Yuri Ribeiro - fot. Woytek / Legionisci.com
REKLAMA

Nasz wywiad

Yuri Ribeiro: Trener zmienił nasz sposób myślenia

Woytek, źródło: Legionisci.com

- Czuję miłość fanów, ten klub naprawdę zaczyna być moim klubem i jest głęboko w moim sercu. Mówię to nie tylko po to, żeby się przypodobać - mówi Yuri Ribeiro. Portugalczyk ma na swoim koncie 62 mecze i 2 bramki w barwach Legii. W obecnym sezonie jest pewniakiem do pierwszej jedenastki - wystąpił w 15 z 16 rozegranych meczów, w każdym z nich od pierwszej do ostatniej minuty. Zapraszamy na rozmowę z 26-letnim obrońcą.

Jesteś w Legii od ponad dwóch lat. Jak ci się żyje w Polsce, w Warszawie?
Yuri Ribeiro: Jestem naprawdę szczęśliwy. Czuję wielką pasję do tego klubu i tego miasta. To mój trzeci sezon tutaj i jestem naprawdę szczęśliwy. Legia dała mi wszystko od samego początku, od sezonu, w którym miałem wiele urazów i w zasadzie od grudnia do maja nie grałem. Wówczas wśród kibiców zaczęły pojawiać się wątpliwości, czy będę w stanie dobrze grać, czy będę zawodnikiem, który zrobi różnicę, wzmocni drużynę. W tamtym momencie czułem, że klub bardzo we mnie wierzy i cały czas powtarzam rodzinie, że muszę pokazać swoje umiejętności, ponieważ Legia bardzo mi pomogła, czuję prawdziwą miłość do klubu i kibiców.



Czy czujesz w Legii dużo większą stabilizację i spokój, w odkąd Kosta Runjaić został pierwszym trenerem? Widać, że atmosfera zdecydowanie się poprawiła.
- Tak, zdecydowanie tak jest. Odkąd Kosta Runjaić jest trenerem, zmienił wiele w klubie, w drużynie i w szatni. Miejsce, w którym teraz jesteśmy, to w 90% jego zasługa, ponieważ zmienił dużo rzeczy, przede wszystkim nasz sposób myślenia. Teraz mamy swój styl i ludzie lubią nas oglądać. Mamy jasny wizję na grę, rozgrywamy dobre mecze i chcemy to kontynuować, ponieważ kiedy grasz Legii, to cały czas jesteś pod presją i cały czas musisz pokazywać jakość. W szatni mamy zawodników z dobrą mentalnością, którą chcemy pokazywać i dalej nad tym pracować. Myślę, że pokazaliśmy to także w ostatnich meczach, w których - nawet gdy przegrywaliśmy - potrafiliśmy walczyć i odwracać wynik spotkania. Jeżeli grasz w Legii musisz walczyć w dosłownie każdym meczu.

Artur Jędrzejczyk powiedział niedawno, że jesteś osobą, która potrafi rozładować napięcie w szatni, uspokoić kolegów, a niewiele osób o tym wie. To prawda?
- Tak, to prawda. Nie jest dla mnie istotne czy są to zawodnicy, którzy grają więcej czy mniej. Rozmawiamy otwarcie o tym jak gramy, jakie popełniamy błędy i jak możemy je naprawić. Kiedy czuję, że nie dajemy z siebie wszystkiego, wtedy jestem „agresywny” w dobrym tego słowa znaczeniu. Taką mam mentalność odkąd zacząłem grać w piłkę nożną. Przyświeca mi idea, że trzeba zawsze pokazywać swoją jakość, ale także trzeba walczyć, aby dawać z siebie wszystko. Tylko w ten sposób, kiedy kończymy mecz, czujemy, że wykonaliśmy dobrą robotę. To jest najważniejsze.

