Marcin Chojecki - fot. Piotr Galas
REKLAMA

Marcin Chojecki: Grać jak najbardziej efektywnie

Bodziach - Wiadomość archiwalna

W meczu z Korsarzem Gdańsk był najlepszy na parkiecie. W drugiej połowie, gdy drużynie nie szło, wziął na siebie odpowiedzialność i rzutami z dystansu niwelował straty do drużyny z Trójmiasta. Marcin Chojecki, bo o nim mowa, jest w Legii od czterech lat. Koszykarską przygodę rozpoczynał w rodzinnej Zielonej Górze. W młodzieżowych rozgrywkach najpierw zdobył medal z kadetami Polonii, a przed rokiem z juniorami starszymi Legii. Zachęcamy do lektury wywiadu z mierzącym 195 centymetrów zawodnikiem.

Zagrałeś całkiem niezły mecz przeciwko Korsarzowi, ale mimo to przegraliście.
Marcin Chojecki: Bardzo żałuję, że przegraliśmy ten mecz, bo rywal był z pewnością w naszym zasięgu. Wszyscy liczyliśmy na to, że odrobimy straty z pierwszego meczu [3 pkt - przyp. B.] i w przypadku równej liczby punktów z Korsarzem na koniec sezonu, bylibyśmy wyżej w tabeli. Tymczasem przegraliśmy i na pewno nie wpływa to korzystnie na atmosferę w szatni. Była to przecież trzecia porażka z rzędu u siebie. Do tej pory mówiło się o tej magii hali Legii, gdzie kibice dopingują nas cały czas, niosą nas i przegrywając kolejny mecz ta magia legła niejako w gruzach. Niemniej jednak wierzymy, że będzie lepiej.

Co zadecydowało o porażce?
- Zadecydowało przede wszystkim to, że trenujemy tak rzadko i nie wytrzymujemy kondycyjnie takich spotkań 'na styku'. To nie pierwszy taki mecz - podobnie było z Harmattanem i Żurawiem, gdzie także losy meczu rozstrzygały się w III-IV kwarcie. Znowu przegraliśmy zbiórki, a także słabo spisaliśmy się na linii rzutów wolnych. Ja również nie trafiłem dwóch osobistych i to w kluczowym momencie. W ogóle w całym meczu spudłowaliśmy 14 osobistych, a przegraliśmy różnicą 5 punktów...

Pochodzisz z Zielonej Góry. Kiedy i dlaczego przyjechałeś do Warszawy?
- Przyjechałem do Warszawy w połowie drugiej klasy gimnazjum. Miałem wtedy 14-15 lat. Zadecydowały względy finansowe. Rodzice dostali dobrą pracę, więc ja przeprowadziłem się razem z nimi. Zacząłem edukację w Warszawie i następnie szukałem tu klubu. Najpierw grałem w Polonii. Tam udało się osiągnąć sukces, jakim był brązowy medal na mistrzostwach Polski kadetów. Potem dostałem propozycję ze Szkoły Mistrzostwa Sportowego, ale z niej nie skorzystałem, ponieważ chciałem bardziej postawić na naukę. Koszykówka jest moją wielką pasją, ale mimo to w przyszłości zawodowo chciałbym zajmować się czymś innym. Cztery lata temu natomiast trafiłem pod skrzydła Roberta Chabelskiego do Legii i jestem tu do tej pory.

Czy już w Zielonej Górze grałeś w koszykówkę?
- Tak. Gram w kosza od piątej klasy szkoły podstawowej. Początkowo w przyszkolnym klubie Kaczy Zielona Góra, gdzie trenował Mariusz Kaczmarek, niegdyś znakomity rozgrywający reprezentacji Polski. Później wypatrzył mnie Zastal Zielona Góra, gdzie grałem w kategoriach młodzieżowych do II klasy gimnazjum.

