REKLAMA

M jak Miklas

Qbas - Wiadomość archiwalna

Trwa telenowela z Legią w roli głównej. Jak w każdym tego typu serialu, są wzloty i upadki. My przeżywamy akurat solidne dołowanie. W opinii kibiców jest też odpowiedzialny za tę sytuację czarny charakter. W tej roli świetnie odnajduje się prezes KP Legia – Leszek Miklas. Czy słusznie jest odsądzany od czci i wiary?

Na początku trzeba stanowczo podkreślić jedno. Pan Miklas to człowiek związany z ostatnimi sukcesami klubu. Prezesował w roku 2002, był też współtwórcą mistrzostwa w 2006 r. Tego nie sposób mu odmówić. Pytanie tylko, na ile są to jego zasługi?

Gdy po raz pierwszy przyszedł na Łazienkowską, miał opinię młodego, zdolnego i rzutkiego menadżera, który wyciągnie Legię z zapaści finansowej. Tymczasem okazało się, że klubowa rzeczywistość negatywnie zweryfikowała wspomniane zdolności menadżerskie Miklasa. Prezes za wygranie ligi obiecał zawodnikom bardzo wysokie premie. Klub nie był w stanie podołać takiemu obciążeniu i po prostu nie wypłacił pieniędzy zawodnikom. Mistrzowska drużyna szybko się rozpadła. Liderzy drużyny odeszli (Karwan, Czereszewski), a razem z nimi zniknęła forma. Piłkarze grali słabo i jednocześnie grozili strajkiem, domagając się zaległych premii. Kibice się wściekali, a władze klubu wykorzystywały niezadowolenie fanów, próbując zastraszać nimi zawodników. To do reszty zepsuło atmosferę. Rządzący klubem Pol – Mot szybko znalazł winnego sytuacji i zmienił prezesa. Miklas jednak nie stracił rezonu. Wkrótce został dyrektorem wykonawczym dopiero co powołanej do życia Ekstraklasy S.A. Na Łazienkowską wrócił w 2005 r., już za rządów ITI. Na początku jako dyrektor zarządzający. Przez dwa lata był w cieniu znienawidzonego prezesa Piotra Zygo i dla kibiców stanowił jego alter ego. Gdy władze koncernu zdecydowały się na zamianę drugiego na pierwszego, wśród większości kibiców zapanowała radość. Zapomnieli, że prezes początek swojej pierwszej kadencji miał nieszczególny, gdyż zaczął od poważnego konfliktu z kibicami. Dość szybko pan Leszek dogadał się jednak z "bandytami" i "dilerami". Tak na marginesie: był to tłusty okres dla ruchu ultras, a prezes nie mógł nachwalić się warszawskiej publiczności. No i wkrótce okazało się, że sceptycy mieli rację. Zaczęło się od bandyckich wydarzeń w Wilnie. Władze klubu, zwalczające zorganizowany ruch kibicowski na Legii, dostały do ręki prezent od losu w postaci potężnych argumentów przeciwko sympatykom. Prezes błyszczał w mediach. Zapowiadał wyłapanie winnych, zindywidualizowanie odpowiedzialności i w związku z tym apelował do legijnych wortali o udostępnienie zdjęć bandytów. To było w lipcu. Część kibiców dało się złapać na propagandę władz klubu i uwierzyło, że rzeczywiście Legia pociągnie winnych do odpowiedzialności cywilnej. Tymczasem jest marzec, a jeśli chodzi o kary, to mamy znane powszechnie sprawy wydania zakazów stadionowych za łamanie regulaminu organizacyjnego na stadionie Legii i tak poważne "przestępstwa" jak naruszanie przepisów ustawy o bezpieczeństwie imprez masowych - zakaz wnoszenia i posiadania na imprezie masowej środków pirotechnicznych. Na temat faktycznych przestępców na razie cicho sza. Jak się okazało, to był tylko początek pseudo - popisów naszego prezesa. Na trybunach rozpoczął się protest. "Żyleta" milczała, przebudzając się od czasu do czasu, na "Krytej" pojawiła się, oczywiście "spontanicznie", orkiestra mająca zagrzewać kibiców do dopingu. Fani byli obrażani ze wszystkich stron w mediach, a pan Miklas udawał, że nie dostrzega problemu. Wreszcie odezwali się piłkarze i trener, którym po prostu brakowało wsparcia trybun. Prezes obiecał, że sprawę załatwi w trakcie przerwy zimowej. Kluczowe jest tutaj słowo "załatwi". Otóż czytając te słowa wnioskowaliśmy, że zostaną podjęte negocjacje z wyklętymi przedstawicielami fanów – SKLW. Tymczasem Leszek Miklas rozwiązanie sprawy widział we wcześniejszym rozpoczęciu wyburzania trybun pod budowę nowego stadionu, a tym samym pozbyciu się kłopotliwej publiczności. Prawda, jakie to proste? Plan się jednak nie powiódł i wciąż mamy status quo.

Jakby tego wszystkiego było mało, zaczęli zawodzić piłkarze. Strategię budowy zespołu krytykowano już wiele razy. Prezes skutecznie firmuje hasło swego pryncypała: "jedzmy łyżką a nie chochlą". Sukcesywna wyprzedaż najlepszych zawodników w połączeniu z zastępowaniem ich mierną młodzieżą ma dać oszczędności (nawet 9 mln euro zysku z letnich transferów!) podobno niezbędne do budowy stadionu i przynieść sukcesy sportowe w dalszej perspektywie. Problem w tym, że aby zapełnić nowy obiekt, potrzebne są właśnie wyniki, bowiem ta publiczność, która teraz wiernie przychodzi, jest niemile widziana. A powodzenia w rozgrywkach nie gwarantują "młode orły", z których jeden kopie siebie albo przeciwników po głowie, drugi sam nie wie czy jest napastnikiem, a trzeciego, ponoć piekielnie utalentowanego, nikt jeszcze w Warszawie nie widział i nie wiadomo, czy w ogóle zobaczy. Jak słusznie powiedział Sylwester Czereszewski: "Kibiców w Warszawie nie obchodzą młode talenty, ale wynik, jaki drużyna ma osiągnąć, czyli mistrzostwo Polski". Tymczasem w trzech ostatnich meczach Legia zdobyła tylko 3 punkty, tracąc tym samym szansę na walkę o pierwszą lokatę. Owszem, sztab trenerski źle przygotował piłkarzy do rundy rewanżowej, ale prawda jest też taka, że na walkę o choćby puchary nadaje się raptem może 13 zawodników. Skoro krztusimy się jedząc łyżką, to może warto by jednak zaaplikować solidną dawkę "pokarmu" za pomocą chochli?

Oczywiście Leszek Miklas jest wykonawcą polityki właściciela klubu. Ale nie tylko. On też kreuje naszą rzeczywistość. Patrząc obiektywnie, nie wychodzi mu nic, co powinno udawać się prezesowi takiego klubu jak Legia. Jest współwinny porażki w walce o mistrzostwo, nie zdołał doprowadzić do rozliczenia winnych zajść w Wilnie, że nie wspomnę już o niepowodzeniach na polu finansowym (sprawa praw telewizyjnych). Najbardziej jednak smuci, że pod jego wodzą (i jego przełożonych) nie widać perspektyw na lepsze jutro dla klubu. Najpierw obiecywano nam Ligę Mistrzów po 3 latach od zainwestowania w klub, teraz w ogóle mówi się o zdobyciu mistrzostwa w bliżej nieokreślonej przeszłości. I tak trwa ta nasza smutna telenowela...

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.