REKLAMA

Kątem oka - 36. tydzień z głowy

Qbas - Wiadomość archiwalna

Kolejny trudny tydzień za nami. Trudny rywal, trudny mecz i generalnie trudne jest życie trenera i piłkarzy przy Łazienkowskiej. Szkoda tylko, że Legia nie jest trudna dla swoich przeciwników. Okazuje się, że nie tylko Kuranty i Wosie radzą sobie z wiecznie walczącymi o mistrzostwo „wojskowymi”, ale też niewiele lepsze Wołczki, Szewczuki czy inne Dudki potrafią skutecznie pozbawić ich złudzeń. Właściwie to powinniśmy podziękować władzom klubu i trenerowi Urbanowi za dbałość o nasze zdrowie. Oglądając mecz nie musimy się już denerwować wynikiem jaki osiągną nasi milusińscy.
Spotkania są tak nudne i tak przewidywalne, że można darować sobie jakikolwiek stres już po paru minutach. Legia zaczyna z animuszem, ale po chwili staje, bo przeciwnik zaskakuje ich agresywną grą w środku pola. Pressing wybija naszych z rytmu i już do końca meczu kopią się w czoło. Czasem coś wpadnie, jak z Polonią Bytom, a czasem już nie. A my na stadionie czy przed TV, wyzuci z wszelkich emocji, czujemy jak spada tętno i obniża się ciśnienie krwi. Sielanka. Wiem, wiem, czepiam się i jestem złośliwy. Od 1,5 miesiąca mamy tylko permanentny kryzys formy, wszak ta szykowana była na mecze z Broendby. I, co należy podkreślić niezwykle stanowczo, z dobrym efektem. Z Duńczykami nie przegraliśmy ni razu.

W poniedziałek poziewaliśmy sobie po niedzieli. Bo czy w tych jakże trudnych czasach można się jeszcze przejmować rosnącym zadłużeniem klubu względem ITI? Do pełni zdrowia doszedł Takesure Chinyama, który zdobył dwie bramki w wewnętrznej gierce na treningu. A ja po królewsku „trzy strzeliłem” ;-). Tego samego dnia na Torwarze pokazał się duet Miroslav „Bratko” Radović – Pance „Facebook” Kumbev, który wspierał serbskich koszykarzy. A na głupie pytania „Co robił tam Macedończyk?” odpowiadam – towarzyszył swojemu przyjacielowi. To takie dziwne?

Wtorek przyniósł wieści o kolejnym golu w tym sezonie zdobytym przez Adriana Paluchowskiego, tym razem w śmiesznej reprezentacji Polski U-23. Jednak gol to gol i „Paluch”, wciąż rezerwowy w Legii, ma na koncie cztery trafienia. To tylko o 4 więcej niż Marcin Mięciel. Powroty do polskiej ekstraklasy bywają trudne.

O środzie najlepiej jak najszybciej zapomnieć, choć będzie bardzo trudno. 0-3 ze Słowenią, państewkiem liczącym mniej mieszkańców niż Warszawa i okolice, boleśnie mówi samo za siebie. Tydzień temu pisałem, że polska kadra grzęźnie w mule dna na którym się znalazła. Dziś można śmiało powiedzieć, że utonęli. Jedyny pozytyw tego wszystkiego, że wreszcie wywalono na zbity pysk Beenhakkera, a i część „leofilii” (LEEEO! LEOOO!) przejrzała na oczy. Lepiej późno, niż wcale.

W czwartek jeden z dzienników poinformował nas, że Legia planuje zarabiać 3 miliony złotych rocznie jedynie na lożach honorowych nowego stadionu. To kupa szmalu. Ale nie łudziłbym się, że za te pieniądze doczekamy się wzmocnień. Kiedyś przecież trzeba będzie zacząć spłacać długi zaciągnięte w ITI. Nie jest lekko. Powiedziałbym nawet, że trudno.

Ciekawiej zrobiło się w piątek. Dzień zaczął się od wynurzeń Macieja Iwańskiego byłego eksperta w trudnej sztuce strzelania rzutów wolnych. „Ajwen” przyznał, że już nie pamięta kiedy trafił do siatki po rzucie wolnym. Ja chyba wiem, ale nie chce mi się sprawdzać czy się nie mylę. W każdym razie wydawało się, że celujący w wentyl Maciek rozwiąże nasze problemy ze skutecznym egzekwowaniem stałych fragmentów gry. Błogosławieni, którzy nie widzieli a uwierzyli…
Tego samego dnia okazało się, że wracający do zdrowia Bartek Grzelak postanowił jeszcze trochę poczekać i na 5 minut przed końcem ostatnich przedmeczowych zajęć doznał „drobnego urazu”. Tragifarsa…
Tymczasem na konferencji prasowej trener Urban zapowiadał … trudny mecz, wiadomo! Szkoleniowiec Legii przygotował na to spotkanie aż dwa warianty gry. Jak się okazało, Śląsk Wrocław zaskoczył naszych, niczym zima drogowców. Zagrał bezczelnie słabo i legioniści, nastawieni na nie wiadomo jakie cuda w wykonaniu Gancarczyków i spółki (swoją drogą, strasznie prowincjonalne grajki z tych Gancarczyków, ciągle się wywracają i machają łapkami), zwyczajnie zgłupieli. Najważniejsze jednak, że mają wypracowany swój styl gry – fakt, byle jaki, nudny i do bólu przewidywalny, ale jednak jakiś. Lepsze to niż fartowny komplet zwycięstw Wisły, prawda?

Sobota i mecz, więc wszystko inne precz. Pierwsze ziewnięcia pojawiły się w okolicach 10 minuty, a zrezygnowanie po kolejnych 5. Trudno dobrać słowa by opisać żenadę meczu we Wrocławiu. Kolejne spotkanie, które aż nazbyt dobitnie udowodniło, że Legia to nie miejsce dla Jana Urbana.

A w niedzielę rzeczony pan Jan wyraził podobne wątpliwości względem Bartka Grzelaka. „ - Nie jest to poważny uraz. Ale naprawdę zaczynamy się zastanawiać czy warto trzymać takiego zawodnika” – tymi słowy szkoleniowiec odniósł się do kolejnej kontuzji napastnika. Brzmi jak wyrok…
We Włoszech nie zagrał nasz cotygodniowy gość niedzielny Błażej Augustyn. Pauza za czerwoną kartkę. Początki są zawsze trudne. Polecam jednak lekturę wywiadu jakiego milusiński Błażejek udzielił „Magazynowi Futbol”. Cały on.

Tekst tygodnia:
Wygrywa komentarz do jednego z postów autorstwa internauty Stana

Legia - Śląsk
Jan Urban: To będzie trudny mecz.
Legia - Odra
Jan Urban: To będzie trudny mecz.
Legia - Sęp Rolewice
Jan Urban: To będzie trudny mecz.
Legia - Miłośnicy serialu "M jak Miłość"
Jan Urban: To będzie trudny mecz.
Legia - Stoczniowcy
Jan Urban: To będzie trudny mecz.
Legia - ZBOWID
Jan Urban: To będzie trudny mecz.
Legia - Żarty Karola Strasburger
Jan Urban: To będzie trudny mecz.
Legia - Ochrona Papieża
Jan Urban: To będzie trudny mecz.
Legia - Brak przeciwnika
Jan Urban: Wbrew pozorom, to może nie być łatwe spotkanie

Nic dodać, nic ująć :-)


przeczytaj więcej o:
REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.