Goldammer w walce o piłkę z Nędzim w meczu MCKiS Jaworzno - Legia - fot. Bodziach
REKLAMA

Jak najszybciej zapomnieć o meczu w Jaworznie

Bodziach, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

Chyba każdy z nas chciałby jak najszybciej zapomnieć o sobotnim meczu w Jaworznie. Legia zagrała najgorsze spotkanie w sezonie, które zresztą przegrała najwyżej. Nasz zespół ani razu nie prowadził w tym pojedynku, chociaż sam początek był całkiem niezły w wykonaniu legionistów. Już w pierwszej akcji MCKiS Patryk Nowerski zablokował Janiaka, ale szansy na wyprowadzenie Legii na prowadzenie nie wykorzystał Piotr Nawrot.

Kapitan Legii niepotrzebnie pospieszył się z rzutem, piłka odbiła się od obręczy, a w odpowiedzi Goldammer trafił z najbliższej odległości. W kolejnej akcji świetnie spisał się nasz drugi środkowy, Marcin Nędzi, który efektownym wsadem, uwieszając się na obręczy, doprowadził do wyrównania. Już w drugiej minucie "Topór" zaliczył drugi w tym meczu blok, zatrzymując w powietrzu rzut Łukasza Bąka. Co z tego... skoro piłkę zebrali gospodarze i po chwili Bąk oddał już celny rzut. Także w kolejnej akcji MCKiS nastąpiło ponowienie ataku, po zbiórce na naszej tablicy, czego efektem była trójka Grochowskiego. Legia tymczasem w głupi sposób traciła piłkę w ataku (Nowerski, Nędzi) i Jaworzno szybko wypracowało sobie kilkupunktową przewagę. Co prawda na trójkę Janiaka, Nawrot odpowiedział celnym rzutem za trzy, ale po siedmiu minutach spotkania było 16-9 dla gospodarzy. Do pięciu punktów straty zmniejszył Michał Świderski, ale niestety w ostatnich dwóch minutach pierwszej kwarty nasz zespół nie zdobył już punktów (pudła Wojtyńskiego, Nowerskiego i Zajączkowskiego), zaś gospodarze trafili jeszcze dwukrotnie i po I kwarcie prowadzili 20-11.

Przez pierwsze trzy minuty drugiej kwarty gospodarze utrzymywali 7-punktowe prowadzenie. Trójkę trafił Wojtyński, ale już kolejny rzut "Bąka" był niecelny. Legia niestety w tym meczu rzadko zbierała piłkę z tablicy przeciwnika i na ponawianie akcji szanse były niewielkie. Jaworzno tymczasem doskonale rozpracowało wszystkie zagrywki Legii i gracze MCKiS widząc gesty rozgrywających, od razu ustawiali się tak, by zatrzymać poszczególnych zawodników. Do tego Jaworzno grało bardzo twardo pod swoim koszem, nie pozwalając na zbyt wiele naszym wysokim. Nie raz przekraczając przy tym przepisy, ale w tej kwestii sędziowie popełnili sporo błędów, nie dostrzegając często ewidentnych fauli na Cechniaku, Nędzim, czy Nowerskim, zaś faule odgwizdane Nędziemu pod własnym koszem były szczytem chamstwa. Ale to nie sędziowie przegrali Legii ten mecz. Legioniści mieli także wyjątkowego pecha, często nawet broniąc twardo, do ostatniej sekundy... tracili punkty. Graczom MCKiS w 24-tych sekundach akcji często wychodziły niesamowite rzuty i nawet z nieprzygotowanych pozycji... wszystko wpadało. Najczęściej "trójki".

W 17 minucie prowadzenie gospodarzy wzrosło już do 15 punktów. Minimalnie lepiej wyglądała końcówka tej części gry, kiedy udało się zmniejszyć straty do 11 oczek. Do przerwy było 34-23 i wszystko było jeszcze możliwe. Trzeba było tylko zagrać zdecydowanie lepiej po przerwie.

