Jacek Zieliński - fot. Mishka / Legionisci.com
REKLAMA

Nasz wywiad

Zieliński: Nieustanny rozwój ma nas doprowadzić do mistrzostwa

Woytek, źródło: Legionisci.com

- Jesteśmy zdeterminowani, żeby zdobyć mistrzostwo, bo to jest nasz cel. Czując odpowiedzialność za klub, musimy rozpatrywać wszystkie warianty, dobre i złe. Jesteśmy skupieni na tym, żeby się poprawić pod względem taktycznym, regeneracji i to ma nas doprowadzić do tytułu. Ale jeśli go nie zdobędziemy, to przecież się nie potniemy, tylko dalej będziemy pracować nad tym, żeby się rozwijać - mówi w długiej rozmowie dyrektor sportowy Legii Warszawa, Jacek Zieliński. Zapraszamy do lektury!

WYNIKI SONDYCzy Legia Warszawa wyeliminuje Molde FK?
SUMA GŁOSÓW: 13511
START: 18.12.2023 / KONIEC: 22.02.2024



Jak dyrektor sportowy ocenia szanse Legii w dwumeczu z Molde na awans do kolejnej rundy Ligi Konferencji Europy?
Jacek Zieliński: - 50 na 50. W zeszłym sezonie Lech grał z Bodo/Glimt i w pierwszym meczu było 0-0, a w rewanżu wygrał 1-0. Jednak w obu tych spotkaniach posiadanie piłki i gole oczekiwane były po stronie Norwegów. Mieli wyraźną przewagę, szczególnie u siebie, ale w Poznaniu też pokazali się z dobrej strony. Bodo i Molde to są porównywalne zespoły.
A propos gry w europejskich pucharach – w ubiegłym sezonie Molde wykorzystało to, że Bodo grało w pucharach i zdobyło mistrzostwo z dużą przewagą w tabeli. Teraz, jak sami grają w pucharach, role się odwróciły. Mieli ciężko i mistrzostwa nie obronili. Większe doświadczenie w pucharach ma Bodo, ale też sobie nie poradzili wtedy, kiedy Molde zdobywało tytuł. W Europie jest sporo takich zespołów. Gdy graliśmy na wyjeździe z Alkmaar, były głosy "czemu Legia znowu rotuje, a taki Alkmaar nie". Tylko że Alkmaar zaczynał rozgrywki w połowie sierpnia, czyli ponad miesiąc później, kiedy my mieliśmy już rozegranych 6 meczów. Oni potem też zaczęli rotować i robili to na potęgę. To jest nieuniknione. To dotyczy nawet najlepszych zespołów z Premier League takich jak City, Liverpool czy Tottenham, którzy ściągają zawodników świetnych piłkarsko i znakomitych fizycznie. To są maszyny, ale w pewnym momencie też pękają. To jest trudne.
Uważam, że i tak sobie dobrze z tym wszystkim radzimy. Dyrektor sportowy musi mieć dobrego trenera, bo jak gorzej wyjdą transfery to jest ok, a jak dodatkowo transfery wypalą, to drużyna się winduje do góry.



No właśnie, a Legia ma dobrego trenera? Jaka jest aktualna ocena Kosty Runjaicia w klubie?
- A jak uważasz?

Myślę, że generalnie trener jest ok, ale w tym sezonie nie ma rewelacji w Ekstraklasie. Jeżeli skończymy ten rok ze stratą 9 punktów do lidera [rozmawialiśmy przed meczem z Cracovią – przyp. redakcja], to może być za dużo, żeby zdobyć mistrzostwo w tym sezonie, a to jest główny cel.
- Trzeba na to spojrzeć szerszej, jak to wyglądało w przeszłości, gdy graliśmy jesienią w pucharach i walczyliśmy o mistrzostwo Polski. Moim zdaniem w większości przypadków było bardzo podobnie, a za kadencji Czesława Michniewicza mieliśmy w lidze 15 punktów po 19 meczach…

Umówmy się - tamten sezon nie jest miarodajny, bo to był największy kryzys Legii od kilkudziesięciu lat i nie może być odnośnikiem.
- Są sezony lepsze i gorsze, ale czy był jakiś lepszy sezon w lidze gdy graliśmy w Europie? Większość była gorsza.

