją z powodzeniem uprawiać trzeba było mocno zainwestować w drużynę, postawić na zawodników ogranych i po prostu bardzo dobrych. A zarazem drogich. Również w utrzymaniu. Drogie są też hotele, przeloty, zgrupowania, bo wszystko jest w klubie najwyższej jakości. Inna sprawa, że to trochę zamknięte koło, bo można powiedzieć, że gdyby nie puchary, to Legia rozbijałaby ligę. Z drugiej zaś strony, w takiej sytuacji zawodnicy klasy Pazdana, Nikolicia, Moulin, czy Odjidji-Ofoe nie pomyśleliby o przenosinach na Łazienkowską. Nasz klub, choć z różnymi problemami, potrafił z tego koła wyjść.

5. Piękna europejska przygoda. Lizbona, Madryt, Dortmund, Amsterdam. Na tych stadionach przyszło nam grać piłkarską jesienią i wiosną minionego sezonu. I choć Borussia dwukrotnie nas rozgromiła, a mecz z Realem w Warszawie odbył się przy pustych trybunach, to i tak przeżyliśmy fantastyczną przygodę w pucharach. Same te mecze były czymś nadzwyczajnym, ale pełnią szczęścia był awans z 3. miejsca w LM do 1/16 Ligi Europy. To właściwie nie miało się prawa wydarzyć. Dodajmy do tego remisy z Realem, obrońcą Pucharu Mistrzów, i Ajaxem, tegorocznym finalistą LE i będziemy mieli dorodną wisienkę na jeszcze dorodniejszym torcie.

6. Kalkulacja. Trener Magiera to doskonały analityk. Wiele rzeczy przewidział badając terminarz, oceniając szanse rywali i własne. Umiejętnie też dopasowywał taktykę do spotkań. I z reguły wychodziło na jego. Gdy zimą okazało się, że odszedł zabójczy duet napastników, a następcy nie rokują szczególnie, „Magic” podrapał się po siwej głowie i postanowił oprzeć grę zespołu na defensywie. W efekcie czego drużyna w 19 wiosennych meczach straciła 10 goli, z czego tylko 4 z gry. Jego Legia grała wiosną zazwyczaj niezwykle efektywnie. Dość powiedzieć, że tylko dwa razy strzeliła więcej niż dwa gole w meczu. A że kibice narzekali na styl? A że Radović grał na 50% z powodu kontuzji? A że przodem, a że bokiem, a że przy oknie, a że nie wiadomo dlaczego… Legia jest mistrzem Polski. Magiera jest mistrzem.

7. Wózek. Pamiętacie słynny wózek na rzeczy do pralni?



To on jest symbolem mistrzowskiej drużyny. Właśnie drużyny. Nie byłoby jej bez doskonałej atmosfery, jaką zbudował Magiera i jego sztab, na czele z Alekandarem Vukoviciem. Śpiewy, tańce, spontaniczna radość. Piosenka „Nie poddawaj się” stała się wręcz hymnem tej ekipy. W końcówce trener postanowił to nieco uspokoić, tak, by piłkarze nie tracili z oczu celu. A na metę dotarli szczęśliwie właśnie dlatego, że razem jechali na jednym wózku. Legia wygrała dzięki zespołowości, zjednoczeniu. Co jednak najważniejsze – po prostu gra najlepiej w piłkę w kraju.

8. Siła spokoju. Mistrzostwo Polski to jednak nie tylko wspaniała atmosfera, harmider i wzajemne pompowanie. Tytuł wygraliśmy w równym stopniu dzięki tonowaniu emocji przez sztab szkoleniowy w trudnych momentach. Po przegranej z Ruchem i stracie punktów z Bruk-Betem i Wisłą, na Legię wylała się lawina krytyki. Trenerzy i piłkarze przetrwali to razem, bo sobie zaufali. Magiera potrafił nie tylko przekonać podopiecznych do swych pomysłów na grę, ale i ich w tym utwierdzać. Zawodnicy mu uwierzyli, bo bił od niego spokój, a właściwie to była ogromna siła spokoju. Trener do ostatniego meczu nie stracił panowania nad tym co się dzieje w drużynie i wokół niej. Piłkarze to widzieli i uwierzyli, że dadzą radę.

