REKLAMA

Kątem oka - 18. tydzień z głowy

Qbas - Wiadomość archiwalna

W futbolu w dużym stopniu rządzi przypadek, ale to nieprzypadkowo zespoły grają dobrze lub źle. Los może jedynie zmienić wynik, bo akurat komuś wyjdzie strzał życia, a ktoś inny popełni mega błąd. Jeżeli jednak chodzi o Legię, przypadku być nie mogło. Właściwie przez całą rundę wiosenną zespół gra słabo, osiągając w ostatnich tygodniach apogeum nijakości. To musiało się wreszcie odbić na wynikach. Odpadliśmy w półfinale Pucharu Polski, nie dając rady słabemu Ruchowi, by po paru dniach przegrać arcyważny mecz z przeciętną Wisłą.
I jak tu można mówić o mistrzostwie, skoro Legia wygrała raptem jedno spotkanie z zespołami czołówki? Ale co tam wygrała, skoro trudno w ogóle ocenić w którym zagrała naprawdę dobrze! Za nami czarny tydzień i trudno o nim pisać, nawet z przymrużeniem oka.

"Na początku był chaos" - głosi grecka mitologia. A skoro chaos to dawno nie słyszany prezes Leszek Miklas. Pan Leszek zafundował nam w poniedziałek bełkot, jakiego dawno nie odnotowaliśmy. Innymi słowy, byliśmy świadkami powrotu w iście "miklasowskim" stylu. Rzecz dotyczyła herbu Legii, a nasz prezes próbował w karkołomny sposób wytłumaczyć dlaczego klub, mimo przejęcia praw do najbardziej rozpoznawalnego znaku Legii (z 1957 r.), pozostaje przy tzw. "trumnie". Była więc mowa o konieczności pozostawienia herbu innym sekcjom (sic!), jakby wszystkie nie mogły mieć tego samego. Było też bajdurzenie o wejściu na giełdę z rozpoznawalnym znakiem w postaci "trumienki". Pytanie za 100 punktów: czy najdłużej używany i najbardziej charakterystyczny symbol Legii, z którym drużyna zdobywała najważniejsze trofea, ma mniejszą wartość marketingową, niż znany wąskiemu gronu tzw. herb historyczny? Paranoja jakaś. A do tego potwierdziły się ploteczki, o których pisałem dwa tygodnie temu: nie będzie szerszej kolekcji z czerwono – biało – zielono – czarną tarczą, dopóki z półek nie zniknie stara kolekcja "Legia Respekt". Bez komentarza. Po prostu szacunek prezesie, pan to ma głowę do interesów!

We wtorek pojawiła się ciekawa wypowiedź Ariela Borysiuka. Otóż nasz niuniuś zapowiedział, że remis w Krakowie nie wchodzi w rachubę. Prorok jakiś?

W środę natomiast bohaterem dnia został inny warszawski "młody gniewny". Jeden z brukowców opublikował zdjęcia Maćka Rybusa, balującego po meczu z ŁKS w nocnym klubie. Pismak grzmiał, że "Ryba" powinien szlifować formę, a nie szlajać się po knajpach. Trudno zrozumieć gdzie tu afera? Wiadomo: piłkarz nie wielbłąd, pić musi, a dobra zabawa po zwycięstwie to jeszcze nic złego. Gorzej, gdyby Rybus tankował przed występem. Wtedy faktycznie trzeba byłoby się zastanowić nad rozwiązaniem problemu. Może mała gra w skojarzenia okazałaby się pomocna? Pamiętacie: Wdowczyk, plaskacz, z liścia?


