REKLAMA

Kątem oka - 1. tydzień z głowy

Qbas - Wiadomość archiwalna

No i wypełniły się wszelkie przepowiednie. Po roku 2008 zgodnie z oczekiwaniami przyszedł nowy – 2009. Wraz z nim nowe wieści z wesołego, legijnego świata. Jak zwykle nie zabrakło paradoksów, złotych myśli, nagłych zwrotów akcji i zabawnych zdarzeń. Do tego odnotowaliśmy wreszcie hit transfer z prawdziwego zdarzenia, tyle że z, a nie do klubu. A wszystko to na przestrzeni raptem pierwszych 7 dni. Zaczęło się jednak podniośle.
1 stycznia to dzień w którym swe urodziny obchodzi Jacek Magiera. Człowiek orkiestra z Łazienkowskiej: piłkarz, trener, nauczyciel, wychowawca, obserwator i swego czasu… muzyk. Nie wszyscy wiedzą, że nasz „Magic” brylował onegdaj na akordeonie i szło mu podobno całkiem całkiem. Najlepszego!

W piątek dowiedzieliśmy się, że Ryszard Szul przewiduje wysokie kary finansowe za poświąteczną nadwagę. Każdy kilogram ponad normę będzie kosztował piłkarzy 1000 zł. Ciekawe kto zostanie tegorocznym triumfatorem prestiżowego konkursu? Doświadczenie lat poprzednich podpowiada, że miejsce w czołówce utrzyma Dickson Choto. A jakie są Wasze typy?

Sobota to przede wszystkim ciekawy wywiad z Markiem Jóźwiakiem. „Beret” przyznał, że Robert Lewandowski musiał odejść z Legii, gdyż stan jego zdrowia został negatywnie zaopiniowany przez lekarza. Opieką medyczną w naszym klubie od wielu lat zajmuje się Stanisław Machowski. Może i sympatyczny facet, ale jakoś nie najlepiej wypełnia swoje obowiązki. Za jego sprawą z klubu odszedł Tomek Jarzębowski, kilku innych piłkarzy (Szałachowski, Edson) miało dziwne i przewlekłe kłopoty ze zdrowiem. Coś tu nie do końca jest dobrze. Ponadto skaut Marek z dumą oświadczył, że to on odkrył dla światowego futbolu Zorana Tosica, choć chyba talenty powinien znajdować dla swego pracodawcy. Okazało się, że Legia za 700 tys. euro mogła mieć piłkarza, za którego ostatnio Manchester United zapłacił 9 mln. I do tego nasz „Berecik” opowiada o tym tak frywolnie, jakby chodziło o kupno kolejnej kamery dla ochrony. Po co nam jakiś tam Serb, skoro można ściągnąć w hurcie Hiszpanów, prawda? A tak poważnie, tłumaczenie Jóźwiaka jakoś nie przekonuje. Na Miro Radovicia, było nie było gracza rezerw Partizana Belgrad, wydano 800 tys. euro, a obawiano się zapłacić nieco mniej za mega utalentowanego Zorana Tosica? Kto nie ryzykuje, ten … zbiera ogórki. Hiszpańskie.
Tego samego dnia mogliśmy popukać się w głowę, czytając super plotkę o zainteresowaniu SSC Napoli Maciejem Rybusem. Jedno pytanie: co takiego do tej pory pokazał w lidze „Rybcia” by zaciekawić sobą choćby Energie Cottbus? Rozumiem, że sezon ogórkowy (nie mylić z ogórkowym graniem) trwa, ale kompletnie irracjonalne przymiarki transferowe nawet już nie śmieszą, a wzbudzają li tylko zażenowanie.

W poniedziałek okazało się, że Legia wróciła do złego nawyku przegrywania z Wisłą Kraków batalii o pozyskanie najlepszych polskich zawodników. Pojedynek nieudacznych dyrektorów sportowych – Mirosława „Espana Ole!” Trzeciaka i Jacka „Hit transfer” Bednarza – został rozstrzygnięty na niekorzyść tego pierwszego i Łukasz Garguła prędzej czy później przywdzieje koszulkę z białą gwiazdą. Jednak nawet pan Mirosław, który w najbardziej newralgicznym czasie przymiarek transferowych wybrał się na urlop, zasłużył na brawa. Otóż udało mu się dokonać rzeczy niebywałej: znalazł klub, który zakończył nasze męki z Mikelem Arruabarreną. Niech będzie Ci chwała i cześć, panie dyrektorze! A tak na marginesie pozwolę sobie na kamyczek do wiślackiego ogródka. Wiecie czemu Wojciecha Łobodzińskiego nazywają w Wiśle „Ślepy”? Bo ma dużą wadę wzroku. Ileż w tym krakowskiej subtelności! 

Słowo stało się ciałem w środę i „Arru” został wypożyczony do Eibar. W Warszawie zostanie za to Adrian Paluchowski i jakoś trudno oprzeć się wrażeniu, że ten manewr wszystkim wyjdzie na dobre, zwłaszcza młodemu zawodnikowi, który jesienią błyszczał w Pruszkowie.
Tego samego przyznane zostały „eLki 2008”. Zaskoczeń raczej nie było, wygrali faworyci poszczególnych kategorii. Wśród zwycięzców, ba, nawet wśród nominowanych zabrakło znanego „baletmistrza” Błażeja Augustyna. Pytaliście ostatnio cóż takiego wywinął „August” na swej ostatniej legijnej imprezie. Jak donoszą warszawskie wróble do spółki z portalem weszlo.pl Błażejek, będąc w stanie, w którym najbardziej lubi się znajdować, zauważył, że papierosa pali trener Urban. Swobodnie podbił do szkoleniowca i uroczo zagaił „To trener pali?”, po czym z równą gracją próbował odpalić od Urbana, zdębianego bezczelnością piłkarzyka. Ale, co tu się czepiać? Ot, taka młodzieńcza fantazja.

Wczoraj natomiast ponownie przekonaliśmy się, że „nad wszystkim czuwa gospodarz domu” w osobie dyrektora Trzeciaka. Pan Mirosław dał głos na konferencji prasowej obruszywszy się na zarzuty, że urlopował, gdy trzeba było pracować. „Z urlopu też mogłem wykonywać swoje obowiązki” – rzekł rozdrażniony. Dziwne nieco. Brać urlop i na nim pracować? Co straszniejsze – pracować szukając kolejnych wirtuozów piłki nożnej w Hiszpanii. Chociaż w sumie, w przypadku naszego specjalisty od transferów nic już nas nie powinno zaskakiwać. Za to rozbawiać jak najbardziej. Oto fragment konferencji:
- Gdyby zgłosił się do pana prezes czy dyrektor Napoli i wyłożył za Rybusa wielkie pieniądze, to powiedziałby pan nie?
- Tak.

P.S. Oficjalnie przepraszam wszystkich oburzonych mym gapiostwem za pomyłkę w „Kątem oka – rok z głowy”. Oczywiście „Arru” nie strzelił bramki z Polonią w PE, bo trafienie uznano za samobójcze. Swego jedynego gola uzyskał w spotkaniu z ŁKS. Kajam się potulnie, sypię głowę popiołem i tego typu wariacje. A na marginesie: tak czy owak, liczba bramek jednak się zgadza: 1.


przeczytaj więcej o:
REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.