fot. Mishka / Legionisci.com
REKLAMA

Alfabet Legii 2023

Fumen, źródło: Legionisci.com

2023 rok obfitował w wiele wydarzeń przy Łazienkowskiej. Cieszyliśmy się ze zdobycia Pucharu Polski, Superpucharu czy awansu do Ligi Konferencji Europy, jednocześnie uznając wyższość Rakowa Częstochowa w walce o mistrzostwo Polski. Przeżywaliśmy skandaliczne zachowanie w Alkmaar i euforię w Wiedniu. Patrzyliśmy na Kostę Runjaicia, Jacka Zielińskiego i poszczególnych zawodników przez pryzmat ich dokonań. Szukaliśmy balansu między obroną a atakiem. A do tego byliśmy świadkami historycznych momentów, ze świętowaniem 50-lecia Żylety na czele. Tradycyjnie zapraszamy do lektury alfabetu Legii za miniony rok. Od A do Ż.



AZ Alkmaar - to jedna z drużyn w grupie Legii Warszawa w Lidze Konferencji Europy, która miała awansować do kolejnej rundy. Ostatecznie tak się nie stało. O ile na wyjeździe Legia przegrała 0-1, o tyle u siebie zagrała mądrze, skutecznie i wygrała 2-0, dzięki czemu zameldowała się w 1/16 finału rozgrywek. Wyjazdowe spotkanie zapamiętane zostanie jednak z innego powodu. Były bzdurne decyzje o odizolowaniu kibiców z Polski, zakaz wpuszczenia fanów do miasta, odbiór biletów w innej części kraju, wywlekanie Polaków z restauracji przez zamieszanie z wejściem na trybuny, a na naruszeniu nietykalności cielesnej prezesa Legii Dariusz Mioduskiego i zatrzymaniu Radovana Pankova z Josue kończąc. UEFA milczała długo nt. wydarzeń po spotkaniu w Alkmaar, żeby ostatecznie ukarać AZ szokującą karą w wysokości... 40 tysięcy euro.

Bartosz Kapustka - to zawodnik, na którego Kosta Runjaić (nie) mógł liczyć w mijającym roku. 27-letni pomocnik rozegrał wiosną 15 spotkań, zaczynając najczęściej w podstawowym składzie. Zaufanie trenera odpłacił zdobyciem dwóch bramek i razem z drużyną wzniósł krajowy puchar. Jednak jeszcze w maju opuścił trzy ligowe spotkania. Powodem były kłopoty zdrowotne. “Kapi” przeszedł zabieg czyszczenia kolana, co wymusiło 6-8 tygodniową rehabilitację. I choć zobaczyliśmy Kapustkę przez kilkanaście minut w sierpniowym spotkaniu z Ruchem, to na powrót do gry w pierwszym zespole musieliśmy czekać do końca listopada. “Długo walczyłem o to, żeby być zdrowym, żeby wrócić na boisko. Jeśli mogę być zdrowy, wyjść na boisko, to czy to jest trening, czy mecz w drugiej drużynie, czy zwykła gierka, to staram się podchodzić do tego z uśmiechem na twarzy. Po moich przejściach i braku zdrowia, które doskwierało mi w ostatnim czasie tym bardziej cieszę się z każdego spotkania.” - mówił Bartosz Kapustka. Pozostaje mieć nadzieję, że wiosną “Kapi” będzie silnym ogniwem w ekipie Kosty Runjaicia.

Czas - czas i cierpliwość. Zdaniem wielu, te elementy są niezbędne, żeby odzyskać należne Legii miejsce w klubowej hierarchii. Bez względu na to, czy mówimy o krótkotrwałym kryzysie, czy długofalowej wizji, której celem jest mistrzostwo, czy w grę wchodzi krajowe podwórko, czy pozycja na arenie międzynarodowej, czy myślimy o wkomponowaniu młodych zawodników do pierwszego składu, jak Igor Strzałek, czy aklimatyzacji nowych graczy. Cierpliwość i czas to dwa elementy, które można odczytać między słowami w wywiadach m.in. z Jackiem Zielińskim. Problem w tym, że warszawscy fani nie mają cierpliwości i nie chcą czekać. Szczególnie, jeśli stawką jest mistrzostwo Polski.

