REKLAMA

Obserwator PZPN i Dziewulski o fladze

Fumen, źródło: własne - Wiadomość archiwalna

Sprawa pojawienia się flagi o treściach rasistowskich na sektorze gości wywołała sporo kontrowersji. Decyzje obserwatora PZPN, Andrzeja Tomaszewskiego doprowadziły do wydłużenia przerwy o 25 minut. W tej sprawie głos zabrali nie tylko trenerzy Legii oraz Jagiellonii, ale również piłkarze, o czym pisaliśmy tutaj. Po konferencji prasowej doszło również do spotkania ze wspomnianym przedstawicielem piłkarskiej centrali oraz z dyrektorem ds. bezpieczeństwa, Stefanem Dziewulskim.
"Znak, który widniał na fladze zawieszonej na ogrodzeniu sektora Jagiellonii jest symbolem tzw. białej siły, białej pięści zaciśniętej i jest to symbolika typowo rasistowska" - rozpoczął Andrzej Tomaszewski. "Aby nie było przekłamań, chcę zacytować z podręcznika jakim dysponujemy jako delegaci, w którym znajduje się cały repertuar przeróżnych znaków: "Biała pięść 'white power', symbol zaciśniętej pięści umieszczonej w wieńcu lub na tarczy z utrąconym rogiem. Jest to jeden z rasistowskich symboli białej siły 'white power' stosowany przez ruch rasistowski w czasie II wojny światowej używany przez Waffen SS. Często pojawia się na polskich stadionach." Właśnie w czasie meczu pojawił się ten znak" - zakończył przytaczanie definicji obserwator PZPN.
"PZPN, bo nie tylko międzynarodowe federacje piłkarskie, podjął wszelkie działania, żeby skończyć z rasizmem na stadionach. Z uwagi na to, że w meczu było sporo twarzy o innym zabarwieniu skóry, uważam, że osoby demonstrujące tę flagę miały swój cel. To jest wysoce naganne zachowanie kibiców" - wyraził powody działania Tomaszewski.

Jednak to nie przekonały dziennikarzy. "To co było możliwe, to przerwa. Oczywiście trwało to długo, ale nie zależało to ode mnie" - stwierdził delegat centrali. "Widząc co się dzieje skierowaliśmy zawodników do szatni, żeby nie marzli. Natomiast osobiście czekałem na decyzję organizatora, który podejmował pewne działania. Również ja skierowałem kapitana zespołu oraz wiceprezesa Jagiellonii, żeby podjęli rozmowy z kibicami. Okazało się to bezskuteczne. Oni mieli w tym swój cel" - kontynuował.
"Jak byliśmy świadkami, wszystkie inne płótna zostały zdjęte, a to jedno pozostało, które było ważne dla pewnej grupy ludzi. Fakt, że flaga została przewieszona spowodował, że nie mogłem podjąć już żadnych kroków, ani organizator. To z kolei groziło tym, że kibice zsolidaryzują się ze sobą. Fani Legii mogliby się uaktywnić, gdybyśmy chcieli działać dalej. Chcieliśmy, żeby mecz został dokończony. Nie mogliśmy zasłonić flagi, bo nie mieliśmy czym, a raczej organizator i do niego powinno kierować się te pytania. Ja zrobiłem wszystko co było możliwe na tę okoliczność i na daną chwilę" - starał się usprawiedliwiać Andrzej Tomczyński, któremu zarzucono brak konsekwencji. Skoro robi się tyle zamieszania, skoro mówi się "A", to należy powiedzieć i "B".
"Powiedziałem jakie rozwiązania należy zastosować. Zaproponowałem przykrycie bramki materiałem i zasłonięcie flagi, która po chwili została zdjęta. Cóż mogliśmy zrobić? Ewakuować kilka tysięcy widzów? Owszem, był wariant ewakuacji kibiców, bo przecież były palone barwy Legii, co jest wysoce nagannym zachowaniem. To wszystko robiła grupa, prawie 1200 osób. W związku z tym czy należało pozbawić 1100 fanów oglądania spotkania?" - pytał obserwator.

Cała sprawa została odebrana przez oglądających ten mecz z zażenowaniem. Niektórzy stwierdzili, że była to po prostu kompromitacja. A wystarczy przypomnieć, że na trybunach siedzieli wysłannicy z Hiszpanii, a także Leo Beenhakker. "Nie czuję, żebym się skompromitował. Mamy pewne ustalenia w federacji. Podjęliśmy walkę z rasizmem, a wiadomo, że to się szerzy. Wcześniej ta flaga nie istniała, gdyż bacznie obserwuję wszystko to, co nowe się pojawia. Ostatnio w meczu Jagiellonia – Widzew kibice gości wywiesili flagę o treści chuligańskiej. Jeżeli mamy z tym walczyć, to zacznijmy od tego, żeby nie pozwolić na tego typu demonstracje i nie pozwolić na dawanie satysfakcji. Im się tylko wydaje, że te flagi nie są widoczne dla obserwatorów" - powiedział Tomczyński.