W sezonie 2014/15 mieliśmy 38 punktów po 19 kolejkach. Teraz mamy 32, może 35.
- Wygrana w Krakowie pozwoliłaby nam prawie dobić do tego najlepszego sezonu. Jak zestawimy to co zrobił Kosta Runjaić w tej rundzie do tego co było gdzieś w przeszłości, to trzeba powiedzieć, że to jest duży progres.
Mierzyliśmy się z mistrzem Kazachstanu, który naprawdę był niebezpiecznym rywalem, choć był lekceważony. Potem mieliśmy Austrię, która miała swoje problemy finansowe, ale jak otrząsnęła się po odpadnięciu z Legią, to zrobiła ładną serię zwycięstw, niewiele nawet zabrakło, by ograli RB Salzburg w lidze. To w sezonie 2016/17 mieliśmy łatwiejszą ścieżkę do Ligi Mistrzów, bo graliśmy ze Zrinjskim, Trnavą i Dundalk. W fazie grupowej czekało nas nie lada wyzwanie – Aston Villa z czołówki Premier League, czy AZ Alkmaar ubiegłoroczny półfinalista LKE.
Obecnie jesteśmy w dużo lepszym momencie, choć mieliśmy mały kryzys. Byłem przekonany, że w jakieś kłopoty popadniemy, ale najbardziej stresowała mnie sytuacja, żeby nie doświadczyć tego na etapie kwalifikacji do fazy grupowej. Wówczas nie było bowiem czasu na to, by cokolwiek poprawiać. Gdyby pojawił się kryzys, to wylecielibyśmy z pucharów. Ścieżka w Lidze Konferencji była bardzo trudna. W grze pozostało niewiele zespołów, które przeszły przynajmniej 3 fazy eliminacji.

fot. Mateusz Kostrzewa / Legia.comfot. Mateusz Kostrzewa / Legia.com

Kwestie regeneracji są bardzo istotne?
- Mamy protokoły regeneracyjne, odpowiednie mikrocyle. Analizujemy obciążenia meczowe i treningowe z dużą dokładnością. Wszystko budujemy z myślą, by fizycznie i mentalnie wytrzymywać takie obciążenia. W tym aspekcie widzę bardzo dużą poprawę, bo jeszcze dwa lata temu mieliśmy z tym ogromny problem. Nie mogliśmy się w tym kompletnie pozbierać, na dodatek doszedł chaos związany ze zmianami trenerów. Mieliśmy problemy z protokołami regeneracyjnymi, bo takich w ogóle nie było, analiza obciążeń jakaś była, ale nie na takim poziomie jak robił to wcześniej Łukasz Bortnik.
Robimy dużo, ale myślimy co jeszcze zrobić, żeby układ nerwowy lepiej się regenerował, bo to jest szalenie istotna sprawa. Szukamy sposobu by ją przyspieszyć, a to jest trudno mierzalne. Wiemy, jakie są uszkodzenia włókien mięśniowych. Bieżące badania pokazują nam, ile uszkodzeń włókien mięśniowych było i to jest indywidualną cechą każdego zawodnika. Wiemy, ile on się będzie regenerował, ile czasu potrzebuje. Sposoby sprawdzenia układu nerwowego też są, ale nie są one idealne, są eksperymentalne. Będziemy coś robić w tej kwestii, w ten sposób też się uczymy. Po tych wszystkich przejściach już teraz wyglądamy lepiej niż w przeszłości, a chcemy jeszcze lepiej wyglądać. To oczywiście wpłynie na nasz rozwój. W trakcie kryzysu mówiłem, że wyjdziemy z niego i będziemy silniejsi. Trudności, które przeżywaliśmy, pokazały nam niedoskonałości, także taktyczne. One były niewidoczne, kiedy nasi zawodnicy byli w formie, a potem się pokazały. Zaczęliśmy nad tym pracować, poświęcać większą uwagę tym problemom i myślę, że już mamy tego efekty. Wyglądamy lepiej pod względem obrony, asekuracji ofensywnej, chronienia przestrzeni za plecami, współpracy. W samej formacji defensywnej usprawniliśmy wiele rzeczy. Będziemy znowu mocniejsi. To nie są czcze słowa, że porażki uczą bardziej niż zwycięstwa. Oczywiście, zwycięstwa też uczą, ale porażki dają lepszy obraz wszystkiego, Nikt nie osiągnął niczego, nie zrobił dużego biznesu bez porażek po drodze.

W przestrzeni publicznej ocena nie jest jednak entuzjastyczna. Słychać głosy części kibiców: „skoro jest tak dobrze, to dlaczego jest słabo”.
- Naszym celem jest rozwój. Wydaje się to banalne, ktoś spyta „po co skupiać się na rozwoju?”. Ten rozwój ma nam jednak przynosić trofea, które planujemy do budżetu. Ja muszę zgłosić zarządowi na co liczymy, bo sensownie zaplanować budżet.

A co zgłosiliście w tym roku?
- Tajemnica (śmiech). Na razie osiągamy zakładane cele. Zgłosiliśmy awans do fazy grupowej Ligi Konferencji Europy, choć w głowie krążyło wiele scenariuszy. Nie ukrywam, że miałem wątpliwości, bo wiedziałem, że ścieżka będzie bardzo trudna i niewielu zespołom to się udaje. Porozmawiałem jednak z radą drużyny i indywidualnie z zawodnikami. Oni byli przekonani, że w tym sezonie dużo możemy zdziałać.
A Puchar Polski?
- To trofeum nie było wkalkulowane.