Drugie miejsce - po fatalnym sezonie, w którym Legia szorowała po ligowym dnie, wiadomym było, że potrzeba było czasu na zmiany. Legia odbudowywała się krok po kroku pod wodzą Kosty Runjaicia. Efektem tego był zdobyty Puchar Polski oraz zajęcie drugiego miejsca w lidze z pięciopunktową przewagą nad Lechem. Czy należy to uznać za sukces? Pod niektórymi względami tak, szczególnie jeśli spojrzymy, z jakiego miejsca startowaliśmy, a także mając na uwadze fakt, że po mistrzostwo sięgnął poukładany i budowany od lat Raków Częstochowa. Jednocześnie srebrny medal dla wielu był jasnym sygnałem, że w kolejnych rozgrywkach liczy się tylko mistrzostwo. Szczególnie, że latem dokonano kilka transferów mających na celu wzmocnić poszczególne formacje. Dziś już wiemy, że Legia nie pogodziła należycie gry na kilku frontach. Choć matematycznie szanse na zdobycie mistrzostwa wciąż istnieją, to nie wydaje się jednak prawdopodobne. Puchar Polski to już przeszłość. W europejskich pucharach Legii los sprzyjał. Są więc podstawy, by myśleć o tym, że przed nami więcej niż tylko dwumecz z Molde.

Ernest Muci - to, że Ernest Muci posiada umiejętności, wie każdy kibic Legii. Pozostaje tylko jedna drobna kwestia - pokazanie ich. I nie chodzi tylko błysk, jedno podanie, zagranie czy strzał. Chcieliśmy powtarzalności i ta powtarzalność przyszła jesienią. Już wiosną 22-latek był podstawowym wyborem Kosty Runjaicia do wyjściowego składu. Jednak namiastkę jego możliwości oglądaliśmy w minionej rundzie. Albańczyk upodobał sobie europejskie puchary, w których po prostu błyszczał. Najpierw dał honorowe trafienie w przegranym 1-2 spotkaniu z Austrią Wiedeń. Tydzień później pokonał Christiana Fruchtla w doliczonym czasie gry, ustalając wynik szalonego meczu na 5-3, który premiował Legię do kolejnej rundy. Muci potwierdził strzelecki instynkt w ligowych potyczkach, trafiając dwukrotnie z Widzewem czy ratując remis w Gliwicach. Jednak ponownie zapamiętamy go z dwóch trafień przeciwko Aston Villi, które w rezultacie dały zwycięstwo nad faworyzowanymi Brytyjczykami. Zresztą, podobnie jak w przypadku rywalizacji z Austrią Wiedeń. Muci dał o sobie znać również w Birmingham, gdzie popisał się pięknym strzałem.
W 2023 roku rozegrał 48 spotkań, w których zdobył 11 bramek. I choć jeszcze nie odgrywa istotnej roli w reprezentacji swojego kraju, to jego forma i znaczenie dla stołecznego zespołu nie mogły umknąć uwadze skautów. W efekcie pozostaje pytanie nie “czy”, tylko "kiedy i za ile" Ernest Muci zmieni klubowe barwy.

Frekwencja - jeszcze rok temu Marcin Herra, wiceprezes zarządzający Legii Warszawa, mówił: “Uważam, że trzeba sobie stawiać ambitne cele i takim celem dla Legii jest bycie wśród najlepszych pod względem frekwencyjnym w Europie. Najlepsze kluby to takie, które na każdym meczu mają 95-98% zapełnienia stadionu. To jest ambitny cel na kolejny sezon, który chcemy osiągnąć poprzez konsekwentną pracę, zadbanie o kibiców, którzy mają karnety, poprzez wiele akcji dedykowanych”. Słowa to jedno, a drugie to czyny. To, że kibice chętnie przychodzą na mecze Legii, zaobserwowaliśmy już wiosną. Dość powiedzieć, że pod koniec stycznia na ligową potyczkę z Koroną przyszło 18 tys. osób, co należy uznać za rezultat więcej niż przyzwoity. Pierwsza połowa roku przyniosła pięć spotkań z frekwencją powyżej 20 tysięcy kibiców, a sezon Legia zakończyła ze średnią 21 230. To był tylko zwiastun tego, co obserwowaliśmy jesienią. Łącznie 400 tys. fanów na trybunach przy Łazienkowskiej 3 to z pewnością powód do dumy i inspiracja do dalszej pracy, żeby cel, o którym mówił Marcin Herra, został zrealizowany. Przeczytaj podsumowanie frekwencji w rundzie jesiennej.

