REKLAMA

Jestem tylko piłkarzem, nie robotem

Roger Guerreiro, źródło: Polska the Times - Wiadomość archiwalna

Gdzie zgubił Pan formę? Dla reprezentanta Polski musi być wstydem, gdy trafia na ławkę rezerwowych?

Roger Guerreiro: To pytanie, na które odpowiadam ostatnio codzienne. Nie zapomniałem, jak się gra w piłkę. Wiem też, co to samokrytyka. Mam świadomość, że nie gram tak jak w poprzednim sezonie. Tylko proszę pamiętać, że nie przepracowałem z drużyną okresu przygotowawczego. Gdy Legia miała najmocniejsze treningi, ja byłem na urlopie w Brazylii. To przyczyniło się do spadku formy fizycznej. Ale na pewno nie technicznej, bo w tym względzie wciąż czuję się znakomicie. Jeżeli chodzi o ławkę rezerwowych, trzeba to przyjąć jak naturalną kolej rzeczy. Wiem, że jestem reprezentantem i że wymaga się ode mnie więcej. Ale bez przesady.



W ostatnią środę strzelił Pan bramkę w meczu z Irlandią. Trener Jan Urban mówi jednak, żeby się nie podniecać. Twierdzi, że w dwa dni formy odzyskać się nie da. Ile potrzebuje Pan czasu?

- Dobrze by było, gdybym wiedział. To pytanie należy zadać trenerowi od przygotowania fizycznego. Do końca rundy zostały tylko dwa mecze. Potem miesiąc urlopu, który spędzę z rodziną, i zgrupowanie. Chcę je bardzo mocno przepracować. Czytałem nawet ostatnio, że nie chce mi się grać. Bzdury. Zawsze gdy wchodzę na boisko, staram się pomóc drużynie.



Twierdzi Pan, że nie jest w formie, bo nie przepracował z drużyną okresu przygotowawczego. Pana nieobecność trwała przecież tylko dziesięć dni.

- Nie chodzi tylko o te dziesięć dni. Nie jestem robotem, który wchodzi na boisko i zawsze gra tak samo. Mnie też mogą zdarzyć się słabsze dni.



Kibice się martwią, bo jest Pan nie tylko graczem Legii, ale i reprezentacji Polski.

- Przecież mnie też zależy na tym, by dobrze grać. W meczach kadry nie było chyba najgorzej. Piłka to sport zespołowy. Nie wystarczy, że ja będę w dobrej formie. Nie wygrywa się meczów w pojedynkę.



A może to przyjście Macieja Iwańskiego spowodowało spadek Pana formy? Do tej pory to Pan był liderem. Teraz to Iwański jest gwiazdą.

- Nigdy nie uważałem się za lidera zespołu. To raczej prasa przydzieliła mi taką rolę. Przyjście Iwańskiego to bardzo pozytywny czynnik. Mogę się podzielić odpowiedzialnością. Jak jeden z nas ma gorszy dzień, może liczyć na drugiego. Fajnie mieć obok siebie kogoś takiego.



Po Euro 2008, mimo fatalnego występu reprezentacji, był Pan chwalony. Nie zjadła Pana pycha? Nie pomyślał Pan: oto świat staje przede mną otworem?

- Nie gram, by się promować. Teraz występuję w Legii i myślami jestem w Warszawie. W gazetach pojawiło się wiele nazw klubów, które podobno się mną interesowały. A prawda była taka, że nie wszystko to było zgodne z prawdą. Tak jak teraz: o moim ewentualnym wyjeździe mówi się niewiele. A może właśnie propozycje są.



A są?

- To był tylko przykład, że nie zawsze to, co się pisze, jest prawdą. Oficjalnie nie ma żadnych ofert. A nawet gdyby były, to na pewno w prasie nie będę się tym chwalił.



Jeden z tabloidów odkrył przyczynę spadku Pana formy: to wyjazd Pana dziewczyny do Brazylii.

- Tego rodzaju artykuły piszą osoby, które nie mają tematów i nie mogą sobie pozwolić, by zostawić w gazecie białą stronę. Dziewczyna wyjechała do Brazylii, by załatwić swoje sprawy. Po meczu przeciwko Lechowi, a potem reprezentacji w Chorzowie czytałem artykuły - w "Polsce" też - że mam mózg w obu nogach. A miesiąc później wszyscy piszą, że się nie nadaję. Z Irlandią w środę też nie było źle. Miesiąc temu byłem dobry. A teraz? Cóż, muszę się do tego przyzwyczaić.



Polskie gazety czyta Pan bez pomocy tłumaczki?

- Koledzy rano zawsze przynoszą do szatni prasę i komentują. Czasami czytam sam, czasami tłumaczka Agata mi pomaga, a czasami koledzy. Wiem, że ostatnio słabsze wyniki Legii utożsamiano z moją słabszą formą.



Dużo mówi się też na temat odejścia Edsona. To dobra decyzja władz Legii?

- Nie wiem, na jakim etapie są negocjacje z Edsonem. Ale jeśli naprawdę odejdzie, będzie mi go bardzo brakowało. Nie tylko na boisku, gdzie dużo wnosi, jest kreatywny, ma wiele pomysłów. Prywatnie to mój wielki przyjaciel. Jeżeli Legia pozwoli mu odejść, będzie to ze strony klubu wielkie głupstwo.



W ostatnim meczu ligowym przeciwko Ruchowi warunki atmosferyczne były dalekie od tych, które lubią Brazylijczycy. Jak gra się Panu na śniegu?

- Gdy trener kazał mi się rozgrzewać, poczułem ulgę, bo mogłem posmarować się maścią rozgrzewającą. Może wydawać się to niemożliwe, ale uwielbiam śnieg. W czasie mojego drugiego meczu w Legii, z Groclinem, też padał śnieg. Mimo to wygraliśmy 4:0, strzeliłem gola, na dodatek głową. W Chorzowie też było blisko.



Na święta wyjeżdża Pan do Brazylii. Nie lepiej było sprowadzić rodzinę do Polski, by pokazać, jak wygląda Boże Narodzenie w Pana nowej ojczyźnie?

- Nawet mi to przez myśl nie przeszło, bo rodzina chyba by zbyt długo nie wytrzymała. Lepiej zostać w brazylijskim ciepełku. Pojadę, przemyślę wszystko i wrócę.



Czego by Panu najbardziej brakowało, gdyby zdecydował się Pan wyjechać z Polski do innego klubu?

- Zimna, bo wbrew pozorom do tego człowiek się przyzwyczaja. Tęskniłbym za miastem, ludźmi i kibicami. Nie ma też przyjemniejszych chwil, jak te, gdy podchodzą dzieci i proszą o autograf. Nawet nasz wywiad przerywaliśmy, bym mógł podpisać kilka kartek.



Na następny wywiad umawiamy się po polsku?

- Zobaczymy, kiedy się będzie chciał pan spotkać. Dwóch już nawet udzieliłem. Oczywiście poproszono mnie, bym powiedział dwa zdania. Na dłuższe rozmowy potrzebuję jeszcze Agaty. Przecież nie mogę jej zwolnić. Ale radzę sobie. Rozumiem praktycznie wszystko, co się do mnie mówi. A w Bełchatowie, gdy odegrano hymn narodowy, byłem jednym z nielicznych zawodników, którzy śpiewali.



Rozmawiał Rafał Romaniuk


przeczytaj więcej o:
REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.