REKLAMA

Kątem oka - 38. tydzień z głowy

Qbas - Wiadomość archiwalna

Ostatnio dużo się działo, zwłaszcza od pamiętnego 9 września. Ubiegły tydzień należał jednak do spokojniejszych. Najważniejszą wiadomością była oczywiście uchwała warszawskich radnych, przyznająca dodatkowe pieniądze na budowę stadionu Legii. Powodów do radości dostarczyli też piłkarze, wygrywając czwarty mecz z rzędu, na niełatwym terenie przy ulicy Kałuży w Krakowie. Natomiast wszystko zaczęło się od...
... poniedziałku. Ten jednak był wyjątkowo nudny. Ot, doniesienia typowo plotkarskie o golu Takesure`a Chinyamy dedykowanym córeczce Dicksona Choto, czy informacyjne o biletach, występach wypożyczonych. Dobrze, że nie każdy dzień jest taki...

Na szczęście poniedziałek szybko się skończył i mogliśmy poczytać wtorkowe newsy. Zaczęło się od wypowiedzi telewizyjnego eksperta (a raczej "eksperta") Grzegorza Mielcarskiego. Ów tuz piłki kopanej (8 goli dla FC Porto przez 4 sezony...) na łamach jednego z dzienników ogłosił kolejną prawdę objawioną "Bez wsparcia kibiców gra się ciężko". Trudno zrozumieć po co prosić o komentarz kogoś, kto nigdy nie ma nic ciekawego do powiedzenia.
Ponadto okazało się, że właściwie do końca rundy jesiennej nie zobaczymy Inakiego "Jeszcze nie jestem gotowy do gry" Descargi. Naprawdę szkoda tego zawodnika, bo jak na razie w Warszawie ciągle ma pod górkę. Nie zdążył jeszcze zagrać w meczu, a stał się tu i ówdzie obiektem drwin.

W środę powrócił temat bumerang: dlaczego Robert Lewandowski trafił do Lecha, a nie do Legii? Jan Urban przytomnie wspomniał, że jego zespół gra jednym napastnikiem i jest nim Chinyama. Pytanie jednak, czy lepiej w rezerwie mieć hiszpańskie objawienie Młodej Ekstraklasy, ledwie 25 - letniego Mikel Arruabarrena czy napastnika reprezentacji Polski? Ponadto klasowe wydaje się, że zespoły potrafią grać w różnym ustawieniu, np. z dwoma napastnikami, ale co tam się będę wymądrzał. W końcu ograliśmy już takie potęgi, cokolwiek ogórkowej proweniencji, jak Górnik, Jaga, Arka i Cracovia! Espana Ole!
Pozostało zatem ziewnąć i wziąć się za czytanie słów wypowiedzianych z jakże drogich nam ust. W wywiadzie dla Polskiego Radia Leszek Miklas robił to, co wychodzi mu najlepiej: udawał głupiego. Facet, który prezesował już 7 lat temu, w czasach, gdy Legią podobno rządzili kibice, teraz bajdurzy o tym, że nie rozumie ich działań. Prezes "Łubudubu" węszy też spisek. W skrócie wychodzi na to, że kibice chcieli zostać zatrzymani przed meczem na Konwiktorskiej, w celu wywołania burzy medialnej, a tym samym zablokowania budowy nowego stadionu. Chytrze podkreślił też, że nie jest zwolennikiem spiskowej teorii dziejów. Majstersztyk. Na zasadzie "Coś wiem, ale nic do końca nie powiem". Że też nasz pan Leszek nie został politykiem. Miejmy nadzieję, że jeszcze nie wszystko stracone. A tak a`propos: słyszeliście o takiej chorobie jak paranoja?