Gual Marc - na ten transfer zanosiło się od dawna. Jeszcze w styczniu gruchnęła wiadomość, że zawodnik Legii przeniesie się z Białegostoku do Warszawy. Choć wszyscy wiedzieli, że piłkarz trafi do stolicy, to na oficjalne potwierdzenie musieliśmy czekać do maja. Przy okazji spotkania z Jagiellonią padła jasna deklaracja ze strony klubu - Marc Gual dołączy do Legii po zakończeniu sezonu. Jednak nim nastąpił koniec rozgrywek, Hiszpan zdobył bramkę przeciw nowej drużynie, z której... nie cieszył się. To wprawiło w furię część środowiska skupionego wokół "Jagi". "Strzeliłem bramkę, ale nie pokazywałem radości z niej. Myślę, że to normalne, przecież już podpisałem kontrakt z Legią. Celebrowanie gola strzelonego zespołowi, którego wkrótce miałem być częścią, mogło nie zostać dobrze odebrane" - tłumaczył Gual.
Król strzelców (15 bramek w 31 meczach) oraz najlepszy napastnik minionego sezonu Ekstraklasy podpisał 3-letni kontrakt. "Transfer jednego z najlepszych zawodników Ekstraklasy do Legii to duże wydarzenie na rynku, do którego zgodnie z planem przygotowaliśmy się odpowiednio wcześnie." - mówił dyrektor sportowy Jacek Zieliński.
"Muszę lepiej poznać, jak grają moi nowi koledzy, jak się czują ze mną na boisku. To nie jest łatwe, potrzebuję trochę czasu. Na razie wszystko idzie dobrze i mam nadzieję, że po dwóch, trzech meczach wszystko będzie grało już na 100%” - zapewniał Hiszpan. Choć Kosta Runjaić ceni Guala za przebojowość, umiejętność dryblingu, to napastnik Legii nie odwzajemnia zaufania liczbą bramek. 29 występów i tylko 4 trafienia to nie są imponujące statystyki. Czyżbyśmy mieli do czynienia z casusem Kaspera Hamalainena, który w Lechu Poznań był jednym z liderów, a po trafieniu do Legii stał się jednym z wielu?

Herra Marcin - formalnie to wiceprezes zarządzający. I choć w 2023 roku był mniej aktywny medialnie, to nie znaczy, że nic się nie działo w obszarze jego obowiązków. Zespół podległy Marcinowi Herrze prowadził działania profrekwencyjne - spotkania dla karnetowiczów czy dla osób ze 100% frekwencją w sezonie. Wystartował przedmeczowy "Legia park", gdzie zorganizowano atrakcje i strefę dla fanów w każdym wieku. Wdrożono model subskrypcji na zakup biletów. Klub rozpoczął ściślejszą współpracę z miastem poprzez spotkania w dzielnicach. I choć wciąż nie ma sponsora tytularnego stadionu, to na korzyść można zapisać kontynuowanie współpracy w opcji 2 lata + 1 rok z Plus500.