Założyliście, że nie wygracie?
- To nie tak. Jeżeli mówimy o jakiś racjonalnych decyzjach, to trzeba patrzeć z różnych perspektyw. Musimy mieć perspektywę optymistyczną, ale także pesymistyczną, a nawet super pesymistyczną. Wówczas łatwiej podjąć trafną decyzję. Jeżeli myśli się tylko o tej optymistycznej, to trudnej pogodzić się z kryzysami, można być w szoku, że w ogóle do tego kryzysu doszło. A potem na koniec sezonu spojrzy się na bilans w budżecie i jest kilkadziesiąt milionów w plecy. To idealna droga do tego żeby zbankrutować.
Powiem tak: od strony budżetowej i tego co realizujemy, jest dobrze. Mamy nawet nadwyżkę, bo sam awans do fazy grupowej to było jedno, ale później doszły też 4 zwycięstwa i wyjście z grupy.

fot. Woytek / Legionisci.comfot. Woytek / Legionisci.com

Czy po niektórych bardzo trudnych meczach eliminacyjnych jak np. z Austrią Wiedeń, nie można było lepiej wykorzystać potencjału ludzkiego? Na przykład zluzować Pawła Wszołka, a wykorzystać innych?
- Post factum wszystko ładnie się ocenia, że można było zrobić tak a nie inaczej, ale nie wiemy, czy byłoby to lepiej czy nie. My cały czas się uczymy, trener nie miał doświadczenia z graniem tylu meczów w jednej rundzie. Część naszych zawodników ma rozegrane po 2500 minut, gdzie większość ligowców nie doświadcza tego przez cały sezon.
Oczywiście zastanawialiśmy się co zrobić lepiej, jak wykorzystywać zawodników, jak kombinować z rotacjami, żeby to miało jak najmniejszy wpływ na negatywne wyniki zespołu. Cały czas pracujemy nad tym, jak radzić sobie w sytuacji kryzysu fizycznego czy niedostatecznej regeneracji mentalnej.
Z biegiem sezonu dochodziło do trudniejszych spotkań w Ekstraklasie, gdzie różnica między naszym zespołem a rywalem się zmniejszała. Na początku sezonu ta różnica była duża i wygrywanie było łatwiejsze. Nie było nawet widać niektórych mankamentów, bo nadrabialiśmy to umiejętnościami indywidualnymi i lekkością biegania. Potem, jak rywalizacja wyrównała się, inne zespoły trochę nas rozszyfrowały i trzeba było brać pod uwagę zmienność wyników. Natomiast nie jest tak, że spodziewaliśmy się czterech porażek z rzędu. Z drugiej strony tamte przegrane mecze równie dobrze mogliśmy wygrać. Owszem, zdarzyły się pojedyncze spotkania, jak np. to we Wrocławiu, gdzie zawodnikom zagrzały się głowy i w drugiej połowie zepsuliśmy całą robotę. To był efekt spowodowany chęcią szybkiego odrobienia strat. Do przerwy mecz był pod naszą kontrolą, natomiast jak straciliśmy bramkę, to zwariowaliśmy. W pierwszej połowie używaliśmy po 3-4 długie podania w każdej kwarcie, a po stracie bramki użyliśmy 17 długich podań. To nie była gra według naszego modelu gry. Głowy się zagrzały, bardzo chcieliśmy odrobić straty i popełnialiśmy fatalne błędy.

W Białymstoku też za dobrze nie było.
- Przyznaję, że tam nie zasłużyliśmy na więcej. Może przy dobrym splocie okoliczności mogliśmy wywieźć stamtąd remis.

Nie da się przewidzieć zapobiegać takim sytuacjom jak przed Jagiellonią, gdy będący w słabej dyspozycji w tamtym momencie Marco Burch wyszedł w pierwszym składzie? To było proszenie się o kłopoty.
- A było do przewidzenia to, że w meczu z Rakowem Częstochowa będzie naszym najlepszym zawodnikiem, który wygrał 9 na 11 pojedynków, miał blisko sto procent celnych podań w ofensywie? Albo w Szczecinie gdy graliśmy w dziesiątkę, robił wszystko co należy i także nie miał złych podań? Trzeba oceniać obiektywnie.

Ale w Białymstoku zawalił bramkę i dostał czerwoną kartkę. Może nie był na ten mecz gotowy?
- Może i nie był. Można tak powiedzieć z perspektywy czasu, ale spójrzmy na inną sytuację. Steve Kapuadi też nie był przewidziany do gry w meczu z Widzewem, ale sytuacja zmusiła nas do tego, żeby go wystawić. On w tamtym meczu obronił się swoją grą. W meczu z Jagiellonią pewnie sytuacja była podobna. Marco potrzebował jeszcze czasu, a z jakiegoś powodu został wypchnięty do gry wcześniej. Burch nie obronił się w Białymstoku, ale obronił się w innych meczach. Osądzanie nowych zawodników to kolejny problem, bo wielu zostało już osądzonych wcześniej. Blaz Kramer nawet nie zdążył pograć, a wszyscy już mówili, że się do niczego nie nadaje.

