fot. Mishka / Legionisci.com
REKLAMA

Analiza

Punkty po meczu z Rakowem Częstochowa

Kamil Dumała, źródło: Legionisci.com

Hokus pokus, czary mary, puchar odczarowany; podania do poprawy; również SFG; pressing; ostoje defensywy; debiuty; duże oczekiwania, ale spokojnie - to najważniejsze punkty po meczu o Superpuchar Polski pomiędzy Rakowem Częstochowa a Legią Warszawa.

1. Hokus pokus, czary mary, puchar odczarowany!
Trochę pół żartem, pół serio można stwierdzić, że na ławce trenerskiej jest pewnego rodzaju magik, czyli Kosta Runjaić. W poprzednim sezonie wraz z piłkarzami uczynił ze stadionu przy Łazienkowskiej 3 prawdziwą twierdzę, nie przegrywając żadnego meczu. Podczas pracy w Pogoni Szczecin w rozgrywkach Pucharu Polski potrafił odpadać na wczesnym etapie, natomiast w Legii od razu sięgnął po to trofeum. Wygrał także Superpuchar Polski, który jednak dla klubów jest mało znaczącym trofeum. Legioniści od 15 lat nie potrafili przerwać koszmarnej serii w tych meczach – ponieśli osiem porażek z rzędu! Sobotnie spotkanie może nie stało na wysokim poziomie, bo wyglądało trochę jak sparing przed rozpoczęciem rozgrywek w Ekstraklasie, ale miało zachęcić ludzi do powrotu na stadiony.



2. Podania do poprawy
To co rzucało się w oczy w sparingach w trakcie przygotowań do sezonu 2023/2024, to częste straty piłki przed polem karnym, które skutkowały mocniejszym biciem serca sympatyków stołecznego klubu. Podobna sytuacja miała miejsce podczas sobotniego meczu z Rakowem Częstochowa. Zawodnicy trenera Kosty Runjaicia bardzo często bawili się w okolicy własnej „szesnastki” i tracili piłkę w prostych sytuacjach. Paradoksalnie gra bez piłki wyglądała lepiej, niż ta z nią. Najczęściej futbolówkę na rzecz rywali tracili zawodnicy ze środka pola. Dwukrotnie uczynił to choćby debiutujący w koszulce z „L” na piersi Juergen Elitim, jednak zdarzyło się to też Ernestowi Muçiemu, Josué, Rafałowi Augustyniakowi czy chociażby Maikowi Nawrockiemu. Takie sytuacje będą miały miejsce ze względu na kilka zmian w taktyce Wojskowych - mocniejszy pressing w ofensywie, przez co robią się większe przestrzenie w środkowej strefie i na bokach. Warto podkreślić, że żadna z tych sytuacji nie przełożyła się na groźną akcję dla Rakowa, bo świetnie ze swoich zadań wywiązywali się zawodnicy z bloku defensywnego. Jest to jednak rzecz do poprawy. Wiadomo, że lepiej rozgrywać piłkę od własnej bramki i tak budować atak pozycyjny, ale należy uważać na proste straty, zwłaszcza przed własnym polem karnym.

3. Również SFG
Dużą różnicę w stałych fragmentach gry można było zauważyć już w poprzednim sezonie. Były stosowane nowe pomysły rozegrania rzutów rożnych bądź wolnych, nie polegające na samych wrzutkach w pole karne. Mogły one podobać się też podczas sparingów, widać było w nich jakąś myśl. Niestety, w meczu o Superpuchar nie było to zauważalne. Stałe fragmenty w wykonaniu legionistów kompletnie nie wychodziły. Czasem miałem wrażenie, że wykonawcy zbytnio szukają tzw. „kwadratowych jaj” i próbują rozgrywać piłkę do boku, gdzie kolega z zespołu nie wiedział co z nią dalej zrobić. Tak naprawdę najgroźniejsza akcja miała miejsce się w 16. minucie, kiedy to Josué z rzutu rożnego zagrał do Elitima, ten wystawił piłkę do Ernesta Muçiego, który uderzył jednak obok bramki Kovačevicia.

fot. Mishka / Legionisci.com
fot. Mishka / Legionisci.com

4. Pressing
W grze podopiecznych trenera Kosty Runjaicia mogło podobać się stosowanie pressingu, zwłaszcza w okolicy własnego pola karnego. Widoczne to było w sparingach, ale trzeba było to udowodnić w meczach o stawkę i to się legionistom udało. Gra bez piłki mogła podobać się bardziej niż z nią. Gdy piłkę otrzymywali defensywni zawodnicy Rakowa, to od razu jeden z ofensywnych graczy Legii doskakiwał do rywala. Dwukrotnie blisko przejęcia takiej piłki pod polem karnym bądź już w nim był Ernest Muçi, ale za każdym razem ostatecznie futbolówka odskakiwała od nogi i wychodziła poza linię boczną boiska. Raz ten pressing mógł przynieść upragniony rezultat - mowa o 79. minucie, kiedy to dobrze do rywala doskoczył Patryk Kun, piłkę przejął Blaž Kramer, ta ostatecznie trafiła do Josué, który zbyt optymistycznie podszedł do lobowania bramkarza i ten pewnie wyłapał piłkę.