Igor Strzałek - przez wielu uważany za wielki talent, za którego sprzedaż Legia w przyszłości ma zarobić miliony. Sęk w tym, że Strzałek nie pokazuje tego na murawie. Wiosną zaliczył 15 spotkań, wchodząc głównie z ławki rezerwowych. Jesień była zdecydowanie gorsza pod tym względem. Latem mówiono nawet o transferze piłkarza. W grę wchodził Radomiak Radom, jednak dostawał obietnicę gry i nie doszło choćby do wypożyczenia. Tymczasem Strzałek wychodził na boisko rzadko i na krótko. I choć dał zwycięstwo w meczu z Górnikiem, to nie zmieniło to jego położenia. "Igor wchodzi dopiero do drużyny i być może nie jest zadowolony z tego, ile minut otrzymuje. Dostarczył on nam bramkę z Górnikiem, ale potem po jego stratach straciliśmy dwa gole. Nie wniósł nic w ofensywie, a straty były kosztowne." - tłumaczył Jacek Zieliński w meczyki.pl. Apogeum emocji nastąpiło po pucharowym meczu z GKS-em Tychy. Warszawska drużyna kontrolowała losy potyczki z I-ligowcem, prowadząc do przerwy 3-0. Wydawało się, że to idealny moment, aby dać szansę Strzałkowi w większym wymiarze czasowym. Nic z tego. Jednak dla Kosty Runjaicia to nie miało większego znaczenia. Cierpliwość i ciężka praca na treningach, to klucz do tego, aby zawodnik mógł realnie rywalizować z Josue czy Ernestem Mucim o ligowe minuty.

Josue / Jędrzejczyk Artur - dwaj piłkarze z charyzmą, umiejętnościami i doświadczeniem. Ciężko podsumować rok, nie wspominając o ww. dwójce graczy. Portugalczyk zakończył miniony sezon jako lider klasyfikacji kanadyjskiej (15 bramek i 9 asyst w 37. meczach). I choć jego rola w drużynie nie podlegała dyskusji, to nie było oczywiste, że Legia przedłuży kontrakt ze swoim kapitanem. Wiadomo, wiek, wynagrodzenie, wpływ na drużynę, oferty innych klubów... Mimo wielu zmiennych, obie strony doszły do porozumienia i Josue prolongował umowę do końca obecnego sezonu. Runda jesienna nie była już tak okazała, ale wciąż mogliśmy liczyć na 33-latka i jego błysk w decydujących momentach, jak choćby w potyczce z AZ Alkmaar.
A "Jędza"? Wciąż pozostaje ważnym ogniwem drużyny Kosty Runjaicia. To kwestia czasu, kiedy wskoczy do TOP5 graczy z największą liczbą występów w historii naszego klubu. Sięgając z Legią po Puchar Polski oraz Superpuchar, został najbardziej utytułowanym graczem Legii. Jego umowa wygasa z końcem czerwca. I podobnie jak w przypadku Josue, klub nie ma zamiaru spieszyć się z ewentualnym przedłużeniem kontraktu.

Karne - jedni mówią, że rzuty karne to loteria, drudzy, że to element futbolu, jak każdy inny i poddają go naukowej analizie. Jednak w tym roku matematyka była po stronie Legii. Trzykrotnie o losach naszej drużyny musiały decydować rzuty karne. Najpierw warszawski zespół wyszedł obronną ręką po morderczym Pucharze Polski. 120 minut gry, z czego zdecydowana większość w osłabieniu, nie przyniosło rozstrzygnięcia. Konieczne było rozstrzygnięcie w rzutach karnych, które potrwało aż do szóstej serii, kiedy to Kacper Tobiasz obronił strzał Mateusza Wdowiaka. Powtórkę z rozrywki mieliśmy w rywalizacji o Superpuchar. Na boisku było 0-0 i ponownie decydowały karne. I choć “Tobi” z Kovaceviciem obronili po jednym uderzeniu, to w decydującym momencie Jean Carlos posłał piłkę ponad bramką, a po chwili Maik Nawrocki dał mnóstwo radości, pokonując golkipera częstochowian. Oczywiście to nie był koniec tego typu emocji. Legia walczyła o awans do Ligi Konferencji Europy do samego końca. Dosłownie. W dwumeczu z FC Midtjylland był remis i znowu... Do szóstej serii rzutów karnych nie było rozstrzygnięcia. Aż w końcu Maciej Rosołek pokonał Jonasa Lossla. Było 6-5 dla gospodarzy, kiedy do piłki podszedł Stefan Gartenmann i... Kacper Tobiasz obronił! Ponad 27 tysięcy kibiców wpadło w euforię, a Legia zameldowała się w fazie grupowej Ligi Konferencji Europy.

