Tomas Pekhart - fot. Woytek / Legionisci.com
REKLAMA

Nasz wywiad

Pekhart: Grałem ze złamanym palcem, nie mogłem wstać z łóżka

Woytek, źródło: Legionisci.com

- W pucharowym meczu z Koroną Kielce zagrałem przez 120 minut, zdobyłem bramkę, ale od 80. minuty praktycznie nie mogłem chodzić. Następnego dnia po przebudzeniu nie mogłem nawet wstać z łóżka, wszystko było spuchnięte - wspomina Tomas Pekhart. Najskuteczniejszy piłkarz Legii Warszawa w tym sezonie opowiedział nam o tym dlaczego w drugiej części rundy zdobył tylko jedną bramkę i kiedy poczuł największy niedosyt. Czeskiemu napastnikowi, który w 133 meczach w barwach Legii zdobył w sumie 56 bramek, w czerwcu kończy się kontrakt. Zapraszamy na rozmowę o minionej rundzie i najbliższej przyszłości.



Końcówkę rundy jesiennej straciłeś z powodu urazu. Opowiedz co dokładnie ci dolegało?
Tomas Pekhart: - Rzeczywiście, w meczu z Wartą Poznań złamałem duży palec u stopy. W kolejnych dniach nie wiedziałem co się stało, starałem się normalnie trenować. Rozmawiałem z trenerem, mówiłem, że odczuwam ból i nie zagrałem z Aston Villą i z Zagłębiem, ale chciałem spróbować jeszcze wrócić na boisko. W pucharowym meczu z Koroną Kielce zagrałem przez 120 minut, zdobyłem bramkę, ale od 80. minuty praktycznie nie mogłem chodzić. Następnego dnia po przebudzeniu nie mogłem nawet wstać z łóżka, wszystko było spuchnięte. Wówczas było już jasne, że nie zagram do końca rundy. Zresztą aż do rozpoczęcia obozu czułem się dość średnio, nie pomogły nawet święta Bożego Narodzenia. Nie mogłem normalnie funkcjonować, przede wszystkim miałem ogromne problemy z chodzeniem. To jest bardzo nieprzyjemna kontuzja, potrzeba dużo czasu na dojście do zdrowia. Pewnie inaczej byłoby, gdybym grał np. w hokeja, ale w piłce duży palec jest bardzo ważny, na nim spoczywa obciążenie całego ciała. To był dla mnie bardzo trudny okres. Ze złamanym żebrem dałbym może radę grać po zastrzykach przeciwbólowych, ale z takim urazem nie dało się funkcjonować, nie mogłem założyć nawet butów.

Teraz już z twoim zdrowiem wszystko w porządku?
- Po powrocie z wakacji miałem zrobione badania kontrolne i rentgen tego palca. Nasz doktor powiedział, że wszystko się już zagoiło i zachęcał mnie, żebym spróbował wrócić już do normalnego treningu. W pierwszych dniach byłem powoli wprowadzany, ale po przyjeździe do Turcji zacząłem już trenować normalnie z zespołem. W pierwszych dniach grałem "jak na szpilkach", bałem się, że ktoś mi nadepnie na tego palca. We wtorkowym zespołowym turnieju czułem już, że wszystko jest dobrze.

Zmieniło się w Legii pod względem opieki medycznej i regeneracji w tym sezonie?
- Tak zdecydowanie jest dużo lepiej niż było. Teraz wszystko jest bardziej poukładane, każdy wie co ma robić po meczu. Mamy obowiązkowe masaże i pełną opiekę fizjoterapeutów.

fot. Mishka / Legionisci.comfot. Mishka / Legionisci.com

Cofnijmy się jeszcze do rundy jesiennej. W europejskich pucharach udało wam się zrobić świetny wynik, jednak strata w lidze do lidera jest dość spora. Jak ty odbierasz tę rundę?
- Zawsze tak się dzieje, kiedy gra się co trzy dni przez kilka miesięcy na trzech frontach. To naprawdę nie jest łatwa sprawa. Nasze wyniki w Ekstraklasie nie są dla nas zadowalające, mamy dużą stratę do lidera. W rundzie wiosennej jednak nie będziemy grać w europejskich pucharach z tak dużym natężeniem, nie będzie Pucharu Polski, więc wierzę, że będziemy w stanie odrobić jeszcze tę stratę. Priorytetem dla nas na pewno będzie liga. Wszyscy wierzymy w to, że możemy jeszcze zdobyć mistrzostwo.