5. Ostoje defensywy
Największe pochwały po sobotnim spotkaniu należą się Rafałowi Augustyniakowi i Arturowi Jędrzejczykowi. Obaj gracze byli ostoją defensywy przeciwko Rakowowi Częstochowa. Wieloma świetnymi interwencjami ratowali zespół z tarapatów. Szczególnie mógł imponować Augustyniak, który był bardzo pewny w defensywie, nie pozwolił na wiele Piaseckiemu, a następnie Zwolińskiemu. Tak naprawdę na minus można zapisać dwie interwencje. Pierwsza miała miejsce w drugiej połowie, gdy chciał podłączyć się do ofensywy i stracił piłkę w okolicach koła środkowego, na szczęście zaasekurowany został przez swoich kolegów. Natomiast druga sytuacja to zbytnie odpuszczenie Ledermana tuż przed zakończeniem meczu. Zawodnik Rakowa z łatwością przedarł się przez defensywę Legii i wyłożył piłkę Marcinowi Cebuli, który na szczęście trafił w poprzeczkę. „August” jeszcze przyzwyczaja się do pozycji środkowego obrońcy, ale z meczu na mecz pokazuje, że trener Runjaić miał rację, wystawiając go właśnie na tej pozycji. Augustyniaka charakteryzuje spokój, opanowanie, pewność siebie i częste podłączanie się do akcji ofensywnych, gdzie najczęściej robi to skutecznie. Oczywiście, nie zapominajmy o najbardziej utytułowanym graczu Legii, czyli Arturze Jędrzejczyku. Idealnie do niego pasuje określenie, że „jest jak wino, im starszy, tym lepszy”. Jeszcze kilka lat temu za wszelką cenę chciano się go pozbyć z klubu, a on został, walczył i może po raz 13. w karierze w koszulce z „L” na piersi świętować zdobycie trofeum. Sześć mistrzostw Polski, tyle samo Pucharów Polski i jeden Superpuchar Polski - niesamowity dorobek! Warto zwrócić uwagę, że nie jest zawodnikiem wchodzącym z ławki i grającym ogony, wręcz przeciwnie, jest to podstawowy obrońca, na którym zawsze można polegać.

fot. Mishka / Legionisci.com
fot. Mishka / Legionisci.com

6. Debiuty
Okienko transferowe jeszcze trwa, ale już my mieliśmy okazję przyjrzeć się debiutom trzech zawodników, którzy latem zawitali do Legii. Od pierwszych minut szanse na pokazanie swoich umiejętności otrzymali Patryk Kun oraz Juergen Elitim. Były gracz Rakowa Częstochowa miał na sobie dodatkową presję, bo debiutował przeciwko byłemu klubowi, w którym spędził pięć ostatnich lat. Potwierdziło się jednak w większości to, co wiedzieliśmy o nim przed jego pierwszym meczem. To bardzo wybiegany zawodnik, którego wszędzie było pełno, ale nie jest jednak podobny do Filipa Mladenovicia, który dawał bardzo dużo zespołowi w ofensywie. Kun, skoncentrowany głównie na zadaniach defensywnych, wywiązywał się z nich naprawdę dobrze. Często toczył pojedynki z Johnem Yeboahem i nie można mieć do niego większych uwag za ten element, bo bardzo często je wygrywał. W pamięci utkwił mi jeden fragment meczu, kiedy to z połowy boiska startował do akcji ofensywnej Yeboah, a spod pola karnego Rakowa Kun, który na pełnym sprincie dogonił przeciwnika i wybił mu piłkę.

Potwierdziły się też słowa o Elitimie. Głównie to, że ma dobrze ułożoną lewą nogę i lubi rozpoczynać akcje ofensywne swojego zespołu. Nie inaczej było w sobotę, jednak mam wrażenie, że w niektórych sytuacjach zjadła go trema. Często tracił futbolówkę na rzecz rywala, ale za to opinie, że nie potrafi bronić, całkowicie przestały mieć znaczenie, bo częściej Elitima widziałem w defensywie niż w ofensywie. Raz świetnie „skleił” długie podanie do Yeboaha i przechwycił piłkę.

Najmniej można napisać o trzecim debiutancie, czyli Marcu Gualu, który pojawił się na murawie w 64. minucie, zmieniając swojego konkurenta do pierwszego składu, czyli Ernesta Muçiego. Trzeba przyznać, że zaprezentował się słabiej od Albańczyka, często wchodził w niepotrzebny drybling, zamiast szybciej odegrać piłkę do lepiej ustawionego kolegi. Na plus można zapisać akcję z doliczonego czasu gry, kiedy to przełożył Bena Ledermana i uderzył na bramkę, ale z jego strzałem poradził sobie bramkarz Rakowa. Oczywiście po pierwszym meczu nie ma co wyciągać daleko idących wniosków, bo tak naprawdę wszystko może się zmienić, ale Legia powinna mieć dużo pociechy z nowych graczy.

fot. Mishka / Legionisci.com
fot. Mishka / Legionisci.com

7. Duże oczekiwania, ale spokojnie
Okres przygotowawczy w wykonaniu Legii może imponować - w końcu udało się wygrać cztery mecze, w których stołeczny zespół stracił tylko jednego gola po dużym błędzie Gabriela Kobylaka. Jednak sparingi a mecz o stawkę to dwie różne dyscypliny i tak naprawdę w oficjalnych spotkaniach można poznać prawdziwą twarz zespołu. Mecz z Rakowem może nie rozpalił mocno serc kibiców i pozwolił myśleć, że mistrzostwo Polski, zdobycie Pucharu Polski i awans do fazy grupowej LKE to „pikuś”, ale dał dużo postaw do optymizmu. Jednocześnie pozwolił spojrzeć na mankamenty, które znajdziemy w grze zespołu. Te pozwoliłem sobie opisać powyżej. Nie mogą one zmienić jednak aktualnego obrazu Legii, gdzie może nie jest idealnie, ale zaczyna być normalnie. Większość z nas za tą normalnością tęskniła od bardzo dawna. Przed zespołem jeszcze długa droga, ale tym razem mam wrażenie, że choć będzie ona wyboista, to zakończy się dotarciem do celu.

Kamil Dumała

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.