Paweł Podobas, tu w roli rozgrywającego - fot. Piotr Galas / Legionisci.com
REKLAMA

Paweł Podobas: Legia to klub jedyny w swoim rodzaju (2)

Bodziach - Wiadomość archiwalna

Paweł Paweł jest jednym z czołowych koszykarzy warszawskiej Legii. Popularny "Pepe" nie tylko przyczynił do awansu naszej sekcji do II ligi, ale także miał spory wpływ na odbudowę koszykarskiej Legii, kiedy ta stanęła nad przepaścią. W drugiej części wywiadu, rozmawiamy z "Pepe" o kibicowskich wyjazdach, oprawach meczowych, przegranym przez piłkarzy mistrzostwie, możliwości kolejnego awansu koszykarzy i wielu innych sprawach.



Pierwsza część rozmowy

Zawsze możesz liczyć na liczne grono rodzinne na meczach - narzeczona, tata, siostra, czasem mama. To pomaga czy przeszkadza?
- Tak naprawdę to nie ma większego znaczenia, jeśli chodzi o grę. W tym sezonie możemy liczyć na wyjątkowo wspaniały doping. Jak się jest na boisku, to nie myśli się o tym, że rodzina i znajomi ciebie obserwują. Pewnie, widzi się te osoby, ale na boisku koncentrujemy się tylko na grze. Gdybyśmy myśleli o poszczególnych osobach z trybun, to by nas po prostu rozkojarzało. Oczywiście to miła sprawa, że rodzina i znajomi przychodzą na moje, nasze mecze i się tym interesują. Ja przede wszystkim lubię jak jest dużo ludzi na trybunach i głośny doping - wtedy najlepiej mogę się skoncentrować.

Nie ma komentarzy, że grasz w Legii, bo Twój ojciec jest prezesem?
- Może i tak. Jak ktoś wie, jak powstało nasze Stowarzyszenie i jak zostały obsadzone poszczególne funkcje, na pewno takich rzeczy nie napisze. Jeśli pojawiają się takie komentarze, to się tym nie przejmuję. Nie ma to nic wspólnego z prawdą. Jak sam dobrze wiesz, od samego początku była grupa osób, która chciała ratować koszykarską Legię i byłem w niej i ja, i mój tata.

Widać to chyba tym bardziej, że stosunkowo mało czasu spędzasz na boisku, w stosunku do tego jak grasz.
- Wiadomo, że chciałbym grać jak najwięcej. Dostawałem tyle minut, ile trener uważał za stosowne i muszę się z tym godzić. Może to też jest jakąś oznaką, że trener chce pokazać, że nie jest zmuszany do żadnych ruchów kadrowych, wydzielania więcej minut mnie, dlatego że działam w Stowarzyszeniu, czy że mój tata jest prezesem. Trener Chabelski doskonale wie co robi. Czasem gram dłużej, czasem trochę mniej, ale trenerowi nigdy nie można było zarzucić, że wchodził w jakieś pseudo układy, kogoś faworyzował z powodów innych niż czysto sportowe. To byłaby niezdrowa sytuacja, gdyby cokolwiek było narzucane trenerowi z góry. Albo ktoś ma formę i gra, albo jej nie ma i siedzi na ławce. Prosta sprawa. Nie powiem jednak, żeby mnie to nie denerwowało. Chcę grać jak najdłużej - taki mam charakter, ale jest nas 12 do gry i trzeba się z decyzjami trenera godzić. W drugiej lidze też grałem po dwadzieścia parę minut w meczu. W obecnym wszyscy zawodnicy na pozycji 2-3, czyli mojej, grali mniej więcej tyle samo.

Można powiedzieć, że w kilku meczach ratowałeś Legii skórę, jak np. w spotkaniach z MKS-em Ochota (w) czy GTK Gdynia. Czujesz większą odpowiedzialność oddając rzut w decydujących momentach?
- Ktoś musi brać ciężar gry na siebie w takich momentach. Zdarzyło się tak, że w tych przypadkach to ja rzucałem te decydujące punkty. W innych meczach rzucał kto inny i tak to powinno wyglądać. To zależy od dyspozycji dnia - jak ktoś się czuje mocny rzutowo, to on oddaje taki decydujący rzut i dostaje od nas piłki.

Tak jak "Świder" z Sokołem Ostrów.
- Dokładnie tak. W meczach z MKS-em Ochota, w końcówce Łukasz Zajączkowski powiedział, że dokładnie tak będzie wyglądała zagrywka. Zobaczył, że nie mam z tym problemu i trafiłem. Czasem się wygrywa, czasem przegrywa, to jest sport. Już parę lat gram, więc presja czy obawy przed wzięciem odpowiedzialności na siebie mi nie grozi.