Czy ze sprowadzenia Steve’a Kapuadiego jest Pan najbardziej zadowolony? To był taki transfer, który był krytykowany od samego początku, a wychodzi na to, że jest najsolidniejszy. Czy letnie transfery Was zadowalają? To było dobre okienko czy może to jeszcze nie czas na ocenianie?
- Zawsze można odpowiedzieć, że nie jest czas na ocenianie. Można bowiem oceniać na samym początku, że np. przychodzi bardzo dobry zawodnik, bo takiego profilu potrzebujemy. Po 3 miesiącach okazuje się, że choć niby wszystko się zgadzało, to jednak coś jest nie tak i potrzebuje on więcej czasu. Bywają też jednak sytuacje odwrotne. Kapuadi był transferem nieoczywistym, ale uparłem się i walczyłem o niego długo, będąc przekonanym, że on u nas wejdzie w takie środowisko, że zrobi progres. Zaskoczył szybciej niż się spodziewałem.
Z drugiej strony mamy Marka Guala, którego adaptacja przebiega dłużej, a wydawało się, że będzie przebiegała krócej, bo dobrze wyglądał w sparingach i w europejskich pucharach. Potem jednak przyszedł kryzys. Uważam, że w rewanżu z Alkmaar zagrał wybitnie. Nie strzelił bramki, ale to był jego znakomity występ. To jest kwestia czasu, kiedy on zacznie nam dawać tyle, na ile liczymy. Musimy wziąć pod uwagę, że on nie grał nigdy z taką częstotliwością, nigdy nie był w takim reżimie treningowym. Radovan Pankov też potrzebował czasu, bo w większości przypadków zespoły chorwackie prezentują zupełnie inny styl gry. Nie grają i nie trenują na takiej intensywności. Zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że on przyklęknie raz czy dwa razy. Generalnie wprowadzanie nowych zawodników odbywa się planowo. W niektórych przypadkach są pozytywne niespodzianki, w niektórych negatywne, ale nie ma dużych odstępstw od tego, co planowaliśmy.

fot. Woytek / Legionisci.comfot. Woytek / Legionisci.com

Gdzie upatrujecie przyczyn słabszej aklimatyzacji Marca Guala?
- Oprócz tego o czym już wspomniałem, nie jest łatwe przestawienie i zaakceptowanie dla zawodnika, który był liderem danego zespołu, że przychodząc do Legii staje się jednym z kilkunastu i musi sobie radzić w tych okolicznościach. Ze starych czasów można przypomnieć Mariusza Śrutwę, który przychodził do Legii jako król strzelców, a potem strzelił dwie bramki w sezonie. Piłkarz musi sobie poukładać wszystko w głowie i przestawić się. Natomiast jak spojrzymy na atuty Marca Guala, to…. on ma naprawdę bardzo wiele atutów.

Zacznie strzelać gole?
- Skoro strzelał wcześniej, to na pewno będzie strzelał. Współczynnik xG (expected goals) ma całkiem niezły, bodajże 0,29 na 90 minut gry.

On sam mówi, że te sytuacje które miał w Legii, w tamtym sezonie trafiał z zamkniętymi oczami.
- W Jagiellonii był liderem. Gdy masz zaufanie trenera i nie musisz walczyć o miejsce w składzie, to wkrada się mniej nerwowości, jest więcej pewności siebie. To normalna sprawa. Natomiast gdy weźmiemy pod lupę jego umiejętności techniczne, jego sposób poruszania się, to uważam, że jest jednym z najlepszych – o ile nie najlepszym – w naszej Ekstraklasie. Świetnie wykorzystuje najbardziej wartościowe przestrzenie na boisku, ma taką umiejętność ich znajdowania w odpowiednim czasie. Wystarczy jeszcze raz obejrzeć wspomniany mecz z Alkmaar i skupić się na Gualu. On wygląda tak, jakby był ciągle bez opieki, tak jakby przeciwnicy mieli magnes o tym samym biegunie. To jest coś niesamowitego – bardzo to sobie cenię. To jest chłopak, który jest pracowity i ma bardzo dobre wartości kinematyczne - może biegać dużo i szybko.

Może trzeba obdarzyć go zaufaniem nieco na wyrost i pozwolić zagrać kilka meczów z rzędu na jego nominalnej pozycji, czyli dziewiątce.
- Rozmawialiśmy ze sztabem o tym co zrobić, żeby mu pomóc. Zaufanie? Zaufania potrzebuje każdy z zawodników. Nie jest łatwo, bo jest konkurencja do składu. Na jednej szali mamy zaufane do zawodnika, a na drugiej uczciwe podejście trenera do decyzji o składzie. Jak stoisz obok i widzisz, że foruje jednego czy drugiego, to nie jest to dobrze odbierane przez drużynę. Zawodnik musi sobie poradzić w takiej sytuacji. Można mu pomóc i nie wciskać go za mocno w ramy taktyczne. Jeżeli ma umiejętność odnajdywania się w wolnych przestrzeniach, to nie prowadźmy do tego, że w ataku ma być np. blisko Kramera czy Pekharta, by go wspierać. Kiedy trzeba będzie, to on sam się tam znajdzie i to wsparcie da. Jednocześnie kiedy będzie potrzeba, zejdzie niżej, pomoże w budowaniu ataku i wychodzeniu spod pressingu, bo taką umiejętność. Oczywiście musi też trzymać się jakiś założeń, ale w ścisłych ramach jest mu trudniej. Uważam, że nie wykorzystujemy go wówczas w stu procentach. Na takie i inne tematy jak np. regulowanie obciążeń meczowych rozmawiam z trenerem. Proces wdrażania nowych zawodników cały czas trwa. Gdy słyszę o kolejnych transferach, a nie są jeszcze idealnie wdrożeni ci, którzy już są, to znów stworzy się bałagan.
Rozmawiamy z trenerem jakie ruchy zrobić zimą. Ja uważam, że nie należy ich robić za dużo, natomiast myślimy dużo więcej na temat lata.

