2015-02-04 Sotogrande, trening, zgrupowanie, Konrad Jałocha - fot. Woytek / Legionisci.com
REKLAMA

W rozjazdach - Konrad Jałocha

Jeleń, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

Zima to dobry czas na to, żeby sprawdzić co słychać u legionistów, którzy na co dzień nie trenują w Warszawie. Wznawiamy więc zeszłoroczny cykl „W rozjazdach”, gdzie możecie przeczytać, co słychać na wypożyczeniach. W pierwszym odcinku cyklu o m.in. tym jak to jest przyjechać na Łazienkowską w koszulce rywala, opowie Konrad Jałocha.

Kiedy tak patrzyłeś na noworoczne fajerwerki było Ci żal, że 2016 rok już się skończył?
Konrad Jałocha: - Zdecydowanie tak. To był dla mnie – przynajmniej mam taką nadzieję – przełomowy czas. Mam nadzieję, że teraz wszystko ruszy tak jak bym tego chciał. Zagrałem trochę meczów na poziomie ekstraklasowym – może na razie nie jest ich szczególnie dużo, ale wreszcie się one pojawiły, z czego bardzo się cieszę. To był chyba najlepszy dla mnie sportowo rok.

W klubie też chyba nie narzekają na minione 365 dni.
- Z pewnością. Wywalczyliśmy awans w bardzo dobrym stylu, z moim udanym osobistym wynikiem, bo 14 razy zachowałem czyste konto. Później w Ekstraklasie mieliśmy bardzo fajny początek, ale przyszła niestety ta zadyszka, która bardzo dużo nas kosztowała, jednak musimy pamiętać, że zaczynaliśmy sezon z nastawieniem na walkę o utrzymanie, a udało nam się wejść do ósemki i teraz będziemy musieli zrobić wszystko żeby się w niej utrzymać. To był bardzo dobry czas – dla Gdyni, dla klubu i przede wszystkim dla mnie.

Spędziłeś w Trójmieście swój pierwszy pełny rok, tęsknisz jeszcze za Warszawą?
- Trudno mówić o tęsknocie. Wiem, że jestem w miejscu, w którym mogę grać w piłkę, łapać cenne doświadczenie i pomagać klubowi, a ten może pomagać mi. Każdy mecz przybliża mnie do tego, by w przyszłości móc grać jeszcze wyżej i o jeszcze wyższe cele.

W „Dzienniku Bałtyckim” został niedawno opublikowany alfabet Arki. Pod literą „b” napisane było „b jak bramkarz – wypożyczony z Legii Konrad Jałocha zapewnił Arce mnóstwo punktów”.
- Na pewno bardzo miło czytać takie słowa. Każdy indywidualnie może ocenić, czy są one zasłużone, czy też nie. Ja jednak uważam, że minioną rundę śmiało mogę zaliczyć do udanych. Jasne, że zawsze można grać jeszcze lepiej, w końcu nie było tak, że przez całą jesień grałem bezbłędnie. Na pewno jednak to duże wyróżnienie, widzieć swoje nazwisko w klubowym alfabecie.

fot. Woytek / Legionisci.com

Kiedy celebrowaliście z Arką wejście do Ekstraklasy, nie przeszło Ci przez myśl: „Awans fajna sprawa, ale wolałbym teraz świętować z chłopakami dublet na Starówce”?
- Pewnie by tak było, gdybym grał od początku do końca, wtedy na pewno bym się z tego cieszył. Teraz jestem jednak w Gdyni i jestem bardzo szczęśliwy, że udało mi się zrealizować cele, które postawiłem sobie jakiś czas temu – chciałem awansować do Ekstraklasy i pograć w niej jak najdłużej. Gdybym mógł robić to w Legii byłoby super, ale póki co jestem wypożyczony nie bez powodu. Żeby coś świętować, najpierw trzeba mieć w tym swój wkład. Dlatego cieszę się z tego co mam teraz, a jeśli będę ciężko pracował i wykonywał dobrze swoje zadania, wówczas być może przyjdzie czas na inne rzeczy.

Na Pomorzu jesteś od lata 2015 roku. Myślisz o zmianie otoczenia, czy na razie jest Ci tam dobrze?
- Nawet się teraz nie zastanawiam nad takimi rzeczami. Będę myślał o tym w czerwcu, kiedy skończy mi się kontrakt. Teraz skupiam się tylko na tym, żeby wywalczyć sobie miejsce w składzie – każdy co pół roku ma czystą kartę i na nowo musi przekonywać trenera, że zasługuje na to by grać. Nikt nic nikomu nie daje za darmo, tym bardziej jeśli jesteś zawodnikiem wypożyczonym. O tym co będzie latem będę myślał latem.

