REKLAMA

Kątem oka - 43. tydzień z głowy

Qbas - Wiadomość archiwalna

Jes, jes, jes! - wyrwało się z serc naszych młodzieńczych i niewinnych po wspaniałym zwycięstwie Legii nad Wisłą. Zupełnie jak pewnemu politykowi, o "wyjątkowych" zdolnościach językowych… Był to najlepszy mecz Legii od dawna, a na pewno najbardziej emocjonujący w tym sezonie. Nie brakowało prawie niczego, co cechuje piłkarski klasyk. Prawie, bo znów na trybunach dominowały chamskie przyśpiewki i wulgaryzmy. Piłkarze tymczasem niewiele sobie z tego robili, walcząc na całego. Gwiazdą wieczoru okrzyknięto Janka Muchę, który czterokrotnie ratował nam skórę. Gdyby nie on, byłby to mecz Bartka Grzelaka - wreszcie grającego od początku i wreszcie będącego sobą.
W tym miejscu wypadałoby powiedzieć, że nie samym meczem z "lajkonikami" człowiek żył w ubiegłym tygodniu. Tyle, że … byłoby to kłamstwo. Nasz legijny świat kręcił się głównie wokół tego wydarzenia.

Tym razem tydzień zaczął się tak naprawdę we wtorek. Poniedziałek był niezwykle nudny i trudno wskazać cokolwiek godnego uwagi. Tymczasem wtorek przyniósł pierwsze wypowiedzi podgrzewające atmosferę przed hitem rundy. Najpierw nasz legendarny kapitan Leszek Pisz, jako faworyta wytypował warszawski zespół. Podkreślał również, że Wiśle będzie bardzo ciężko zdobyć bramkę, a zespołowo "wojskowi" są silniejsi. W podobnym tonie wypowiadał się również obecny lider z Łazienkowskiej - Maciej Iwański vel. "Centuś". Jego ostatnio w ogóle dobrze się słucha, bo na każdym kroku podkreśla, że Legia gra najładniej w Polsce. A to miód dla naszych uszu! "Iwan" wie, jak wkupić się w łaski kibiców, nie tylko na boisku.
Tego samego dnia przedpołudniem dowiedzieliśmy się, że koncern ITI przejmie CWKS Legia. Parę godzin później ITI nabyło majątek CWKS od syndyka. Tym samym, po dopełnieniu formalności notarialnych, ITI stanie się właścicielem czerwono - biało - zielono - czarnego herbu i historii Legii. Niektórzy, zwłaszcza miłośnicy wojen świętych, zadrżeli. Zobojętniali wzruszyli ramionami, a pozostali przyklasnęli, ciesząc się i radując z perspektywy powrotu do właściwego herbu.

Środa była już nieco spokojniejsza. W jednym z dzienników Cezary Kucharski leciutko sugerował, że to Legia wyjdzie zwycięsko z nadchodzącego pojedynku. A inny dziennik wziął się za opisywanie specyficznej sytuacji Aleksandara Vukovicia. Dowiedzieliśmy się, że Serb obraził się, bo wynegocjowaną na kontrakcie sumę dostał brutto, a nie netto. A nie gra, bo trener Urban, w perspektywie odejścia ex kapitana, dla dobra drużyny woli stawiać na innych, niekoniecznie lepszych. Wydaje się to być rozwiązaniem ze wszech miar słusznym. "Vuko" się gniewa i pewnie ma do tego powody, ale czy fochy to najlepsze rozwiązanie sprawy całej?

W czwartek nastąpił prawdziwy wysyp przedmeczowych wypowiedzi. Hitem były jednak dwie inne informacje. Przede wszystkim Legia Warszawa przegrała proces przed Sportowym Sądem Arbitrażowym w Lozannie (CAS). Klub został pozwany przez byłego legionistę Mirko Poledicę, który domagał się 120 tys. euro odszkodowania za jednostronne zerwanie kontraktu. Okazuje się, że sztuczki prawne klubowych prawników po raz kolejny nie przyniosły efektu. Na "krystalicznym" wizerunku właścicieli pojawiła się kolejna rysa. Sprawa Ouattary, Dariusz W., Paweł W. czy teraz perypetie z Poledicą zniesmaczają, nie mniej niż brak kultury niektórych kibiców.
Drugą sprawą budzącą kontrowersje była decyzja Komisji Ligi o dyskwalifikacji na dwa mecze Rafała Boguskiego. Zawodnik Wisły kopnął bez piłki rywala z Piasta Gliwice, czego nie zauważył arbiter. Decyzja wydawała się jedynie słuszną, ale nie dla wszystkich. Sam piłkarz trąbił na prawo i lewo o warszawskim spisku, który wyeliminował jego - futbolowego geniusza - z meczu rundy. Piski Boguskiego chętnie podchwycili przeciwnicy Legii i w Internecie zawrzało. Gdyby jeszcze Komisja wykluczyła z gry Pawła Brożka tudzież Clebera. Ale Boguski? Niektórzy chyba się troszeczkę pogubili w samouwielbieniu.