Patrząc na Twoją grę, widać że masz pozycje, z których lubisz oddawać rzuty.
- W tym sezonie było kilka takich pozycji. Oczywiście najbardziej lubię "wjazd" dwutaktem. W tym sezonie rzucałem za trzy punkty z kąta zerowego, z rogu i stamtąd najwięcej oddawałem celnych rzutów. Inna sprawa, że tych rzutów jakoś przesadnie dużo nie wykonywałem w meczach. Lubię też rzucić z 45 stopni, z "pomalowanego".

Które spotkanie w obecnym sezonie było w twoim wykonaniu najlepsze, a które najsłabsze?
- Na pewno takie były, ale teraz trudno mi sobie przypomnieć. Przyznam, że do osiągnięć indywidualnych nie przywiązywałem wagi, najważniejsze było dobro drużyny, czyli wygrane, które w ostatecznym rozrachunku miały dać awans. Na pewno słaby mecz zagrałem z MKS-em Ochota na wyjeździe, mimo że trafiłem ten zwycięski rzut. Z GTK Gdynia również nie zagrałem dobrego meczu - po pierwszej dramatycznej połowie, dobrze grałem w drugiej. W trzeciej lidze nie było statystyk i to nie ułatwia oceny, bo to że rzuci się dużo punktów jeszcze nie świadczy o tym, że grało się dobrze.

Powiedz kibicom, na jakiej pozycji obecnie grasz i z kim walczysz o miejsce w składzie.
- W tym i poprzednim sezonie gram na pozycji numer 2, czyli rzucającego obrońcy. Czasami gram też na pozycji numer 3, czyli jako niski skrzydłowy. Konkurowałem, i pewnie w przyszłym sezonie będzie podobnie, o miejsce w składzie z Tomkiem Jaremkiewiczem, Michałem Świderskim, Kubą Miatkowskim i Marcinem Nogajskim. Wcześniej grałem jeszcze jako rozgrywający, ale to już zamierzchłe czasy.

Kiedyś w rozmowie z Gackiem mówiłeś, że wolisz grać na "jedynce". W obecnej sytuacji kadrowej, z "Zającem" i Piesiem, chyba trudno byłoby się załapać do składu?
- Nie wiem czy trudno, bo czasem, szczególnie na początku sezonu, zdarzało się, że grałem na "jedynce" [jako rozgrywający - B.] jak ktoś miał kontuzję czy nie mógł pojechać na mecz. Ale nie jest łatwo przestawić się z pozycji 2-3 na 1, bo zupełnie inaczej się gra na tych pozycjach. Na "jedynce" jest się cały czas przy piłce, ustala grę, kreuje ją. Na "dwójce" koncentruję się na obronie i ataku, który jest ustawiany jakby pode mnie. Są zagrywki, po których wybiegam i rzucam, stawiam zasłonę, wychodzę na pozycję rzutową czy biegnę szybko do kontry. Naprawdę inaczej wygląda gra na tych pozycjach i gdy już zacząłem grać na "dwójce", to starałem się skupiać na tym, żeby być na niej jak najlepszym. Wracając sporadycznie na rozgrywającego trochę się gubiłem - to jest inne tempo gry.

"Zając" po przyjściu bardzo uspokoił Waszą grę, a akcje wydają się o wiele bardziej przemyślane, jakby wyreżyserowane od początku do końca, zgodnie z zamysłem.
- Na pewno "Zając" wprowadził dużo spokoju, bo jest bardzo doświadczonym zawodnikiem. Dużo widzi, ale też dużo przetrzymuje piłkę na koźle. Każdy zawodnik na pozycji numer jeden ma inne nawyki. Z Łukaszem grałem już wcześniej i zawsze lubiłem z nim grać. Potrafi podać tak, że inni tego nie widzą. Wprowadził dużo ustawianej koszykówki, co przydało się w końcowej fazie rozgrywek, kiedy brał na siebie ciężar gry. Pokazał to choćby w wyjazdowym meczu z Sokołem Ostrów. Muszę dodać, że Rafał Piesio ma zadatki na bardzo dobrego rozgrywającego.

W tym sezonie szczęśliwie w decydujących momentach nie mieliście większych problemów z kontuzjami. Jak wygląda na co dzień Wasza opieka medyczna?
- Może dlatego, że byliśmy bardzo dobrze przygotowani do sezonu. Na pewno pomocne było też to, że w drugiej połowie sezonu mieliśmy opiekę medyczną i rehabilitanci z Body Move potrafili nas szybko stawiać na nogi. Trzeba też mieć trochę szczęścia.

Nie chcieliście wystartować po sezonie w turnieju o Puchar WOZKosz? Zawsze można zdobyć kolejny puchar dla sekcji, a przy okazji zagrać 2-3 mecze :)
- Turniej był akurat w terminie, w którym odpoczywaliśmy po sezonie. W tym roku jednak nie planowaliśmy w ogóle uczestnictwa w tym pucharze, bo skupialiśmy się na wywalczeniu awansu. Później mieliśmy zaplanowane 2-3 tygodnie przerwy, żeby szybko rozpocząć przygotowania do sezonu w II lidze.