Czy Robert Chabelski miał największy wpływ na Twój rozwój?
- Na pewno przy trenerze Chabelskim poprawiłem motorykę. Wcześniej byłem graczem ukształtowanym jako center, ewentualnie jako silny skrzydłowy. Tak naprawdę nie groziłem niczym oprócz gry pod koszem. Trener Chabelski od początku sumiennie uczył mnie oprócz manewrów podkoszowych, także rzutów z półdystansu, czy odchodzenia dalej od kosza. Wiadomo, że już bardziej nie urosnę, mam obecnie 195-96 cm i jeśli dalej będę kontynuował karierę w koszykówce, to co najwyżej mogę grać na pozycji numer 4-3. Poza trenerem z Zielonej Góry, który uczył mnie podstaw koszykówki, trener Chabelski miał największy wpływ na mój rozwój.

Grałeś jednak wcześniej jako środkowy. Na której pozycji czujesz się najlepiej?
- W rozgrywkach młodzieżowych, gdy nie było jeszcze wysokich, czyli "Majkela" [Artura Grzejszczyka - przyp. B], to byłem zmuszony do gry w roli podkoszowego. Byłem takim fałszywym podkoszowym, bo prawda była taka, że upychałem się pod koszem, ale czasem udało mi się rzucić z półdystansu, czy dystansu. W rozgrywkach młodzieżowych występowałem na pozycjach 5 i 4. W zeszłym sezonie też zdarzało się, że musiałem grać w II lidze na pozycji 5, ale to tylko z tego powodu, że nie było nikogo innego, lepszego na pozycji centra. Teraz jest "Bolek" [Przemysław Kotynia] i "Balon" [Marcin Balicki] i mogę już grać na "czwórce", czyli tam, gdzie się czuję najlepiej.

W pierwszym meczu obecnego sezonu zagrałeś 38,5 minuty. W kolejnych grasz średnio po 24 minuty. To odpowiedni według Ciebie czas, czy chciałbyś grać dłużej?
- Oczywiście, każdy zawodnik chciałby grać jak najwięcej, ale chodzi o to, żeby grać jak najbardziej efektywnie. Trzeba pamiętać, że nie trenujemy za dużo. Ja obecnie każdą wolną chwilę poświęcam na trening, ale i tak jest to nie więcej niż 3 razy w tygodniu, łącznie z meczem. W takich warunkach te 25 minut jest dla mnie jak najbardziej optymalne i wiem, że wtedy mogę dać z siebie 100%. Chociaż oczywiście, jeśli trzeba będzie grać dłużej, to będę dawał z siebie wszystko.

Co robisz poza koszykówką - studiujesz, pracujesz?
- Studiuję na Politechnice Warszawskiej, na kierunku Inżynieria Środowiska. Jestem na drugim roku. To trudny kierunek, dlatego często muszę zrezygnować z treningu, żeby poświęcić się nauce i znaleźć tzw. złoty środek - i nie przepracować się na studiach, i poruszać się trochę w sporcie.

Czy tak jak Twoi koledzy grasz w lidze akademickiej?
- Tak, występuję w lidze akademickiej w barwach Politechniki. To też zajmuje mi co najmniej 1 dzień w tygodniu. W poniedziałki mam treningi, zawsze jest jakiś mecz, więc czasem się zdarza, że tylko raz w tygodniu przyjdę na trening na Legię.

Jak mobilizujesz się przed meczami?
- W samym dniu meczu lubię się wyspać. Bardzo nie leżą mi mecze środowe, kiedy trzeba od razu z uczelni, czy pracy jechać na mecz. Tak więc, kiedy w sobotę są mecze na Legii, robię wszystko by się wyspać, nie forsować się. W moim przypadku polega to głównie na relaksie. Chociaż bywa różnie - czasami muszę się pouczyć i z marszu przystępuję do spotkania.

