Kibice wyszli z trybuny podczas meczu z Widzewem - fot. Mishka
REKLAMA

Na trybunach powtórka z jesieni?

turi i Woytek, źródło: własne - Wiadomość archiwalna

Już dziś po raz pierwszy w tym roku legioniści rozegrają ligowy mecz na Łazienkowskiej. O ubiegłej rundzie w wykonaniu kibiców chyba każdy chciałby jak najszybciej zapomnieć. Jesienne spotkania odbywały się niemalże w grobowej atmosferze. Był festyn, były okrzyki nieprzychylne właścicielom klubu, a także krótkie momenty wspaniałego dopingu. Czego możemy spodziewać się w nadchodzących tygodniach?

Niestety, wygląda na to, że niczego nowego. Mimo obietnic składanych piłkarzom i trenerowi, klub nie zrobił nic, by nawiązać dialog z protestującymi od lipca kibicami.
Nie pomogły dziesiątki pism i próśb słanych przez Stowarzyszenie Kibiców Legii do klubu, miasta, Ekstraklasy, PZPN-u. Działacze Legii nabrali wody w usta. Przerwa zimowa także została zmarnowana.

Zdaniem prezesa Leszka Miklasa między klubem a kibicami nie ma żadnego konfliktu. "My zarządzamy klubem nie po to, by być w konflikcie z kibicami, ale po to, aby zapewnić kibicom jak najlepszą i najbezpieczniejszą rozrywkę na meczach Legii. (...) Pod koniec rundy jesiennej wyraziłem opinię, że sytuacja na trybunie otwartej powinna w rundzie wiosennej ulec poprawie. I prawdę mówiąc nadal żywię nadzieję, że tak się właśnie stanie. W moim przekonaniu nie ma żadnej racjonalnej przeszkody na drodze do tego, aby kibice dopingowali drużynę głośno i całe 90 minut. Pokazali w rundzie jesiennej, że jak chcą, to mogą to robić" - mówił Miklas w wywiadzie na legia.com.

Przedstawiciele SKLW odpowiadają jednak, że spór istnieje: "Powrót dopingu jest zależny od klubu. Dotychczasowe poczytania właścicieli pokazują jednak, że klub nie jest zainteresowany zorganizowanym ruchem kibicowskim. Klub nawet nie rozważa rozmów z kibicami i udaje, ze problemu nie ma. Mówiąc, że konflikt nie istnieje, prezes Miklas pokazuje jak bardzo nie liczy się z kibicami i jak niepoważnie ich traktuje. Także tych nieprotestujących. Ciężko w takiej sytuacji o powrót do normalności" - wyjaśniają.

Do tej pory nie doczekaliśmy się żadnych rozmów na linii SKLW - KP Legia, co jest o tyle dziwne, że zgodnie z zapisami Ekstraklasy klub ma obowiązek współpracować z oficjalnymi Stowarzyszeniami Kibiców. KP Legia jednak podważa te zapisy, twierdząc iż nie wiadomo jakie stowarzyszenia można uznać za "oficjalne". Po niechlubnych wydarzeniach wileńskich klub chciał stworzyć własny Klub Kibica - do tej pory ten pomysł pozostaje jednak jedynie na papierze. Wydaje się więc oczywistym to, że SKLW jest jednym naturalnym partnerem do współpracy, bo przecież zostało oficjalnie zarejestrowane w Sądzie Rzeczpospolitej Polskiej.

KP Legia sugeruje, że SKLW nie jest reprezentacją wszystkich fanów. To oczywiście racja i jest to całkowicie normalne - każda działająca organizacja ma swoich zwolenników i zaciekłych przeciwników. To jednak właśnie ze Stowarzyszeniem ściśle współpracują wszystkie grupy kibicowskie na Legii, w tym także "Nieznani Sprawcy", i z całą pewnością są to grupy od lat organizujące życie kibicowskiej społeczności na Legii. Twierdzenie, że SKLW reprezentuje "małą grupkę" jest więc nieprawdą i spłyceniem problemu.

Kością niezgody pomiędzy klubem a kibicami są również wyjazdy. Od początku sezonu 2007/08 KP Legia nie zamawia wejściówek dla kibiców na mecze rozgrywane poza Warszawą. Mimo to fani pojawili się na 6 z 8 ligowych obiektów. O tym, że w tej rundzie będzie podobnie, przekonał wyjazd do Grodziska Wielkopolskiego, na który udało się ponad 700 fanów stołecznej drużyny.

W Internecie coraz częściej pojawiają się komentarze w stylu "poczekajmy do pierwszego pucharowego meczu...". Nie nastraja to optymistycznie nikogo.
"Rozważamy wszystkie warianty rozwoju sytuacji. Jesteśmy w stałym kontakcie z departamentem bezpieczeństwa UEFA. W najgorszym wypadku - gdy nie będziemy mieli pewności, że jesteśmy w stanie zachować porządek na trybunach – podobnie jak w Polsce, nie będziemy organizować grupy kibiców wyjeżdżających na mecz. Mam pewność, że możemy tak zrobić. Chociaż oczywiście jest to wyjście ostateczne" - mówi Leszek Miklas.

Z kolei SKLW odpowiada: "Wróćmy do sytuacji przed meczem z Vetrą. To SKLW było wcześniej w Wilnie i swe spostrzeżenia o niebezpieczeństwach, o przewidywanej ilości widzów, 'raportowało' KP Legia. Prezes Miklas w czasie tych rozmów twierdził, że go to nie obchodzi, bo 'są wakacje', i że to wszystko nie ważne – przerzucając odpowiedzialność na kibiców. Po tym co się stało był jednak w pierwszej linii oskarżycieli - popełniając przy okazji pomówienie, o co został przez SKLW pozwany. Ten sam człowiek w wywiadzie twierdzi, że klub szuka wyjścia, by w meczach pucharowych nie brać odpowiedzialności za kibiców - innymi słowy znów umywać ręce".