Liga Konferencji Europy - to była udana runda w wykonaniu Legii, biorąc pod uwagę europejskie puchary. Choć LKE uznaje się za rozgrywki niższej kategorii, to warszawski zespół nie tylko zdołał awansować do fazy grupowej, ale i zająć w niej drugie miejsce. O ile pokonanie Ordabasów Szymkent w teorii wydawało się oczywistością, to na boisku już tak łatwo nie było. Remis na wyjeździe i przypieczętowanie awansu wygraną u siebie otworzyły nam drogę do Wiednia. Fakt, że Austria jest znacznie trudniejszym rywalem, pokazało przegrane spotkanie przy Ł3. Co było później, chyba nie trzeba nikomu przypominać. Legia wygrała 5-3 po szalonym widowisku. Na deser został duński FC Midtjylland. I ponownie jak w przypadku Austriaków, był to rywal z gatunku wymagających, ale do pokonania. Ekipa Kosty Runjaicia po wyrównanym dwumeczu zapewniła sobie awans, eliminując rywali po serii rzutów karnych. W fazie grupowej to Aston Villa i AZ Alkmaar byli faworytami. Jednak w pierwszej kolejce Legia oraz Zrinjski postanowiły "wywrócić stolik", odpowiednio pokonując Brytyjczyków oraz urywając punkty przedstawicielom Eredivisie. Choć w pozostałych spotkaniach wszystko szło “zgodnie z planem”, to wciąż byliśmy w grze. W decydującym o awansie spotkaniu Legia pokonała AZ i tym samym nasza przygoda z Ligą Konferencji Europy przedłużyła się do wiosny. To cieszy nie tylko piłkarzy oraz kibiców, ale również dział księgowości. Dzięki wynikom w europejskich pucharach, wpadło kilka milionów euro do klubowej kasy.

Młodzież - jak mówi stare porzekadło, “Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie”. Z tym chowaniem młodzieży w Legii bywa różnie. Z jednej strony klub chwali się Kacprem Tobiaszem, który regularnie strzeże bramki. Oczekiwany model to taki, w którym pierwsza drużyna regularnie zasilana jest przez młodzież z rezerw. Druga drużyna potrzebuje wsparcia doświadczonych graczy, jak Mateusz Możdżeń czy Adam Ryczkowski. Oczywiście, zawodnicy nie powinni dostawać szans tylko z uwagi na fakt, że są młodzi. Jednak przykłady Igora Strzałka czy w minionych latach Patryka Pedy, Ariela Mosóra, Szymona Włodarczyka, dają do myślenia chłopakom, którzy zdobywają wicemistrzostwo Polski U-17 (CLJ) i powoli wchodzą do seniorskiej piłki. Pytanie, czy Jakub Jędrasik, Filip Rejczyk, Jan Ziółkowski wykażą się determinacją i cierpliwością. Marek Śledź podkreśla na każdym kroku, że nie ma dróg na skróty. Jednak jeśli legijna młodzież nie ma nawet okazji, żeby od czasu do czasu potrenować z pierwszym zespołem czy widzi liczbę minut Strzałka, to nie może dziwić fakt, że część zawodników stara się spróbować sił w innym miejscu. I nie zmieni tego fakt, że pięciu szczęśliwców pojedzie niebawem na zimowe zgrupowanie pierwszej drużyny do Belek.

Napastnicy - patrząc na same nazwiska, może się wydawać, że Legia ma siłę ognia. Przekonaliśmy się o tym na początku sezonu, gdy zmagania w LKE obfitowały w bramki. To był showtime, w którym liczyło się przede wszystkim to, co w sieci. Tomas Pekhart oraz Ernest Muci wiedli prym na boisku, a przecież do dyspozycji był Blaz Kramer czy król strzelców minionego sezonu Marc Gual. Jak dodamy do tego grona Maćka Rosołka, to okaże się, że Kosta Runjaić ma spore pole manewru. Niestety, dobrze naoliwiona maszyna z biegiem czasu przestała działać. Pekhart przestał wykorzystywać podania Pawła Wszołka, a Gual frustrował swoimi zagraniami. Dodajmy do tego Kramera, który choć miał przebłyski, to również potrafił wyrazić swoje niezadowolenie, gdy jego nieskuteczny konkurent miał miejsce w składzie. Statystyki Rosołka rozpatrywane w kontekście napastnika były ponurym żartem. “Rossi” zakończył sezon pięcioma trafieniami w... 40 meczach (!), a w obecnych rozgrywkach trafił tylko raz, przebywając na murawie 31 razy.
Zresztą runda wiosenna nie była imponująca pod kątem napastników. Za zdobywanie bramek był odpowiedzialny Josue, natomiast jego koledzy z ataku zakończyli sezon z następującym bilansem: Tomas Pekhart (16 meczów / 6 goli), Ernest Muci (37 / 6), Maciej Rosołek (40 / 5), Carlitos (25 / 4), Blaz Kramer (14 / 2).

