REKLAMA

Wrogowie ludu

Lolek - Wiadomość archiwalna

Przyznam szczerze - jestem tak zmęczony sytuacją w jakiej się znaleźliśmy, że kolejne wydarzenia, pogłębiające dół w jakim tkwimy, spływały po mnie jak woda po kaczce. Do czasu. Listy proskrypcyjne - bo trudno nazwać inaczej słynne listy określające kto może kupić karnet na dowolnie wybrane miejsce, a kto będzie siedział na "elitarnym" sektorze wybrańców jaśniepańskiego zarządu - po prostu przelały czarę goryczy. Wcześniej nie udało to się ani Miklasowi, bełkoczącemu w zachodniej telewizji, że ma na trybunach cały pułk nazistów, ani Dziewulskiemu, który tak pięknie wdrażał w klubie metody żywcem wyjęte z czasów, kiedy zaczynał wspaniałą karierę w resorcie.
Tym razem było inaczej. Być może dlatego, że to co się stało, dotknęło moich kolegów - ludzi których dobrze znam. Swego czasu tworzyliśmy grupę, która postawiła sobie za cel, żeby mecze Legii były prawdziwym, kibicowskim spektaklem. Teraz, gdy nasza działalność jest już historią, nadal trzymamy się razem, tyle że z pozycji zwykłych oglądaczy piłki, jakich jest na naszym stadionie wielu. Nie mam pojęcia komu i z jakich powodów zależało, aby i te wspólne przeżywanie meczów Legii również przeszło do historii. Cała historia trąci na kilometr Orwellem. Tajemnicza lista, na której się znajdują nazwiska osób "wyróżnionych". Nikt nie wie kto ją pisał, nikt też nie zna klucza, na podstawie którego została stworzona. Wiadomo natomiast jak działa, bo odczuliśmy to na własnej skórze. Jeżeli na niej jesteś, zapomnij o tym, że będziesz siedział tam gdzie chcesz. Dla takich jak ty zostało stworzone specjalne miejsce, abyś nie psuł powietrza w innej części stadionu. Wspomniałem o Orwellu, ale mi te metody kojarzą się z czymś innym. To dość osobiste, ale nie sposób się do tego nie odnieść. Część mojej rodziny latem 1939 roku trafiła z Warszawy na Kresy. To miała być bezpieczna przystań na czas wojny, którą czuło się wtedy w powietrzu. Tymczasem te tereny stały się częścią sowieckiego raju, gdzie panem i władcą został azjatycki barbarzyńca z budzikiem na sznurku. Władza ludowa bardzo szybko wdrożyła nowy porządek. Polegał on między innymi na tym, że moją prababcię wraz z dwójką dzieci NKWD zabrało do folwarku oddalonego o dobrych kilka kilometrów od miasteczka. Przebywało w nim kilka innych polskich rodzin - inteligentów, chłopów, którzy w nowej nomenklaturze zostali kułakami, urzędników. Wszyscy zostali przymusowo osadzeni, z bezwzględnym zakazem opuszczania miejsca zamieszania bez rozkazu czerwonych komisarzy. Każdy z nieszczęśników zadawał sobie pytanie: dlaczego akurat oni, spośród kilku tysięcy okolicznych Polaków? Okupanci mieli na to gotową odpowiedź - aby wszyscy wiedzieli kto zacz, przybito do domu deskę, na której politruk napisał wołami: "WROGOWIE LUDU". Dziś tą samą deskę można śmiało przybić na sektorze F trybuny krytej, gdzie w przyszłym sezonie zasiądą wybrańcy zarządu. Wielu z Was zapewne powie, że to przykład skrajny, mocno przerysowany i nie mający nic wspólnego z obecną sytuacją. Być może macie rację. Nic jednak nie poradzę, że ja na to patrzę z nieco innej perspektywy. Dla mnie to kolejny motyw walki z mitycznymi wrogami, który nawiązuje w swojej symbolice do poprzedniego systemu. Na studiach mocno interesowałem się takim zagadnieniem, jak propaganda w systemach totalitarnych. Obserwując wojnę podjazdową pomiędzy klubem, a środowiskiem kibicowskim skupionym wokół SKLW z niemałym zdziwieniem zauważyłem, że strona klubowa buduje swoją strategię PR-ową, opierając się na modelu który do złudzenia przypominał motyw jedynej, słusznej linii partii. I tak mieliśmy do czynienia z władzą, która jest nieomylna i która ma za sobą szerokie masy prawdziwych kibiców. Jej przeciwnikiem jest garstka warchołów, mikrych liczebnie, ale za to głośnych. To niewdzięcznicy, którzy ośmielają się krytykować istniejący porządek. Mało tego, knują jak go obalić siłą! Ale niech warchoły mają się na baczności - jeżeli kiedykolwiek podniosą rękę na władzę, to władza im tą rękę utnie! To prosta droga do przedstawienia świata w sposób dwubiegunowy - albo nas bezwarunkwo popierasz, albo jesteś rzeczonym warchołem. Na trzecią, środkową opcję, nie ma tutaj miejsca.