Stowarzyszenie sprzeciwia się także zakazom stadionowym nałożonym na osoby przygotowujące oprawy.
"Z zakazami stadionowymi dla tzw. ultrasów to zwykła wymówka. Z kilkudziesięciu osób, które robiły oprawy tylko trzy mają zakazy. A magazyn na flagi jest cały czas do dyspozycji ludzi organizujących oprawy. Powiem więcej – w tym magazynie nadal są szturmówki, które na mecze hokeja czy siatkówki są wyjmowane, a po meczach zwracane przez osoby organizujące oprawy. Jak pokazali bywalcy Żylety, można bez tej trójki [bez ultrasów, którym dano zakazy - przyp. red] głośno dopingować, i jak trzeba korzystać z pomieszczeń na flagi. Wszystko jest kwestią dobrej woli" - mówił na łamach oficjalnej strony prezes Legii.

"Wbrew klubowej propagandzie nie chodzi o jedną, pięć czy dwieście osób. Najpierw starano się pokazać, że protest to 'bandyci z Wilna'. Potem, że to tylko niewielka grupka (choć na Litwie ponoć były 'hordy chuliganów'), następnie, że SKLW, a ostatnio, że 'Żyleta'. Mamy nadzieję, że działacze w końcu dostrzegą, iż protestuje dużo szersza grupa i że chodzi o prawa kibiców ze wszystkich trybun. Prezes Miklas w wywiadzie powiedział o zakazach dla 'Nieznanych Sprawców', że 'bez tej trójki można dopingować'. To jest podważanie jedności i wartości, jakim hołdują kibice! Czyli co - mamy tamtych zostawić? Idiotów z Wilna zostawiamy i nie oni nas interesują w tym proteście. Walka o niezależność i jedność ruchu kibicowskiego, w który klub wbija wciąż szpile, próbuje kneblować i przypina kłamliwe łatki, jest tu priorytetem. Toteż osoby, które niejednokrotnie poświęcały się i poświęcają dla Legii i kibiców, nie zostaną odrzucone, bo klub traktuje ich jak trędowatych. Pracownicy klubu, którzy mówią o tym, że 'kibice są wspaniali' to ci sami, którzy ich dzielą na lepszych i gorszych, a linia tego podziału przebiega w sposób dowolny i dążący do eliminacji niezależnego ruchu kibicowskiego" - odpowiadają kibice z SKLW.

Część obserwatorów konfliktu twierdzi, że protest powinien przebiegać w innej formie. Że obecny brak dopingu niczego dobrego nie przynosi, a wręcz szkodzi. O doping prosił między innymi trener Urban. "My nie mamy telewizji i zaprzyjaźnionych koncernów medialnych, w których moglibyśmy informować o nas, naszych celach, naszych działaniach. Dla nas momentem i miejscem zamanifestowania jest mecz. Świadomie, choć z bólem, zrezygnowaliśmy z części naszego 'rzemiosła' i dzięki temu widać, że coś jest nie tak. Mamy się dostosować do uśmiechu prezesa Miklasa i śpiewać udając, że nic się nie stało? Nasza forma protestu ma oczywiście swoje wady i zgadza się, że dla niektórych brak śpiewu może być męczący - mnie też momentami męczy, ale nie śpiewam. I to nie dlatego, że mi ktoś kazał - wbrew propagandzie KP Legia nie ma na stadionie 'szwadronów antydopingowych'. Ja po prostu wiem, że w ten sposób manifestuję swoją niechęć do polityki i działań KP" - odpowiada w imieniu protestujących kibiców Karol Nowakowski "Pjus".

Dla klubu drugorzędnym jest "domniemanie niewinności", na które z kolei powołują się kibice. "Gdyby wyroki sądów zapadały w tych sprawach w Polsce w ciągu 24 godz., wówczas nie byłoby problemu. Jednak procedura orzeczenia o winie lub braku winy obwinionego trwa czasami latami. I gdybyśmy w każdym wypadku czekali na wyrok sądu, to taka osoba byłaby w stanie w czasie procesu jeszcze wielokrotnie złamać regulamin stadionu. Niestety ze względu na bezpieczeństwo innych kibiców - zakładając, że taka osoba z dużym prawdopodobieństwem znów zachowa się podobnie - musimy wydawać prewencyjnie takie zakazy" - twierdzi Miklas.

Tymczasem przed sądem już kilka miesięcy trwa sprawa "Starucha", który został uznany za osobę niepożądaną za odpalenie racy. Przed sądem zeznawali już Stefan Dziewulski, Jarosław Ostrowski i Leszek Miklas. Zeznania obu stron są sprzeczne. Kibice twierdzą, że klub w rozmowach zezwalał na odpalanie rac na kilku meczach, z kolei zarząd wypiera się tego. Taka sytuacja powoduje, iż sędzina ma sporo wątpliwości i nawet na wczorajszej rozprawie nie została podjęta decyzja w sprawie "Starucha". Kolejne posiedzenie odbędzie się dopiero w kwietniu.

Wiadome jest jedno - kibice nie zamierzają zrezygnować z walki o swoje prawa. "Będziemy starali się ochronić wizerunek kibiców Legii, nim KP Legia wmówi wszystkim, że ruch kibicowski na Legii to samo zło. Będziemy kontynuować te akcje, które prowadziliśmy dotychczas, o których możecie przeczytać na sklw.pl. Będziemy również starali się, aby kibice mogli normalnie funkcjonować zarówno na obecnym, jak i nowym obiekcie" - obiecują sympatycy z SKLW.





REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.