Z drugiej strony nie mielibyście w czym wystąpić w tych spotkaniach - po meczu z Basketem oddaliście koszulki kibicom. Ile lat graliście w tym sprzęcie?
- To był drugi sezon w tych strojach. Mam nadzieję, że nie będziemy musieli za oddane kibicom koszulki zapłacić z własnej kieszeni (śmiech). To na pewno fajna sprawa dla każdego kibica i ja to świetnie rozumiem. Takie pamiątki są cenne dla fanów, a po awansie nie było innego wyjścia jak oddać je kibicom. Obyśmy mogli tak robić po każdym kolejnym sezonie.

W tym roku zagracie w rozgrywkach Pucharu PZKosz. Dla kibiców, ja przynajmniej zawsze lubiłem takie mecze, to na pewno ciekawa sprawa. Teraz, po oddzieleniu Pucharu Polski od rozgrywek Pucharu PZKOsz, to powinny być całkiem przyjemne rozgrywki. Jak Wy do tego podchodzicie?
- Ciekawy jestem jaka będzie formuła tych rozgrywek w najbliższym sezonie, bo były już takie lata, że grały zespoły od I do III ligi, innym razem do ekstraklasy do II ligi. Na pewno fajnie zmierzyć się z mocniejszymi zespołami. Każdy mecz z zespołem z wyższej klasy rozgrywkowej jest fajny, bo możemy się sprawdzić. Na przykład z I-ligowym Zniczem Pruszków.

Z racji tego, że dużo czasu poświęcasz na organizację w sekcji, chyba cały zespół większość pytań kieruje właśnie do Ciebie?
- Dokładnie tak jest i dobrze mi z tym. To nie jest męczące, wręcz przeciwnie. Staram się ich na bieżąco informować o najważniejszych rzeczach, sprawach organizacyjnych czy choćby wyjazdu na mecz do innego miasta. W przypadku kontuzji kieruję ich gdzie trzeba. Wszyscy na bieżąco wiedzą co się dzieje w sekcji, nie ma żadnych tajemnic.

Nie ma pytań albo pretensji czemu nie ma pieniędzy za grę?
- Wszyscy wiedzieli o tym od samego początku. Nikt z nas tego nie ukrywał. Z drugiej strony wiadomo, nie robiliśmy nikomu problemów, jak ktoś czasem nie mógł przyjść na trening. Powiedzieliśmy wszystkim o planach jakie mamy. Chcemy doprowadzić do tego, żeby w sekcji były pieniądze na drobne wynagrodzenia i wtedy wszyscy dostaną. Na pewno nie będzie sytuacji, że na przykład będziemy płacić dwóm zawodnikom, a reszta będzie grać za darmo, bo to psuje atmosferę w zespole.

Mówisz to odnośnie sezonu, który spędził w Legii Robert Pacocha w roli grającego trenera?
- Mówię to z perspektywy kilkuletniego grania w koszykówkę. Wiem, że zdarzają się takie sytuacje i nie jest to dobre.

Co przyciąga te wszystkie osoby, by za darmo grać w Legii?
- Przede wszystkim kibice i atmosfera, jaka jest na naszych meczach. Tego nie spotyka się nawet w ekstraklasie koszykarskiej. Może jest kilka ekip, które starają się coś tam działać na trybunach, ale nie da się tego porównać do Legii. Myślę, że zawodnicy uwierzyli w nasze plany i wizje, że jest szansa rozwoju, odbudowy tej sekcji.

Przez ostatnie dwa lata właściwie niemal wszędzie mogliście liczyć na doping kibiców. Teraz na wyjazdach prawdopodobnie nie będziecie mieli już tak dobrze.
- Właśnie, prawdopodobnie. W tym roku szczególnie, bo w zeszłym minimalnie mniej, było świetnie pod względem frekwencji i dopingu. Myślę, że w drugiej lidze też kibice mogą nas wspierać na wyjazdach. Wiadomo, że to będą dalsze wyjazdy, ale może na niektóre uda się dotrzeć kibicom i nas wspierać. A jak nie, to będziemy sobie radzili sami. Wiadomo, że grając w innych miastach na pewno się nasłuchamy o nas, o Legii. Na pewno nie będziemy lubianą ekipą, ale takie jest życie zawodnika Legii.

Na którym z wyjazdów obecnego sezonu kibicowanie podobało Ci się najbardziej?
- Grójec, gdzie kibiców Legii przyszło bardzo dużo - świetnie dopingowali i przygotowali oprawę. To było świetne. Bardzo dobrze grało się nam także w Warce, gdzie było naprawdę głośno, a także w Legionowie i na Ochocie.