Jak wygląda sytuacja z Ihorem Charatinem i Lindsayem Rose?
- Oni mają prawo być nami, bo podpisali z Legią kontrakt. Nie mogę być wkurzony na nich, że nie chcą odejść. Dziwię się natomiast temu, bo nie grając kolejną rundę, nie poprawiają swojej pozycji, a przed nimi kilka lat gry i potencjalny pracodawca ich obserwuje. Mamy plany co do tych zawodników, ale nie chcę o tym mówić – najpierw z nimi porozmawiam. Ci piłkarze po prostu nie pasują nam do modelu gry, decydują tylko i wyłącznie kwestie sportowe.

Te plany są na przykład takie, by pomogli rezerwom w awansie do II ligi?
- Dopiero po rozmowach z nimi będę mógł powiedzieć coś więcej.

Pojawia się zainteresowanie ze strony innych klubów usługami wspomnianymi zawodnikami, a także Makaną Baku czy Robertem Pichem?
- Były wstępne zapytania o Chartina, Rosea i Baku. O Picha było bardzo poważne zapytanie z ekstraklasowego zespołu, ale nie zdecydował się.

Aleksandar Vuković mówił, że takiego Rose chętnie wziąłby do siebie. Stać na to gliwicki klub?
- No raczej nie stać, ale to kwestia dogadania się. Dla nas, nawet gdybyśmy ileś procent musieli do tego dopłacać, to byłby temat do rozmowy. Gdybym zaoszczędził np. 60%, to pojawia się wolny etat na innego piłkarza.

fot. Mishka / Legionisci.com
fot. Mishka / Legionisci.com

Co z zawodnikami, na których można zarobić - Bartosz Slisz, Ernest Muci, Kacper Tobiasz. Czy Legia sprzeda kogoś zimą?
- Nie wykluczam takiej opcji, ale nie jest to naszym priorytetem. Naszym priorytetem jest zdobywanie trofeów. Od strony finansowej mocno nam się poprawiło, a jeszcze nie tak dawno byliśmy w bardzo poważnych tarapatach. Nie jesteśmy w sytuacji, w której musimy sprzedawać.

Bartosz Slisz ma jeszcze rok kontraktu. Musicie podjąć decyzję czy coś na nim zarobić zimą czy zatrzymać, a może spróbować przedłużyć kontrakt?
- Od roku rozmawiamy. Nie jest to prosta sprawa.

Slisz publicznie daje sygnały o tym, że chce odejść. Duże ma na to ciśnienie?
- Bartek myśli o tym i ma chęć sprawdzenia się w silniejszej lidze. Dochodzi jednak kilka aspektów. Sportowo na pewno byśmy chcieli go zatrzymać. Musimy wziąć pod uwagę długość kontraktu, bo w przypadku odejścia zależy nam na dobrych warunkach.

Dobre, czyli jakie? Tomasz Włodarczyk z meczyki.pl pisał o 2 - 2,5 mln euro.
- Takie propozycje odrzucałem. Nie musimy sprzedawać, a Bartek ma dużą wartość jako piłkarz, więc może nam się odpłacić i pomóc w osiągnięciu celów. Może nam pomóc zdobyć mistrzostwo, ale może też zdarzyć się negatywny wariant, że odrzucamy 3,5 mln euro, a my tego mistrzostwa nie zdobędziemy.

Rozważacie wariant by został w Legii do końca kontraktu?
- Od roku rozmawiam z jego agentem i mówiłem też zawodnikowi, że może być taki moment, że gdy przedłużymy kontraktu, to trudno będzie uzyskać taką kwotę, za którą moglibyśmy go puścić. Gdy takiej kwoty nie uzyskamy, to dla mnie lepiej jest go zostawić i wykorzystać do osiągania naszych celów sportowych. W ten sposób nam się spłaci.

Jaka kwota będzie satysfakcjonująca?
- Nie można mówić o kwotach i ułatwiać innym negocjacji. Zawodnik jest wart tyle, ile ktoś za niego zaoferuje.

fot. Mishka / Legionisci.comfot. Mishka / Legionisci.com

Za Ernesta Muciego ktoś już złożył ofertę?
- Nieoficjalnie było kilka zapytań i sugestie ile mogliby zapłacić.

Transferowy rekord Legii?
- Chciałbym, żeby tak było.

Może chcecie poczekać z tym transferem do letniego okienka po mistrzostwach Europy, na których Muci może zagrać.
- Ważniejsze jest to, że jeżeli miałoby dojść do transferu, to żeby był to rekord transferowy.