Obrona - defensywa warszawskiej drużyny to był jesienią wdzięczny temat do rozmów. O ile w rundzie wiosennej stołeczny klub ani razu nie stracił co najmniej trzech bramek, o tyle jesienią taka sytuacja miała miejsce pięć razy. Jeszcze pół biedy, gdy Legia potrafiła wywalczyć korzystny wynik, jak miało to miejsce w Wiedniu, duńskim Herning czy w Szczecinie. Radość z wygranej i strzeleckie popisy zaciemniały obraz gry obrońców. Regularnie oglądaliśmy różne zestawienia defensywnej trójki. Ribeiro - Augustyniak - Jędrzejczyk, czasami Steve Kapuadi, niekiedy Radovan Pankov czy Marco Burch. Różne kombinacje, różne skutki. Jak w rosyjskiej ruletce. Trudno było przewidzieć, który z graczy tym razem "popisze się" w obronie. Starali się wykorzystywać to trenerzy “Jagi”, Śląska Wrocław czy Stali Mielec, którzy bezlitośnie obnażali defensywne braki legionistów. Czy wiosną ponownie zobaczymy Legię grającą mądrzej w obronie? Potrzeba na to nie tylko umiejętności, ale również wspomnianego czasu.

Puchar Polski - jak już Legia dociera do finału Pucharu Polski, to zazwyczaj wygrywa. Tak było w 20 z 26 przypadków, również w 2023 roku. Zespół Kosty Runjaicia sięgnął po trofeum w wyjątkowych okolicznościach. Grając od 6. minuty w osłabieniu, po czerwonej kartce Yuriego Ribeiro, stołeczna drużyna skutecznie stawiła czoła Rakowowi Częstochowa. Najpierw nie dopuszczając do straty bramki, doprowadziła do dogrywki, a następnie do rzutów karnych. Jaki był ich finał, doskonale wiemy. Tym samym do klubowej kasy wpadło 5 milionów złotych. O godną oprawę zadbali Nieznani Sprawcy, prezentując syrenkę wraz z hasłem “Warszawa kocha zwycięzców” oraz odpowiednią liczbą odpalonych rac. Niestety, w 2024 roku nie będzie nam dane świętować na Narodowym. Legia odpadła z Koroną Kielce w 1/8 finału obecnych rozgrywek.

Runjaić Kosta - w sondzie prowadzonej na naszej stronie 77% z Was ocenia pracę Kosty Runjaicia co najmniej dobrze. Zresztą, z gabinetów przy Łazienkowskiej nie da się odczuć, żeby było inaczej. Niemiec jest trenerem już przez 1,5 roku, a to ma swoją wymowę i patrząc na ostatnie lata, to jest rzadkość. Ma komfort, na który nie każdy mógł liczyć. Pozycja 52-letniego szkoleniowca nie była zagrożona również po październikowym kryzysie. Patrząc na minionych 12 miesięcy, to praca Runjaicia broni się - zdobył z Legią wicemistrzostwo, trofea - Puchar Polski oraz Superpuchar - a do tego zakwalifikował się do LKE i wyszedł z grupy. Patrząc na materiał, z którym przyszło mu pracować, to osiągnięcia więcej niż dobre. W dalszą dobrą pracę wierzą włodarze klubu, przedłużając z Runjaiciem umowę do końca czerwca 2026 roku.

