Patryk Kun - fot. Woytek / Legionisci.com
REKLAMA

Nasz wywiad

Patryk Kun: Mam trochę inny styl niż Mladenović

Woytek, źródło: Legionisci.com

Przez 5 lat pobytu w Rakowie Częstochowa zdobył 1 mistrzostwo Polski, 2 Puchary Polski i 2 Superpuchary Polski. Wiosną nie doszedł do porozumienia w sprawie nowego kontraktu i postanowił opuścić swoją strefę komfortu i wybrał Legię Warszawa. Przed Patrykiem Kunem trudne zadanie, by zastąpić Filipa Mladenovicia. - "Mladen" zrobił świetną robotę w Lechii i Legii. To naturalne, że będę do niego porównywany. To funkcjonuje w piłce na każdym poziomie i nie stanowi dla mnie problemu. Nie skupiam się na opiniach kibiców czy dziennikarzy. Mam trochę inny styl niż on - mówi Kun. Zapraszamy na rozmowę z nowym wahadłowym stołecznego klubu.

W rodzinie wszyscy grają w piłkę, tata jest trenerem. Chyba nie miałeś innego wyboru, byłeś skazany na piłkę.
Patryk Kun: - Dokładnie. Od urodzenia ten sport był obecny w moim domu, odczuwałem to. Każdy z moich braci uprawiał sport i ja też. Zaczynałem od piłki, ale też uprawiałem żeglarstwo na Mazurach. Mój najstarszy brat był kajakarzem i on jako jedyny nie grał w piłkę. Reszta braci kontynuowała tradycyjne piłkarskie. Grają nadal, na różnych poziomach. Dominik gra w Widzewie, a najmłodszy brat w okręgówce, w Vęgorii Węgorzewo.



Niektórzy piłkarze uwielbiają grać przeciwko dużym klubom, Legii, Lechowi, Widzewowi. A ty masz coś takiego, że te najważniejsze mecze są przeciwko bratu, niezależnie, jaki klub on reprezentuje?
- Nie podchodzę do tego w ten sposób. To super sprawa, że możemy się spotkać na takim poziomie. To też jest fajne dla naszej rodziny, że dwóch chłopaków z małej miejscowości weszło na poziom Ekstraklasy. to nigdy nie jest łatwe, a dwóch zawodników z jednej rodziny, to duże wydarzenie. Na boisku tego nie odczuwamy, każdy się skupia na walce dla swojej drużyny. Taka otoczka bardziej pojawia się przed i po meczu.

Tata podpowiada ci do tej pory czy w pewnym momencie odpuścił?
- W pewnym momencie odpuścił. Był trenerem i dużo pomógł nam w młodym wieku. Dużo trenowaliśmy z braćmi indywidualnie i to zaprocentowało. Mieliśmy wyższy poziom od rówieśników. Wiadomo, jak to wygląda w małych miejscowościach, wszystko nie jest aż tak profesjonalne. Są 2-3 treningi w tygodniu i żeby wejść na wyższy poziom, trzeba robić jeszcze coś więcej, niż bazować tylko bazować tylko na tym. Tata interesował się indywidualnym treningiem, ale też trenował grupy młodzieżowe, m.in. mnie.

Miałeś w swojej karierze momenty lepsze i gorsze. Chyba gorszym była diagnoza o chorobie.
- To zostało trochę wyolbrzymione. Jeszcze w czasach rozwoju złamałem rękę i nie wiedziałem o tym. Grałem tak 2-3 lata, odczuwałem dolegliwości, ale mogłem grać, więc grałem. Nie szukałem na siłę problemów i nie sprawdzałem, czy nie ma jakiegoś urazu, żeby na siłę pauzować. Dopiero w Arce Gdynia terapeuci wysłali mnie na szczegółowe badania. Wtedy wyszło, że mam przewlekłe złamanie, które już się nie zrośnie i trzeba zrobić operację. Zrobiłem ją po sezonie, okazała się nieudana i było gorzej. Przez 2 miesiące nosiłem gips, potem ręka była chuda, mięśnie zanikły i trzeba było to odbudować. Przez to moja technika biegu się zmieniła, inaczej zbudowały się mięśnie. Dostosowałem się jednak do tego i od 4-5 lat nie odczuwam problemu. Nawet o tym nie myślę. Nie mogę po prostu wykonywać pewnych ćwiczeń w siłowni, albo jak upadnę na tę rękę, to coś tam odczuwam. Jest stabilnie, mogę grać i normalnie funkcjonować. Po zakończeniu kariery pomyślę nad tym więcej, ale to melodia przyszłości.