Kiedy rozmawialiśmy w połowie września, już wtedy mówiłeś o bardzo dużych obciążeniach i odczuwanym zmęczeniu. Do tamtego momentu zdobyłeś 10 bramek w 16 spotkaniach, od września zdobyłeś tylko jednego gola w 11 meczach. Z czego wynika taka dysproporcja?
- Myślę, że nie chodzi tylko o moją formę. Uważam, że mogło to wynikać z tego, iż nie kreowaliśmy sobie tylu sytuacji na boisku. Wiem, że jeśli będziemy stwarzać groźne okazje, to ja strzelę jeszcze nie jedną bramkę. Drugim powodem mogło być to, że ekstraklasowi rywale nauczyli się naszej gry, przeczytali nas. Ten pierwszy okres był wyjątkowy, chyba nie przeżyłem wcześniej takiego w Legii. Wszystko nam wychodziło, strzelanie bramek przychodziło łatwo. Mieliśmy takie szalone mecze jak z Austrią Wiedeń, fajnie się wtedy czuliśmy. Później jednak przyszedł okres, że nie wychodziło nic, a dodatkowo popełnialiśmy proste błędy w defensywie i traciliśmy łatwe bramki. Mogliśmy wtedy dołożyć coś więcej w ofensywie, ale tam również było nam ciężko wykreować sobie dogodne okazje i znaleźliśmy się w ciężkiej sytuacji. Jak napastnik ma w spotkaniu 5-6 szans na zdobycie gola, to kwestią czasu jest to kiedy trafi. Ja nie pamiętam żebym miał taki okres, że miałem okazje, a nie mogłem strzelić. Wtedy byłby to tylko i wyłącznie moja wina, ale kiedy mieliśmy problem z wyprowadzaniem akcji, to inna sprawa.

fot. Woytek / Legionisci.comfot. Woytek / Legionisci.com

Pojawiło się zwątpienie w drużynie po czterech porażkach w lidze z rzędu, czy dalej wykonywaliście swoją pracę w spokoju?
- Cały czas pracujemy nad tym, by się poprawić, by znów zacząć grać lepiej w ofensywie i mieć więcej dogodnych okazji. Zespoły ekstraklasowe nie są przecież głupie - dokładnie wiedzą, co chcemy zrobić. Gdy próbujemy utrzymać się przy piłce, grać w ataku pozycyjnym, to rywale ustawiają się jak najgłębiej w polu karnym. Próbujemy teraz grać tak na treningach i nawet na nich ciężko jest coś sobie wykreować. Dlatego łatwiej jest nam grać w europejskich pucharach niż w lidze.

Byłeś jednym z bohaterów Legii w eliminacji Ligi Konferencji Europy i miałeś duży wkład w awans. W fazie grupowej zagrałeś jednak tylko dwa razy w pierwszym składzie i raz wszedłeś z ławki pod koniec spotkania z Aston Villą w Warszawie. Czujesz niedosyt taką małą liczbą występów?
- Rozmawialiśmy o tym z trenerami po eliminacjach i mówili mi, że może być tak, że nie będę grał w Europie tylko w Ekstraklasie. Kwestia wyboru składu to jednak indywidualna decyzja trenera. W zasadzie trzy spotkania pucharowe straciłem przez urazy, nie pojechałem do Mostaru przez zabieg stomatologiczny, a na rewanże z Aston Villą i AZ Alkmaar pojawiła się ta nieszczęsna kontuzja palca. Przyznam jednak, że byłem zły, że nie zagrałem w pierwszym spotkaniu z Anglikami. Bardzo chciałem zagrać w tym meczu i myślę, że zasłużyłem na to. To było święto dla wszystkich, ale ja nie zagrałem od początku. W kwalifikacjach zrobiłem wszystko dobrze, trener mnie oszczędzał w ligowych spotkaniach, ściągał z murawy nawet gdy zdobyłem gola, bylebym był gotowy na mecz w tygodniu, bo wtedy eliminacje były najważniejsze. Prezentem dla tej pracy miały być występy w fazie grupowej, przyszedł pierwszy mecz, a ja nie zagrałem. Rozmawialiśmy o tym z trenerem, wszystko sobie wyjaśniliśmy, ale nie ukrywam, że czułem niedosyt.