A jak odreagowywujesz po meczach? Od razu analizujesz swoje występy? Nie masz problemów ze snem?
- Od razu po meczu nie powinno się analizować występów. Trzeba trochę odczekać, nabrać trzeźwego spojrzenia na to co się robiło źle, czy dobrze i dopiero wyciągać wnioski. Po meczu wszyscy mają gorące głowy. Jeszcze wtedy brakuje obiektywizmu. Jak analizuję występ to robię to na drugi dzień, a czasami nawet później. Czas od meczu do kolejnego meczu jest na to odpowiedni. Jeśli chodzi o odreagowywanie to bardzo lubię spędzić czas w domowym zaciszu, z dziewczyną.

Jak wspominasz ostatnie Mistrzostwa Polski Juniorów, na których zdobyliście brązowy medal?
- To był nasz wielki, nieoczekiwany sukces. Wspaniała przygoda! Potem wielokrotnie wracaliśmy z chłopakami wspomnieniami do tych mistrzostw, do drogi do finałów i samych finałów. Stwierdziliśmy, że tak musiało być. Wszystko nam sprzyjało, żebyśmy osiągnęli ten sukces. Nawet porażka w pierwszym meczu ze Stalą Stalowa Wola, paradoksalnie, sprawiła że później mieliśmy teoretycznie łatwiejszą grupę - rywali w naszym zasięgu. Nie ma co ukrywać, że na papierze takie drużyny jak Polonii, Polonii 2011, czy Prokomu, były zdecydowanie lepsze. Gdybyśmy w półfinałach trafili na dwie z tych trzech drużyn, a graliśmy tylko z Polonią, wtedy nie byłoby tak kolorowo. A tak udało się osiągnąć coś wielkiego, na co sami nie liczyliśmy.

Po sezonie paru zawodników Legii pojechało na testy do Prokomu. Ty nie miałeś propozycji?
- Miałem propozycję pojechania na testy do Sopotu, razem z Michałem Wojtyńskim, Bartkiem Piotrowskim i Tomkiem Rudko. Nie skorzystałem z niej, z takich samych powodów, z jakich wcześniej zrezygnowałem z SMS-u. Nie wyobrażam sobie życia poza Warszawą - tutaj studiuję, z tym miastem wiążę swoją przyszłość zawodową i rodzinną i nie szukam klubu w innym mieście. Koszykówka jest dla mnie pasją, sposobem spędzania wolnego czasu, czymś co sprawia mi wielką radość i satysfakcję, ale raczej czymś co uzupełnia to, czym będę chciał się zająć w przyszłości.

Czyli nie liczysz na to, że możesz zarabiać dobre pieniądze grając w koszykówkę?
- Zupełnie nie. Pogodziłem się z tym, że nie będę zarabiał wielkich pieniędzy na sporcie już w okresie licealnym. M.in. z powodu świadomości swoich umiejętności, porównania ich z moimi rówieśnikami. Mimo wszystko cieszę się, że otrzymuję szansę gry na bardzo dobrym poziomie w II lidze, gdzie mogę się sprawdzić.

Zostajesz w Warszawie. Czy to znaczy, że zostaniesz również w Legii?
- Nie chciałbym się określać w 100%, ale na pewno chciałbym łączyć studia z koszykówką jak najdłużej się da. Więc jeśli nie będzie to kolidowało ze sobą w dużym stopniu, to zamierzam jak najdłużej cieszyć się koszykówką. Nie ukrywam, że jestem bardzo przywiązany do Legii i tylko bardzo dobre warunki z innego klubu mogłyby mnie przekonać, żeby stąd odejść.

Z kim na boisku i poza boiskiem trzymasz się najbardziej?
- Z obecnego składu bardzo dobrze rozumiem się ze starą gwardią z okresu młodzieżowego - Arturem Grzejszczykiem, Szymonem Złomańczukiem, Tomkiem Rudko. Bardzo dobrze dogaduję się ze wszystkimi zawodnikami, nie ma między nami jakichś niesnasek.

Który element gry powinieneś poprawić?
- Zdecydowanie motorykę i dynamikę. Jeżeli byłbym trochę sprawniejszym zawodnikiem, mógłbym być o wiele groźniejszy w ataku i nadążać za szybszymi zawodnikami, nawet niższymi ode mnie, grającymi na pozycjach obwodowych. Bardzo chciałbym to poprawić, ale tak naprawdę bez solidnego treningu nie mam szans być lepszym w tym zakresie. Niemniej wierzę, że kiedyś się uda.