fot. Woytek / Legionisci.com
fot. Woytek / Legionisci.com

Spędziłeś w Rakowie 5 lat. To był dla ciebie udany okres. Jak bardzo się w tym czasie rozwinąłeś?
- Pod każdym względem poszedłem do przodu, i jako zawodnik, i jako człowiek. To nie było dla mnie łatwe, bo z Ekstraklasy musiałem wrócić do pierwszej ligi i znów walczyć o powrót do niej. Trafiłem na dobry moment, na świetnego trenera, który też szedł do góry. Odkąd Michał Świerczewski przejął Raków, z roku na rok robili progres. Podpiąłem się pod ten trend i go wykorzystałem. Rozwijałem się, bo gdybym się nie rozwijał, to po roku czy dwóch musiałbym odejść i szukać innego klubu. Co pół roku, co rok standardy u trenera Papszuna wzrastały. Żeby zostać w Rakowie, trzeba się było ciągle rozwijać.

Chyba nie każdy zawodnik lubi Marka Papszua ze względu na to, jak dużo wymaga.
- Dla mnie to był udany czas. Pasuje mi taki rygor, dyscyplina, jasno określone wymagania. Zaufałem temu, nie narzekałem, ciężko pracowałem i robiłem swoje. Nie zawsze było kolorowo. Przez większość czasu grałem, ale były słabsze mecze, kontuzje. Broniłem się jednak na boisku, rozwijałem się przy tym trenerze.

To zaowocowało powołaniem do reprezentacji Polski.
- To na pewno dla mnie największe wyróżnienie, że zostałem zauważony przez selekcjonera i dwa razy miałem okazję być na zgrupowaniu reprezentacji. Szkoda, że nie udało się zadebiutować, ale jeszcze wszystko przede mną. Mam nadzieję, że w przyszłości będę jeszcze w orbicie zainteresowań selekcjonera. Wszystko dzieje się dzięki dobrej grze w klubie czy też w europejskich pucharach, więc skupiam się nad tym, by się rozwijać. Wyróżnienia są ważne, ale one przychodzą automatycznie wraz z rozwojem.

Jak czytałeś słowa Czesława Michniewicza, że jesteś taktycznie ogarniętym zawodnikiem, że przed tobą przyszłość, czy to było jak sen? 6 lat temu byłeś w drugiej lidze i chyba nigdy byś nie założył, że zostaniesz powołany do reprezentacji Polski?
- Moja kariera była nie do przewidzenia, nie miałem prostej drogi, że wszystko szło super, z górki. Czasami musiałem zrobić krok lub dwa do tyłu i budować swoją pozycję w nowym klubie czy u nowego trenera. Bardziej się jednak później docenia takie rzeczy, jak powołania czy trofea. W Rakowie trochę tych trofeów zdobyłem.

fot. Woytek / Legionisci.comfot. Woytek / Legionisci.com

Kiedy pojawiło się zainteresowanie ze strony Legii?
- Kiedy kończył mi się kontrakt. Od Nowego Roku pojawiło się zainteresowanie ze strony Legii. Z Rakowem sytuacja stała w miejscu, nie mogliśmy znaleźć porozumienia. Byłem otwarty na nowe wyzwania, nowe kluby i kierunki.

Miałeś jeszcze inne oferty oprócz tej z Warszawy?
- Tak, było zainteresowanie, także zza granicy. Miałem udaną część sezonu, więc pojawiło się zainteresowanie również z zagranicy. Czekałem spokojnie, pomyślałem, że jeśli po 5 latach w jednym klubie nie dojdę z nim do porozumienia, to też nic się nie stanie. Czekałem, aż trafi się jakaś fajna oferta i tak się stało.

A nie było tak, że wytworzył się dziwny klimat między tobą i Rakowem? Takie wieści się pojawiały. Nawet trener Papszun poświęcał ci czas, choćby na konferencji po meczu z Legią powiedział "spytajcie o Patryka Kuna".
- Coś tam się pojawiało, ale nie odczuwałem, że jestem traktowany inaczej. Cały czas grałem, wywalczyłem sobie miejsce w okresie przygotowawczym i do końca marca grałem w pierwszym składzie. Potem złapałem kontuzję, a do tego nieszczęśliwa czerwona kartka, więc grałem nieco mniej.