W piątek przedmeczowa gorączka systematycznie rosła, ale w zalewie porównań Legii z Wisły, Urbana ze Skorżą, Chinyamy z Brożkiem, Jasia z Małgosią, mogliśmy odnaleźć historię powracającą jak bumerang. Serial pod tytułem "Obraz piłkarza upadłego" z Kamilem "Ruletką" Grosickim najwyraźniej wrócił do ramówki. Tekst jednego z magazynów śmieszy, ale przede wszystkim przeraża głupotą "Grosika". Już w trakcie jego pobytu w Warszawie, wiedzieliśmy, że określenie "niezbyt lotny" jest w jego przypadku zbyt dalece idącą delikatnością. Szczyt bezmyślności osiągnął jednak w Szwajcarii podpisując napisany po francusku dokumentu, w którym Grosicki zrzekł się swoich zarobków do końca roku. Jednocześnie jednak kontrakt z klubem nie został rozwiązany i nadal obowiązuje. Dla niezorientowanych: Kamilek nie zna francuskiego, co bezczelnie wykorzystali działacze Sionu. Teraz w Legii drżą na myśl, że zawodnik wróci w styczniu do Warszawy i menadżer Mariusz "banki, banki" Piekarski rozpaczliwie szuka kogoś, kto zatrudni jego klienta. A tak po ludzku, niezależnie od wszystkiego, szkoda pogubionego chłopaka…Najbardziej chyba Jackowi Magierze…

Przedmeczowa sobota stała pod znakiem oświadczenia Stowarzyszenia, obficie komentowanego przez internautów. Nie wdając się w szczegóły wynikało z niego, że klub na dwa dni przed prestiżowym meczem z Wisłą, zaproponował drogę do rozwiązania sporu. SKLW postanowiło ofertę odrzucić, wykazując się rewolucyjną czujnością i przemówiło: "Właścicielom zależy tylko i wyłącznie na meczu z Wisłą Kraków, a nie na długofalowej współpracy z fanami. Na dzień dzisiejszy propozycję przedstawioną przez pana Pawła Kosmalę możemy więc potraktować jedynie w kategoriach "nieudolnej próby kupienia dopingu kibiców na meczu z Wisłą". Kibiców i dopingu kupić nie można. Miłość i doping dla Legii Warszawa jest w każdym z nas". Powodów do nieufności względem klubu jest cała masa, ale te zdania są tak idiotyczne, że właściwie niewarte komentowania. "Doping dla Legii jest w każdym z nas", wciąż nie wiem czy rechotać nieskończenie czy z politowaniem postukać się w głowę? Ciekawe czy w każdym z nas są również wieśniackie okrzyki, notoryczne bluzgi i beznadziejne 15-miesięczny uporczywe milczenie? Jeśli tak, to ja dziękuję, nie chcę być "nami".

Wreszcie doczekaliśmy się niedzieli, a jak niedziela to mecz, godny oczekiwań i tysięcy słów wypowiedzianych przed jego rozpoczęciem. Dobre piłkarskie widowisko, emocje i szczęśliwy finał. Grę właściwie każdy widział, więc nie ma sensu go opisywać. Warto tylko wspomnieć o przykrych incydentach na trybunach. To, że bluzgano na ITI, raziło. Ale to, że próby dopingu na Krytej były zagłuszane głośnym "ITI spier..." wkurzało. A przecież nikt nikomu nie miał zabraniać dopingu, zarówno słowem, jak i czynem. Żeby było ciekawiej, w drugiej połowie część kibiców z Krytej gwizdała, gdy inni obrażali właściciela. Naprawdę chyba czas najwyższy wyciągnąć z tego wnioski i przynajmniej się "ukulturalnić". Problem jednak w tym, że już nawet w SKLW nie ma jednolitego stanowiska, co do dalszych działań.

Ale co tam! Przynajmniej nasi piłkarze wreszcie potrafili o nas zadbać i wygraną niesamowicie poprawili wszystkim humory. Brawo!


przeczytaj więcej o:
REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.