REKLAMA

Kątem oka - 34. tydzień z głowy

Qbas - Wiadomość archiwalna

Tydzień, jakich wiele, został wreszcie zwieńczony sukcesem. Legia wygrała pierwszy mecz w lidze, niemiłosiernie męcząc grą siebie i obserwatorów. Zwycięzców się ponoć nie sądzi, nawet jeśli nie idzie mecz z najsłabszą w lidze Jagiellonią. Tak czy owak mamy trzy punkty na koncie. To cieszy, a martwi postawa części trybun. Dużo rozumiem, ale niedzielnego zachowania nie pojmuję. Radović strzela gola, a z trybun dobiega "ITI spier...!". Istny paradoks. W samym tygodniu działo się niewiele, ale nie na tyle mało by o tym nie wspomnieć.
Poniedziałek to lizanie ran po Wodzisławiu. Prasa nie zostawiła suchej nitki na naszej drużynie. To zresztą było do przewidzenia, bo niby czemu oszczędzać bylejakość? Tym razem obyło się bez dodatkowych tłumaczeń naszych pupili. No bo na co mogli zrzucić winę? W poniedziałek doczekaliśmy się też debiutanckiego gola Mikela Arruabarreny. "Arru" sieknął bramkę Odrze Wodzisław w rozgrywkach Młodej Ekstraklasy. Jak donoszą nasi korespondenci, był to gol a`la Chuck Norris, czyli kopniak z półobrotu. Niestety, nasza radość okazała się krótkotrwała, ale o tym później.

We wtorek mogliśmy przeczytać wywiad z członkiem rady nadzorczej KP Legia Pawłem Kosmalą. Władze klubu wyraziły swoje zaniepokojenie postawą zespołu. Z rozmowy dało się wywnioskować, że trener Urban nie jest już uważany za rycerza bez skazy i nieograniczone zaufanie do szkoleniowca przestaje być... nieograniczonym. Trudno się dziwić zaniepokojeniu władz, zważywszy, że mimo początku sezonu, cele postawione przed Legią wydają się być mało realne. Zwłaszcza jeśli chodzi o awans do fazy grupowej Pucharu UEFA. Tymczasem, Inaki Descarga się przygotowuje i podobno osiągnie wysoką formę "już" za miesiąc. Miejmy nadzieję, że do tego czasu nie wszystko będzie "już" posprzątane. Tego samego dnia Jan Urban złożył... samokrytykę. Na łamach jednego z dzienników sportowych posypał głowę popiołem i wziął winę na siebie. Poruszył też temat zgoła nieprzyjemny dla pana dyrektora sportowego "Walizki". Oświadczył, że Hiszpanie nie będą grać tylko dlatego, że są Hiszpanami. A co tam!? Taki delikatny pstryczek w nos "Franka".

Po wtorku mamy zazwyczaj środę. Tak też stało się tym razem, choć informacje ze środowego poranka mogły sprawić, że można było zupełnie stracić poczucie rzeczywistości. Otóż, wg dziennikarzy "Przeglądu Sportowego" Legia interesowała się pozyskaniem piłkarza Patmore Shereniego, obywatela Zimbabwe. A teraz najlepsze. Pan Patmore reprezentuje Wisłę Ustroniankę, klub ligi okręgowej. Nie wiem czy można wierzyć tym doniesieniom, ale wolę się dwa razy uszczypnąć i na wszelki wypadek... popukać w głowę. Dowiedzieliśmy się także, że miasto chce zafundować nam stadion, choć umowa z ITI ma zostać zmieniona. Jakże to szlachetne zapewnienia polityków, czyżby zbliżały się jakieś wybory? A już poważnie: sesja rady miasta odbędzie się 28.08. Trzymamy za słowo, (bardzo) drodzy radni.

