Krzysztof Dowhań, Aleksandar Vuković, William Rmy, Dean Klafurić, Arkadiusz Malarz i Wojciech Kowalewski - fot. Woytek / Legionisci.com
REKLAMA

Punkty po finale Pucharu Polski

Qbas, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

Legia choć skromnie, to pewnie i zasłużenie ograła Arkę 2-1 w finale Pucharu Polski. Od początku meczu to wielokrotni zdobywcy tego trofeum nadawali ton grze i mieli ogromną przewagę w posiadaniu piłki. W efekcie czego szybko strzelili dwa gole i ustawili mecz pod siebie. Arka zawiodła. Wyszła przestraszona i jakby pogodzona z losem. Nie była w stanie przeciwstawić się „Wojskowym”.

1. Zasłużenie. Po meczu odebrałem kilka wiadomości od kolegów z Arki, którzy gratulowali mi zasłużonej wygranej Legii. Tak było. Mistrzowie Polski zdominowali mecz, zwłaszcza w I połowie i nie dali gdynianom nawet cienia nadziei na korzystny rezultat. 2-0 do przerwy sprawiło, że arkowcy byli w kropce, bo nie mogli już czyhać na kontry, a do przejęcia inicjatywy w starciu z tak silnym piłkarsko rywalem jak Legia, brakowało im jakości. Próbowali więc grać agresywnym pressingiem, ale okazji brakowało. I choć w końcówce doliczonego czasu gry zdobyli kontaktową bramkę, to jednak nie było wątpliwości – „Wojskowym” należała się ta wygrana.

2. Cierpliwość nagrodzona. Legioniści skupili się na długim rozgrywaniu piłki. Wprawdzie na początku mieli z tym problemy, ale byli cierpliwi, spokojni i nastawieni na realizację założeń trenera. Jak tylko się poprawili i przesunęli ciężar gry głęboko na połowę Arki, to zaraz zdobyli bramkę. To dla Legii ostatnio kluczowe – otworzenie wyniku sprawia, że ekipa z Łazienkowskiej potrafi umiejętnie grać wynikiem, zwłaszcza, gdy rywal nie prezentuje się za dobrze. Mistrzowie Polski grali więc dalej swoje, długo i na chłodno zawiązywali kolejne akcje. I znów przyniosło to efekt, bo po pół godzinie prowadzili już 2-0.

3. Dobra organizacja. W I połowie finał przypominał niedawne starcie z Wisłą, choć tutaj rywal był słabszy i Legia miała większą przewagę, jeszcze dłużej utrzymywała się przy piłce. Najważniejsze jednak, że Arka została przez naszych piłkarzy skutecznie zablokowana. Legioniści ani przez chwilę nie dali przeciwnikom uwierzyć, że ten mecz może skończyć się inaczej niż triumfem stołecznych. Ciekawym manewrem (powtórzonym zresztą) było cofnięcie głęboko Philippsa, który przy wyprowadzaniu piłki tworzył trzyosobowy blok obronny z Pazdanem i Remym. Wówczas Vesović i Hlousek ustawiali się bardzo wysoko na skrzydłach i graliśmy systemem 1-3-6-1. Widać to było zwłaszcza po przerwie, gdy Legia grała na (zbyt) dużym luzie.

4. Minimalizm ukarany. Nie wiem, czy legioniści poczuli się zbyt pewnie, czy też wymieniony schemat wyprowadzania piłki nie przypadł im do gustu, ale wiem że nie radzili sobie z pressingiem Arki w II połowie. Dziwi, że podopieczni Klafuricia nie potrafili utrzymać się przy piłce na połowie rywala, dali sobie narzucić niewygodne warunki gry. Irytującym jest też fakt, że do momentu wykluczenia Piesia nie zagroziliśmy rywalom po przerwie. Potem było niewiele lepiej i niepokoi fakt, że grająca w przewadze Legia znów dała sobie wbić gola. Oczywiście można to usprawiedliwiać bezpieczną sytuacją na boisku, ale coś takiego powinno być absolutnym wyjątkiem. W każdym razie minimalizm „Wojskowych” został ukarany i może dobrze – jeśli zwrócą na to uwagę, to wierzę, że będą potrafili wyciągnąć wnioski. W 4 pozostałych kolejkach nie ma miejsca na głupie błędy i rozprężenie. Niech więc to będzie lekcja.

5. Zwykły dzień w biurze. Uważam, że Legia nie zagrała wielkiego meczu. To był niezły występ w I połowie i słaby po przerwie (sądzę, że podświadomie zdeterminowany wynikiem). Warszawianie wygrali jednak doświadczeniem. Dla nich taki mecz o stawkę to chleb powszedni, kolejny dzień w biurze. Wyszli, zrobili co do nich należało i mogli przebimbać do końca pracy. Arkowcy chyba nie dźwignęli święta. Dla nich finał Pucharu Polski to szczyt możliwości i prawdopodobnie presja dała o sobie negatywnie znać.

6. Czy leci z nami trener? Takie pytanie zadałem w którymś tekście (chyba po 0-3 w Poznaniu), a dotyczyło ono oczywiście Romeo Jozaka. Nie wiem, na ile Dean Klafurić ma realny wpływ na to, co się dzieje w drużynie i na ile te wygrane są dzięki niemu, a na ile mimo jego, ale wiem, że trener robi to, co do niego należy – ratuje sezon. Puchar Polski to plan minimum, zapewniający nam w miarę spokojny start w eliminacjach europejskich pucharów. Finał był czwartą wygraną z rzędu i wszystko idzie na konto Klafuricia. To tylko obrazuje jak nielubiany w szatni był Jozak. Czy Klafurić wygra też ligę? A dlaczego ma tego nie zrobić? Drużyna się zjednoczyła, pogadała, wyjaśniła wiele spraw i obrała wspólny kurs. Wystarczy, że trener nie będzie im przeszkadzał. Chorwat pomaga tej drużynie, podejmuje dobre decyzje personalne, mądrze dobiera taktykę do rywala, ale robi to w stylu Pawła Janasa – nie wpier… się. To może świadczyć o jego mądrości. Nie trzeba być bowiem wybitnym trenerem, by wiele w piłce wygrać. Czasem wystarczy być po prostu rozsądnym człowiekiem. W środę Klafurić pokazał, że możemy go za takiego mieć.

7. Co było fajne? Wygrana 19. Pucharu Polski, zdominowanie Arki w I połowie, dobra organizacja gry, również obronnej, kolejny gol Niezgody, postawa wszędobylskiego Antolicia, dobór składu i zmiany dokonane przez trenera Klafuricia.

8. Co było słabe? Minimalizm w II połowie, strata bramki mimo gry w przewadze, problemy z wyjściem spod pressingu Arki, bandycki atak Piesia na Szymańskiego.

Autor: Jakub Majewski “Qbas”
Twitter: QbasLL
Kątem Oka na FB

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.