W wielu sytuacjach, także w pomeczowych w kulisach, które publikuje klub, że jesteś osobą, która bezpośrednio po meczu jest raczej spokojna, stonowana, nie okazuje wielkiej radości.
- Rzeczywiście tak jest. Lubię dawać z siebie wszystko, ale czasami jestem nawet za bardzo spokojny. To dlatego, że nie lubię przesadnie zwracać na siebie uwagi otoczenia. Cały czas ciąży na nas duża presja, mamy przed sobą wiele meczów. Lubię więc sobie stanąć z boku i pomyśleć. Oczywiście jak wygrywamy, też lubię pożartować, ale w większości sytuacji stoję po prostu na swoim miejscu, żeby spokojnie pomyśleć. Zresztą, teraz nie mamy zbyt wiele czasu na radość, bo gramy co trzy dni i musimy od razu skupiać się na kolejnych wyzwaniach.

fot. Woytek / Legionisci.com
fot. Woytek / Legionisci.com

Przed obecnym sezonem Legię opuścił Filip Mladenović. Jego odejście bardzo zmieniło grę na lewej stronie boiska?
- Tak, dużo się zmieniło. W listopadzie-grudniu zaczęliśmy grać po tej samej, lewej stronie boiska i dwa miesiące później mogliśmy już grać praktycznie z zamkniętymi oczami. Wiele razy, gdy dostawałem piłkę, od razu wiedziałem, co się stanie, jak do mnie zagra, jaki wykona ruch na boisku, czy mogę zagrać, zostawiając mu przestrzeń, czy bezpośrednio na jego nogę. To dla mnie bardzo ważne i Mladenović bardzo mi pomógł. Od tego sezonu gram z Patrykiem Kunem i choć gramy tym samym systemem, to mamy różne pomysły na grę. Patryk gra nieco inaczej niż „Mladen”. Czasem zastanawiam się, czy dać mu przestrzeń, czy przyjąć piłkę. Czasem idę do przodu i czekam, a on zostaje. Cały czas się poznajemy, wiemy co chcemy zrobić i z meczu na mecz będzie to wyglądać coraz lepiej. Ponadto doszedł do nas Gil Dias, który ma odpowiednią charakterystykę i na pewno da nam dużo na tej pozycji.

Jesteś typem zawodnika, który nie koncentruje się wyłącznie na zadaniach obronnych. Często podłączasz się także do akcji ofensywnych.
- wcześniej częściej grałem w ofensywie, ale moja nominalna pozycja to lewa obrona. W tym systemie gra na wahadle jest dobra dla mnie i dla zespołu, bo na to pozwala moja charakterystyka. Akcje ofensywne? To często zależy od konkretnej sytuacji. Czasem czuję, że powinienem zostać w defensywie, a czasem wiem, że powinienem iść do przodu. Tak jak niedawno w meczu z Piastem Gliwice, kiedy po mojej akcji padł bardzo ważny dla nas gol.

W ostatnich miesiącach Legia dwukrotnie wygrywała rzuty karne z Rakowem i raz z FC Midtjylland. Zgodzisz się, że w kluczowych momentach dopisuje wam szczęście? Mam na myśli to, że w piłce nożnej postrzeganie waszej pracy mogłoby być zupełnie inne, gdyby te serie karne zostały przegrane. Trochę jak rzut monetą, a droga jak z nieba do piekła.
- Myślę, że chodzi przede wszystkim o energię. Już przed finałem Pucharu Polski czuliśmy wszyscy, że mamy fantastyczną szatnię. Po zdobyciu pucharu, który był dla mnie wyjątkowy, bo przecież zobaczyłem czerwoną kartkę już w 5. minucie, mówię wszystkim, że mamy fantastyczną grupę ludzi. Tylko zjednoczona szatnia mogła wygrać rzuty karne w finale Pucharu Polski, a potem Superpuchar Polski i decydujące starcie z Midjylland. Mamy niesamowitą energię, tworzymy jedność. Wystarczy spojrzeć na każdego z zawodników i od razu czuć, że z taką energią możemy wszystko!

fot. Woytek / Legionisci.com
fot. Woytek / Legionisci.com

Wierzycie w siebie i kibice też uwierzyli w tę drużynę. Każdy mecz u siebie to pełny stadion. Automatycznie rosną oczekiwania i pojawia się większa presja.
- Wiemy, że w Legii musimy mierzyć się z bardzo dużą presją. Jeśli chcesz grać w tym klubie, to ta presja będzie obecna zawsze. Mamy fantastycznych kibiców, niesamowicie czujemy ich wsparcie, szczególnie na własnym stadionie. Czasem odwiedzają mnie przyjaciele i rodzina z Portugalii i po meczu razem wsiadamy do samochodu i… po prostu brak im słów. Mi również zabrakło słów po tym, co się stało po finale Pucharu Polski, kiedy kibice mnie wspierali, skandowali moje imię. To coś, czego nigdy nie zapomnę. Mówię to nie tylko po to, żeby się przypodobać. Czuję miłość fanów, ten klub naprawdę zaczyna być moim klubem i jest głęboko w moim sercu.