A jak Muci podchodzi do swojej przyszłości? Ma ciśnienie na odejście?
- Jego odejście musiałoby odbyć się na bardzo dobrych warunkach finansowych i oznaczać awans sportowy, czyli nie ma ciśnienia. Nie jest w środowisku, w którym jego rozwój jest zagrożony. Nie jest tak, że w każdym meczu wymiata i strzela bramki. Ma mecze znakomite, ma mecze słabsze. Nawet w Ekstraklasie może uczynić progres.

Odejście Sokołowskiego i ewentualne Slisza zmusza do szybkiego transferu defensywnego pomocnika?
- Dyskutujemy na ten temat z trenerem. Jeżeli sprzedajemy zawodnika za kilka milionów euro, to musimy mieć w jego miejsce jakiegoś kandydata, który z marszu albo w krótkim czasie będzie prezentował podobny poziom. Trudno jest jednak ściągnąć lepszego zawodnika, bo jak kogoś sprzedamy za 8 mln euro, to jak mamy lepszego ściągnąć za 500 tys. euro? Na rynku transferowym jesteśmy dawcami – oddajemy najlepszych, a musimy mieć mocne sztaby i przemyślanych kandydatów, z których niebawem możemy zrobić bardzo dobrych piłkarzy. Sprzedając zawodnika musimy mieć następcę na jego miejsce. Jurgen Celhaka jest takim kandydatem, który rośnie w oczach. Już teraz bardzo dobrze się prezentuje, a jak zacznie grać regularnie, to może ten poziom osiągnąć. Mamy też już na tyle mocnego fizycznie Rafała Augustyniaka, że jeżeli przestawimy go na szóstkę, to wniósłby wiele doświadczenia.

W ostatnich miesiącach Augustyniak został szefem defensywy. Czy można tę układankę zburzyć?
- Uważam, że to zawodnik, który znakomicie może grać na stoperze i na „szóstce”, gdzie rozegrał pewnie 80% meczów w swojej karierze. Gdyby doszło do zmiany pozycji, to na pewno nie byłaby to taka szóstka jaką jest Bartosz Slisz. Augustyniak trzymałby się bliżej centrum, często zabezpieczałby kontrataki. Bartek jest bardziej mobilny i nie jest typową szóstką. Każdy ma swoje plusy i minusy. Rozmawiamy na ten temat.

Jeżeli przesuniecie go do przodu, to Legia znów będzie musiała szukać szefa obrony.
- To nie jest tak, że środkowy obrońca decyduje o wszystkim. Jeżeli piłka jest w centrum, to on kieruje skracaniem czy wydłużaniem pola gry. Ale jeżeli piłka jest bliżej prawej czy lewej strony, o wysokości linii obrony decydują boczni obrońcy, a pozostali muszą się dostosować. To nie jest tak, że jest jeden szef, dlatego współpraca w tej trójce wymaga czasu. Równie dobrze w środku defensywy może grać Steve Kapuadi. Jakbyśmy mieli jednego stopera, to by było łatwiej to dograć, ale my mieliśmy sześciu. Ten proces dogrywania wszystkiego był dłuższy, ale my już to mamy prawie dograne. Musimy dokooptować do tego Burcha, zrobimy to zimą i już również będzie zawodnikiem, który będzie brany pod uwagę.

Jak oceniacie wypożyczenie Gila Diasa?
- Spodziewaliśmy się, że na początku nie będzie szalał, bo mało grał w Bundeslidze, brakowało mu pewności siebie i ogrania. Liczyliśmy się z tym, że będzie potrzebował czasu. Zdawałem sobie, że będzie nam potrzeba jeszcze zawodników na wahadle i stopera do rotacji i pod tym kątem były robione te transfery. On się rozwija prawidłowo. Do końca kwietnia czy maja musimy podjąć decyzję, czy u nas zostanie.

fot. Woytek / Legionisci.comfot. Woytek / Legionisci.com

Na jaką pozycję szukacie zawodnika zimą. Ile wynosi budżet transferowy – nadal zero?
- Budżet transferowy uzależniony jest od tego za ile kogoś sprzedamy. Jeszcze nie wypełniliśmy planu transferowego, ale jak do niego dojdzie, to pojawią się pieniądze na nowych zawodników. Mogę zdradzić, że zrobimy ruch gotówkowy, zaryzykujemy. Przychodów było trochę więcej niż się spodziewaliśmy, bo wyszliśmy z grupy i zdobyliśmy masę punktów.

Do jakiej formacji to zawodnik?
- Przekonacie się… Nie chce mi się dementować za każdym razem informacji transferowych, które pojawiają się w mediach. Nawet czasami z klubu do mnie dzwonią i pytają, czy rozmawiamy z tym zawodnikiem. 90 procent to fejki, agenci lubią się bawić z dziennikarzami i promować swoich piłkarzy.

Czy z Ekstraklasy jest ktoś realnie do wzięcia zimą?
- Nie sądzę żeby zimą był do wyjęcia zawodnik, który by nas interesował.

A latem?
- Zobaczymy.

