REKLAMA

Kątem oka - 14. tydzień z głowy

Qbas - Wiadomość archiwalna

Świątecznie minęło nam ostatnich 7 dni. I nie chodzi tu tylko o Wielkanoc. Swoje święto mieli w Sanoku, bo nie dość, że gościli "wielką" Legię, to jeszcze lokalna Stal zdołała nie przegrać z potentatem, grając chwilami jak równy z równym. Na szczęście w sobotę to my mieliśmy powody do zadowolenia. Dobrze i pomysłowo grający "wojskowi" nie dali szans ekipie Cracovii, wygrywając 4-0. Tym razem nie przeszkadzały już piłki czy brak dopingu (choć ten przebijał się coraz śmielej, brawo!). Goście zagrali w Warszawie otwartą piłkę i... powinni się cieszyć, że skończyło się tylko na bagażu czterech bramek, które musieli zabrać pod Wawel.

Warto wspomnieć, iż ostatnio tak odważnie przy Łazienkowskiej zagrał Śląsk Wrocław. Efekt? 4-0 dla Legii. Za to dobre alibi dla trenerów rywali ;-) Wysoka wygrana poprawiła nastroje na święta i znacznie przyjemniej było w niedzielę zasiąść z rodziną przy śniadaniu. Tydzień zaczął się jednak mało przyjemnie.

W poniedziałek grupa ITI złożyła pozew przeciwko Jarosławowi Kaczyńskiemu o naruszenie dóbr osobistych w związku z jego działaniami dyskredytującymi właściciela Legii. O co chodzi? No wiadomo, o kasę. A jak kasa i polityka, to jedno wielkie bagno. Brat głowy państwa zasugerował, że ITI ma specjalne względy w warszawskim ratuszu i dlatego dostaje pieniądze na budowę stadionu Legii. Ponadto polityk poddał pod wątpliwość sens budowy dwóch stadionów w Warszawie. Jasne... Jeśli pan Jarosław sądzi, że zapomnieliśmy co stękał jego braciszek parę lat temu czy kandydat PiS na prezydenta Warszawy Kazimierz Marcinkiewicz (zwany "Atrakcyjnym"), gdy sprzedawali kiełbasę wyborczą z obietnicą powstania dwóch stołecznych aren, to się grubo myli. Pamiętamy i nijak ma się to do tego co głosi obecnie drugi z Kaczyńskich. Ale cóż, nie będziemy wnikać politykę. Oszczędzimy wrażliwość naszych nozdrzy na smród. Jednocześnie brawa dla ITI. Insynuacje prezesa PiS zawierają poważne zarzuty. Niech zatem sąd rozstrzyga czy mają one jakiekolwiek podstawy.
Również w poniedziałek miało miejsce tragiczne w skutkach trzęsienie ziemi we Włoszech. Jak się później okazało, w zagrożonym rejonie znajdował się dawny idol warszawskiej publiczności Kenneth "Spoko, spoko" Zeigbo. Nigeryjski napastnik miał wystąpić w meczu jubileuszowym swego dawnego klubu L`Aquila Calcio. Zawodnik na szczęście nie ucierpiał. Obecnie Kenneth gania w barwach ASD Villasimius, klubu VI ligi włoskiej.

We wtorek pojawiły się pierwsze transferowe spekulacje. Po raz bodajże czwarty do Legii przymierzany jest Dawid Nowak. Fajnie byłoby pozyskać niezłego napastnika, by mieć chociaż dwóch z prawdziwego zdarzenia. Ale Przegląd Sportowy donosi, że Nowak miałby zastąpić Takesure`a Chinyamę, którego podobno nasi włodarze chcą korzystnie sprzedać. To już jakby mniej wesoły news. Miejmy nadzieję, że dziennikarze PS niejako tradycyjnie już się mylą, bo pozbywanie się najlepszego strzelca zespołu przed prawdopodobnym startem w europejskich pucharach zakrawa na szaleństwo. Rozsądek Leszka Miklasa? Skuteczność działań Mirosława Trzeciaka? Cóż, nawet w to też trzeba wierzyć.
Tego samego dnia wypowiedział się na łamach prasy Jan Mucha. Mówił mało ciekawie, ale jedno zdanie przykuwało uwagę. Bramkarz odniósł się bowiem do sytuacji, która miała miejsce w Gdyni, gdy zawodnicy nie podeszli do kibiców Legii i nie podziękowali za doping: "A niby dlaczego mieliśmy podejść? Dziękować za to, że ktoś obraża naszego trenera? To byłoby nienormalne". Otóż panie piłkarzu, do tej pory to Wy i Wasz trener obrażaliście naszą inteligencję czarne nazywając białym i infantylnie tłumacząc swą boiskową nieporadność. Nie musicie dziękować za nic kibicom, wystarczy, że okażecie im swój szacunek za to, że chciało im się ruszyć i pojechać za Wami 400 km na północ czy na południe. To tak wiele? No, ale cóż, widocznie spotkania polityczno – wychowawcze z władzami klubu zaczęły przynosić efekty. Kibic to zło konieczne, które nie powinno mieć prawa do wyrażania dezaprobaty. Ma płacić za bilet, pożerać kiełbaski i pić colę. Tylko jak wytłumaczyć utyskiwania na brak atmosfery przy Łazienkowskiej?