Czy masz spotkanie, które wyszło ci bardzo dobrze i wspominasz je do dziś?
- Cieszę się z każdego wygranego spotkania. Nigdy nie cieszę się indywidualnymi statystykami, kiedy zespół przegrywa. Można powiedzieć, że dziś zagrałem dobre spotkanie, ale co z tego, skoro przegraliśmy. Myślę, że takie spotkanie - kiedy będę zadowolony z siebie w każdym aspekcie gry - jeszcze przede mną.

Czy po zakończeniu gry w kosza zamierzasz zostać przy tej dyscyplinie? Może w roli trenera?
- Żeby zostać przy koszykówce, trzeba zdobyć odpowiednie papiery, studiować na AWF-ie. Ja kształcę się w innym kierunku. Zostanę przy koszykówce na zasadzie kibica - kogoś, kto grał, kochał i kocha tę dyscyplinę. Na pewno zainteresowanie nie zgaśnie we mnie. Ale jednak jak skończę grać na profesjonalnych parkietach, na pewno zaczepię się w lidze amatorskiej, żeby tak szybko nie odchodzić z parkietu.

Jaki wpływ ma na Was doping kibiców? Słyszysz go w czasie meczu?
- Jak kibice pierwszy raz krzykną to ciarki przechodzą mi po plecach. Czuć wtedy, że jest się uczestnikiem czegoś wielkiego, niesamowitego i niezapomnianego. Jednak w trakcie meczu jest to mało słyszalne dla zawodników, bo koncentrujemy się nad tym co dzieje się na boisku. Doping oczywiście słyszymy, jakby w tle, ale nie jest tak, że się wsłuchujemy w poszczególne piosenki. Niemniej jednak taka pomoc kibiców, kiedy przegrywamy kilkoma punktami, jest nam bardzo potrzebna. W momentach kiedy nam nie idzie, to właśnie kibice bardzo mogą nam pomóc.

Jak z sędziami? W dzisiejszym meczu miałeś do nich trochę pretensji?
- Sędziowie moim zdaniem nie spisali się dziś. Było parę piłek, które zostało zagwizdanych niewłaściwie - na korzyść Korsarza. Parę autów, które powinny być dla nas. Sam otrzymałem faul techniczny, jednak nie ukrywam, że szukałem tego faulu. Jestem zawodnikiem, który szuka fauli ofensywnych i chyba coraz więcej sędziów i zawodników zna mnie z tej strony, że zawsze próbuję się położyć i znaleźć ten faul. Co do tego technicznego nie mogę mieć pretensji, bo on był słuszny. Wcześniej już sędzia mnie ostrzegał. Nie mniej to my przegraliśmy ten mecz, a powinno być inaczej i żadne błędy sędziowskie nie powinny nam w tym przeszkodzić.

Przed Wami o wiele trudniejsze mecze.
- Prawda jest taka, że u siebie jesteśmy w stanie wygrać z każdym zespołem. Jesteśmy nieobliczalni. Jednak na wyjazdach pokazujemy co najwyżej 50% swoich umiejętności. Może to przez podróż, może przez to, że gospodarze grają lepiej we własnej hali. Będziemy starać się w każdym meczu o zwycięstwo, bo sytuacja w tabeli robi się coraz bardziej niebezpieczna. Drużyny nas gonią. Za naszymi plecami jest Prokom III i teraz Korsarz zrównał się z nami punktami. To są już okolice 12. miejsca...i robi się naprawdę nieciekawie.

W tym roku nie musicie się chyba obawiać o utrzymanie, jak to było przed rokiem?
- Aż tak źle to nie jest.

Rozmawiał Bodziach



Marcin Chojecki - fot. Piotr Galas

przeczytaj więcej o:
REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.