Departament motoryczno-medyczny Legii Warszawa - fot. Woytek / Legionisci.com
REKLAMA

Wywiad

Bibrowicz: Mamy dwa główne cele - intensywność i zdrowie

Woytek, źródło: Legionisci.com

- Najwięcej dobrego dla ciała zawodników dzieje się wtedy, gdy mają odpowiednią ilość snu. Z Nickiem Littlehalesem rozpoczęliśmy konsultacje w 2021 roku. Ktoś zaśmieje się „po co trener snu”, ale ten trener snu pracował z Christiano Ronaldo, konsultował Manchester United i teraz pracuje z dwoma klubami Premier League - mówi szef departamentu motoryczno-medycznego Legii Warszawa, Bartosz Bibrowicz. Zapraszamy na rozmowę o rozwoju klubu pod względem przygotowania fizycznego i monitorowania zawodników oraz trwającym zgrupowaniu w Belek.

Na co kładziecie główny nacisk podczas zimowych przygotowań? Obserwując treningi w Belek widzimy, że wszystkie ćwiczenia są z płkami. Niewiele jest ma samego biegania.
Bartosz Bibrowicz - Od kiedy stworzyliśmy w Legii departament motoryczno-medyczny, zaczęliśmy zastanawiać się, co jest najważniejsze dla potrzeb drużyny i stylu gry. Ustaliliśmy, że kluczowe są: zdrowie i intensywność. Celem jest gra na wysokiej intensywności i jej wytrzymywanie, żeby było jak najmniej spadków formy. Zdrowie z kolei oznacza, że trener na każdym treningu ma jak największą liczbę zawodników.
Każdy okres przygotowawczy jest inny. Rok temu przerwa zimowa była inaczej skonstruowana i nie mieliśmy w nogach 34 meczów. Wówczas były w zasadzie dwa okresy przygotowawcze – pierwszą część biegową wykonaliśmy w listopadzie i grudniu.



Teraz mamy wiedzę o zawodnikach zebraną z różnych okresów. Monitorujemy ich nie tylko na potrzeby sztabu, ale także dla klubu, żeby na bieżąco wyłapywać problemy. Na tej podstawie wiemy, że zawodnicy przyjechali na początku stycznia przygotowani. Nawet ci, którzy byli rok temu na niższym poziomie, teraz weszli na wyższy
Na ten moment celem jest intensywność. Jak ją uzyskać? Przede wszystkim podczas pracy z piłką na boisku, a nie jedynie samym bieganiem. Tworzymy treningi reakcji, połączony ze zmianą kierunku i eksplozywnością- łączymy trening na boisku z treningiem na siłowni. Przykładowo jednego dnia Wszołek, Jędrzejczyk i Kapustka robili coś innego niż pozostali, bo nie potrzebowali w tym momencie ćwiczeń biegowych, a potrzebowali innego typu pracy. Trener jest na tyle otwarty, że pozwala nam to robić.

Kiedy będzie najwyższy poziom zmęczenia zawodników na tym zgrupowaniu?
- Peak kumulacja zmęczenia zbliża się wielkimi krokami. Ciężko wyliczyć to co do dnia, ale jeszcze ono przed nami. W obecnym okresie przygotowawczym chcieliśmy zrobić jak najwięcej rzeczy z piłką, aby poprawić funkcjonowanie drużyny. Mając 34 mecze w nogach, mamy pewnego rodzaju obciążenie, które niesie ze sobą sezon. Gdybyśmy na to nałożyli monotonne obciążenie biegowe bez intensywności, w pewnym momencie byśmy wyglądali jak diesele. A tego nie chcemy. Chcemy wyglądać jak samochody, które cały czas mogą przyspieszać, hamować i ścigać się. Kluczowe w tym momencie jest także utrzymanie zdrowia czyli unikanie kontuzji mięśniowych, które od pewnego czasu nie są naszą zmorą. Obecnie bazujemy na 98-procentowej dostępności kadrowej zawodników we wszystkich treningach. Poza dużymi kontuzjami czy chronicznymi, które mogą się pojawić, uważam, że trzymamy bardzo wysoki poziom tej dostępności przy tej liczbie meczów.
Oczywiście urazy będą się pojawiały. Nikt nie mówi, że mamy jakąś magiczną pigułkę. Jednak tak staramy się dokręcać te maszyny, by ich intensywność była jak najwyższa, ale w ramach ich możliwości indywidualnych.