Będziecie podchodzić pod Erika Exposio? Czy to zawodnik, który by was interesował czy w ogóle nie ma tematu?
- Nie mogę mówić o planach transferowych. Myślę, że by tu się sprawdził. Świetny piłkarz – tyle powiem.

Po sezonie aż jedenastu piłkarzom kończą się kontrakty. Wśród nich są Josue, Pekhart i Jędrzejczyk. Jesteście zainteresowani dalszą współpracą z nimi?
- Ja jestem zainteresowany tym, żeby mieć dobrych zawodników i żebyśmy rozwijali się jako zespół. To nie jest ucieczka od odpowiedzi na pytanie. Jeżeli ci zawodnicy będą dawać argumenty, że powinni zostać, to pewnie się dogadamy. Piłkarze muszą mieć cały czas coś do udowodnienia. To nie działa tak, że damy kontrakt zawodnikowi, bo jest zasłużony. Cenię sobie takich zawodników, lubię Jędzę, Josue i Tomasa. To świetni faceci. Ja działam w interesie klubu. Konkretne rozmowy będą prowadzone, bo jasność w tych kwestiach chcę mieć do końca marca.

Czyli nie będzie takiej telenoweli z Josue jak rok temu?
- Może się zdarzyć (śmiech). Założenia to jedno, a realizacja w praktyce bywa różna.

Josue pewnie może irytować się tym, że w tym sezonie nie ma liczb takich liczb jak w poprzednim. Wówczas napływały oferty i w rozmowach w zasadzie wszystkie argumenty były po jego stronie. Na dziś tak nie jest, choć nie wiemy, co wydarzy się wiosną.
- Liczby ma trochę niższe, ale uważam, że ma bardzo duży wpływ na grę naszego zespołu. Gra bardziej zespołowo, zmienił się w pozytywnym sensie.

Czyli nadal jest tak, że chcecie by został?
- [cisza]. Powiedziałem – do końca marca będą decyzje. Rozumiem, że starsi zawodnicy chcą być zabezpieczeni, chcą wiedzieć wcześniej. Natomiast istnieje ryzyko przy podpisywaniu kontraktu ze starszym zawodnikiem. Tacy piłkarze mają ogromną motywację, by udowodnić, że jeszcze mogą grać na dobrym poziomie. Sam takową miałem większą, niż gdy byłem młodszym zawodnikiem. Z drugiej strony - jak podpiszesz długi kontrakt, to przez myśl takiego piłkarza może przejść myśl, że może to jego ostatnia taka umowa. To może być demotywujące, więc nie ma co się spieszyć. Ponadto starsi zawodnicy też czekają na taki strzał życia. Oni myślą o sobie, ja myślę o klubie. Nie musimy się z nikim ścigać. Na polskim rynku nikt nam zawodnika nie zabierze, a jeżeli pojawi się oferta ze Wschodu, to nie będziemy z nią rywalizować. Pośpiech nie jest wskazany.

W kadrze jest czterech bramkarzy. Wszyscy zostają w klubie na rundę wiosenną?
- Już jesienią nie było takich założeń, by mieć czerech bramkarzy. Stawaliśmy na głowie, żeby zostać z trzema. Dalej będziemy szli w tym kierunku, a nawet – biorąc po uwagę liczbę meczów – gdyby były odpowiednie propozycje i szanse rozwoju dla chłopaków, to byłbym skłonny zostać z dwoma bramkarzami i dołączyć Jakuba Zielińskiego jako trzeciego.

Kto ma priorytet w odejściu na wypożyczenie. Jest jakaś oferta za Kacpra Tobiasza?
- Oferty nie ma. Założenie jest takie, żeby została ta dwójka, która na ten moment jest jedynką i dwójką. Chcemy wypracować dobre rozwiązania dla całej czwórki.

Do kiedy kontrakt ma Filip Rejczyk?
- Tajemnica. Jak wygrywaliśmy mecze i wszystko hulało, to zaczęły się pytania Igora Strzałka. Jak zaczęliśmy przegrywać, to Strzałek już nikogo nie interesował. Teraz znowu po wygranych z AZ i Cracovią i pojawiają się pytania o kolejnego młodego... wolę nie dotykać takich tematów.
A tak przy okazji, to dlaczego zawodnicy mają ciśnienie na odejście? Ktoś powie - lepsza liga i lepszy zespół, ale czy Clermont to był lepszy zespół?