Porozmawiajmy o europejskich pucharach. Przed tym sezonem miałeś na sowim koncie 3 mecze w fazie grupowej Ligi Europy z Legią w 2021 roku [1-4 Napoli, 1-3 Leicester, 0-1 Spartak]. Doświadczenia z tamtych spotkań będą dla Ciebie pomocne w kolejnych tygodniach?
- Tak. Wcześniej grałem także w europejskich pucharach z Benfiką. Doświadczenie z takich meczów na pewno pomaga. Jesteśmy naprawdę zadowoleni, że możemy grać w Lidze Konferencji Europy. To jest powtarzane jak mantra, ale dla nas, dla kibiców, kraju to naprawdę coś dużego. Jesteśmy gotowi.

Aston Villa uważana jest przez ekspertów za faworyta nie tylko do zwycięstwa w grupie, ale i w całej Lidze Konferencji. Zgadzasz się z tym?
- Tak, zgadzam się. Są faworytem do wygrania całych rozgrywek, ale czasami to co jest na papierze trzeba jeszcze udowodnić na boisku. Oczywiście, wiemy, że mają mnóstwo jakości. Mają po dwóch jakościowych zawodników na każdej pozycji, mogą wymienić cały skład i nadal będą niesamowicie silnym zespołem. Chcemy jednak patrzeć tylko na siebie, czekają nas bardzo ciężkie spotkania. Bardzo ważne było to, że pierwszy mecz graliśmy u siebie. To był niesamowity wieczór, a nasi fani stworzyli coś niezapomnianego. Jesteśmy pewni siebie i wiemy, że damy z siebie 100%. Jaki będzie efekt końcowy? Zobaczymy, ale jesteśmy pewni siebie.

fot. Mishka / Legionisci.com
fot. Mishka / Legionisci.com

Czy macie jakieś cele wyznaczone przez zarząd, trenera jeśli chodzi o europejskie puchary?
- Idealnie będzie jeśli przejdziemy do kolejnej rundy. To jest bardzo trudne zadanie, ale nie niemożliwe. Będziemy myśleć o każdym kolejnym meczu przed jego nadejściem. W listopadzie czy grudniu minie rok, odkąd gram na obecnej pozycji. To dla mnie świetna sprawa, mogę się rozwijać, odkrywać nowe rzeczy, doskonalić pewne elementy. To szansa dla mnie na rozwój i danie drużynie czegoś więcej indywidualnie i w ten sposób rozwijać się także zespołowo. To jest najważniejsze.

Wielu zawodników głośno mówi, że głównym celem na ten sezon jest mistrzostwo Polski. Przyłączasz się do tych słów?
- Tak. Wygranie ligi jest najważniejsze. Powtarzamy to jak mantrę. Jednocześnie możemy cieszyć się, że gramy przeciwko silnym zespołom z Europy i na tej arenie, że chcemy pokazać swoją jakość. To również jest ważne dla nas i dla klubu.

Gra w Europie to świetne okno wystawowe...
- My możemy pokazać się innym, jednocześnie inni mogą spojrzeć na naszych zawodników. Reprezentujemy Polskę i jesteśmy naprawdę szczęśliwi z tego powodu. Po prostu dajmy z siebie wszystko w tych rozgrywkach i myślę, że wtedy możemy zrobić coś dobrego.

Pozostał Ci niecały rok kontraktu z Legią. Czy dyrektor sportowy rozmawiał już o jego przedłużeniu?
- Wiem, że mój kontrakt się kończy. Jestem tu szczęśliwy. Uwielbiam grać w Legii, kocham kibiców, kocham tu wszystkich, więc myślę, że moje rozmowy na temat przedłużenia kontraktu będą łatwiejsze. Być może dyrektor przygotowuje coś, ale jeszcze ze mną nie rozmawiał. Zobaczymy, co będzie.

Rozmawiał Woytek


przeczytaj więcej o:
REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.