fot. Woytek / Legionisci.comfot. Woytek / Legionisci.com

Jak wygląda sytuacja z Jurgenem Celhaką?
- Jurgen doznał bardzo niefartownej kontuzji więzadła. W pierwszych minutach uraz nie wyglądał tak groźnie, jak później, gdy został przebadany przez naszego lekarza. Został jeszcze kilka dni w Belek, by pokazał nam się stopień urazu. Po tej obserwacji zdecydowaliśmy, że potrzebujemy dodatkowej diagnostyki, aby potwierdzić wstępną diagnozę, więc wysłaliśmy go do Warszawy. W poniedziałek miał pełne badania i zaczął rehabilitację w LTC. Uraz wyklucza zawodnika na minimum kilka tygodni.
Nie można tego urazu porównać to tych które mieli Maik Nawrocki i Makana Baku w poprzednich okresach przygotowawczych. Oni wówczas mogli zostać i kontynuować przygotowania. Tutaj było to niemożliwe, ze względu na optymalizację czasu powrotu zawodnika do zdrowia.

Dyrektor sportowy Jacek Zieliński mówił, że wszyscy w klubie uczą się tej gry co trzy dni i że jest lepiej niż było, ale będzie jeszcze lepiej. Jak bardzo się to różni od pełnego tygodniowego mikrocyklu?
- Granie co trzy dni to tak naprawdę inny sport. To jest esencja piłki, to poziom, do którego każdy dąży. Pod względem wyzwań związanych z zarządzaniem drużyną i zdrowiem zawodników, zagranie 34 meczów a zagranie 50 w ciągu sezonu, to jest bardzo duża różnica. Po zeszłym sezonie staraliśmy się znaleźć odpowiednie punkty, by zaimplementować je w praktyce w obecnym. Z tego sezonu potrzebujemy wyciągnąć jak najlepsze rzeczy pod względem treningu, regeneracji i planowania podróży, po to, żeby w przyszłym roku jeszcze wyżej podnieść własną poprzeczkę pracy. Nie chcemy jedynie reagować na bieżąco, a powiedzieć: „ok, my już to znamy, wiemy co robić”. Dlatego stałość naszego sztabu medycznego jest kluczowa. Ważne, by nie uczyć się siebie od nowa. Dla mnie ten okres przygotowawczy i testy medyczne, które były na początku roku, były najbardziej udane. Każdy wiedział, co ma robić. Nie wymyślaliśmy nowych rzeczy, dodawaliśmy kolejne. Bazujemy na sprawdzonych fundamentach, które przez ostatnie półtora roku razem stworzyliśmy.

W trakcie rundy jesiennej zauważalny był brak typowych mocnych treningów piłkarskich nawet dwa dni po meczu.
- Na boisku działo się może mniej, ale po meczach zawsze działo się bardzo dużo. Wypracowaliśmy pewien standard. Regeneracja jest w Legii obowiązkową częścią treningu i odpowiada temu co wydarzyło się w meczu i temu co dzieje się na treningu. Po meczach mamy bardzo zindywidualizowaną regenerację, a po treningach staramy się dodawać odpowiedni bodziec. Są nimi np. praca z fizjoterapeutami, basen, terapia ciepło-zimno. Wszystko po to, żeby do danej adaptacji uzyskać odpowiedni efekt. Na obozie dopiero po kilkunastu dniach wdrożyliśmy wodę z lodem. Chcieliśmy żeby pojawiły się stany zapalne, które wynikają z treningu i trwającej przebudowy.