Superpuchar - 15 lat musieliśmy czekać na ponowną radość ze zdobycia Superpucharu. W minionych latach przyszło nam się mierzyć np. z Arką Gdynia, Lechem Poznań czy Zawiszą Bydgoszcz. Choć mieliśmy skład, który prowadził nas do fazy grupowej europejskich pucharów, to w pierwszym spotkaniu sezonu, to rywale cieszyli się przy Łazienkowskiej ze zdobycia trofeum. Tym razem było inaczej. Legia, jako zdobywca Pucharu Polski, pojechała do Częstochowy zmierzyć się z mistrzem minionego sezonu. I podobnie jak w finale na Narodowym, ani regulaminowe 90 minut gry, ani dogrywka nie tylko nie przyniosły rozstrzygnięcia, ale nawet choćby bramek. Dopiero w serii rzutów karnych Legia pokonała zespół Dawida Szwargi i mogła cieszyć się z piątego Superpucharu w swojej historii.

Transfery - wiążą się z nimi spekulacje, przecieki, ploteczki, giełdy nazwisk. Emocjonujemy się, kogo ściągnie Legia, kto przyjdzie, na jaką pozycję, na czyje miejsce, ile wpadnie do klubowej kasy po sprzedaży konkretnego gracza. W ostatnich miesiącach klub wykonał kilka solidnych ruchów. Przede wszystkim pożegnaliśmy Carlitosa oraz Filipa Mladenovicia, który wybrał Panathinaikos Ateny. Solidne pieniądze wpadły za sprzedaż Maika Nawrockiego do Celtiku Glasgow. Z listy płac zeszli m.in. Joel Abu Hanna, Lindsey Rose oraz Mattias Johansson. Spekulowano o odejściu Kacpra Tobiasza, który minionej zimy miał za sobą wyjazd z reprezentacją Polski do Kataru. Niepewna była przyszłość Josue. Ostatecznie obaj pozostali w Warszawie. Do stolicy wrócił Tomas Pekhart, który odpłacił się solidną postawą na boisku. To było dopiero preludium do letnich ruchów. Legia zakontraktowała Marca Guala, co wydawało się świetnym posunięciem, Juergen Elitim zasilił linię pomocy, Radovan Pankov miał wesprzeć Artura Jędrzejczyka, pozyskano Patryka Kuna z mistrzowskiego Rakowa, Marco Burch wydawał się rozsądnym ruchem patrząc przez pryzmat wieku i doświadczenia. No i wreszcie dopięto swego, pozyskując Steve’a Kapuadiego. I jak to często bywa w kontekście transferów, to co na papierze, nie zawsze przekłada się na boisko.
Oczywiście nie można zapominać o kilku wtopach. Legia została na jesieni z czterema bramkarzami. Gabriel Kobylak nie wrócił do Radomiaka, a Cezary Miszta nie przeniósł się na Cypr. Ihor Charatin czy Makana Baku to postacie, z którymi klub będzie chciał się pożegnać możliwie najszybciej. Na razie możemy emocjonować się, gdzie i za ile odejdzie Bartosz Slisz. Wiadomo już, że w styczniu Japończyk Ryoya Morishita zamieni kraj kwitnącej wiśni na Warszawę.

Ultras - pod względem kibicowskim to był zdecydowanie udany rok. Bez względu na to czy były to rozgrywki ligowe, krajowy puchar czy europejskie zmagania, "Nieznani Sprawcy" potrafili stanąć na wysokości zadania. Początek roku przyniósł rywalizację z Widzewem i prostą w przekazie, ale jakże dopracowaną oprawę. Stylizowany na Columbia Pictures napis "Ultras" z postacią dzierżącą pochodnię, z której rozbłysły race na wysokości dachu stadionu, robił wrażenie. Kibice przypomnieli, że trzeba walczyć "Do końca" podczas rywalizacji z Rakowem, gdy wciąż były szanse na mistrzostwo. A że “Warszawa kocha zwycięzców” uświadomiliśmy piłkarzom podczas finału Pucharu Polski na Narodowym. Przepiękny, ogromnych rozmiarów herb wskazywał na wielkość Legii podczas potyczki ze Śląskiem Wrocław. Zresztą, nie tylko u siebie, ale również na wyjazdach nie brakowało godnych opraw czy pokazów piro. Europejskie puchary to równie wysoki poziom umiejętności ultras. "Sen o Warszawie" (Ordabasy), Legioland (Midtjylland) czy Welcome to the jungle (Aston Villa) zapadną na długo w pamięci fanów naszego klubu. Kulminacją wydarzeń była rywalizacja z Wartą Poznań, podczas której świętowaliśmy 50-lecie Żylety. I choć postawa na boisku pozostawiała wiele do życzenia, o tyle na trybunach było godnie. Napis z rac "LEGIA", oprawa "Gdybym jeszcze raz...", piro, oflagowane poszczególne sektory - piękny widok. A to, że "NS-i" nadal będą robić swoje, bez względu na obostrzenia UEFA czy innych decyzyjnych, pokazali na zakończenie zmagań w fazie grupowej LKE z AZ Alkmaar. "Psy szczekają, a karawana jedzie dalej"!