Kibice chyba potrafią Was cały czas zaskakiwać, jak choćby rzucając serpentyny na boisko po trzeciej kwarcie w Legionowie.
- To akurat było śmieszne. Właśnie rzucałem do kosza i zostałem obrzucony serpentynami. Kibice na pewno potrafią zaskakiwać, ale może się nauczą na ile części dzieli się mecz (śmiech).

Czy wyobrażasz sobie w najbliższych latach grę w kosza w jakimkolwiek innym klubie niż Legia?
- Teraz na pewno nie. Jestem tak oddany legijnej koszykówce, że nie wyobrażam sobie czegoś takiego. Po tym co zrobiliśmy tu pod względem organizacyjnym, prędzej nie będę grał już w ogóle w kosza, niż występował w innym klubie.

A nie miałeś ostatnio jakichś propozycji, choćby z okolicznych klubów, jak Piaseczno?
- Odkąd po epizodzie w Piasecznie wróciłem parę lat temu do Legii, to nie. Przyznam, że nie koncentruję się już na karierze stricte zawodniczej. Pracuję, a koszykówka powiedzmy, że jest dodatkiem. Za stary już jestem, żeby łudzić się, że na koszu dobrze zarobię.

Piłkarze raczej nie biorą się za komentowanie opraw meczowych. Wiem, że bardzo się tym interesujesz. Powiedz, które legijne oprawy, niekoniecznie z kosza, podobały Ci się najbardziej i jakie oprawy - tak ogólnie - chciałbyś widzieć na trybunach?
- Chyba najbardziej podobała się oprawa meczu z Widzewem "Witamy w piekle". Na nowym stadionie doskonała była "Boże Chroń Fanatyków" na meczu z Den Haag, bardzo podobała mi się na meczu z Polonią - "Jedna jest siła w tym mieście" i "Racoholicy". Generalnie lubię ciekawe oprawy z pomysłem, ale także takie z pstryczkiem dla innych ekip. Super były też oprawy przygotowane przez UZL na Kole - "Odrodzenie potęgi", "Legia King", "It's real fun to be a Legia fan" - naprawdę bardzo mi się podobały. A jakie chciałbym widzieć na koszu? Na pewno fajnie, jakby było w nich coś związanego z koszykówką i prowokujące rywali, ale ze smakiem. Tak jak na przykład "Cały Poznań chórem".

Zaraz wznawiacie treningi, a Ciebie, oprócz treningów, czekają dalsze poszukiwania sponsorów i tym podobne rzeczy. Myślisz, że znajdą się pieniądze?
- Tak, jestem dobrej myśli. Prowadzimy rozmowy z różnymi firmami, ale dopóki nie będziemy mieli podpisanej umowy sponsorskiej, wszystko może się zdarzyć. W zeszłym sezonie umowę z Waryńskim podpisaliśmy w ostatniej chwili. Teraz mam nadzieję, że wszystko uda się nam załatwić i dopiąć szybciej. W tym miejscu mogę zaapelować do wszystkich, którzy mają taką możliwość, o wsparcie dla sekcji koszykówki Legii. Naprawdę warto. Jak mówił prezes Jankowski, któremu jesteśmy dozgonnie wdzięczni - szkoda, żeby legijna koszykówka upadła po raz kolejny. W drugiej lidze nie ma szans, żebyśmy zagrali cały sezon z własnych funduszy, bo to po prostu są za duże pieniądze.

Myślisz, że gdyby trzeba było grać kolejny sezon za darmo - odpukać - ta ekipa, która była do tej pory, zostałaby w klubie?
- Trudno mi odpowiedzieć na to pytanie za innych. Myślę, że część tak, bo kochają koszykówkę, a jednocześnie pracują i odpowiednio dobrze zarabiają. Pytanie, ilu by nas zostało, i jak miałoby to wyglądać. W trzeciej lidze nikt z nas nie chce już grać. Ten etap mamy za sobą, po dwóch latach wygrzebaliśmy się z niej i szkoda czasu na grę tak nisko. W drugiej lidze potrzebne są większe pieniądze na same treningi i organizację meczów, nie mówiąc o wyjazdach - do przejechania będziemy mieli z 6 tysięcy kilometrów.