Nie, ale była cisza i spokój… Mateusz Wieteska był w Legii przez długi czas bardzo krytykowany, dużo przeżył.
- No właśnie. Czy ktoś mi jest w stanie wytłumaczyć, z czego to wynika, że nasi wychowankowie obrywają najwięcej? Oni mają twarde tyłki, dużo przeżyli, ale po kilku latach mają dosyć. Ciężko jest przekonać jednego i drugiego, by zostali dłużej.
Ja mam jednak wrażenie, że to margines ludzi hejtuje tych zawodników. Legia ma miliony kibiców. Za często to co się dzieje wokół Legii przesiąknięte jest negatywnymi opiniami. Tymczasem pozytywnych jest mnóstwo, ale ten kto myśli pozytywnie, nie siedzi na forum czy twitterze i ich nie wypisuje. W internecie często najaktywniejsi są frustraci, którzy wylewają żółć żeby się lepiej poczuć. Niestety te opinie czasem docierają do zawodników i mają na nich wpływ.

fot. Mishka / Legionisci.comfot. Mishka / Legionisci.com

Doszło do tego, że Maciejowi Rosołkowi dostaje się nawet za to, że usiadł na ławce rezerwowych…
- A w tym samym czasie Żyleta reaguje zupełnie inaczej i skanduje „Maciej Rosołek”. To jest właśnie ta inna rzeczywistość i to jest super. Na szczęście piłkarze spotykają się też z pozytywnym odbiorem. Często bierzemy udział w różnych akcjach, jeździmy po szkołach i tam spotykają się ze świetnym odbiorem. Gdyby mieli do czynienia z samym hejtem… to nie jest do wytrzymania.

Czy Legia Warszawa zagłosuje za przepisem o młodzieżowcu na kolejny sezon?
- Wszystkie działania z wprowadzeniem obowiązku młodzieżowca miały na względzie zmuszenie klubów do inwestycji w akademie. Uważam, że to się nie udało. Ci, którzy inwestowali dalej inwestują, a ci którzy nie inwestowali, nadal nie inwestują, a dodatkowo zrobiła się atmosfera podbierania zawodników. Jeżeli miałoby to zadziałać, to powinna być modyfikacja, że ma grać wychowanek. To by zmusiło kluby do inwestycji w akademie, bo nie miałyby innego wyjścia. Wiem, że większość klubów jest przeciwko temu i na takie rozwiązanie się nie zgodzi. Skoro się nie zgodzi, to trzeba zabezpieczyć przed stratami te kluby, które inwestują. Wprowadzić ekwiwalenty na takiej zasadzie jak to obowiązuje np. w Anglii, by profesjonalne akademie, które inwestują więcej pieniędzy, miały większe prawa do ekwiwalentu z tytułu wychowania. Pracujesz nad tym wiele lat, koszty wychowania zawodnika są ogromne, a możesz podpisywać kontrakt na 3 lata. Potem pojawia się ktoś i powie „a ja mu tu daję szansę grania”. Tylko co za problem obiecać to zawodnikowi, w którego nic nie zainwestowało? Łatwiej zapłacić 50 tys. złotych ekwiwalentu i zagwarantować 1500 minut gry. Jak zagra to ok, a jak nie zagra, to co taki klub traci? 50 tysięcy złotych. Jakie to jest ryzyko? Dla mnie to jest oszustwo. Jeżeli my mamy wychowywać młodych zawodników, to kluby faktycznie muszą inwestować w akademie.
Ktoś powie, że świetną koncepcją jest zamiast wydawać 12 mln na akademię, lepiej po prostu kupować z innych klubów. W przeszłości jeden z prezesów Legii też tak chyba proponował. W takim modelu można kupić najlepszych 18-19 latków w kraju. Jak kupi się czterech, to dwóch wypali. Gdyby jednak takie podejście miał każdy klub, to kto by wychowywał tych piłkarzy?
Z drugiej strony kwestia ekwiwalentu - Legia czy Lech inwestują potężne pieniądze, a komercyjne szkółki, które biorą pieniądze za wszystko, za każdy miesiąc treningu, zgrupowania itd. mają to samo prawo do ekwiwalentu jak ten klub, co wydaje miliony. Coś jest nie tak – to trzeba unormować, żeby klubom opłacało się inwestować.

Za pół roku w kadrze Legii z młodzieżowców zostanie Strzałek, Rejczyk, Kikolski i Majchrzak.
- Na zgrupowanie do Turcji pojedzie z nami 4-5 młodych zawodników, których będziemy wybierać pod kątem nowego sezonu mających status młodzieżowca.

Kto?
- Pozwolę to ogłosić dyrektorowi akademii.

Bierzecie pod uwagę, że nie uda się zdobyć tytułu mistrzowskiego?
- Jesteśmy zdeterminowani, żeby go zdobyć, bo to jest nasz cel. Czując odpowiedzialność za klub, musimy rozpatrywać wszystkie warianty, dobre i złe. Jesteśmy skupieni na tym, żeby się poprawić pod względem taktycznym, regeneracji i to ma nas doprowadzić do tytułu. Ale jeśli go nie zdobędziemy, to przecież się nie potniemy, tylko dalej będziemy pracować nad tym, żeby się rozwijać. Hurraoptymistyczne plany to prosta droga do bankructwa. Kolejny taki plan znów będziesz musiał wyrzucić do kosza, jeśli się nie skupisz na tym, jakie okoliczności muszą towarzyszyć rozwojowi, co powinniśmy robić, a czego absolutnie unikać. Taka powinna być strategia.

Co Pan powie tym kibicom, którzy teraz krzyczą, by zwolnić Kostę Runjaicia?
- Nie ma tematu.

Rozmawiał Woytek


przeczytaj więcej o:
REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.