Nieusunięcie flagi zawierających niestosowane emblematy grozi walkowerem lub nierozpoczęciem spotkania. Jakie konsekwencje poniesie Legia? "Karę będzie orzekała Komisja Ekstraklasy. Po moim dokładnym raporcie zostanie podjęta decyzja w sprawie kary w stosunku do organizatora, bo ta flaga powinna być rozpoznana na wejściu, a w najgorszym przypadku nie powinna pojawić się na płocie" - wyjaśnił obserwator PZPN.

Efekt był taki, że flaga pozostała na płocie, a za wszystko zapłacą kluby. Kolejny tryumf chuliganów? "Kibolstwo dzisiaj nie wygrało. A czy przegrało? Uważam, że poszedł kolejny sygnał, że takie zachowania będą na polskich stadionach eliminowane. To nie jest proces jednego meczu, to będzie trwało. Niestety coraz częściej widzimy to, czego nie chcemy widzieć" - zakończył swą wypowiedź Andrzej Tomczyński.

Głos zabrał również wspomniany dyrektor ds. bezpieczeństwa, Stefan Dziewulski. "Chcę, żeby podejść do całej sytuacji z dystansem, bo to nie są proste sprawy. Oczywiście, można przerwać mecz, stosować drastyczne metody. Rzeczywistość jest taka, że trzeba starać się z tym walczyć skutecznie, metodycznie. Jak wiadomo, był i jest problem, że na stadionach w Polsce pojawiają się race. Temat jakby zaczyna się zmniejszać. Dlaczego? Otóż zaczęto nakładać drastyczne kary. To dociera" - wyjaśnił.
"Co do flagi, to była próba ochrony, żeby ją zdjąć. Najpierw były negocjacje ze starszyzną kibiców Jagiellonii, żeby sami zdjęli tę flagę. Później była próba jej usunięcia. Nie wiem czy to zostało zauważone, ale był ruch trybun. Zaręczam, że ludzie na sektorze nie pozwoliliby na zabranie tejże flagi. Trzeba by było wprowadzić oddziały policji, użyć siły, doszłoby do drastycznych zajść. Musieliśmy tego uniknąć. Proszę mieć na uwadze to, że gdyby doszło do działań policji na sektorze przyjezdnych, to do końca nie jestem przekonany, jak zareagowaliby nasi kibice, bo jak wiadomo solidarność kibiców jest bardzo silna" - stwierdził Dziewulski, który był zadowolony z przebiegu dalszej sytuacji.
"Cieszę się, że ten mecz został dokończony. Zrobiliśmy to co mogliśmy zrobić z naszej strony, żeby nie eksponować w tak zdecydowany sposób tej flagi. Natomiast reszta należy do Komisji Ligi. Nie wiem czy będzie kara nałożona na klub, bo przecież tę flagę 1m na 1,2 m można doskonale włożyć pod bluzkę czy schować gdziekolwiek" - bronił się dyrektor ds. bezpieczeństwa.
"Przyznam, że najgorsze jest to, że osoba zdejmująca tę flagę to człowiek mający 16, może 17 lat. Owszem, gdyby była to osoba z przekonaniami wypracowanymi przez życie, to jestem w stanie to zrozumieć, ale to był dzieciak! Przy wychodzących kibicach Jagiellonii stał pododdział policji, była ochrona i być może został zatrzymany. Jednak jeżeli jest nieletni, to wiadomo jak to się zakończy" - wyjaśnił.

Zatem co dalej? "Mamy zdjęcia osób, które wieszały tę flagę. Mamy dość dobry materiał do rozpoznania, który zostanie przekazany białostockiej policji. Wszelkie czynności zostaną dokonane i koncentrujemy się na tym, żeby ten człowiek zatrzymany." - zapowiedział Stefan Dziewulski.

Długa przerwa, negocjacje, wstyd. Wszystko za sprawą małej flagi, która z trybun stadionu przy Łazienkowskiej dla zdecydowanej większości widzów była nieczytelna. Prawie, bo nic nie umknęło uwadze czujnego obserwatora, który już trzeci raz dał o znać o sobie w tym sezonie. Warto było?

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.