REKLAMA

Już po tytule?

źródło: Gazeta Wyborcza Stołeczna - Wiadomość archiwalna

Po remisie z Jagiellonią piłkarzom Legii w lidze pozostał tylko jeden cel - wicemistrzostwo. Do Wisły Kraków tracą już dziesięć punktów. Szanse na tytuł są czysto teoretyczne.

- Mistrzostwa nie zdobywa się meczami z Wisłą, ale z takimi rywalami jak Odra - mówił trener Jan Urban po porażce z drużyną z Wodzisławia Śląskiego (która od wygranej w Warszawie w trzech meczach nie zdobyła punktu, strzeliła jednego gola) i najgorszym występie legionistów w sezonie.
Zdobywa się też z takimi rywalami jak Jagiellonia, bo dla zespołu z Białegostoku to pierwszy po latach sezon w pierwszej lidze. Beniaminek także bardziej martwi się, jak nie spaść, niż jak w niej brylować. Legia miała czekać na potknięcia Wisły. Tymczasem potyka się sama, a Wisła nadal wszystko wygrywa.

- W pierwszej połowie graliśmy znakomicie. Stworzyliśmy mnóstwo sytuacji, ale na sytuacjach się kończyło. Zawodnicy zarażali jeden drugiego nieskutecznością - mówił Urban po spotkaniu piątkowym. Z większością wypowiedzi można się zgodzić. Tylko nie z tym, że Legia zagrała znakomicie. Właściwszym słowem byłoby np. przyzwoicie.

W 14 meczach tego sezonu drużyna Urbana straciła zaledwie sześć goli. To wynik znakomity, najlepszy w historii. W ani jednym spotkaniu Jan Mucha nie kapitulował częściej niż raz. Budowanie zespołu zaczyna się od obrony, ale samą obroną się nie wygrywa. Co prawda Legia gra ofensywnie i często ładnie dla oka, ale na grze się kończy. Zdobywanie bramek to jej największy problem. Niby zdobyła ich już ponad 20, jednak tylko czterokrotnie udało się trafić do siatki częściej niż dwa razy. A tyle samo razy nie udało się trafić ani razu (Wisła miała tylko jedno takie spotkanie, wyprzedzająca warszawian Korona Kielce również cztery, ale to nie argument).

Przed tygodniem udało się wygrać z Ruchem Chorzów, ale bramki sprezentowali głównie rywale. Tym razem zabrakło kontuzjowanego Edsona i nie miał kto mocno i celnie uderzyć z dystansu. Mocno uderzano za to z bliska. Tyle że Takesure Chinyama robił to nie tylko mocno, ale i na tzw. pałę, czyli najpierw zamykał oczy, a dopiero potem kopał. W związku z tym zawsze trafiał w bramkarza. Zwykle zdobywa bramki nie wtedy, gdy gra od pierwszej minuty, a wchodząc na boisko z ławki w drugich połowach. Bartłomiej Grzelak nie strzela w ogóle, a Maciej Korzym nie jest w pełni ani napastnikiem, ani nie gra w pomocy.

Dlatego - o czym szefowie klubu zresztą wiedzą - potrzebą chwili jest sprowadzenie napastnika. Tym bardziej że nie wiadomo, czy Sebastian Szałachowski, będący typem właśnie takiego gracza, jakiego Urban najbardziej potrzebuje, kiedykolwiek się wykuruje. Piotr Giza zaś przychodził do Legii jako środkowy pomocnik, a jako zawodnik "podwieszony" pod atak z każdym tygodniem gra coraz bardziej nerwowo, marnując jedną okazję za drugą. Poza tym coraz mniej ostatnio się sprawdza gra Legii jednym napastnikiem.

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.