Dlaczego warto zainwestować w koszykarską Legię?
- Bo jest najlepszym klubem na świecie. Koszykówka w Warszawie jest potrzebna, a teraz nie będzie tu na poziomie ekstraklasy żadnego klubu. A na pewno nie z takimi wspaniałymi kibicami, historią i tradycją. Taka marka jak Legia powinna grać w Eurolidze. Z czysto marketingowego punktu widzenia, może to brzydko brzmi, ale to jest wspaniały produkt, jest zainteresowanie, jest marka, a poziom sportowy zależy tylko i wyłącznie od pieniędzy. Wraz ze wzrostem poziomu sportowego, zainteresowanie będzie jeszcze większe. Tak jak na piłce. Legia ma najwyższą frekwencję w Polsce, mimo że nie ma największego stadionu. To jest klub jedyny w swoim rodzaju, który w swoim mieście, stolicy Polski, nie ma praktycznie żadnej konkurencji. Popatrzmy też na Europę - to o czym wcześniej mówiłem. Wielkie kluby piłkarskie mają także świetnie sekcje koszykówki i nie tylko. To może być świetny biznes, tylko trzeba w to zainwestować. Jestem święcie przekonany, że jakby ktoś mądry wyłożył tu pieniądze w koszykarską Legię, to w ekstraklasie co mecz Torwar byłby wypełniony do ostatniego miejsca. A wtedy klub byłby pokazywany regularnie w telewizji i wielu innych mediach. Na to pytanie można napisać pracę magisterską.

Bez zmian w składzie - na co Was stać w przyszłym roku?
- Podzielam stanowisko trenera Chabelskiego, że mielibyśmy szanse na środek tabeli, może awans do play-off. Wiele zależy od tego jak inne zespoły prezentowałyby się na naszym tle, oraz do której grupy trafimy. Mamy w zespole koszykarzy z doświadczeniem z różnych klas rozgrywkowych - od ekstraklasy do II ligi, więc ten przeskok teraz nie powinien stanowić dla nas problemu.

Współpracy z kibicami mogą Wam zazdrościć chyba wszystkie kluby i to nie tylko koszykarskie?
- Tak właśnie jest, ale wynika to na pewno między innymi z tego, że podchodzimy do kibiców zupełnie normalnie, w sensie pozytywnie - rozumiemy ich i często rozmawiamy na bieżące tematy. Nie są przez nas traktowani jak piąte koło u wozu, wręcz przeciwnie. Zresztą oni wiedzą o tym najlepiej. Właściwie nie da się przecenić ich wparcia. Bez nich bylibyśmy kolejnym, nic nie znaczącym klubem koszykarskim. Tak naprawdę o koszykarskiej Legii mówi się głównie dzięki kibicom - tym, że licznie przychodzą na mecze mimo niskiej ligi, czy tym że tworzą najlepszą atmosferę w Polsce i to nie tylko na piłce. To się przekłada na zainteresowanie sponsorów.

Dwa razy zdarzyło się, że wybiegaliście na prezentację z flagami na kiju. Tak samo kiedyś robili piłkarze. Jak podchodzą do tego zawodnicy?
- Ja się tym bardzo jaram i jest to dla mnie świetna sprawa, ale na pewno nie jestem w tej kwestii obiektywny, bo jestem kibicem Legii. To niesamowite przeżycie dla mnie. Jestem pewien, że innym też się to bardzo podoba. To coś nowego i na koszykarskich parkietach chyba jednak niespotykanego zbyt często. Przynajmniej w Polsce, bo są kraje, gdzie to jest norma - tak jest na Bałkanach czy w Grecji. Taka interakcja kibiców z zawodnikami jest tam na porządku dziennym. Panathinaikos, Olympiakos, Partizan to kluby, które mają oddanych kibiców, którzy dopingują je bez względu na dyscyplinę. W Polsce to rzadkość. Wiadomo, my jesteśmy Legia Warszawa. Ale poza tym jest mnóstwo tworów, które powstały tylko pod markami konkretnych sponsorów i nigdy nie będą miały kibiców. Takie Amiki Wronki czy PGE Poznań. Ni to Lech, ni to Warta, grają sobie w kosza. A my jesteśmy Legią!

W pieśni "W tramwaju jest tłok...", nawet na koszykówce, kibice śpiewają nazwiska piłkarzy - Radovicia i Wolskiego. Doczekamy się, że będą tam wstawiane nazwiska koszykarzy?
- Na pewno fajnie by było, ale myślę, że nikomu to nie przeszkadza. Najważniejsze, że fani Legii licznie przychodzą na nasze mecze i głośno nas dopingują. A ta piosenka akurat wyjątkowo rzadko śpiewana jest na naszych meczach. Fajnie, jakby kiedyś śpiewane były tam nasze nazwiska, ale chyba musimy sobie jeszcze na to zapracować. Nazwiska piłkarzy nie pojawiają się tam przez przypadek, trzeba na to zasłużyć. My na razie jesteśmy w drugiej lidze.

Odpowiadasz m.in. za przygotowywanie muzyki na rozgrzewkach przed meczami. Czego lubicie słuchać przed samym meczem?
- Zdecydowanie rapu. Osobiście jestem fanem tej muzyki na co dzień. To także taka bardziej koszykarska muzyka. No i takie kawałki, oczywiście plus parę typowo legijnych, starałem się zmontować na naszą płytę rozgrzewkową, którą można było usłyszeć na Bemowie czy Kole.

