REKLAMA

Kątem oka - 48. tydzień z głowy

Qbas - Wiadomość archiwalna

Tydzień za nami, a razem z nim listopad. Mówiąc szczerze był to taki sobie miesiąc, ale to nie o nim. Grunt, że ubiegły tydzień był udany. Wygrane w Pucharze Ekstraklasy i co najważniejsze w lidze, znacznie poprawiły nam humory. Do tego nie brakowało ciekawych informacji i kontrowersyjnych wypowiedzi. A wszystko to...
... zaczęło się w poniedziałek. Dzień przywitał nas zgryźliwym tekstem w jednym z dzienników na temat Tomasza Kiełbowicza. Autor wytknął piłkarzowi małostkowość i nadmierną skłonność ku fochom na dziennikarską brać. "Kiełbasa" rzeczywiście powinien spojrzeć wreszcie prawdzie w oczy - to już jest schyłek i proces brzydkiego piłkarskiego starzenia nieodwracalnie postępuje. Pan piłkarz tymczasem, kopiąc się uparcie w czoło, woli z maniakalnym uporem trwać przy swoim: "Dziennikarze się nie znają, więc niech zamilczą ze swą nierzetelną krytyką". Nie wnikając zbytnio w meandry piłkarskiego kunsztu napiszę tylko: anemiczne dośrodkowania i tyle w temacie.
Również w poniedziałek głos dał niejaki Grzyb Wojciech z Ruchu Chorzów (nie mylić z Grzybem Rafałem, graczem Polonii Bytom i "obiektem zainteresowań" Anderlechtu). Otóż chorzowski Grzyb, który w przeciwieństwie do Grzyba bytomskiego nie potrafił pokonać Jana Muchy, mimo, że okazję miał wyśmienitą (rzut karny), odezwał się był w te słowy: "Gdybym strzelił, wygrałby Ruch". Panie Grzyb, a słyszał Pan, że gdyby szafa miała sznurek, to byłaby windą?

We wtorek bacznie sprawdzaliśmy w kalendarzu czy aby to nie 1 kwietnia. Na polskich stronach zaszumiało, gdy włoska gazetka Leggo, o której nikt wcześniej w kraju nie słyszał, podała, że Juventus jest zainteresowany Kubą Wawrzyniakiem. Podano nawet cenę - 8 milionów euro. Po chwili zastanowienia można to nawet uznać za korzystną informację dla Kuby. Może odchodząc z Legii z łatką piłkarza, którym interesował się Juve, łatwiej będzie "Rumianemu" o wyższe zarobki w Szinniku Jarosław czy innym Saturnie? W swoim stylu na rzeczone rewelacje zareagował pan dyrektor Mirosław "Arruabarena? Nie mam czasu rozmawiać!" Trzeciak - "Nie potwierdzam i nie zaprzeczam". Ludzie, to jest fucha w klubie! Nie musieć mówić niczego mądrego przez rok! Bajka.
Tego samego dnia ukazał się przydługi wywiad z nowym rzecznikiem prasowym Legii Michałem Kociubą. Nad bełkotem nie ma co się rozwodzić, ale warto wskazać na sam tytuł "Zamierzamy się rozprzestrzeniać". Mi się kojarzy z rozprzestrzenianiem pewnego wirusa na trzy litery. A na ile liter jest właściciel Legii? ;-)
Wieczorem natomiast odbył się mecz w Pucharze Ekstraklasy i po dramatycznym boju rezerwowa Legia ograła mniej rezerwową Jagiellonię 2-1. Bramkę strzelił ... Piotr Giza. Jakoś mam dziwne wrażenie, że jedną z ostatnich dla naszego klubu.

Środa była nijaka, więc szybko przenieśmy się do czwartku. Dzień ten stał pod znakiem niezrozumiałej wypowiedzi Jana Urbana. Otóż nasz trener stwierdził był, że gdy patrzy na historię Legii nie widzi powodu do poczucia wyższości nad innymi klubami. Szkoleniowiec wyjątkowo marudził, przywołując znikomą liczbę mistrzostw Polski i powołując się na "wspaniałe osiągnięcia" Górnika Zabrze. Za chwilę pojawił się chór tłumaczy, którzy próbowali wyjaśnić, co poeta na myśli miał. Prawda jest taka, że nieważne o co naprawdę chodziło, ale nikt nikogo nie zmusza do pracy w najwspanialszym klubie świata. Jeśli presja wyniku przeszkadza, to do widzenia, nie męczmy się z sobą. Problem jest taki, że przy solidnych podstawach finansowych mamy prawo wręcz żądać wspaniałych sukcesów, zarówno na krajowym podwórku, jak i w pucharach. Porażki z FK Moskwa czy Polonią Bytom są wynikiem nieudolnego przygotowania zespołu, a nie presji fanów. Trudno tego nie zrozumieć, no chyba, że się nie chce.

A piątek to już wyjazd nad morze i potyczka ze słabiutką Lechią, która jednak przy Traugutta nie zwykła przegrywać. Z Gdańska od rana dochodziły dobre wieści. Przede wszystkim magiczne słowo: odwilż. Istniała obawa, że mimo podgrzewanej murawy, na boisku trzeba będzie się kopać po kostki w śniegu. Wynika to z faktu, że lechiści muszą wybierać między ogrzewaniem płyty boiska albo oświetleniem, bo nie mają odpowiedniego generatora czy coś. Zatem albo ciepło, albo światło. Przypominam, że mamy rok 2008 w XXI wieku, ale to tak na marginesie...
Legia zagrała dobre spotkanie, ale przez słabą skuteczność i niefrasobliwość w obronie wygrała tylko jedną bramką. Błysnął nasz strzelec wyborowy Takesure Chinyama, dwukrotnie trafiając do siatki po strzałach głową. W sumie już czterokrotnie zdobywał gole w ten sposób. Tymczasem wg Urbana nie umie grać głową. Cud? Bramki "Cziniego" były niejako pocieszeniem obu (Dickson Choto) naszych reprezentantów Zimbabwe, bowiem okazało się, że w ich kraju panuje epidemia cholery i nie polecą na urlop w rodzinne strony. Niech to cholera!

Weekend też nie przyniósłby żadnych ciekawych wiadomości, gdyby nie doniesienie o zainteresowaniu Legii młodym gwiazdorem Lewskiego Sofia Nikołajem Dimitrowem. Reprezentant Bułgarii kosztuje ok. 1 mln euro, ale włodarze naszego klubu są podobno skłonni wyłożyć taką kwotę. Tylko, jak to ma się do doniesień o braku środków na transfery zimą?
Tymczasem Wisła przegrała kolejny mecz, a Polonia tylko zremisowała w meczu nieprzyjaźni z Arką. Tym samym w samym czubie tabeli znajduje się nasza Legia, którą Lech wyprzedza jedynie bilansem lepszym o jedną bramkę!
Ponadto po operacji kolana jest już nasz "ulubieniec" Błażej Augustyn, król Rimini i okolicznych dancingów. Zgodnie z przewidywaniami do gry ma wrócić za 4 miesiące. Czekamy niecierpliwie!

A przed nami ostatnia kolejka przed przerwą zimową. Do Warszawy przyjedzie groźny GKS Bełchatów, świetnie prowadzony przez Pawła Janasa. Zapowiada się pasjonujący mecz i oby Legia sprawiła nam piękny mikołajkowy prezent.

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.