Rozmawiamy o powrotach, a Ty na Łazienkowską wróciłeś już w sierpniu, tyle że w roli przeciwnika. 58. minuta, Arka strzela gola na 3-0 drużynie, w której się wychowałeś. Co Ci wtedy przelatuje przez głowę?
- Hmm... szok? Nie mam pojęcia, ciężko odpowiedzieć na pytania, na które chyba nie ma dobrej odpowiedzi. Z jednej strony przyjechałem tam żeby wygrać, z drugiej strony nie trudno się domyśleć, jakim klubem jest dla mnie Legia. To na pewno nie był łatwy moment – wielkie przeżycie.

fot. Kamil Marciniak / Legionisci.com

Ten mecz był trudny emocjonalnie, ale największe ciśnienie musieliście wytrzymać z derbach Trójmiasta. Grałeś kiedyś w meczu o większą stawkę?
- Atmosfera była niezwykle gorąca. Nad stadionem latał helikopter, a na stadionie latały race i krzesełka. Tyle policji w jednym miejscu nie widziałem chyba nigdy w życiu. Niektórzy uważają to za coś dziwnego, ale ja uwielbiam ten klimat. Zdecydowanie łatwiej jest mi grać w spotkaniach o takim ciężarze, zresztą to było chyba nawet widać przez całą rundę – błędy, które popełniłem miały miejsce w meczach z gatunku tych luźniejszych. To też zresztą dla mnie cenna nauka, żeby do każdej gry umieć podejść z jednakowym nastawieniem.

Runda się skończyła, usiedliście spokojnie, popatrzyliście w tabelę – jest lepiej czy gorzej niż zakładaliście?
- Na pewno jesteśmy bardzo zadowoleni z tego co osiągnęliśmy. Przystępowaliśmy do rozgrywek z nastawieniem, że będziemy walczyć o utrzymanie, a zimę spędzimy w ósemce. Z drugiej strony jednak zdajemy sobie sprawę, że mogło być jeszcze lepiej, a kilku punktów w ogóle nie mieliśmy prawa stracić. Stało się inaczej, choć były też mecze, gdzie szczęście stało po naszej stronie i zdobywaliśmy więcej niż powinniśmy. Summa summarum bilans zysków i strat wyszedł nam chyba na zero.

W Pucharze w ogóle idzie Wam rewelacyjnie. To zasługa takiej dobrej formy czy takiej łatwej drabinki?
- Myślę, że nikt nie może mieć do nas pretensji o to, że trafiamy na niżej notowanych rywali. W piłce także potrzebne jest szczęście, a kiedy się je ma, wówczas trzeba je wykorzystać. To też nie wyglądało tak, że na mecze przeciwko rywalom z niższych lig wychodziła napakowana ekstraklasowa Arka Gdynia. Trenerzy dawali szansę młodym zawodnikom z rezerwy, a oni odpłacali się za okazane im zaufanie i wspólnym wysiłkiem doszliśmy aż do półfinału. Teraz mamy obowiązek zagrać na Narodowym, bo, z całym szacunkiem do pierwszoligowych Wigier, w obecnej sytuacji po prostu nie ma prawa przydarzyć nam się żadna wpadka, zwłaszcza, że gramy przecież dwumecz, a w dodatku spotkanie rewanżowe rozegramy na własnym stadionie. Okres taryfy ulgowej i patrzenia na nas jak na beniaminka już się skończył – teraz jesteśmy drużyną z Ekstraklasy, która musi od siebie wymagać, zwłaszcza, że wymagać od niej będą wszyscy.

Arka wygrywa Puchar Polski i kończy sezon w ósemce, a Konrad Jałocha wraca do bramki Legii. Realny scenariusz na 2017 rok?
- Chciałbym móc odpowiedzieć na to pytanie ze stuprocentową pewnością (śmiech). Ósemka jest jak najbardziej realna, finał także, a to czy wrócę do Warszawy? To chyba nie jest dobry moment, żeby odpowiadać na to pytanie. Na razie mam ważny kontrakt w Gdyni, a co będzie gdy ten wygaśnie, pokaże czas.

Rozmawiał Jeleń

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.