Kto jest wodzirejem w szatni? "Świder"?
- Różnie. "Świder" na pewno jest duszą towarzystwa, a do tego wszędzie go pełno. Trudno podać jedną osobę, z większością osób znamy się już dość dobrze i praktycznie nie ma nikogo, kto siedziałby cicho. Ja też lubię dać do pieca.

Przesunięcie punktu, z którego się rzuca za 3 punkty [zmiana nastąpiła przed sezonem 2010/11] stanowiło jakiś problem dla zawodników?
- Tak, w pierwszym sezonie na pewno, trzeba się było do tego przyzwyczaić. Teraz już nie, to wydaje się normalne. W NBA rzucają z 7,24 metra, czyli jeszcze dalej [w Polsce obecnie 6,75m, a do niedawna 6,25m - B.].

To bardziej siedzi w głowie czy kwestia wytrenowania?
- Rzut jest zupełnie inny, trzeba dostosować siłę. No i "obrzucać" kosz odpowiednią liczbę razy.

Jak oceniasz zamykanie ekstraklasy, tak jak siatkarskiej ligi, do której nie można awansować tylko w sportowy sposób?
- Jeżeli mamy brać przykład z NBA, to widać, że u nich zdaje to egzamin. Czy to się przyjmie w Polsce, trudno powiedzieć. Czym innym jednak jest np. zamykanie ligi dla klubów, które po prostu nie spełniają konkretnych wymagań - na przykład nie mają kasy dla zawodników, a awansowały do ekstraklasy i później w połowie kolejnego sezonu muszą się wycofać. Takie sprawdzanie licencji, jak jest przecież również w piłkarskiej ekstraklasie, nie jest złą rzeczą. Częściowe zamykanie ligi, jakie ma miejsce obecnie w Polsce, że ostatnie miejsce w tabeli nie oznacza spadku, może się na przykład przełożyć na niższy poziom drużyn z dolnej części tabeli. Gdy już nie walczą o nic, może brakować odpowiedniego zaangażowania.

Ojciec cały czas krytykuje Cię po meczach, wytyka błędy?
- Tak, to się nie zmienia i tak pewnie będzie do samego końca mojej gry w koszykówkę.

Twoja najmocniejsza strona?
- Wejście na kosz zakończone dwutaktem, pierwszy krok do minięcia zawodnika. Cały czas muszę pracować nad rzutami. Plus waleczność i ambicja. Kiedyś także gra w obronie, teraz niestety muszę nad tym popracować, bo nie wytrzymuję na nogach.

Dlaczego od pewnego czasu unikasz wsadów, którymi wcześniej ochoczo kończyłeś akcje?
- Już od kilku lat mam problemy z kolanami, to nie jest nic nowego. To jest kolano skoczka. W trakcie tego sezonu miałem krótką przerwę na rehabilitację, bo kolana bolały mnie już naprawdę bardzo. Nie mogłem normalnie biegać. I tak nie zginam nóg jak biegam, z czego śmieją się koledzy. Zacząłem wzmacniać kolana, trochę schudłem, żeby odciążyć kolana. To też jest problem w psychice. Nawet jak byłem cięższy i kolana też mnie bolały, to robiłem wsady często. Po okresie rehabilitacji, po zrzuceniu wagi, chyba trochę bałem się wyskoczyć tak jak do wsadu, bo odczuwałem ból - szczególnie więzadła rzepki w lewej nodze, czyli tej, z której się wybijam. Mam nadzieję, że przed nowym sezonem odpowiednio popracuję na siłowni, wzmocnię kolana i nie będę odczuwał tego bólu.

Rzucasz tylko jedną ręką, czy zdarza Ci się oddawać rzuty, na przykład żeby zmylić przeciwnika, drugą?
- Lewa ręka, jeśli chodzi o rzut, to dramat. Czasami podczas treningu rzucamy dla żartów drugą ręką i u mnie lewa jest wyraźnie nieskoordynowana do rzutów. Rzucam tylko prawą ręką, lewą podtrzymuję piłkę.

Jak koncentrujesz się przed meczami?
- Mam trzy ćwiczenia, które zawsze wykonuję przed meczami i to działa. Nie chcę jednak zdradzać co to takiego. Moja ciocia, która zajmowała się psychologią, pokazała mi je i to faktycznie działa. Kiedyś, wiem to już z perspektywy czasu, poziom stresu był u mnie wyższy niż poziom koncentracji i dlatego wychodziły mi gorsze mecze. Teraz zdecydowanie lepiej się koncentruję i to daje efekt. No i mało co potrafi tak nas skoncentrować i zmotywować do walki jak to, gdy cała hala śpiewa przed meczem "Sen o Warszawie".