W 23. minucie przewaga Jaworzna wynosiła 10 oczek, ale chwilę później Bąk trafił swoją jedyną trójkę w meczu. Kilka strat i niecelnych rzutów z rzędu sprawiło, że w ciągu dwóch minut Jaworzno miało już 17 punktów przewagi. Nasze nadzieje odżyły po "trójce" Wojtyńskiego (45-31), ale w odpowiedzi goście nawet pudłując, zebrali piłkę na naszej tablicy i za sprawą Ejsmonda dodali kolejne trzy oczka do swojego dorobku. Legii nie udało się wykorzystać także przewinienia niesportowego, jakiego dopuścił się Bąk na Holnickim. Nasz rozgrywający spudłował oba osobiste, nie wykorzystaliśmy także piłki z boku, bowiem "Świder" nie trafił za 3. W ostatniej akcji trzeciej kwarty celnie rzucał Damian Cechniak, ale przewaga MCKiS nadal była spora... 53-37.

Mieliśmy nadzieję, że Legia jeszcze podejmie walkę, tymczasem ostatnich 10 minut meczu, było najgorsze w wykonaniu warszawiaków i niestety najlepsze ze strony gospodarzy. Przez pierwsze dwie minuty tej części meczu, żadna z drużyn nie potrafiła zdobyć punktów, a upływający czas działał na korzyść Jaworzna. To właśnie oni przebudzili się szybciej, powiększając przewagę na tyle, że o podjęciu walki nie mogło być już mowy. Legioniści w ataku bili w mur - oddawali kolejne niecelne rzuty z dystansu, w obronie zaś pozwalali rywalom na wiele. Jaworno koncertowo rozgrywało kolejne akcje i pokazywali taką koszykówkę... jak Legia w drugim meczu z Piasecznem. 16 punktów z rzędu, w tym kilka wsadów po szybkich atakach... Legia tymczasem pozostawała bez choćby punktu w tej kwarcie i na tablicy, na 2,5 minuty przed końcem widniał wynik 69-37. Jak się później okazało, wcale nie najwyższy w meczu. W końcu Jaworski przełamał fatalną passę Legii, trafiając drugi z rzutów wolnych, dwa osobiste wykorzystał Cechniak, trójkę trafił "Świder", ale po chwili tym samym odpowiedział Ejsmont. Świderski raz jeszcze trafił do kosza rywala, tym razem za dwa, ale w dwóch ostatnich akcjach gospodarzy Dusiło dwukrotnie trafił za 3 punkty, ustalając wynik spotkania na 79-45.

Tak źle w tym sezonie Legia jeszcze nie grała. Szkoda, że taki mecz przyszedł w decydującym momencie sezonu, choć może i lepiej, że w pierwszym... a nie trzecim meczu. Żeby jednak do niego doszło, trzeba poprawić wszystko. Po sobotnim meczu nie da się wyróżnić żadnego zawodnika naszej drużyny. Wszyscy grali "piach", zaś po stronie gospodarzy widać było świetną grę zespołową. Podczas, gdy mówiło się, że najgroźniejszy w zespole Jaworzna jest Bąk, okazało się, że w meczu z Legią każdy zawodnik Jaworzna grał i punktował równo. Wszyscy zasuwali na maksa. Tym samym musimy odpowiedzieć już w środę na Bemowie. W przeciwnym razie do trzeciego meczu nie dojdzie. Przewaga własnego parkietu ze strony Jaworzna w finale, na pewno stawiała ten właśnie zespół w roli faworyta. Mając jednak w pamięci ostatnie dobre występy Legii, choćby z Piasecznem, spodziewaliśmy się zdecydowanie lepszej postawy legionistów. I gdyby zagrali tak jak w obu meczach z Piasecznem, wynik sobotniego pojedynku byłby z pewnością inny. W środę trzeba grać swoje, zapieprzać na maksa przez cały mecz, a doping kibiców na pewno pomoże naszej drużynie. Pierwszy finałowy mecz wymazujemy już z pamięci i czekamy na wygraną w środę.


przeczytaj więcej o:
REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.