fot. Woytek / Legionisci.comfot. Woytek / Legionisci.com

W Polsce utarło się, że jak coś nie jest do końca znane, to jest wyśmiewane. Tak było po informacji o trenerze snu. Wytłumacz, jak o wygląda z waszej perspektywy.
- Najwięcej dobrego dla ciała zawodników dzieje się wtedy, gdy mają odpowiednią ilość snu. Z Nickiem Littlehalesem rozpoczęliśmy konsultacje w 2021 roku. Teraz zaczęliśmy pokazywać tę pracę, on przyjedzie w ciągu kilku tygodni do Warszawy. Tymi rozwiązaniami chcemy dzielić się nie tylko z członkami sztabu, ale też ludźmi związanymi z zarządzaniem Legią. Chcemy by sen, regeneracja i odżywianie były częścią klubowej kultury. W każdym dziale klubu są ludzie, którzy muszą dawać z siebie sto procent, żeby np. osiągać wyniki sprzedażowe, marketingowe czy inwestycyjne. Ktoś zaśmieje się „po co trener snu”, ale ten trener snu pracował z Christiano Ronaldo, konsultował Manchester United i teraz pracuje z dwoma klubami Premier League. My wiemy jak można polepszyć sen, ale uczymy się zarządzania. Na przykład jak stworzyć optymalne warunki w hotelu, którego nie znamy. Ważna jest powtarzalność, żeby zawodnik wiedział, że musi np. sprawdzić temperaturę, klimatyzację, opaskę na oczy, alarm w telefonie, czy zrobił kąpiel lodową, która wspiera sen. Odpowiedni czas ekspozycji na zimno powoduje, że możemy pobudzić reakcje w organizmie, które sprawą, że nasz sen będzie lepszy. Tego wszystkiego chcemy się uczyć. Gdy lecieliśmy do Kazachstanu zmienialiśmy 2-3 strefy czasowe i zawodnicy mieli pełną rozpiskę, co muszą zrobić.

W tym roku w pucharach były dwa podejścia do podróży. W eliminacjach wracaliście bezpośrednio po meczach, a w fazie grupowej zostawaliście po meczu na noc. Ta zmiana to efekt zdobytego doświadczenia i współpracy z trenerem snu?
- Wiemy, że zawodnicy mają czasami problem ze spaniem po meczu. Bezpośrednia podróż była dodatkowym obciążeniem, co powodowało, że trzeba było ich odkręcać przez dwa dni. Lepiej się wyspać, nawet krócej. Idealnie byłoby dzień po meczu jeszcze na miejscu zrobić trening i dopiero wsiąść do samolotu, ale ze względu na kalendarz i dostępność boisk, to nie jest takie proste. Mamy swoje przemyślenia i pomysły w tym temacie, które będziemy chcieli implementować. To działania całego sztabu. Jak sami zauważyliście, lepiej czasami jest przespać noc i wrócić. Jednak istotnym czynnikiem jest także godzina rozegrania spotkania. Jeżeli mecz jest wcześnie, to lepiej wracać i spać w swoim łóżku – własny materac to najlepsze rozwiązanie. Jednak jeżeli graliśmy o godz. 21 w Anglii, to powrót byłby na 5 rano i to nie na Okęcie, a do Modlina…

Normalny człowiek jak się zmęczy, to bardzo dobrze śpi. Z czego bierze się to, że piłkarze nie mogą zasnąć?
- Czynników jest wiele m.in. podwyższona temperatura ciała, emocje po meczu. „Hormony walki” wydzielane podczas meczu. Ponadto zawodnicy mają swoje rutyny, np. część może stosować kofeinę przed meczem i to zaburza san. Ponadto tłumy ludzi powodują piki euforii i potem następuje zjazd. Ciężko jest zasnąć, jak wszystko w tobie buzuje. A gdy dochodzą do tego negatywne emocje, to jest jeszcze inaczej.