Niektórzy powtarzali, że kibice Legii na meczach kosza, poza tym, że są i dopingują, wcale nie interesują się tym, co się dzieje na parkiecie. Chyba ostatnie mecze pokazały, że jest zupełnie inaczej?
- Odczuwamy to, że kibice patrzą na to, co się dzieje na parkiecie. Na meczu z Basketem Piła, po raz pierwszy od dłuższego czasu, kibice przeszkadzali rywalom gwiżdżąc. To była świetna pomoc dla nas, to dekoncentruje przeciwnika, a jak przejmowaliśmy piłkę, od razu wzmagał się doping. Wracając jednak do pytania, to na meczach w piłkę kibice również nie bardzo żyją meczem. Dopingują Legię, bo kochają ten klub. Nie zawsze jednak przeżywają mecz pod kątem sytuacji boiskowych, jak jest jakiś faul czy nieprawidłowa decyzja sędziego. Nie mówiąc już o gwizdach, które pierwszy raz od naprawdę dawna pojawiły się dopiero na meczu z Gaziantepsporem i później ze Spartakiem. Na naszych meczach gwizdanie podczas akcji przeciwników jest jak najbardziej okej - przeszkadza przeciwnikom, czyli nam pomaga. A tak w ogóle, co my będziemy mówić - kibice Legii najlepiej wiedzą, jak wspierać swój zespół. A że nie ma tu typowo "koszykarskiego dopingu"? - bo i takie zarzuty się pojawiały. Tu nie jest NBA, kibice nie jedzą popcornu i hot-dogów na meczach.

Sam wolisz oglądać koszykarską ekstraklasę czy NBA?
- Generalnie wolę oglądać mecze Euroligi. NBA jak najbardziej, ale dopiero play-offy. Wtedy jest super walka, a umiejętności zawodników w tej lidze to jest kosmos. Polską ligę czasem oglądam, ale rzadko. Oglądam raczej mecze drużyn, w których grają moi przyjaciele. Jeśli jednak w ogóle chodzi o oglądanie meczów w telewizji, to zdecydowanie bardziej wolę oglądać piłkę.

Na pewno widziałeś zachowanie Semira Stilicia na pseudo fecie w Poznaniu...
- Żaden zawodnik nie powinien zachowywać się w ten sposób, bez względu na to, czy jest z Wisły, Lecha, Legii, czy jeszcze innego klubu. Zawodnik na pewnym poziomie, a już na pewno ekstraklasy, nie może się tak zachowywać. Dostaje dobre pieniądze, reprezentuje swój klub i nie może ubliżać innym zespołom ani innym piłkarzom. Czy ktoś wyobraża sobie, żeby pracownik jakiejś firmy publicznie wyzywał inną firmę?

Miałeś w tym roku okazję dopingować Legię w Lizbonie - jak wrażenia?
- Świetny wyjazd, piękne miasto, bo mieliśmy sporo czasu, żeby je dokładnie zwiedzić. Sam mecz był niezły, ale szkoda, że nie udało się wywalczyć awansu. Natomiast nie ukrywam, że liczyłem na lepszy doping z naszej strony. Jak się jedzie na drugi koniec Europy, warto pokazać się lepiej i nie żałować gardeł za Legię. Koszmarnie wypadła organizacja wejść i wyjść ze stadionu. Do tego policja była strasznie agresywnie do nas nastawiona.

Byłeś także na finale Pucharu Polski w Kielcach. Zobaczyłeś pewnie ze 30 minut meczu?
- Wszedłem na stadion jakoś w drugiej połowie. To jest dramat, żeby wpuszczać tyle tysięcy ludzi na stadion takim małym wejściem - organizatorzy z PZPN zupełnie się nie popisali. Fajnie, że Legia wygrała i zdobyła Puchar, bo Ruch na boisku nie istniał.

Wobec tych problemów z wejściem, nie żałujesz że pojechałeś?
- Ależ skąd! Mam nadzieję, że następnym razem będę na czas.

Albo cały mecz spędzisz przed stadionem :)
- No trudno, czasem bywa i tak. Z dobrymi ludźmi można spędzić i te 90 minut przed bramami w mieście oddalonym o kilkaset kilometrów. Do Kielc pojechaliśmy naszą żoliborską ekipą i na pewno będziemy dalej jeździć, o ile oczywiście pozwolą na to fundusze i praca.

W tym sezonie możesz mieć trudniej z wyjazdami na piłkę, bo w lidze czekają Was dalsze wyjazdy, a ich przekładanie "pod piłkę" raczej nie będzie możliwe, jak to się udawało w III lidze.
- Tego się obawiam. Jak już będzie grała liga, nie będziemy mieli wpływu na terminy naszych wyjazdowych meczów. Pozostają jeszcze mecze w europejskich pucharach, które są w czwartki. Mam nadzieję, że znowu nie będziemy mieli w czwartki treningów (śmiech). Na pewno terminy meczów u nas będziemy tak jak do tej pory starali się tak dostosować, by nie pokrywały się ze spotkaniami piłkarzy.