Czy funkcjonowało w twojej głowie takie przeświadczenie, że "Legii się nie odmawia"?
- Nie. To zależy od wielu czynników. Patrzyłem na to, jaka jest baza, na jakim etapie jest klub, kto jest trenerem. Dostałem od Legii dobrą ofertę. Dużo rzeczy tu mi pasowało. Wiedziałem, że u trenera Kosty Runjaicia drużyna idzie do przodu, a klub po wcześniejszym trudnym sezonie, ma ten okres już za sobą, idą lepsze czasy. To było ważne dla mnie, że klub chce iść do przodu i walczyć o najwyższe cele.

fot. Woytek / Legionisci.com
fot. Woytek / Legionisci.com

Wokół finału Pucharu Polski pojawił się jakiś specyficzny klimat, ten mecz obrasta w legendy...
- Ciężko mi powiedzieć. Transfer został ogłoszony wcześniej, ale nic się nie zmieniło. Chciałem wywalczyć Puchar Polski, dawałem z siebie maksa na treningach, bo chciałem odzyskać miejsce w składzie, które straciłem wcześniej. Na tym się skupiałem. Byłoby to dziwne, gdybym nie chciał wygrać trofeum, skoro miałem okazję po raz trzeci z rzędu. Z mojej strony nie było żadnych problemów z podejściem do treningów czy meczów.

Co pomyślałeś, kiedy zobaczyłeś zachowanie Filipa Mladenovicia po finale Pucharu Polski?
- To spotkanie było ostre od początku, dużo żółtych kartek. Słyszałem, że prywatnie Filip jest bardzo miłym człowiekiem. Wielu zawodników tak ma, że na boisku są zupełnie inni niż poza nim. Ogólnie nieciekawa, niefajna sytuacja, te bójki były niepotrzebne. To powinno było zakończyć się tak, że się cieszysz ze swoją drużyną.

Twoje pierwsze wrażenia po przyjściu do Legii? Jak się dogadujesz z kolegami?
- Bardzo dobre. Wiedziałem, że Legia to świetny klub, z doskonałą bazą, stadionem i kibicami. To się odczuwało już nawet, gdy przyjeżdżało się na Łazienkowską z innymi klubami. W drużynie jest fajna atmosfera, chłopaki przyjęli mnie bardzo dobrze. Wiadomo, że po 5 latach byłem przyzwyczajony do pewnych miejsc, budynków, a teraz jest dużo nowego. Dobrze się tu czuję i z każdym tygodniem będzie lepiej.

A jakie są największe zmiany w codziennym funkcjonowaniu w porównaniu do Rakowa?
- Jest podobnie. Okres przygotowawczy wygląda podobnie, tak jak i zgrupowanie. Zmieniają się detale, inny typ treningu, nowe środowisko i koledzy z drużyny. Z żadnym z nich wcześniej nie grałem w jednym zespole, nie funkcjonowałem w szatni. Był jedynie Gwilia, który trenował z Legią w poprzedniej rundzie, ale on nie zaczął przygotowań z zespołem. Wszystkie kluby przechodzą okresy przygotowawcze w podobny sposób.

Czy miałeś wcześniej z którymś z piłkarzy Legii bliższy kontakt?
- Nie. Oczywiście, kojarzę ich z boiska, bo gramy w tej samej lidze, ale nic więcej.

Legia Warszawa to takie miejsce, gdzie presja jest dużo większa niż w Częstochowie. Czy jesteś na to przygotowany?
- Słyszałem o tym, że tu inaczej patrzy się na wyniki, że remis jest traktowany jako porażka. To jest fajne, wyzwania i nowe oczekiwania są jednym z powodów, dla których tu przyszedłem. Chcę to wykorzystać i stać się jeszcze lepszym zawodnikiem. Legia jest dobrym miejscem do rozwoju.

W Legii masz grać na pozycji Filipa Mladenovicia, który wysoko zawiesił poprzeczkę. Czy czujesz dodatkową presję, jak czytasz takie opinie, gdzie jesteś do niego porównywany?
- „Mladen” to taka czołówka Ekstraklasy jeśli chodzi o lewą stronę, lewą obronę czy wahadło. Zrobił świetną robotę w Lechii i Legii. To naturalne, że będę do niego porównywany. To funkcjonuje w piłce na każdym poziomie i nie stanowi dla mnie problemu. Nie skupiam się na opiniach kibiców czy dziennikarzy. Mam trochę inny styl niż on, jesteśmy trochę innymi zawodnikami.

Jakie oczekiwania ma wobec ciebie trener Kosta Runjaić?
- Podobne, jak były w Rakowie. Założenia taktyczne są podobne, mam być jedynie bardziej skupiony na zadaniach ofensywnych, polepszyć statystyki i liczby. Na to kładzie się nacisk w Legii, jest to wymagane. Ale ogólnie to jest ta sama pozycja, różnią się detale.

W Austrii rozmawiał Woytek


przeczytaj więcej o:
REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.