Nie jest żadną tajemnicą, że w swojej firmie Mariusz Walter ma status półboga, któremu nie wolno się sprzeciwiać, a zwykły śmiertelnik powinien się do niego zwracać z pochyloną głową. Na Legii spotkał się z sytuacją, która jest dla niego totalną nowością. Spodziewał się, że owacje, które kibice zgotowali mu na pamiętnym spotkaniu w klubie, nie będą milkły nigdy, a wchodząc na stadion będzie kroczył po dywanie z kwiatów. Zamiast tego ma koncert obelg, którego repertuar stale się rozszerza i co tu dużo mówić, radykalizuje. A że każda akcja rodzi reakcje, stąd mamy dociskanie śruby - zamknięcie siedliska reakcji, czyli "Żylety", czy też nowy rodzaj selekcji na trybunie krytej. Celem jest zadowolenie wodza, aby widział wokół siebie wyłącznie szczęśliwych ludzi, którzy będą mu wyrażać wdzięczność za zaprowadzenie ładu. Chciałbym mieć taką wiarę w ludzi, jaką ma mój serdeczny kolega, Wiktor, który w tekście opublikowanym na łamach "LL", ma nadzieję że wszystkie legijne skandale ostatnich miesięcy, dzieją się bez wiedzy Mariusza Waltera. Owszem, architektami większości pomysłów są przyboczni z KP Legia, ale ostateczna decyzja zawsze należy do wodza.

Nie mam pojęcia jaki jest cel tego wszystkiego. W oświadczeniach klubu przewija się motyw bezpiecznego i przyjaznego stadionu, ale co to za przyjazny stadion, gdzie kibic jest traktowany jako potencjalny bandyta? Czym zawinili moi koledzy, że trafili na czarną listę? Nikt tego głośno nie powiedział i nie powie - rozsiewanie niepewności na pewno wzbudzi niepokój wśród potencjalnych wrogów ludu. Mechanizm myślenia jest prosty - skoro zagieli na nich parol, to kiedyś może przyjdzie kolej na mnie? Świetna strategia, która tłumaczy dlaczego ubiegając się na stanowisko dyrektora to spraw bezpieczeńśtwa, trzeba się wykazać umiejętnością korzystania z policyjnej pały. Im ktoś wcześniej zaczynał praktykować, tym ma większe szanse na angaż. Tyle że ten chytry plan nie rozwiąże obecnej sytuacji, za to wcześniej czy później doprowadzi do radykalizacji nastrojów, które tłumione idiotycznymi nakazami i zakazami, wybuchną w którymś momencie ze zdwojoną siłą. Ludzie związani z KP Legia i ITI niezmiennie powtarzają, że ich celem jest budowa Wielkiej Legii. Kiedyś sam w to mocno wierzyłem, dzisiaj jestem od tego bardzo daleki. Wielkiego klubu nie mogą zbudować mali ludzie. Wielkiego klubu nie buduje się podłymi metodami.

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.