Na środę lepiej spuścić zasłonę milczenia. Legioniści skompromitowali się w Sanoku, ale cel jakim był awans do półfinału Pucharu Polski, został osiągnięty. Tak na marginesie remis z IV-ligową Stalą to jeden z najgorszych wyników w dziejach naszego klubu. Tak się tworzy historię, moi drodzy. Jesteśmy jej świadkami ;-)

Tymczasem piątek obfitował już w zabawniejsze wydarzenia. Po pierwsze odezwał się Stefan Dziewulski, ciałem dawno nie widziany, duchem wciąż będący wśród nas. Nasz były pan dyrektor komentował nowelizację ustawy o bezpieczeństwie imprez masowych, która wkrótce wejdzie w życie po podpisie prezydenta. Czytając słowa pana, Dziewulskiego można odnieść wrażenie, że mamy do czynienia z ekspertem w swym fachu. Bo pan Stefan lubi być doceniany i rozpieszczany. To przecież takie ludzkie, prawda?
Potem okazało się, że trener Urban próbował urządzić spóźnione prima aprilis "Piłka po treningu nasiąka i waży o 150 g więcej. To może być przyczyna kontuzji w naszym zespole". Eureka! Tylko czemu jedyną drużyną, której przeszkadzają futbolówki jest Legia? Legioniści są tacy wrażliwi? Noblesse oblige? A może po prostu złej baletnicy...? Ale nie ma co się czepiać, bo nasi ulubieńcy ponownie udowodnili, że są ekipą z jajami. Tym razem wzięli się za ich malowanie. Po raz kolejny okazało się, że najlepszym z najlepszych niezmiennie pozostaje Jacek Magiera, którego pisanka była zdecydowanie najefektowniejsza. Najważniejszy był jednak cel całego przedsięwzięcia. Pisanki legionistów zostały wystawione na aukcję, a dochód z ich sprzedaży zostanie przekazany na rzecz Fundacji Pomocy Dzieciom z Chorobą Nowotworową. Kolejna klubowa inicjatywa godna pochwały. Oklaski!

Okazało się, że malowanie wyszło zawodnikom na dobre, bo w Wielką Sobotę byliśmy świadkami koncertowej gry Legii, zwłaszcza w pierwszej połowie. Poziom godny ekipy walczącej o mistrzostwo i Puchar Polski. Może piłkarze powinni zatem częściej łapać za farbki i pędzel? Na ciepłe słowa zasłużyło kilku z nich m.in. Kuba Rzeźniczak, Piotrek Giza czy Maćkowie Iwański i Rybus. Najbardziej jednak cieszy postawa Chinyamy, który wreszcie zagrał jak przystało na środkowego napastnika. Walczył, strzelał i co najważniejsze: podawał. Zresztą wystarczy przypomnieć jego dokonania: gol i asysta. Oby tak dalej, choć wszyscy wiemy jak to jest z "Chinim". Jemu musi chcieć się chcieć. Na wyciągnięcie ręki ma tytuł mistrzowski, ale też nagrodę indywidualną dla najlepszego strzelca ligi. Może to go zmobilizuje? I niech jak najczęściej zmienia fryzurę! Zawsze, gdy ma nową wypada wyśmienicie!

Piast? Legia po prostu musi tam wygrać. Nie ma innej opcji i żadnego usprawiedliwienia na płytę, piłkę, kibiców, temperaturę i słoną zupę! Powodzenia!


przeczytaj więcej o:
REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.