Sezon pucharowy jeszcze się nie skończył… możecie jeszcze zagrać z jakąś renomowaną drużyną lub drużynami. W losowaniu trafiliście na norweskie Molde, wielu z kibiców uznaje was za zdecydowanych faworytów i widzi już w kolejnej rundzie. Gdzie jest wasz sufit w europejskich rozgrywkach?
- Losowanie było dla nas fajne. Nie trafiliśmy na rywala z najwyższej półki, z którym byłyby małe szanse. W Europie gra się tylko po dwa mecze, wszystko się może zdarzyć, można zajść daleko. Molde na pewno nie będzie łatwym przeciwnikiem. Musimy podejść do spotkań z nimi jak zawsze. Dla nas byłoby lepiej, gdybyśmy nie byli w roli faworyta. To, że kibice uważają, iż już praktycznie mamy pewny awans, może być zgubne. Nie możemy tak myśleć.

Rok temu na tym samym etapie z Norwegami walczył Lech Poznań i miał spore problemy.
- Bodo to jest bardzo dobry zespół. Graliśmy z nimi dwa lata temu z trenerem Czesławem Michniewiczem. Wygraliśmy, ale gdyby wykorzystali swoje sytuacje, które kreowali przy Łazienkowskiej, to mogło być różnie. Ja wtedy nie grałem, bo dopiero wróciłem z mistrzostw Europy, ale oglądałem ten mecz z trybun. Nie wierzyłem, że tak dobrze potrafili nas zamknąć i kreować sobie okazje. Nie wiem jak wtedy nie udało im się zdobyć z nich bramek. Zresztą potem awansowali do Ligi Konferencji Europy i świetnie sobie radzili, potrafili wygrać z AS Romą. W Norwegii będziemy grać na sztucznej murawie, więc zobaczymy jak będzie. Myślę, że szanse można określić 50 na 50. Jesteśmy w stanie awansować do kolejnej rundy.

fot. Mishka / Legionisci.comfot. Mishka / Legionisci.com

W czerwcu wygasa twój kontrakt z Legią. Czy zaczęły się już jakieś rozmowy z dyrektorem sportowym o jego przedłużeniu?
- Na razie nie. To jest wszystko jest w rękach klubu.

No ale ty też zapewne myślisz o swojej przyszłości.
- W tym momencie nie skupiam się na tym. Nie chcę tylko, żeby to wyglądało tak jak dwa lata temu, że ktoś zacznie ze mną rozmowy dopiero trzy tygodnie przed końcem sezonu. Rozmawiamy pomiędzy sobą z piłkarzami, którym kończą się kontrakty i mam nadzieję, że szybko dowiemy się jaka jest decyzja klubu.

Dyrektor Jacek Zieliński mówił niedawno, że już pod koniec marca chciałby mieć jasność w sprawach kontraktowych.
- Rozmowy o przedłużeniu kontraktu są przed nami. Zobaczymy jak będzie, ale mam nadzieję, że moja przyszłość wyjaśni się jak najszybciej. Jeśli będę jeszcze miał okazję tu zostać, to będzie pięknie. Fajnie byłoby wiedzieć wszystko wcześniej, bo było już kilka zapytań z innych klubów. Dla piłkarzy jest to ciężkie, gdy mamy tylko parę miesięcy do końca umowy i nie wiemy co będzie dalej. Nie jestem w tej sytuacji sam – mam rodzinę, mieszkanie, to nie jest łatwe. Tak jak wspomniałem: nie chciałbym żeby to wyglądało tak jak dwa lata temu, gdy dopiero urodziła mi się córka, a musiałem się wyprowadzać. Zobaczymy jak będzie, wszystko jest w rękach klubu.

Dyrektor wychodzi z założenia że zawodnicy muszą mieć cały czas coś do udowodnienia i dawać argumenty, by rozmawiać o przyszłości.
- Czyli jak zdobędę kolejne 10 bramek, to będzie chciał ze mną porozmawiać (śmiech). Wiem, że muszę potwierdzić swoją przydatność do zespołu, w tej rundzie musimy zdecydowanie poprawić wyniki w Ekstraklasie. Jak zostałem królem strzelców, to dostałem od dyrektora sportowego Radosława Kucharskiego informację, że niedługo będziemy rozmawiać. Czekałem kilka miesięcy, ale się ze mną nie skontaktował.

Z dyrektorem Kucharskim chyba ogólnie było ciężko się wszystkim skontaktować…
- To prawda. Nie odbierał telefonów, trudno było go spotkać w LTC. Teraz jest duża różnica - Jacek Zieliński jest świetnym człowiekiem, mówi szczerze tak jak jest, a to jest ważne. Rozmawia z nami często, pyta się o różne rzeczy. Jest legendą tego klubu, więc wie jak to jest grać w Legii, widzi to tak jak my. Klub podjął świetną decyzję, by zatrudnić go na tym stanowisku.

Rozmawiał Woytek

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.