fot. Woytek / Legionisci.comfot. Woytek / Legionisci.com

Za co odpowiada układ nerwowy w procesie regeneracji?
- Przede wszystkim odpowiada za moc i szybkość. Pracy z układem nerwowym nauczyłem się od trenera sprintu, Randy’ego Huntingtona, który wyszkolił najszybszego Azjatę w historii i finalistę igrzysk olimpijskich. Bartosz Kot także miał okazję pracować u jego boku. Odpowiedni trening ukierunkowany na pobudzanie układu nerwowego pozwala wyciągnąć bardzo dużo dla zawodników. Czasami zawodnicy mówią, że trening był lekki czy mocny, ale nie czują tego w nogach, a bardziej odczuwają przytłumienie lub znużenie. Mamy własne procedury i urządzenia, które pozwalają nam badać balans i na tej podstawie sprawdzamy, co powinniśmy zrobić z danym zawodnikiem. Zanim jednak zaczęliśmy to implementować u zawodników, musieliśmy przez półtora roku przygotowywać do tego ich ciała.
Na przykład czasami zawodnicy nie idą na masaże bezpośrednio po meczu, a dopiero dwa dni później. W zamian za to idą do basenu czy na siłownię, by wyciągnąć jeszcze coś ekstra. Trening siłowy jest bardzo ważną częścią prewencji, ale też ważną częścią regeneracji - daje wyrzuty z układu hormonalnego, który również wpływa na regenerację. Jak damy dużo wyrzutów hormonów i połączymy to ze snem i jedzeniem, to maszyna zaczyna działać.

Każdy organizm da się przyzwyczaić do gry co trzy dni?
- Wszystko zależy od materiału ludzkiego, genetyki i predyspozycji. Mądrze prowadzący się zawodnik jest w stanie grać co trzy dni. Pytanie jednak co to znaczy grać co trzy dni? Czy on ma grać 45 minut na najwyższym poziomie czy po prostu być na boisku? To wszystko musimy przeanalizować, żeby wyciągnąć jak najlepsze rzeczy z zawodników. Wiemy czy oni dobrze śpią, czy zrobili regenerację. Wiemy jakie mają mikrourazy. Jedyne zagrożenie, które zawsze się pojawia, to przyjście nowego zawodnika. W takich sytuacjach potrzebujemy czasu, żeby się go nauczyć. Zbadać czy on przypadkiem nie pokazuje teraz wyższego poziomu niż dotychczas, żeby się lepiej pokazać i zaraz dozna kontuzji, czy to jego standard.

Teraz od samego początku fajnie pokazuje się Ryoya Morishita.
- Tak samo było jak wchodzili do drużyny Juergen Elitim czy Radovan Pankov. Moriego musimy się nauczyć. Gdy wchodził Marc Gual, też zanotował mocny przeskok między drużynami, opieką medyczną itd.

fot. Woytek / Legionisci.comfot. Woytek / Legionisci.com

Od czasu gdy pracujesz w Legii ta chęć współpracy w tych kwestiach jest większa? Kiedyś zawodnicy różnie podchodzili do takich spraw.
- Jest coraz więcej zawodników, którzy świadomie dbają o siebie i korzystają z rad i opinii ekspertów spoza klubu, ale we współpracy z nami. Najważniejsze bowiem jest to, co dzieje się w klubie. Najłatwiej jest być ojcem sukcesu mówiąc, że zawodnik robił to i to, a to było moje ćwiczenie. Tak naprawdę wszystko co się dzieje, to złożony proces. Od momentu wejścia zawodnika do klubu, przygotowane rzeczy, pierwszy posiłek, prewencję, spotkanie z trenerem, pytanie jak się spało, dobór treningu na siłowni, dobór prewencji, wyjście na boisko aż po dobranie bodźców regeneracyjnych i kolejnego posiłku.
Na początku w tym wszystkim był chaos. Trzeba to było ubrać w procedury i system, żeby o było łatwe, żeby każdy wiedział co, jak i mógł się w to wpasować. Współpraca trener – fizjoterapeuta - lekarz w naszym klubie jest na najwyższym poziomie.

Piłkarzy bardziej trzeba zawodników hamować, bo szybko chcą wrócić na boisko, czy wręcz przeciwnie, jeden dodatkowy dzień regeneracji chętnie przyjmą?
- To zależy. Ogólnie świadomość piłkarzy cały czas rośnie. To jest proces, część zawodników jest dłużej i pewne rzeczy trzeba im przypominać, ale dochodzą nowi i ich trzeba nauczyć. To będzie nieustanny proces budowania kultury regeneracji w odpowiedzi do wymagań meczowych.

Rozmawiał Woytek

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.