REKLAMA

Mistrzostwo zdobywa się na boisku

Dariusz Wdowczyk, źródło: Przegląd Sportowy - Wiadomość archiwalna

O której wróciliście do Warszawy po meczu z Górnikiem?

Dariusz Wdowczyk: Krótką mam pamięć. To była radosna podróż. Oczywiście z zachowaniem umiaru, ale trochę poświętowaliśmy.



A rano poszedł pan do kiosku po gazety, usiadł w fotelu, przeczytał tytuły i pomyślał...

...że dokonałem, dokonaliśmy, tego, do czego dążyliśmy. Że udało się wytrzymać presję i ciśnienie związane najpierw z gonieniem Wisły Kraków, a później ze skuteczną ucieczką. Ucieszyłem się też, że tytuł zapewniliśmy sobie w Zabrzu, gdzie 20 lat temu straciliśmy szansę na mistrzostwo... Poczułem też wreszcie, że emocje już trochę opadły, że jestem spokojniejszy.



Zaraz po objęciu Legii wierzył pan w ogóle, że ta drużyna może jeszcze w tym sezonie powalczyć o mistrzostwo Polski?

Plan miałem taki: do końca rundy jesiennej wygrywamy co się da, żeby zobaczyć, na czym stoimy. Kiedy w przerwie zimowej do Wisły brakowało nam już tylko jednego punktu, wiedziałem, że jest nadzieja, żeby ją dogonić.



Szybko wziął pan jednak na siebie pełną odpowiedzialność. Już przed rundą rewanżową powiedział pan: „To jest już moja Legia, mnie rozliczajcie z wyników".

Nie byłoby to możliwe bez wzmocnień. Wszyscy piłkarze, którzy przyszli do nas zimą, bardzo dużo wnieśli do drużyny. Roger i Edson – brazylijską fantazję, Grzegorz Bronowicki – solidność, Michala Gottwalda nadal uważam za bardzo perspektywicznego napastnika i jestem przekonany, że w przyszłym sezonie pokaże klasę. Siła mojej drużyny leżała w defensywie, ale też konstruowaniu ciekawych ciekawych akcji w ataku. Nie zawsze strzelaliśmy dużo goli, ale byliśmy konsekwentni. No i mieliśmy szczęście. Są dwa przysłowia na ten temat: „szczęście sprzyja lepszym" i „głupi ma zawsze szczęście"... Wolę to pierwsze, bo nasz sukces został poparty ciężką pracą.



Wdowczyk często szedł pod górkę. Zabrał piłkarzy do mroźnego Mrągowa, kiedy inni trenowali już w ciepłych krajach.

To była bardzo dobra decyzja. Tam narodziła się drużyna. Pojawiła się rywalizacja. Szczególnie podziwiałem piłkarzy z Afryki i Brazylii, dziwiłem się, że nikt nie narzeka.



Wtedy uwierzył pan w swoich podopiecznych, czy dopiero po remisie w Kielcach, kiedy pierwszy raz powiedział pan „pokazaliśmy mistrzowski charakter”?

Moja pewność siebie, którą w pewnym momencie pokazałem, wynikała z wiary w tę drużynę. Remis z Kolporterem, który tak naprawdę nic nam nie dawał, był w rezultacie cenniejszy niż zwycięstwo. Te bramki strzelone w drugiej połowie pokazały, jak chłopakom zależy na sukcesie. W mistrzostwo uwierzyłem jednak dopiero w środę, przed dwudziestą. Równo z końcowym gwizdkiem arbitra w spotkaniu z Zabrzem.



Podobno obronić mistrzostwo kraju jest trudniej niż je zdobyć.

To prawda. Ale my już budujemy drużynę na przyszły sezon. Chcemy jak najdalej zajść w europejskich pucharach, ale też obronić prymat w kraju. A w sobotę planujemy wygrać z Wisłą Kraków. Wiadomo, że nie będzie już takiego ciśnienia, ale przecież na stadion przyjdą kibice, którzy przez całą rundę wiosenną bardzo nam pomogli. Oni zasługują na to, żeby zobaczyć jak pieczętujemy tytuł.



Wczoraj kupował pan bilet dla Dana Petrescu, a on w tym samym czasie gratulował Legii.

Dziękuję serdecznie. Myślę, że niepotrzebne były te jego wcześniejsze słowa. Mistrzostwo zdobywa się na boisku.



Rozmawiał Michał Kołodziejczyk

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.