REKLAMA

Kątem oka - 31. tydzień z głowy

Qbas - Wiadomość archiwalna

Ubiegły tydzień sponsorowała liczba 31. To ładna liczba, zwłaszcza po meczu w Gdyni z Arką. Wprawdzie nieco gorzej może się kojarzyć po spotkaniu z równie żółto – niebieskimi z Kopenhagi, gdzie nasz nr 31 zmarnował doskonałą okazję do zdobycia gola, ale nie wybrzydzajmy. Maciek Rybus znów błyszczy, nie tylko w dyskotekach. Jego piękna bramka na Olimpijskiej zapewniła Legii zasłużone, acz wymęczone 3 punkty. Szkoda tylko, że na naszą "Rybkę" rzucili się dziennikarze próbując wydusić z niego jakieś cuda na kiju.
A prawda jest taka, że, delikatnie mówiąc, Maciek zdecydowanie lepiej gra w piłkę niż artykułuje myśli. Apeluję więc by go jednak nie nadwyrężać. Poza tym w ubiegłym tygodniu było strasznie i śmiesznie na tyle, że nawet trudno to opisać kątem oka. Surrealizm sytuacji mówi sam za siebie, a z kolei samych siebie przeszli nasi "działacze".

Poniedziałek przeziewaliśmy bujając w obłokach po niedzielnej victorii z Zagłębiem Lubin. Jak się później okazało, "miedziowi" będą brać w dupę od wszystkich potentatów, więc specjalnych powodów do ekstazy jednak nie było. Przebudzenie przyszło już we...

...wtorek, gdy po raz pierwszy w ubiegłym tygodniu zrobiło się strasznie. To, że umiłowany przez rzesze fanów pan prezes Leszek Miklas zapowiedział walkę z "nielegalnymi" kibicami, to mały pikuś (pan Pikuś!). Naszemu "Mikiemu" marzy się bowiem sytuacja, w której fani "legalni" nie będą pomagać "nielegalnym". Wizjoner nowej ery przystąpił nawet do działań prewencyjnych - wzmocniono stadionowy monitoring, "fotografing" i "mikrofoning". Czekamy jeszcze na recykling. Miklas nie byłby sobą, gdyby nie dodał wagi swej wypowiedzi przy pomocy zgrabnej puenty na temat kibiców Legii spoza Warszawy, którzy nie mogli nabyć biletów w Kopenhadze. "Żaden problem. Jeśli jest kibicem Legii, na pewno ma kartę kibica" – wcale nie złośliwie rzekł pan Leszek. Cóż, dla mnie pewne jest tylko to, że rano zawsze wstaje słońce...

W środę zrobiło się znów dość śmiesznie. Z niewiadomych przyczyn (podobno po obserwacji forów internetowych...) włodarze Legii wpadli w przedmeczową psychozę, na prawo i lewo strasząc zadymą, którą rzekomo mieli szykować warszawscy chuligani na mecz z Broendby. Klub wystosował dramatyczny apel do kibiców, który pojawił się w Internecie, a zaczynał się zwrotem "Szanowni kibice Legii Warszawa...". To już nie dilerzy i złodzieje? Jakże miło. Ów apel w formie papierowej rozdawała też urocza pani podczas konferencji prasowej trenera Urbana. Rozedrgane ręce dziennikarzy kilku poczytnych dzienników świadczyły, że jego treść przyniosła pożądany przez klub skutek. KP znów mógł wystąpić w swej ulubionej roli ostatniego sprawiedliwego, przedmurza cywilizacji, broniącego się przed hordami dzikiej "kibolszczyzny". Tymczasem mecz sezonu, jak Jan Urban określał pojedynek przeciwko Duńczykom, zszedł na drugi plan. Przed meczem nasz trener zapowiadał grę o zwycięstwo i zapewniał, że sztab szkoleniowy wraz z zespołem wyciągnęli wnioski z pierwszego spotkania i wiedzą jak pokonać Broendby. I faktycznie, mecz pokazał, że nie były to czcze obietnice...
Tymczasem na paranoję klubu postanowiły odpowiedzieć Stowarzyszenie Kibiców i grupy kibicowskie. Wreszcie z klasą i wreszcie pozytywnie zagrali na nosie włodarzom, apelując o kulturalny i gorący doping dla naszych piłkarzy. Właśnie tak powinniśmy obnażać ignorancję władz klubu, a nie milcząc i obrażając ITI. Milczący protest przeszkadza głównie piłkarzom, a prowadzi jedynie do podziałów wśród publiczności, co skrzętnie zaczyna wykorzystywać klub. Może ktoś wreszcie zrozumiał, że oni z Legii nie odejdą bez względu na to, ile jobów poleci pod adresem koncernu, Mariusza Waltera czy wspomnianego Miklasa.