Wiedeń - to był już trzeci wyjazd do stolicy Austrii w ostatnich 19 latach i ponownie stawiliśmy się tam w konkretnej liczbie. W 2004 i 2006 roku mecze z Austrią rozgrywane były na obiekcie Ernesta Happela na Praterze, gdzie na sektor wchodziło po 4000 fanów z Polski. Tym razem rywalizacja przeniosła się na kameralny obiekt gospodarzy, na który weszło 10 tys. kibiców, z czego 1800 fanów z Warszawy. Ci zaprezentowali się więcej niż godnie. Oprawa, głośny, nieustanny doping zostały wynagrodzone przez piłkarzy. Zespół Kosty Runjaicia odrobił straty z Warszawy, prowadząc do przerwy 2-0. Po zmianie stron Tomas Pekhart podwyższył na 3-0 i wydawało się, że możemy być pewni awansu do kolejnej rundy. Nic z tego! Andreas Gruber zniwelował straty do jednej bramki, co zwiastowało dogrywkę. Jednak w 87. minucie Maciej Rosołek uszczęśliwił cały sektor fanatyków z Warszawy. To nie był koniec emocji, bo w doliczonym czasie gry Reinhold Ranftl postanowił wytrącić awans z rąk legionistów. I w tym momencie Ernest Muci zachował zimną krew w polu karnym rywali, ustalając rezultat na 5-3 w... setnej minucie spotkania. Euforia zapanowała w sektorze gości. 1800 kibiców było świadkami historycznej wygranej Legii.

Zieliński Jacek - na boisku twardy i opanowany, choć jednocześnie emanujący spokojem. Na stanowisku dyrektora sportowego sprawia podobne wrażenie. Jak kupować, to w miejsce tych, którzy odeszli. Jak mowa o budżecie transferowym, to musi być on wyważony. Jak mowa o młodzieży, to podkreśla on zachowanie zdrowego balansu między doświadczonymi graczami, a tymi, którzy wchodzą do drużyny. Część kibiców zarzuca "Zielkowi" zbytnią zachowawczość, powściągliwość. Część nie kryje, że gdyby na stanowisku byłaby inna postać, to za letnie transfery byłaby bardziej krytykowane. Część podkreśla jego merytoryczność i zaangażowanie w życie drużyny. Jacek Zieliński na dziś jest osobą, która dobrze porusza się na swoim stanowisku. I podobnie jak w przypadku stanowiska szkoleniowca, po serii "wynalazków" czy krytykowanego Radosława Kucharskiego, wydaje się, że w końcu mamy właściwą osobę właściwym miejscu.

Żyleta - to, że Żyleta to nie krzesełka, to nie miejsce, a ludzie, wiemy od dawna. To ludzie z pasją, charakterem, z zaangażowaniem w życie klubu - również na niwie sportowej oraz ultras. W listopadzie świętowaliśmy 50-lecie legendarnej trybuny tworzonej przez pokolenia kibiców, znanej nie tylko w całej Polsce, ale również na świecie.
Na meczu z Wartą Poznań byliśmy świadkami niezapomnianych momentów - były oprawy, racowiska, sektorówka, pamiątkowe gadżety od kibiców dla piłkarzy i przede wszystkim głośny doping. Ponadto najbardziej zasłużeni i aktywni kibice z Żylety na przestrzeni lat otrzymali od SKLW unikalne pamiątki. Zresztą, zapraszamy do lektury relacji z trybun z tego niezwykłego wydarzenia. "Żyleta jest zawsze z Wami"!

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.