Czwartek to już rewanż 1/2 finału PP w Chorzowie. Po porażce w stolicy wydawało się, że trener Urban zrobi wszystko by odrobić straty i awansować do finału. I tutaj niespodzianka tygodnia. Szkoleniowiec nasz kochany postanowił znów wystawić zmienników, co przyniosło identyczny skutek jak w pierwszym meczu. 0-1 w ryj i ponownie byliśmy świadkami komiczne brzmiących tłumaczeń "wojskowych" o kosmicznej formie bramkarza chorzowian, ostro grających rywalach oraz o pechu prześladującym zespół (o pechu to mogli mówić piłkarze ŁKS po spotkaniu przy Łazienkowskiej). O dziwo, jakoś nie słychać było narzekań na źle ściętą trawę czy ciężką piłkę, które z pewnością przeszkadzały naszym orłom. Porażka marnie wróżyła przed meczem przy Reymonta, bowiem Tomasz Kiełbowicz zapowiadał, że wygrana z Ruchem podbuduje zespół. Hm... nie udało się chyba.
Tego samego dnia mogliśmy przeczytać historyjkę, jak to pośpiewać zapragnął sobie trener Urban. Otóż nasz szkoleniowiec Ułożył całkiem zgrabną rymowankę na melodię dawnego hymnu Cracovii, przywłaszczonego przez ich "przyjaciół" z drugiej strony krakowskich Błoni: "Jak długo na Wawelu Zygmunta bije dzwon, tak długo nasza Legia zwyciężać będzie z nią. Znaczy z Wisłą." – uroczo, prawda? A co do dzwonu Zygmunta, to widocznie przestał bić w niedzielę.

Piątek i sobota upłynęły pod znakiem tradycyjnych już dywagacji, rozważań i przedmeczowych prognoz. Większość ekspertów i "ekspertów" stawiała na wygraną Wisły, podkreślając ich dobrą formę, słabą Legii oraz fakt, że nasi milusińscy przy Reymonta w lidze wygrali 12 lat temu. Dla przypomnienia: bramki dla Legii strzelili wówczas Kucharski, Czykier i Bednarz. Niemalże prehistoria. Ale co tam! Legioniści twardo obstawali przy swoim: walczymy o wygraną, remis nas nigdy nie zadowala. Prawdziwie hiszpański styl, bez kunktatorstwa, gramy piłką, cały czas do przodu i najważniejsze, że się staramy.

Efekt tego wszystkiego był taki, że w niedzielę oglądaliśmy jakąś parodię futbolu w wykonaniu Legii. Przez godzinę gry postanowili zapomnieć o wychodzeniu z własnej połowy, nie mówiąc już o zagrażaniu bramce wiślaków. "Realizowaliśmy założenia taktyczne" – mówił po spotkaniu któryś z piłkarzy. Kopanie się po głowie i 0 strzałów na bramkę gospodarzy jest realizowaniem zadań? Ciągłe straty i niecelne podania futbolówki to jest to "granie piłką" i walka o 3 punkty? Ktoś tu chyba zwariował. Po upływie 60 minut okazało się jednak, że ta Wisła nie taka straszna. Wystarczyło nieco dokładności, szybszego biegania i paru celnych podań, by "Tejksio" stanął trzykrotnie przed szansą pogrążenia Brożka i spółki. No, ale cóż, jak to powiedział jeden ze znakomitych blogerów: "Taksure dał, Takesure zabrał". Swoimi bramkami stworzył nam szansę na mistrzostwo, bo gdyby nie on, to dziś ścigalibyśmy się ze Śląskiem Wrocław. Swoją nieskutecznością natomiast sprawił, że znów prawdopodobnie będziemy oglądać w tabeli plecy wiślaków. Na taki stan rzeczy "zapracowała" jednak solidnie cała drużyna. Co gorsza, niektórym wcale nie przeszkadza, ale o nich i dla nich powstaną osobne wypociny.

A tak na poprawę humoru. Nie wiem czy zdajecie sobie sprawę, ale niedługo z wypożyczenia wrócą takie asy jak Mikel Arruabarrena (tradycyjnie zagrał w barwach Eibar i tradycyjnie nie trafił do siatki rywala) czy Błażej Augustyn (Serie B nasze! Błażej zagrał! Zmienił kontuzjowanego kolegę w 44 minucie!). Drżyjcie rywale! Nadchodzi para AA!


przeczytaj więcej o:
REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.