Przy okazji kręcenia zapowiedzi półfinałów miałeś okazję osobiście poznać paru piłkarzy Legii. Jak wrażenia?
- Nie spodziewałem się, że to tak sympatyczni goście. "Rado" przyszedł uśmiechnięty od ucha do ucha. Mimo że nas nie znał, co chwila żartował, ekstra gość. To samo zresztą można powiedzieć o Kubie Rzeźniczaku i Januszu Golu. Bardzo dziękujemy im za pomoc. Wiadomo, że wcale nie musieli poświęcać dla nas czasu, mogli jechać do domu, a przyszli, żeby pomóc koszykarskiej Legii.

Dlaczego piłkarska Legia nie zdobyła w tym sezonie mistrzostwa Polski?
- Nie jestem piłkarskim ekspertem, ale Legia za często traciła punkty z teoretycznie słabszymi przeciwnikami. Legia przegrała czy zremisowała kilka meczów, które po prostu trzeba było wygrać. Ja śledziłem wyniki Legii od lat i często tak bywało, że ten zespół męczył się ze słabymi zespołami, jak Cracovią, Odrą Wodzisław. A w tym sezonie przegraliśmy z GKS-em u siebie, zremisowaliśmy z Jagiellonią, Widzewem... Może i gramy dobrze z tymi najlepszymi zespołami, ale czegoś brakuje w walce ze słabszymi. Po pierwszej rundzie, mimo wpadki z Podbeskidziem, byłem dobrej myśli. Nie wiem, czy piłkarzom zabrakło zaangażowania, determinacji...

Maciej Skorża powinien zostać na kolejny sezon?
- Nie widzę teraz sensownego kandydata, który mógłby osiągnąć sukces z tym zespołem. Słyszałem o trenerze Victorii Pilzno, ale nie wiadomo jak się odnajdzie w Polsce, a szczególnie w Legii. Często jest przecież tak, że czołowy zawodnik przychodzi tutaj i nagle zaczyna grać zupełnie inaczej, słabiej. Nie radzi sobie z presją. Skorża się tu odnalazł. Zresztą ostatni sezon najlepiej podzielić na dwie części. Pierwsza - do momentu zdobycia Pucharu Polski - bardzo udana. Świetne mecze w europejskich pucharach po raz pierwszy od kilkunastu lat. No i fatalna końcówka, w której straciliśmy szanse na mistrzostwo. Więc gdyby nie to mistrzostwo, to był w miarę niezły sezon. Na szczęście to nie ja mam ten problem czy zostawiać Skorżę, czy nie. Generalnie, mimo końcówki sezonu, a trener stracił kilku podstawowych zawodników, to jakoś z tego wybrnął.

Ze strony sportowca, przerywanie meczu na początku, np. poprzez rzucenie serpentyn, może być jakimś wytłumaczeniem słabego wyniku, jakiejś dekoncentracji?
- Według mnie nie ma to większego wpływu. Przecież piłkarze muszą być przygotowani na to psychicznie, bo tak dzieje się nie raz, a po drugie, równie dobrze może dojść do jakiejś kontuzji, przez którą przerwa w meczu będzie trwała równie długo. Co innego jak się przedłuża rozgrzewka przed meczem o pół godziny. A przerwa kilku minut w trakcie spotkania? Nie, na to trzeba być przygotowanym. Trzeba się skoncentrować na 100 minut i już.

Myślisz, że w kolejnym sezonie Legia dotrze tak daleko w europejskich pucharach? Droga do fazy grupowej będzie dłuższa, bo startujemy już od drugiej rundy.
- A to nie wiedziałem, myślałem, że będzie tak jak przed rokiem. Bardzo bym sobie życzył, żebyśmy doszli tak daleko jak ostatnio, może jeszcze dalej, ale nie będzie to łatwe zadanie. Możemy trafić na trudniejszych rywali niż w ostatnim sezonie. Trzeba wyjść i walczyć. O tym, że niemożliwe nie istnieje, pokazaliśmy w tym roku, choćby eliminując Spartak.

Rozmawiał Marcin Bodziachowski



Paweł Podobas wchodzi dwutaktem na kosz Mazowsza Grójec - fot. Mishka / Legionisci.com


"Pepe" na meczu Sporting - Legia - fot. Bodziach / Legionisci.com


"Chcę grać jak najwięcej" - mówi w rozmowie z LL! Podobas - fot. Hagi / Legionisci.com

przeczytaj więcej o:
REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.