W czwartek dowiedzieliśmy się, że klubowy marketing leży i kwiczy. Jakoś trudno się temu dziwić. Klubowe "suweniry" są brzydkie, wybór jest mały, a wszystko jeszcze zohydza herb - koszmarek. Nic to w porównaniu do tego, że ci okropni kibice nie chcą kupować klubowej "Naszej Legii". Jakoś nikt nie wpadł na to, że skoro sprzedaż niezależnej "NL" sukcesywnie spadała, to nie można ograniczyć się jedynie do liftingu pisemka, już pod patronatem KP. Ale to już nie nasz problem.
Potem siedzieliśmy już jak na szpilkach, czekając na decyzję radnych. Wreszcie przyszły wyniki głosowania i ... będzie stadion! Co by nie mówić, to dobra wiadomość. Koniec z brudnymi krzesełkami na kupie gruzu, syfiastym cateringiem i obskurnym zapleczem.
KP Legia nie byłby jednak sobą, gdyby w tygodniu nie ośmieszył się jakoś. Tym razem okazało się, że Ekstraklasa SA ukarała klub walkowerem za mecz w Pucharze Ekstraklasy z Polonią. Znów ktoś źle policzył i na boisku hasało nieuprawnieni zawodnicy. Klask, klask, klask! Słowa dużego uznania. Dwa walkowery w ciągu miesiąca to nie lada wyczyn. Dobrze przynajmniej, że nikt już nie zabrał gola Arruabarrenie.

W piątek mile zaskoczył nas najtwardszy z twardych polityków. Tym razem głos dał Jarosław Kaczyński, brat wiadomo kogo i szef wiadomo czego. Kaczyński słusznie zaatakował metody policji i reakcję mediów. Ciekawe tylko czy równie gorliwie krytykowałby całą sytuację, gdyby wciąż zasiadał w fotelu premiera? Życie pokazuje, że trudno wierzyć w czyste intencje, zarówno wśród rządzących, jak i opozycji...
Piątek to jednak przede wszystkim mecz z Cracovią. Podopieczni Stefana Majewskiego mimo, że wloką się w ogonie tabeli, zapowiadali ostrą walkę z Legią. Z krakowskiego obozu napływały sygnały o pełnej mobilizacji i traktowaniu gry z "wojskowymi" jak drugich derby. "Craxa" miała też obawiać się przede wszystkim Sebastiana Szałachowskiego i Miroslava Radovića. Strach ma różne oblicza. Może paraliżować, dzięki czemu "Rado" swobodnie ogrywał Marka Wasiluka, albo powodować agresję, o czym na własnych nogach przekonał się Sebastian Szałachowski. Paweł Nowak złamał nogę legioniście po haniebnym ataku, będącym przejawem bezradności, bo krakowianin nie miał szans odebrać piłki warszawianinowi. W efekcie pozostaje tylko napisać: Sebastian, czekamy na Ciebie. Wracaj do zdrowia chłopie! Sam mecz w Krakowie był bez historii. Cracovia zwyczajnie położyła się przed Legią, zwłaszcza po utracie pierwszej bramki. Symbolem ich bezradności był gol Piotra Gizy, który strzela średnio raz na pół roku. Nasz pomocnik dostał piłkę na 25 metrze, rozejrzał się i ku swojemu zdziwieniu nie zobaczył żadnego obrońcy, który by mu przeszkadzał. Pan Piotr krzyknął "Eureka!" i postanowił strzelić. A, że Marcin Cabaj bardziej przypomina cyrkowca niż bramkarza to piłka zatrzepotała w siatce.

Sobota to tradycyjnie pomeczowe komentarze, ale cóż można powiedzieć ciekawego po gładko wygranym spotkaniu? Warto odnotować jedynie słowa Gizy, którego występ w Krakowie wyraźnie podbudował. Na stadionie "pasów" po raz drugi wśród warszawskiego sztabu szkoleniowego zasiadł psycholog Dariusz Parzelski, nowy pracownik klubu. Wprawdzie poprzednie doświadczenia zespołu z psychologami były dość komiczne (pamiętacie przygody "Vuko" z biedronką?), ale tym razem wsparcie specjalisty przynosi efekty.

Niedziela przyniosła wieści o propozycji zmiany godziny rozpoczęcia meczu w Pucharze Polski Wisła Płock - Legia. "Nafciarze" proponowali godzinę 19:47, co niby miało symbolizować rok założenia ich klubu. Czyżby chodziło o uczczenie obchodów 61, okrągłej, rocznicy?

P.S warszawianin - mieszkaniec Warszawy, warszawiak - potocznie mieszkaniec Warszawy ("Uniwersalny słownik języka polskiego" - prof. Stanisława Dubisz (red.), Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2003). Od radnych miasta wypada jednak wymagać posługiwania się poprawną polszczyzną, a nie potocznym słownictwem. Taka drobna różnica jak między "e - mail", a "mejl".


przeczytaj więcej o:
REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.