9. Doświadczenie. Siła spokoju to jedno, a drugie to bezcenne doświadczenie, jakie zyskali nasi zawodnicy dzięki grze w europejskich pucharach i w silnych ligach zagranicznych. Ogranie, ba, nawet zwykłe obycie na salonach Ligi Mistrzów, czy Ligi Europy to kapitał, jakiego nie ma nikt inny w Polsce. W minionym sezonie było widać, że to procentuje. Legia potrafiła grać wynikiem, minimalizować ryzyko, ale też zachować spokój w newralgicznych momentach sezonu i poszczególnych meczów. Nie panikowała, gdy przegrywała. Robiła swoje. To doświadczenie to również świadomość swych umiejętności, pewność siebie, wiara, że wszystko jest możliwe dopóki trwa mecz.

10. Rezerwowi. Ogromną rolę w sukcesie odnieśli zmiennicy. Nie tylko potrafili odwrócić losy meczu, jak niesamowity Hamalainen w spotkaniach przeciwko Lechowi, czy Kucharczyk w Gdańsku, ale i bardzo pomagali. Każdy rezerwowy jest niezadowolony ze swej sytuacji, każdy chce grać. W Legii nie było tym razem marudzenia, wszyscy mocno zasuwali, by, jak to powiedział Magiera, być ciągle pod parą, by móc wykorzystać ewentualną szansę. Na treningach wywierali presję na grających zawodników, zwiększali rywalizację. Czerwiński, który wiosną nie wystąpił ani razu, przez trenera stawiany był za wzór pracowitości. Broź zagrał tylko trzykrotnie i to jeszcze w lutym, ale gdy przyszło mu wybiec na murawę w Kielcach, by jednym z najlepszych. Do tego ławka rezerwowych żyła każdym spotkaniem, dopingowała, mobilizowała, wspierała kolegów na boisku, a prym wiódł Cierzniak. Szczerze mówiąc, to nie pamiętam takiej ekipy ławkowiczów.

11. Przygotowanie fizyczne. Zimą legioniści bardzo ciężko pracowali nad przygotowaniem kondycyjnym. Mieli w ten sposób zbudować podstawy na cały rok. Czy to się udało? Trudno powiedzieć. Z jednej strony zawodnicy ciężko pracowali także w mikrocyklach między poszczególnymi meczami i długo nie mogli złapać świeżości, dynamiki. Z drugiej zaś na korzyść przyjętych metod świadczy zdobycie tytułu oraz fakt, że właściwe najwyższa forma fizyczna przyszła zgodnie z planem na rundę finałową. I to jest najważniejsze.

12. Szczęście. Można powiedzieć, że wielokrotnie nam go brakowało. Zwłaszcza pod bramką przeciwników. Z drugiej jednak strony, jeśli przypomnimy sobie oba mecze z Lechem w rundzie zasadniczej, czy Lechią w Gdańsku, to nie mamy prawa narzekać. Szczęście bowiem sprzyja... tym, którzy chcą mu pomóc.
Legia bardzo chciała.

13. Symbol. Wspominałem o wózku, o piosence, ale symbolem Legii w tym sezonie był też Radović. Jesienią był fantastyczny, podobnie, jak cała drużyna Magiery. Wiosną głównie zawodził, ale też robił swoje. Razem z Kucharczykiem i Nagyem został najlepszym strzelcem drużyny w 2017 r. (4 gole), skupiał na sobie uwagę obrońców, asystował. Nie zmienia to oczywiście faktu, że często człapał, gubił linię spalonego, zachowywał się irracjonalnie, łapał głupie kartki. Cierpiał na boisku, podobnie jak i często cierpiała Legia. Na koniec jednak z opaską kapitańską wzniósł puchar za mistrzostwo Polski. Dla niego to najważniejszy tytuł w karierze, bo wie, ile zdrowia kosztowała go gra z kontuzjowanym kolanem. A grał, bo w ocenie trenerów nawet w tym stanie był lepszy od konkurencji.

Autor: Jakub Majewski "Qbas"
Twitter: QbasLL
Kątem Oka na FB

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.