W cieniu całego tego cyrku nadszedł czwartek, a wraz z nim mecz. Nasi piłkarze zagrali wreszcie dobrze, będąc stroną dominującą. Popełnili jednak żenujące błędy w obronie i ponownie pudłowali w 200% sytuacjach. To wszystko sprawiło, że znów nie pograliśmy sobie w pucharach. A zegar tyka niemiłosiernie - od ostatnich w miarę udanych występów w Europie minęło już 7 lat... Tymczasem przed meczem zrobiło się znów strasznie – straszną głupotą i bezczelnością wyróżniły się osoby odpowiedzialne za bezpieczeństwo na stadionie, z Bogusławem "Błędem" Błędowskim na czele. Jak wiecie, osoby odpowiedzialne za oprawę nie mogły wnieść na stadion kompletnie niczego, mimo że wniesienie przygotowanych na mecz rekwizytów nie jest prawem zabronione. Tymczasem Duńczykom nikt nie czynił przeszkód, mieli swoje flagi i bęben. A propos bębna i bębniarza... albo już nic ;) W każdym razie środki bezpieczeństwa były wyjątkowe i wyjątkowo uciążliwe. Każdego skrupulatnie sprawdzano trzykrotnie, co z pewnością jest nowym elementem strategii marketingowej zachęcającej do odwiedzania Łazienkowskiej. Coś o tych strategiach mówił Damian Niedziałek, tzw. pełnomocnik do niczego i od niczego, ale nie wiem czy akurat takie metody miał na myśli. A o profesjonalizmie "Błęda" i spółki najlepiej świadczy cytat z relacji Bodziacha: "Ochrona, która stała na trybunach wzdłuż płotu, nie posiadała identyfikatorów. Sprawą zajęła się szybko śródmiejska policja i po chwili ochroniarze dostali nakaz założenia kasków, po czym każdy z nich otrzymał identyfikator. Zdjęcia oraz dane osobowe były na nich zupełnie przypadkowe, z czego śmiali się sami zainteresowani(...)". Szacun na dzielni!

Piątek i sobota przyniosły tradycyjne lizanie ran po kolejnej pucharowej klęsce. W tym kontekście na śmieszność zakrawają wypowiedzi Pawła Kosmali, przewodniczącego rady nadzorczej KP Legia, i Jana Urbana. Ten pierwszy bajdurzył coś o dobrej drodze, na której znajduje się Legia, bo nasi piłkarze raz od wielkiego dzwonu potrafili zagrać niezły mecz. W Ursusie jest taka ulica Górna Droga, ale to chyba nie o to chodziło panu Kosmali. Z kolei trener Urban opowiadał o postępie jaki z roku na rok czynią jego zawodnicy. Hmm, jeśli spojrzeć na wyniki w lidze i Pucharze Polski to raczej trudno nazwać to postępem. W zakończonym niedawno sezonie zdobyliśmy mniej punktów niż w poprzednim, a do tego nie wygraliśmy żadnego trofeum. Rzeczywiście lepiej jest jeśli chodzi o mecze w Europie. Tym razem nie przegraliśmy żadnego, ale odpadliśmy na tym samym etapie co rok temu. Dzięki za taki progres!

No ale za to niedziela była dla nas! W Gdyni Legia pokazała gospodarzom ich miejsce w szeregu, a jest to jedno z ostatnich. Arka nie potrafiła nawet mrugnąć, mimo że "wojskowi" nie zagrali nadzwyczaj dobrze. Gdyby jednak stuknęli gdynian 3-0, to ci też nie powinni mieć większych pretensji. Niestety, legijny grzech pierworodny ponownie dał znać o sobie. Czy z Mięcielem, czy z Chinyamą nasi są wciąż nieskuteczni. Całe szczęście, że morze było blisko, dzięki czemu Rybus poczuł się niczym ..."Ryba" w wodzie i pięknym strzałem z rzutu wolnego zapewnił nam wygraną. Teraz pora na kolejnych ligowych ogórków – Cracovię. Miejmy nadzieję, że warszawski walec wciąż jest dobrze naoliwiony i zgniecie grających w lidze na krzywy ryj krakusów.

Cytat tygodnia:
"Artur Boruc, Łukasz Załuska, Jakub Rzeźniczak – dziwi powołanie legionisty, który przecież jest zawieszony za doping (...)" – Sergiusz Ryczel, serwis sportowy TVN.

I gdy wydawało się, że Sergiuszek się po prostu pomylił, 15 minut później nadawano sport w TVN24 i pan dziennikarz raczył był wygłosić mniej więcej taki osąd:
"Kompletnie niezrozumiałym jest powołanie Jakuba Rzeźniczaka, który został przecież zawieszony przez FIFA i przez rok nie będzie mógł występować w oficjalnych rozgrywkach".

Hmm...


przeczytaj więcej o:
REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.