Czwartkowym newsem była wypowiedź dyrektora Trzeciaka. Pan Mirosław stwierdził, że niczego nie żałuje, że wierzy w "Arru", że ma cierpliwość do pozyskanych graczy i pieniądze na kolejne transfery. Co ważne, jego zdaniem poprawa relacji z kibicami musi rozpocząć się od lepszej postawy piłkarzy. Gdyby każdy zaczynał poprawę sytuacji od siebie, to może doczekalibyśmy się wreszcie jakiegoś konsensusu. A tymczasem okazało się, że kop z półobrotu zdał się na nic. Legia została ukarana walkowerem za mecz w Młodej Ekstraklasie z Odrą, bo ktoś tam nie doliczył, że na boisku biega czterech obcokrajowców, a może jedynie trzech. No i cały wysiłek Arruabarreny poszedł na marne. Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło. W niedzielę trafił ponownie w Białymstoku i nikt już nie zarzuci mu, że nie umie strzelać goli. Żeby nie było, nie tylko on wraca formy. W jej poszukiwaniu cały zespół wyjechał na przedmeczowe zgrupowanie do Miedzeszyna. Przy piwku i kiełbasce ekipa rozwiązywała swoje kłopoty. Podobno pracowano zwłaszcza nad problemem "niemego kina" na boisku. Zawodnicy mieli nauczyć się pokrzykiwać na siebie. Cóż, rzeczywiście na pierwszoligowym poziomie jest to pożądana umiejętność.

W piątek piłkarze wrócili zadowoleni, by ponownie na dzień wyjechać. Ciekawa koncepcja. Widocznie piwko i kiełbaska posmakowały. Na przedmeczowej konferencji trener Urban przyznał, że najlepszym lekiem na kryzys jest wygrana z Jagiellonią. Czyli nihil novi. Poza tym było nudno i z przyjemnością doczekaliśmy się soboty.

Z rana doszły nas wieści, że wygasło zainteresowanie Legii obrońcą Korony Kielce - Brazylijczykiem Hernanim. A wszystko przez cenę. 300 tys. euro to faktycznie dość dużo za faceta z II (czyli I) ligi. Dowiedzieliśmy się też, że kurację odwykową w szwajcarskim Sionie chce przerwać Kamil Grosicki. "Grosik" zagrał tam dwa dobre mecze na krzyż, no i trener miał prawo się wkurzyć. Podobno Jagiellonia kusi Legię ofertą wypożyczenia Kamila. Swoją drogą, w Białymstoku też można dobrze w nocy poszaleć w kasynach o czym świadczą młodzieńcze przygody Marka Citki. A z ciekawostek warto dodać, że Śląsk Wrocław z gracją czołgu odprawił niedawnych pogromców "wojskowych" Odrę Wodzisław, wygrywając 4-0.

No i nadeszła niedziela, która wreszcie była dla nas. Legia wprawdzie zagrała słabo, ale mimo tego właściwie przez cały mecz miała przewagę. Nasi gracze byli jednak nieskuteczni, co mogło się źle skończyć, gdyby goście wykorzystali jedną ze swych szans. Najciekawsze nastąpiło jednak kilkadziesiąt sekund przed zdobyciem pierwszego gola. Otóż jego strzelec, Miroslav Radović podążał dostojnym krokiem od połowy boiska. Nie przestał dreptać nawet na moment, aż wreszcie dotarł do pola karnego. Po chwili dostrzegł piłkę, nabrał rozpędu i sprytnie umieścił ją w siatce. I proszę, jak niewiele wysiłku potrzeba dobremu zawodnikowi by osiągnąć sukces;) Warto jeszcze wspomnieć o sytuacji na trybunach. W biuletynie "Tylko Legia" zarzucano władzom klubu, że nie zależy im na porozumieniu. Ale co powiedzieć o prymitywnym zachowaniu części kibiców? Jeśli ponowne bluzganie na ITI jest krokiem ku normalności, to ktoś zwariował. A najlepszym podsumowaniem tego wszystkiego jest frekwencja. Obie strony swym oślim uporem doprowadziły do tego, że na mecz Legii przychodzi 3 tys. ludzi.

Jak się okazało, po fatalnym poprzednim tygodniu ten był nieco lepszy pod względem sportowym. Obyśmy w bieżącym mogli cieszyć się tendencją wzrostową. Najlepiej już od meczu w Moskwie.


przeczytaj więcej o:
REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.